Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

FANTAZJE - TYLKO DLA DOROSŁYCH


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
45 odpowiedzi w tym temacie

#21 malenstwo

malenstwo

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 232 postów

Napisano 26 czerwiec 2003 - 13:40

Nareszcie w domu- ucieszyłam się, kiedy pociąg zatrzymał się na stacji.
Podniosłam się, żeby zdjąć bagaże z półki, ale nie miałam siły ściągnąć tej torby.
-Czy mógłby mi pan pomóc? - zwróciłam się do towarzysza podróży
Mężczyzna zerwał się z miejsca i nagle... jak długi zwalił się na podłogę.
Obie ze współpasażerką popatrzyłyśmy na siebie przerażone. Brunetka rzuciła mu się na pomoc. Delikatnie odsunęłam ją
-Jestem lekarzem- powiedziałam i pochyliłam się nad mężczyzną
Był nieprzytomny.
-Trzeba natychmiast wezwać pogotowie, musimy przetransportować go do szpitala, powiedziałam i zaczęłam reanimację...

Karetka przyjechała bardzo szybko i zawieźliśmy go do kliniki na Oddział Intensywnej Terapii, tam zajęliśmy się nim troskliwie. Kiedy już opanowaliśmy najgorsze, poczułam się bardzo zmęczona.
Nasz pacjent odzyskał przytomność, kiedy poszłam do niego, siedziała przy nim pielęgniarka.
Podeszłam do jego łóżka-
-Jak się pan teraz czuje? Napędził nam pan niezłego strachu, dobrze, że byliśmy już w Gdańsku i mogliśmy się panem zaopiekować. Opanowaliśmy już sytuację, ale przez kilka dni musi pan zostać u nas w klinice, żebyśmy mogli obserwować stan pana zdrowia. Czy miał pan w przeszłości problemy z sercem? - zapytałam i założyłam stetoskop, by posłuchać rytmu jego serca.
Mężczyzna nie odpowiedział, miał przymknięte oczy. Niech pan sobie odpoczywa, zajrzę do pana później- powiedziałam i wyszłam z sali.
Na korytarzu siedziała znajoma z pociągu. Podeszłam do niej i usiadłam obok. Poinformowałam ją, że pacjent odzyskał już przytomność, ale musi pozostać w klinice. Zaproponowałam, żeby poszła do domu, ale nie chciała. Koniecznie chciała go zobaczyć.
- Dziś to niemożliwe, chory musi wypocząć. Proszę przyjść jutro, pani tez musi odpocząć, obie miałyśmy ciężki dzień.
-Do widzenia- uśmiechnęłam się do niej i powędrowałam do swojego gabinetu.
Po drodze spotkałam siostrę oddziałową.
-Pani doktor, zrobić pani kawy?- wygląda pani na zmęczoną
- Tak, jeśli można. Muszę chwilkę odpocząć i pojadę do domu. Nawet nie przypuszczałam, ze moja podróż tak się skończy.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie tej podróży. Polubiłam ta parę, wyglądali tak sympatycznie.
Ciekawe co ich łączy, pomyślałam. Dziewczyna nie znała nawet jego nazwiska, chyba poznali się w pociągu. Jakie to romantyczne.

Następnego dnia nasza znajoma z pociągu, była bardzo wcześnie w klinice. Po obchodzie lekarskim pozwoliłam jej na krótką wizytę. Zostawiłam ich samych, żeby mogli sobie porozmawiać. Elżbieta, bo tak się przedstawiła, usiadła nieśmiało na brzegu łóżka.
Usiadłam w swoim gabinecie i pomyślałam, tych dwoje spotkało się w pociągu i coś ich połączyło. Mnie nigdy nie spotkało cos takiego. A jednak istnieje miłość od pierwszego wejrzenia. W tym momencie zadzwonił telefon i musiałam przerwać swoje rozważania. Wzywano mnie na konsultację. Idąc korytarzem widziałam moich znajomych jak ich nazywałam w myślach, jak trzymali się za ręce. Szczęściarze, pomyślałam, westchnęłam i pobiegłam do swoich zajęć .
  • 0

Nigdy nie zapominaj najpiękniejszych dni swego życia! Wracaj do nich ilekroć w twym życiu wszystko zaczyna sie walić.


#22 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 26 czerwiec 2003 - 13:44

