Jesień zaczyna płakać poranną rosą,
a zimne ranki mgły już nam niosą,
słońce nisko się położyło,
na odpoczynek swój zasłużyło.
Opalone na brąz kasztany
spadają z hukiem na bruk
stuk puk, stuk puk, stuk puk.
Cieniem się kładą wierzby płaczące,
szumią potoki bardziej też rwące.
To piękna pani (jesień) stoi pod lasem
przyszła się zmierzyć z letnim czasem.
Zabiera słońce, zabiera ciepło,
zabiera cudowną pogodę letnią.
Ubrana w płaszcz kolorowy,
szalik i kapelusz zamszowy
zostanie z nami do zimy,
aż kiedyś znowu ją zaprosimy,
albo sama się wprosi do domu
nie mówiąc nic o tym nikomu...
Zawieje wiatrem,śniegiem posypie
a my będziemy walczyć,
nie damy się grypie.
Odejdzie wygnana przez mróz srogi,
by w zaspach nie pomylić drogi....