Muszę być chyba masochistką, skoro czytam takie książki, jak "Dzisiaj narysujemy śmierć" Wojciecha Tochmana. Reportaż opisuje konkretne wydarzenie, szuka świadków, stara się wyjaśnić, pomóc zrozumieć zaistniałą rzeczywistość. A ja czytam i nie pojmuję... Moje zdolności percepcji nie są zbyt rozwinięte, by zrozumieć dlaczego w 1994 roku w Rwandzie doszło do ogromnej masakry dokonanej na Tutsi przez Hutu? Do tej pory myślałam, że te dwa plemiona od zawsze goniły się po buszu z dzidami w ręku aż przyszedł biały człowiek z kagankiem "cywilizacji" i kazał wrogom mieszkać w jednej strukturze państwowej. Ale nie. Okazuje się, że Tutsi i Hutu wywodzą się z jednego pnia i od wieków mieszkali obok siebie. Małżeństwa mieszane nie były niczym niezwykłym. Zatem dlaczego pewnego kwietniowego dnia zaczęła się masakra?...
Wierzcie mi lektura tej książki nie należy do najłatwiejszych. I nie chodzi o styl pisania, bo ten jest znakomity. Jednak ładunek emocjonalny jest ogromny, opisy zbrodni realistyczne, ale nie epatują męczeństwem. To raczej kronikarski zapis... Autor musi być niezmiernie odporną psychikę, by podróżować po kraju, w którym wciąż żyją obok siebie ofiary i kaci. Blizny jeszcze się nie zasklepiły. Okaleczone kobiety, ofiary brutalnych gwałtów, dzieci poczęte w najokropniejszy sposób, odrzucone i niekochane. Gwałciciel mieszka na tej samej ulicy, co jego ofiara... Dorośli ludzie, którzy jako dzieci widzieli śmierć rodziców... Prześladowani nie mieli się gdzie schronić... Szukali schronienia w kościołach, lecz księża również z Polski, nie zrobili nic, by ich ochronić...
Reportaż Tochmana to świadectwo największego okropieństwa do jakiego zdolny jest człowiek...
Książka liczy niewiele ponad 152 stron, ale nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie ją przeczytać od razu...Zbyt przerażająca... Zbyt prawdziwa...