Teraz siedząc już bliżej mnie, nachyliła się i pocałowała w czoło jak smarkacza pomyślałem ,mówiąc przy tym: opowiadaj wreszcie o sobie.
Chcesz mnie poznać w szczegółach ,czy ogólnie ? -spytałem. Na szczegóły będzie czas. Teraz powiedz mi coś o sobie odparła spuszczając oczy jak pensjonarka. Noooo...to już propozycja prawie - odpowiedziałem, uśmiechając się zalotnie patrząc jej w oczy.
E e e ....nie wyobrażaj sobie za dużo smarkaczu. Wyobraźnia to najwspanialsza rzecz. Pozwala człowiekowi przewidywać następstwa swoich, lub bliźnich czynów i z nie jednej opresji cię wybawi.
No dobrze. Opowiem tobie kawałek życia, bo budzisz zaufanie i przyznaję otwarcie, że jestem tobą zainteresowany. Przyznam na wstępie też, że od wielu lat nie interesowałem się kobietami, uważając je za główną przyczynę zła na tym świecie i tego co mnie doprowadziło pewnie do tego zawału.
Mój belfer mawiał: jedyne co się Panu Bogu nie udało, to kobiety. I przyznaję racje.
Są źródłem wszelkiego zła. O nie się mężczyźni biją , prowadzą wojny, zdradzają dla nich przyjaciół itd. - Nie pyskuj na kobiety, tylko opowiadaj o sobie - wtrąciła i zobaczyłem u niej błyski w oczach. Cholercia , pewnie jakaś zwariowana feministka mi się przytrafiła. No trudno. Uśmiechnąłem się ponownie, bo w sumie podobał mi się ten błysk oka. Ta wojowniczość. To mnie chyba przyciągało i roztapiało lud jakim byłem otoczony od lat. Była inna w tym i dodawało to jej uroku. Choć strasznie nie cierpiałem tych wymalowanych lal wojujących o niby prawa. Tak jakby im ktoś je odbierał, hihihi...Miałem kiedyś rodzinę - powiedziałem już spokojnie i z powagą zagłębiając się w myślach . Moja rodzina to miła sekutnica , która obdarowała mnie potomstwem. A właściwie to kto kogo obdarował, ? - bo sama sobie tego nie zrobiła nie ? -. Widziałem jak podnoszę jej ciśnienie takim wywodem. Kiedy popatrzyła jednak znowu tymi ślicznymi oczkami na mnie, ująłem jej druga rękę u pocałowałem delikatnie. Teraz, nie odtrąciła tego gestu. Dobry znak pomyślałem i kontynuowałem dalej swe opowiadanie. Widzisz, moja połowica, chciała być kierownica i wylądowaliśmy w rowie. Rowie zmarnowanego życia.
Urodziło nam się kilkoro już dzisiaj prawie dorosłych dzieci i teraz jest już dobrze, ale było ciężko. Ja przychodziłem z pracy, zastając bałagan i dzieci samopas wałęsające się do późna po podwórku. Zabierałem się za gary, pranie i szykowanie posiłków na następny dzień. Byłem tym nowoczesnym mężczyzną hehehe....Jej nie było w domu prawie przez cały dzień. Przynajmniej fizycznie. Zmywała, ale się na długie godzinki i tyle dzieci miały z niej pociechy . O sobie nie wspomnę. To zaczęło się od kiedy poznaliśmy takie towarzystwo na wczasach, będąc zaraz po ślubie w Zakopanym.. Zaczęła spędzać z nimi więcej czasu niż z nami. Ja nie miałem na te przyjecia ochoty i jak się okazało dobrze że jej nie miałem.Dowiedziałem się po czasie, że była to prawdopodobnie sekta. Widziałem ją kilka razy taką zgaszoną bez ikry, ale nie miałem do niej dostępu. Nie pozwoliła się zbliżyć. Ja ciężko i długo pracowałem, by utrzymać ten dom i jej miłość. Wszystko poszło na marne któregoś dnia, kiedy to wpadła pod samochód pozostawiając mnie z dziećmi. Musiałem borykać się z niewyobrażalnymi kłopotami. Rozumiem matki wychowujące samotnie dzieci, ale mężczyźnie jest o wiele gorzej pod tym względem.
Koniec wizyty ! - powiedziała stojąc w drzwiach nasza pani doktor uśmiechając się przy tym. Elżbieta słuchając mojej relacji nie zauważyła jej i teraz szybkim ruchem wyskoczyła ręką z pod kołdry. A tak miło było pomyślałem gdy czułem jej dotyk i delikatny masaż nie tylko nogi. Ze zdziwieniem zauważyłem też że ma wilgotne oczy.

cdn.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#23 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 27 czerwiec 2003 - 03:36

Następnego dnia od rana kręciłam się po kliniki, najpierw dość sprawnie udało mi się pozałatwiać wszelkie formalności związane z pobytem w szpitalu mojego współpasażera. Tożsamość, ubezpieczenie... Nawet nie wiedziałam, że jest tego tak dużo. Później poszłam na oddział. Obserwowałam krzątających się lekarzy i przygotowanie do obchodu. Kilka razy minęła mnie nawet nasza pani doktor, nie zatrzymała się jednam, tylko nieznacznie ukłoniła. Ucieszyło mnie to nawet, czułam, że ona może mi ułatwić rozmowę z chorym. Rzeczywiście jakiś czas potem podeszła do mnie, poinformowała o sytuacji i zaprowadziła na salę. Z zasady nie lubię szpitali, dlatego widok całej aparatury medycznej przyprawił mnie o dreszcze. Na szczęście jej uspokajający głos dodawał mi otuchy. Pacjent też silił się na dowcipy. Kurcze, to on jest chory, a ja zamiast jakoś go wspierać zachowuję się jak przestraszone dziecko, zganiłam się w duchu i postanowiłam wziąć się w garść. W samą porę, bo lekarka właśnie zwróciła się w moją stronę:
- No, to ja się zmywam do obowiązków a wy pogadajcie sobie i dziękuję za pomoc pani.... - dopiero w tej chwili zadałam sobie sprawę, że jak do tej pory nie przedstawiłam się, nie znałam też jej nazwiska. Po prezentacji ona wybiegła z sali a my zostaliśmy sami. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie widziałam krzesełka, dlatego delikatnie usiadłam w nogach łóżka. Nie bardzo wiedziałam co dalej. Co powiedzieć? O co zapytać? Gdzie podziać ręce? Nerwowo chciałam poprawić koc i wtedy on chwycił moją dłoń. Zdziwiona ale i cały czas trochę zdenerwowana zapytałam, czy czegoś potrzebuje. Kpiarz stwierdził, że przede wszystkim mojego uśmiechu. Uśmiechnęłam się, ale miałam go ochotę zamordować, ja tu przez niego nie śpię po nocach a on sobie żarty stroi... Miałam mu zadać tyle pytań, ale teraz wszystko wyleciało mi z głowy. Chciałam dowiedzieć się czegoś o nim, dane z dowodu nie wyjaśniały kim jest, dokąd jechał i kogo mam zawiadomić teraz. Zapytałam o to jednocześnie wyjaśniając, że zabrałam jego bagaż do nas i że musiałam je przejrzeć w poszukiwaniu dokumentów i rzeczy osobistych. Nawet go to ucieszyło. Bynajmniej tak myślałam, bo uścisnął mocniej moją dłoń... A potem zaskoczył mnie, jak nikt dotąd. Nasze splecione dłonie wylądowały pod kołdrą obok jego nogi. Czułam, jak cała oblewam się purpurą. Starałam się wyrwać mu rękę i uciec w najdalszy kąt sali, ale nie udało i się. Byłam wściekła, zwłaszcza, że musiałam siąść bliżej, aby nikt nie zorientował się w sytuacji. Dlaczego faceci, gdy zaczynamy ich lubić, robią coś takiego, co niszczy całe zaufanie... Krew gotowała się we mnie, wiedziałam, że za chwilę, jeśli nie uda mi się zabrać mu ręki, wybuchnę. W pewnym momencie postanowiłam zaryzykować i... nachyliłam się, aby pocałować go w czoło w nadziei, że to odwróci jego uwagę. On chyba przewidział ten manewr, bo mocniej przycisnął nasze dłonie do swojej nogi.
- Opowiadaj wreszcie - wydusiłam mu w ucho. On kpił sobie ze mnie w żywe oczy. Zapytał, czy chcę go poznać w szczegółach, czy ogólnie. Zdawał się przy tym wcale nie zwracać uwagi na moją złość.
- Na szczegóły będzie czas - odpowiedziałam, starałam się skoncentrować i pomyśleć, co teraz powinnam zrobić, przymknęłam oczy. Kolejnej insynuacji już nie wytrzymałam, przestało mnie interesować, to czy on jest chory czy zdrowy, byłam wściekła. Patrząc mu prosto w oczy, skomentowałam to tylko jednym zdaniem -Nie wyobrażaj sobie za dużo smarkaczu - właściwie, to chyba był starszy ode mnie, ale już nie panowałam nad sobą. Chyba w końcu to dotarło do niego, bo jakby trochę zmienił front. Jeszcze próbował kpić i odgrażać się, ale to już były słowa innego faceta. A historia, którą usłyszałam wbiła mnie w łóżko... Jeszcze starliśmy się oboje o rolę kobiet w życiu i dziejach, ale stopniowo obojgu nam opadały emocje. A może tylko zmieniały się, złość przechodziła w sympatię i zainteresowanie. Przestała mi przeszkadzać i ręka pod kołdrą i pocałunek złożony na drugiej. Czekałam na dalszy rozwój opowieści... Nawet się nie zorientowałam, gdy w drzwiach stanęła doktor Bogumiła i obwieściła koniec wizyty. Zerwałam się na równe nogi, nie odrywając oczu od jego oczu zapytałam, czy powinnam kogoś zawiadomić o tym, że jest w szpitalu. Początkowo stwierdził, że nie, potem jednak zaproponował, aby zadzwonić do jego przyjaciela Roberta.
Wyszłam z sali z mieszanymi uczuciami. Zastanawiając się, co myśleć o tym wszystkim, dotarłam do wyjścia ze szpitala. Na schodach czekała na mnie Klara.
- Gdzie ty się podziewasz, już południe, czekam tu na ciebie i czekam. Co z nim?
- Nie wiem...
- Jak nie wiesz, jest aż tak źle?
- Z sercem chyba lepiej... To ja nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. W ciągu godziny, omal nie doprowadził mnie do łez, a chwilę wcześniej miałam go ochotę zamordować...

Pozdrawiam
Liwia
  • 0

#24 malenstwo

malenstwo

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 232 postów

Napisano 27 czerwiec 2003 - 11:19

Kiedy wróciłam z konsultacji, zajęłam się sprawami oddziału i nawet nie zauważyłam, kiedy w drzwiach stanęła pielęgniarka. Popatrzyłam na nią znad dokumentacji lekarskich
-Jakiś pan pytał o panią- powiedziała
-A w jakiej sprawie?- spytałam. Mam jeszcze dzisiaj dużo pracy
-Chyba chodzi o naszego pacjenta, którego wczoraj pani do nas przywiozła - powiedziała i weszła dalej do gabinetu.
-Dobrze, proszę go poprosić- powiedziałam
Pielęgniarka wyszła a w drzwiach pojawił się mężczyzna. Był cholernie przystojny. Pewnie wszystkie kobiety za nim szaleją- pomyślałam.
-W czym mogę panu pomóc - zapytałam. Pielęgniarka mówiła, że chodzi panu o naszego nowego pacjenta z OIOMU.
-Wczoraj dostałem telefon od jakiejś pani, która prosiła, żebym przyjechał do Gdańska, do kliniki. Miałem zgłosić się do pani doktor. Proszę mi powiedzieć, co z moim przyjacielem, jak to się stało, że znalazł się w klinice, wyrzucił z siebie jednym tchem
Wyglądał na naprawdę zaniepokojonego. Uśmiechnęłam się do niego
-Proszę się nie martwić, już wszystko w porządku. Myślę, ze sam panu wszystko opowie. Będzie pan mógł się z nim zobaczyć, ale musi pan poczekać, bo jest u niego w tej chwili gość.
Proszę zaczekać chwilkę na korytarzu- powiedziałam i ruszyłam w stronę dyżurki pielęgniarek.

Kiedy stanęłam w drzwiach sali, Elżbieta jeszcze była. Byli bardzo zajęci rozmową.
-Koniec wizyty, powiedziałam uśmiechając się. Pacjent musi wypoczywać. Udałam, że nie widzę jak nagle wyszarpnęła rękę spod kołdry
Ale mam dla pana bardzo dobrą wiadomość. Wyniki są zadowalające, więc dziś odłączymy pana od tej pikającej aparatury. Jeżeli przez noc będzie wszystko w porządku, jutro przeniesiemy pana na normalną salę i tam jeszcze poleży pan parę dni. A pani, zwróciłam się do Elżbiety, będzie mogła być dłużej ze znajomym, bo na OIOMiE niestety nie ma odwiedzin, zezwoliłam na nie tylko w ramach wyjątku :)
A pan ma jeszcze jednego gościa- uśmiechnęłam się ponownie
-Robert! Co ty tutaj robisz - ucieszył się nasz pacjent
-Widzę, ze szybko nam pan wróci do zdrowia, uśmiechnęłam się. To dobrze. Porozmawiajcie sobie chwilkę, ja niestety muszę zająć się innymi chorymi...
  • 0

Nigdy nie zapominaj najpiękniejszych dni swego życia! Wracaj do nich ilekroć w twym życiu wszystko zaczyna sie walić.


#25 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 27 czerwiec 2003 - 12:51

Drzwi pokoju otworzyły się i stanął w nich mój druh kochany, razem z moją panią doktor. Tak nawiasem mówiąc to ładna byłaby z nich para, pomyślałem jak tak stali w drzwiach. Robert, to przyjaciel jakich życzę każdemu. Nigdy mnie nie zawiódł. Zawsze wiedział jak się zachować, jak podtrzymać mnie na duchu . I to dzięki niemu przetrwałem najgorsze chwile. Chwile załamań tak psychicznych, jak materialnych. Wspierał mnie zawsze i wszędzie nie oczekując nic w zamian. On po prostu był zawsze na miejscu. To była i jest przyjaźń prawdziwie męska. Co nie znaczy, ze wyklucza ona prawdziwej przyjaźni damsko- męskiej.
Hej ! przyjacielu, zawołałem uradowany. Bywaj druhu. Tak się zazwyczaj witaliśmy.
Ty nie masz przyjemniejszych miejsc na spotkanie ze mną tylko to? Nie umawialiśmy się przypadkiem gdzie indziej ? Jedynie co cię usprawiedliwia to ta śliczna pani doktor. Wypalił jednym tchem z rozbrajającym uśmiechem. No wiesz, ze myślę o tobie, byś nie był ciągle starzejącym się kawalerem, odpowiedziałem śląc perskie oko do niego. A ta pani doktor jechała ze mną w pociągu, więc jak widzisz dostałem zawału na jej widok hehehe....
Ładnie to wykombinowałeś, podjął mój dialog w tym samym tonie. Gościu jeśli sprowadziłeś mnie tylko dlatego, bym poznał to arcydzieło Bozi, to masz u mnie dozgonną wdzięczność. Obawiam się sam już o swoje teraz serce i chętnie oddam je pod opiekę tej.....a jak ma na imię? Spytał. Bogumiła, odparłem uśmiechając się widząc jego ogniki w oczach. Ty napaleńcu jeden. Powoli się zabieraj do niej i z taktem, bo to anioł delikatniejszy od puchu. Sprawdź jego miękkość i powiedz czy się nie myliłem. A wiesz, że mam oko co do tego. Tu moje oko wykonało znany powszechnie tik. Ja zresztą, też odkryłem coś, co sprawiło ze zaniemówiłem. Minęliście się chyba na korytarzu.
Poczekaj chwilę i odpocznij a ja postaram się wyciągnąć od niej coś więcej o stanie twojego zdrowia, powiedział i wyszedł nie słuchając mnie dalej. Chyba go fest wzięło. Jak go znam, to nie zachowałby się tak gdyby to nie było to coś. Poczułem znużenie i przemęczenie chyba wszystkimi tymi zdarzeniami i nie wiem kiedy mi oko opadło.
Wszedł po...właściwie po jakim czasie bo nie wiem przysnąłem choinka. Ależ mnie to jeszcze męczy.
Stary !- prawie krzyczał od drzwi. Ona jest super aniołem. Miałeś rację. Ja się przeprowadzam do Gdańska. - wyryczał jednym tchem. Czy chcesz, bym dostał ponownie zawału? - Nie , słuchaj ona...e co ci będę opowiadał teraz. Powiem ze chyba trafiła kosa na kamień i zmienię swe poglądy na temat tych niebiańskich stworzeń jakimi są kobiety.
Dobra, druhu - odpowiedziałem. Gadaj mi tu natychmiast co się dowiedziałeś.
Mieszka w samym centrum Gdańska i... ja nie o tym. Miałeś dowiedzieć się o mnie. - Ty, ty jesteś już wyleczony i nic ci już nie grozi. Serce możesz stracić ale tylko do tej ...no jakże jej ? - zapomniałem. Eli głuptasie E l ż b i e t y ! - wyartykułowałem każdą literkę.
Aha ! - no właśnie . Stary jestem umówiony z nią na kawę, bo chyba też wpadłem jej w oko. Jejku jakie ona ma oczy , bo o reszcie nie wspomnę, bo ciśnienie mi rośnie w pewnych częściach ciała. - No, może potem. Ten facet zwariował albo się zakochał. Zaśmiałem się głośno wypowiadając te słowa. Jakże mnie ta sytuacja uradowała. Więcej niż mógł sobie Robert przypuszczać. Mój przyjaciel się zakochał szybciej ode mnie i w jednej chwili. Nawet zapomniał po co do niej poszedł pewnie hehehe....a może wiedział doskonale :?: ;)

c.d.n. albo i nie ;)
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#26 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 27 czerwiec 2003 - 17:27

- Ela, czy ja przez całe życie źle słyszałam? A może to mi się tylko śniło? - popatrzyłam zdziwiona na moją przyjaciółkę. - Nie patrz tak na mnie. Czy to nie ty od wielu lat powtarzasz, że kochasz Gdańsk? Miałaś mi pokazać uroki tego miasta. Teraz tu siedzimy... A ty co? Sama niczego nie widzisz. Cicha zamyślona, wcale mnie nie zauważasz.... Gdzie ty u diabła jesteś? Tylko nie mów, że tutaj, bo tu jest tylko twoje ciało. A dusza gdzieś błąka się po manowcach. Rozejrzyj się wokoło. Siedzimy w kawiarence. Tam widać Neptuna. Po drugiej stronie stoi skrzypek i gra Straussa i tym razem jest nawet przystojny. Zawsze lubiłaś skrzypce a tego nawet nie widzisz.... A i przypominam Ci, że przed chwilą kupiłaś sobie bransoletkę z bursztynów. Pamiętasz, że masz ją na ręce? Spójrz na okno na drugim piętrze, czyż nie uroczy witrażyk? - Automatycznie potwierdziłam. To jeszcze bardziej wkurzyło Klarę. - Śliczny?... Tam nie ma żadnego witraża!!! Czy myślisz, że gnałam tu przez całą Europę, aby patrzeć jak łazisz ze mną a myślisz o... O czym Ty właściwie myślisz?
- O niczym... Już wypiłam, chodź już na to nabrzeże...
- Chodźmy, ale do samochodu. Zawiozę Cię do szpitala. Nic nie mów, może jak się przekonasz, że on ma się dobrze, wrócisz do żywych i będzie można z tobą porozmawiać. - W milczeniu dotarłyśmy do szpitala. Chciałam poprosić ją, aby zaczekała na mnie, za chwilę powinnam wrócić, bo przecież nikt nie wpuści mnie na salę, ale nie dała sobie niczego powiedzieć. Z piskiem opon ruszyła z parkingu. Ruszyłam do szpitala, właściwie to nie bardzo wiedziałam po co tu wysiadłam, przecież nikt mnie nie wpuści na salę... Ale weszłam. W sali panował półmrok, Aparatura już nie pracowała. Po porannym szumie urządzeń technicznych, teraz cisza aż dźwięczała w uszach. Podeszłam najciszej jak potrafiłam do łóżka, usiadłam na krzesełku. Chciałam zostawić mu swój adres i telefon i wyjść niepostrzeżenie. W chwili gdy otwierałam torebkę, usłyszałam:
- Dobry wieczór. Co ty tu robisz? - w glosie jego zadźwięczało zdziwienie a ja już na końcu języka miałam kąśliwą uwagę, że też się cieszę na jego widok. Uśmiechnęłam się w duchu, kurcze, co on w sobie ma, że wyzwala we mnie całe pokłady złośliwości. Na głos jednak stwierdziłam tylko, że byłyśmy w okolicy i wpadłam zapytać, czy Robert dodarł do niego do szpitala i czy nie potrzebuje czegoś.
:oops: :oops: :oops: :oops: :oops:

Pozdrawiam
Liwia
  • 0

#27 malenstwo

malenstwo

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 232 postów

Napisano 28 czerwiec 2003 - 02:24

Dzień mijał szybko, cieszyłam się, ze już niedługo koniec pracy. Dużo wrażeń jak na dziś. Kiedy miałam wolną chwilkę, moje myśli znów wróciły do znajomych z pociągu. Uśmiechnęłam się w myślach. Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, żeby trafić na człowieka swojego życia. Bo oni na pewno to czują, że są sobie pisani.
Przecież musieli się w końcu spotkać. A na dodatek ten facet, właściwie to już oboje chyba mają wspaniałego przyjaciela, takiego na którego można naprawdę liczyć. Nie każdy przyjechałby tak na zawołanie. No tak , tu też sprawdza się przysłowie, ze prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Przywołałam w pamięci obraz tego przystojniaka. Wysoki, opalony brunet, z urody przypominał Hiszpana. No tak , ale on pewnie kogoś już ma. Taki facet zawsze pewnie ma wokół siebie wianuszek kobiet. Czemu mi nie przytrafiła się tak przygoda w pociągu, czemu ciągle trafiam na niewłaściwych facetów, rozżaliłam się nad sobą. Wciąż chyba czekam na swojego księcia z bajki, a on nie przychodzi. Ech, pewnie się już nie doczekam, westchnęłam. Trzeba iść pomieszkać trochę w domu. Może w końcu się wyśpię. Ostatnio na nic nie mam czasu. To ta podróż z przygodami tak mi wszystko pomieszała. Z ulgą zamknęłam teczkę z dokumentacją.
Zamknęłam drzwi gabinetu, odwróciłam się i wpadłam prosto na wielki bukiet czerwonych róż. Za bukietem stał... ten przyjaciel moich podróżnych znajomych.
- Ja do pani, chciałem podziękować, za opiekę nad moim przyjacielem. Opowiedział mi wszystko, gdyby pani nie było w tym pociągu, to nie wiadomo jakby się to wszystko skończyło.
- Ale pana przyjacielowi już nic nie grozi, uśmiechnęłam się- jest cały i... prawie zdrowy :)
- Te kwiaty to dla pani, powiedział i wyciągnął nieśmiało rękę w moja stronę. Od mojego przyjaciela i ... ode mnie, speszył się lekko. Proszę je przyjąć w ramach podziękowania. Róże są piękne, powiedziałam, dziękuję i uśmiechnęłam się znowu.
- Pani już odchodzi? Posmutniał jakoś.
Może panią gdzieś podwieźć? Co prawda nie znam Gdańska, ale zawiozę panią , wszędzie, gdzie pani każe.
Dziękuję, mieszkam w centrum, to niedaleko, chętnie się przejdę po męczącym dniu.
-To ja panią odprowadzę, zawołał z entuzjazmem. Nie?- znowu posmutniał, aż mi się zrobiło go żal. Już prawie chciałam się na to zgodzić, ale on uśmiechnął się i powiedział
- Nie puszczę pani, dopóki nie zgodzi się pani pójść ze mnę na kawę. Mówił to z taką chłopięca szczerością, że roześmiałam się.
- No i co ja mam z panem zrobić?
- Zgodzić się, zawołał wesoło. Kiwnęłam głową na znak zgody
- Chyba nie mam żadnego wyjścia?- zapytałam. Nie ma pani, odrzekł nie przestając się uśmiechać. Bogumiło proszę, przeszedł nagle na ty. Ciekawe skąd wie, jak mam na imię, zastanowiłam się , ale tylko przez moment. Powiedział to tak, że przeszły po mnie dreszcze. Co się ze mną dzieje, pomyślałam. Ten facet ma w sobie jakiś czar. Przecież go wcale nie znam, a już zdołał mnie namówić na kawę.
:oops: :)
  • 0

Nigdy nie zapominaj najpiękniejszych dni swego życia! Wracaj do nich ilekroć w twym życiu wszystko zaczyna sie walić.


#28 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 28 czerwiec 2003 - 07:22

Spałem smacznie już od dłuższej chwili zmęczony tym dniem pełnym wrażeń, Coś mi się śniło. Nawet nie pamiętam co, gdy poczułem czyjąś obecność w pokoju. Otworzyłem oczy ciężkie jak ołów. Rozespany popatrzyłem wokół siebie i stwierdziłem ze zdziwieniem że Elżbieta stoi przy mnie. Spytałem co tu robi zaniepokojony trochę. Czy coś się stało ?
Nie - chciałam się upewnić tylko, czy wszystko ok. i czy dotarł twój przyjaciel. Miło mi, że zaczynasz interesować się mną . To naprawdę miłe. Wiesz ?- wracam do zdrowie i to dzięki takim ludziom jak ty, Bogumiła, czy Robert. Mam nadzieję, ze zostaniemy wszyscy przyjaciółmi. Sam widok któregoś z was, powoduje pozytywne reakcje u mnie i czuję jak nabieram chęci do życia. Tylko nie zostawiajcie mnie teraz samego. Bardzo potrzebuję was. Podeszła do mnie bliżej i nachylając się pogładziła mój policzek. Chwyciłem ją za ramiona i przyciągnąłem do siebie, nie zdając sobie sprawy co robię, zacząłem ją całować w usta. O dziwo nie opierała się , nie odepchnęła . Poddała się temu i czułem teraz jej smak. Dobrze że już mnie odłączyli od tych wszystkich kabelków i przenieśli na zwykły dwu osobowy pokoik, w którym tylko ja leżałem. No, dość już tego, powiedziała odrywając się delikatnie ,lecz stanowczo ode mnie. Jeszcze mi tu znowu zawału dostaniesz , a chciała bym Cię chyba poznać w szczegółach hihihi... Jej cichutki śmiech roztapiał moje serce. Jeżu kolczasty, jeszcze chwila i zakocham się w niej. Głupolu jeden. Mówiłeś sobie tyle razy że zero kobiet. Jesteś starej daty i dzisiejsze kobiety nie pasują do twojego obrazu partnerstwa rodzinnego. Nie widzisz, że to wyemancypowana ślicznotka, która weźmie za ciebie młotek i oddając fartuszek zaprzęgnie cię do garów ? Nawet w łóżku będzie chciała być nad tobą a nie pod. Uśmiechnąłem się do swych myśli, przedstawiających jej obraz. Choć właściwie to gary i tak myję i tego się nie boję, a takie ciałko może leżeć na mnie często i robić za mnie to co sprawia tyle rozkoszy, ale i meczy hihihi... Obudź się, gdzie jesteś myślami mój drogi. Usłyszałem jej głos. Siedziała teraz już na łóżku i to blisko bez zmuszania jej przeze mnie. Powiedz mi, czy mogła byś się zakochać w takim podstarzałym facecie ? - spytałem ją zaskoczony sam tym pytaniem. Tak. Odparła to z prostotą o jaką bym jej nie podejrzewał. Czy ty ciągle musisz mnie zaskakiwać ? - zadałem następne pytanie. Muszę. Usłyszałem cichą odpowiedź.
Przytuliła się do mnie, skłoniwszy głowę na moim ramieniu, całując w następnej chwili mój kark.Poczułem jej odurzający zapach włosów. Ciarki przeszły mnie niczym prąd porażając me zmysły.Przysnęliśmy w takiej pozycji już chyba chwilę, keidy do pokoju weszła cichutko siostra z termometrem. Elżbieta zerwała sie na równe nogi. Siostra udając że nic nie widzi, podała mi termometr i bez słowa wyszła. Spojrzeliśmy na siebie i wszystko wiedziałem. Stało się. Wpadłem po uszy.
Jejku ! - tam czeka na mnie Klara w samochodzie przed szpitalem, powiedziała Elżbieta . Nachyliła się i szybkim pocałunkiem pożegnała się ze mną, by w następnej chwili wybiec pędem z pokoju.
c.d.n. albo i nie. :)
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#29 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 28 czerwiec 2003 - 21:43

Jak zwykle Elżbieta przyszła do mnie wieczorem i siadając na krawędzi łóżka, brała moją rękę i tak rozmawialiśmy szeptem, by nie irytować dyżurującej siostry. Jakaś taka wściekła dzisiaj miała dyżur i nie znałem jej jeszcze. Pewnie po urlopie przyszła.
Powiedz, jak udało ci się utrzymać to wszystko, po śmierci żony ? Elżbieta siedziała przy mnie gładząc delikatnie moje kosmyki włosów. Spojrzałem na nią trochę zdziwiony. Łagodne spojrzenie jej oczu uspokoiło mnie nieco. Nie lubiłem o tym opowiadać nikomu, więc zastanawiałem się przez chwilę. Zwykle bywało tak , że po tych wynurzeniach , kończyło się zainteresowanie moją osobą. Nigdy nie zabiegałem o kobiety po śmierci żony. Jak już jakąś poznałem, to kończyło się zwykle w chwili kiedy zaczynałem opowiadać o sobie. Teraz tego się przeląkłem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, zaczęło mi zależeć na kimś. Miałem też inny problem. To znaczy nie wiedziałem jak zareagują moje dzieci, gdy dowiedzą się, że jest jeszcze ktoś , kto zadomowił się w moim sercu. No i dochodził teraz problem zdrowotny. Już nie będę tak sprawny jak do niedawna. Latka harówy odcisnęły też swoje piętno. Miałem więc powody do zastanowienia się czy to ma sens. Co z tego wyniknie. ? - Czy znowu będzie powtórka z rozrywki ? Jej dotyk jak balsam wyciszał mnie i sprawiał ulgę jednocześnie jakby otwierał drzwi do mojego wnętrza. A...niech się dzieje co chce. Mało to razy ryzykowałeś uspokajałem sam siebie.
Oki. Opowiem ci troszkę więcej , skoro chcesz znać więcej szczegółów. Powiedziałem po dłuższym zastanowieniu. Ostatni syn urodził się , na krótko przed jej śmiercią. Z nim było najgorzej, bo pieluchy, pranie karmienie na czas. Na szczęście reszta chłopaków, była dość zorganizowana. Radzili sobie jak potrafili opiekując się i wspierając wzajemnie, gdy mnie nie było w domu. Miałem częste wyjazdy związane z moim zawodem. By dorobić na utrzymanie gromadki, spałem po trzy godziny dziennie i w podróży jeśli jechałem pociągiem. Wiedziałem, że dzieci w końcu wyrosną i się usamodzielnią. Byle chciały się uczyć. Robert wspierał mnie jak mógł. Często nie wiedziałem o tym. Dopiero dzieci się zdradziły, że wujek Robert kupił to, czy tamto. Przyszedł i wytapetował pokój , naprawił kran, czy pomógł przy praniu najstarszej. Córka zmuszona była bowiem przejąć niejako rolę matki. Pierwsza też poszła do pracy i wspierała nas finansowo. A było już tak , że w wigilię siedzieliśmy trzęsąc się z zimna, bo nie starczyło na opał. A jak już miałem many, to okazało się że nie mogę go wykupić. A były ciężkie czasy ze zdobyciem czegokolwiek. Nawet jak wiesz zdobycie głupiego papieru do twarzy było problemem.
No pacjencie nieznośny, proszę się położyć osłuchamy serducho. Powiedziała wchodząc rozpromieniona Bogunia. Aniele, ty mój. Serce moje bije jak dzwon. Mam wyjąć i pokazać?
Ty już lepiej nic nie wyjmuj, bo przestraszysz Elżbietę, odpowiedziała śmiejąc się . Skąd wiesz, ze ją mogę przestraszyć? Może ona lubi duże rzeczy. Mrugnąłem w jej stronę. No jak spałeś, to badałam cię i co nieco widziałam przypadkiem. Teraz ona mrugnęła okiem w stronę Elżbiety. Jejku ! - i ja nic o tym nie wiem. ?
Nasza wymiana zdań trwałaby pewnie jeszcze długo, lecz wszedł zdyszany Robert. A ciebie kto gonił ? - spytałem. Nikt, to ja gonię swoje szczęście. Nie widzieliście go tu przypadkiem ? Tak - stoi pochylone nad tym leniuchem w łóżku i bada mu serducho. Odpowiedziała Elżbieta, która zamyślona, stała do tej pory z drugiej strony łóżka. Od wczoraj rozmawiamy jak przyjaciele i po imieniu. Wszystko to sprawił niezawodny Robert. Nasza pani doktor chodziła jak nakręcona koło mnie , odkąd to wybrała się z Robertem gdzieś i najgorsze w tym , że nie chcieli nam zdradzić miejsca, w którym się skryli przed światem i nami. No, ale ważne ze śliczna z nich para.
A..... mam dobrą wiadomość i może was ucieszy. Wyganiam tego waszego pupilka do domu w poniedziałek. Niech mi tu miejsca nie zajmuje symulant jeden.
Aniele, kocham cię, powiedziałem z uśmiechem. To , to pozostaw już mnie - odparował Robert. Obie panie parsknęły śmiechem.

c.d.n. albo i nie.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#30 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 29 czerwiec 2003 - 07:31

Robert Szklarski jestem. Przedstawiłem się pani doktor po przyjeździe do Gdańskiego szpitala. Miło mi.... Bogumiła Sosna Wspaniała powiedziała , wyciągając rękę w moją stronę. O rany , jakie ona ma delikatne raczki. No, a jakie ma mieć pani doktor ? - strofowałem sam siebie. W polu nie pracuje, ani na budowie.
Co właściwie stało się mojemu przyjacielowi ? - spytałem po małej chwili przypatrywania się jej. Była taka piękna, delikatna i kruchutka jak porcelana. Nie było widać u niej tej lekarskiej często wyniosłości. Raczej skromność i prostolinijność. Tak ją odebrałem na pierwszy rzut oka. No może się mylę, bo w końcu zołzy potrafią się kamuflować. Wychodzi to u nich dopiero, jak cię dorwą w swoje szponki. Ta jednak jest inna. Wyczuwam to intuicyjnie. Albo starość daje znać i przytłumiła mój instynkt obronny hihihi...
Miał stan przedzawałowy krótko mówiąc. Teraz jest już sytuacja opanowana i stabilna. Odpowiedziała uśmiechając się dyskretnie. Czemu ona się śmieje , bo chyba nie ze mnie.
Czy mogę go zobaczyć ? Tak pójdziemy tam oboje. Proszę, możemy już iść. Zobaczyłem przyjaciela po chwili, leżącego w pozycji prawie siedzącej jak uśmiecha się do kogoś kto siedzi na jego łóżku w nogach. Po rozmowie i poznaniu następnego Aniołka, w którego wlepiał ślepia mój druh, poszedłem za panią doktor drepcąc jej po piętach niemal do jej gabinetu. Chciałbym pani podziękować i zaprosić na kawę byśmy mogli porozmawiać i poznać się bliżej. Czy nia za szybkie tempo, drogi panie? Spytała , jednocześnie tłumiąc uśmiech zadowolenia. Widać było , że ta propozycja przypadła jej do gustu. Droga pani, życie jest tak krótkie, ze szkoda czasu na zbyt długie konwenanse. A mnie zależy bardzo,by poznać panią w tempie ekspresowym, gdyż mogę zostać tu kilka dni tylko. Nie ukrywam że pani mi się bardzo podoba, no i chciałbym też wyrazić podziękowanie za ratunek i opiekę nad moim przyjacielem. To już pan zrobił, drogi panie. Ja, jak pan sam widzi jestem osobą dość zajętą i nie mam czasu na randki. Błagam o wyjątek. Nie ma reguły bez wyjątku, więc może zostanę w pani oczach takim ? - tu uwidoczniłem czarujący uśmiech jak mi się wydawało, oczekując jej reakcji. No...dobrze. Może mnie pan odprowadzić pod dom, bo zaraz kończę dyżur. Ok. i bardzo dziękuję. Zahaczyliśmy pod drodze o kawiarenkę umawiając się na następny dzień po jej dyżurze. Coś zaiskrzyło miedzy nami ,bo w rozmowie czuliśmy się coraz bardziej swobodni. Bezwiednie przeszliśmy na ty , co sprawiło mi przyjemność i swobodę wypowiedzi. A nadawałem jak praczka. Śmiali by się chłopcy , bo zawsze tak robili gdy ich rozbawiałem widząc często ich przygnębienie na twarzach, po stracie ich matki. Starałem odpędzić od nich czarne myśli i zająć ich czymkolwiek, byleby nie myśleli ponuro. Musiałem wskrzesić w nich iskrę życia i chęć działania. No i udało się. Dzisiaj nie mają kompleksów, są zaradni i przedsiębiorczy .Czułem się z nimi jakby była to moja rodzinka. I chyba była nią. Zawsze chciałem ją mieć, lecz los zrządził inaczej. Bałem się związku choćby dlatego , że widziałem co przechodził mój druh. Kobiet mi nie brakowało, ale z żadną nie miałem ochoty się wiązać.
Teraz stało się inaczej.

c.d.n. albo i nie. :)
ps: maleństwo, dotrzymuję słowa jak widzisz. :)
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#31 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 29 czerwiec 2003 - 12:00

O dziwo tym razem nie wyczułam kpiny ani szyderstwa w jego słowach. Leżał blady na białej pościeli, nie wydawał się już tak zimny i pewny siebie, jak na początku naszej znajomości, opuściła go też cała wojowniczość. Trochę zdziwiona słuchałam, gdy opowiadał, jak bardzo się cieszy, że ktoś przyjacielsko nastawiony jest przy nim w takich chwilach, że teraz bardzo potrzebuje takich ludzi. Proponował, abyśmy zostali przyjaciółmi. W jakimś sensie pasowało to do historii, którą opowiedział rano. Znowu wzruszyłam się. Podeszłam bliżej i pogłaskałam go po policzku. Uśmiechnęłam się, podobnym gestem dodawałam niedawno otuchy bratanicy, gdy leżała w szpitalu. Jego też chciałam pocieszyć i zapewnić, że wszystko będzie dobrze... Zamyślona straciłam czujność i nie zdążyłam niczego powiedzieć. Słabiutki chłopczyk mocno chwycił mnie za ramiona i przyciągnął do siebie. Skąd on ma w sobie tyle siły i energii, przecież wczoraj omal nie umarł w tym pociągu... przemknęło mi przez głowę, gdy on zaczął mnie całować. Początkowo nie protestowałam, po chwili jednak stanowczo odsunęłam się.
- Dość już tego. Jesteś chory i masz odpoczywać. Nie chciałabym, abyś dostał drugi raz w ciągu doby zawału. To niby szpital, ale może już bez takich atrakcji. Przed chwilą proponowałeś mi przyjaźń, więc wolałabym widzieć cię wśród żywych... Inaczej nici z propozycji.... Uśmiechnęłam się, choć byłam tym wszystkim mocno rozbita. Próbowałam silić się na dowcipy, ale jakoś było mi mało zabawnie. W co ja znowu wdepnęłam? Nie znam prawie człowieka, a on zachowuje się, jakbyśmy się znali od dawna. I raczej nie tylko znali? O co tu chodzi? Gdzie znaleźć odpowiedź? Chyba muszę stąd wyjść jak najszybciej... wcześniej jednak powinnam zadać mu kilka pytań... Spojrzałam na niego. Miał nieobecne spojrzenie i zagadkowy uśmiech na ustach. Przysiadłam na brzegu łóżka...
- Obudź się, gdzie jesteś myślami?... – Jego pytanie zaskoczyło mnie kompletnie. Co on bredzi? W kim mam się niby zakochać? Jakie znaczenie ma tu wiek? To przecież nie o to chodzi.... Potwierdziłam, że mogłabym, choć tak do końca nie byłam pewna, czy to pytanie hipotetyczne, czy on ma na myśli swoją osobę. Wyglądał na równie zdziwionego tą rozmową jak ja. I chyba był, bo zapytał, czy muszę go tak zaskakiwać. Hm. Tego jednego akurat byłam pewna na 100 %, muszę. Dlaczego tylko ja mam być wiecznie zaskakiwana przez los, czas teraz na całą resztę... teraz milczeliśmy oboje, on siedział wsparty o zagłówek i poduszkę, teraz ja też poczułam potrzebę oparcia się na czymś. Przekręciłam się lekko i przysunęłam bliżej wezgłowia łóżka, odchyliłam głowę go tyłu... i natrafiłam na jego ramię. Siedzieliśmy tak milcząc przez chwilę... nie wiedziałam, co właściwie się dzieje... Chwilę później do pokoju weszła pielęgniarka, zdopingowało mnie to działania. Zerwałam się na równe nogi. Rzuciłam jeszcze okiem na chorego, ucałowałam do na do widzenia i wybiegłam z sali zasłaniając się czekającą na parkingu Klarą. Zwolniłam dopiero pod szpitalem. Postanowiłam spacerkiem wrócić do domu, miałam nadzieję, że wieczorny chłód pomoże mi zebrać myśli.... Niestety im byłam bliżej domu, tym miałam większe wątpliwości. Pod braną postanowiłam wziąć się w garść. Tą sprawą zajmę się jutro. Dziś postaram się skoncentrować na Klarze, jeszcze gotowa się obrazić na mnie. Nacisnęłam dzwonek przy bramce i weszłam do ogrodu...

Pozdrawiam
Liwia
  • 0

#32 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 29 czerwiec 2003 - 12:03

Znowu wchodziłam do szpitala. Znowu... Choć wczoraj zdecydowana byłam nigdy więcej tu nie wrócić. Rano zadzwoniłam do Roberta i oddałam mu wszystkie rzeczy chorego. Chciałam mieć to za sobą. A potem wpaść jeszcze tu na chwilę i obwieścić, że pilnie wezwano mnie do domu. Robert wyczuł, że coś się dzieje i wymógł na mnie obietnicę, że nie zrobię niczego drastycznego przed niedzielą. Łatwo powiedzieć... gorzej wykonać... Zwłaszcza, że ta sytuacja stawała się dla mnie coraz bardziej zagmatwana i sprzeczna z tym, co do tej pory uważałam za pewnik w stosunkach damsko – męskich. Zawsze stawiałam przede wszystkim na przyjaźń i zaufanie... A tu co? Czy można ufać komuś kogo zna się tylko 3 dni i wie jedynie, że jest wdowcem i sam wychowuje dzieci. Nic więcej... Z drugiej strony zaczynałam go lubić... Może rację ma Klara, która od kilku dni namiętnie powtarza myśl Konstantinowa, że najlepszym afrodyzjakiem dla kobiet jest ciekawość zakrapiana litością. Nie!... Nie raz już bywałam w szpitalu i jakoś nigdy nikomu aż tak nie ustępowałam. Ale ciekawość i owszem. Chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej.
Weszłam na salę, podeszłam do łóżka i przysiadłam na jego krawędzi. Wzięłam go za rękę. Choć tak do końca to nie byłam pewna, kto kogo trzyma. Ten gest zaczynał mi się podobać... Rozmawialiśmy. Właściwie to tylko on mówił. I nawet nie musiałam go już teraz zbytnio ciągnąć za język. O dziwo nie zadawał też żadnych pytań. Nawet byłam mu za to wdzięczna. Delikatnie odgarnęłam mu włosy z czoła. Słuchałam... Jak zwykle w takich chwilach, serce podjechało mi do gardła i bałam się odezwać, aby nie zdradzić, jak bardzo działają na mnie te opowieści. Znowu poczułam łzy zbierające mi się pod powiekami. Na szczęście w tym momencie usłyszeliśmy głos Bogumiły.
- No pacjencie nieznośny, proszę się położyć, osłuchamy serducho... – jej ciepły głos, w którym radość niemal dźwięczała z każdego słowa, szybko przywrócił nas do rzeczywistości. Zaczęli się przekomarzać. Prawie zazdrościłam jej tej lekkiej rozmowy. Przy mnie on był albo arogancki i zimny, albo... albo bardzo poważny. Kurcze, dlaczego ze mną tak nie może. Przecież ja też mam poczucie humoru... miałam... Przy nim zapominam o dowcipie i złośliwości.... Moje rozważania przerwał Robert. Miło było go znów zobaczyć. Był uroczy, błyskotliwy i szalenie miły. Nasz pani doktor rozkwitła przy nim w oczach. Uśmiechała się znacznie częściej i momentami nuciła coś pod nosem. Wczoraj późnym wieczorem widziałam ich na rynku, wpatrzeni w siebie nie zauważali niczego wokół. I dobrze, bardzo sympatyczna i z nich para. Teraz też Bogusia niby badają chorego, cały czas spoglądała na Roberta. To właśnie patrząc mu w oczy obwieściła, że w poniedziałek zakończą się nasze wizyty w szpitalu. Odetchnęłam z ulgą. Tylko co dalej?....

Pozdrowiania
Liwia
  • 0

#33 malenstwo

malenstwo

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 232 postów

Napisano 29 czerwiec 2003 - 12:32

A jednak okazało się, że zna trochę moje miasto. Zaprowadził mnie do wspaniałej, romantycznej kawiarenki..
Piliśmy kawę, jedliśmy przepyszne lody, śmialiśmy i rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się ze 100 lat.
Robert tak ciekawie opowiadał o swoim życiu. Siedziałam wpatrzona w niego i zasłuchana, chciałam jak najwięcej zapamiętać, żeby nie uronić ani jednej chwili z jego życia. To był zaczarowany dzień i zaczarowana kafejka. Bałam się, że obudzę się z tego pięknego snu i że to wszystko zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeszcze nigdy nie spotkałam takiego człowieka. Był po prostu wspaniały! I taki interesujący. A jak na mnie patrzył. Jego oczy lśniły, wprost nie odrywał ode mnie wzroku, ale mi to wcale nie przeszkadzało. W innym przypadku na pewno czułabym się skrępowana, nie wiedziałabym gdzie mam podziać oczy. Ale nie tym razem. Co w nim jest takiego- zastanawiałam się, że ma na mnie taki wpływ. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. A może to wszystko mi się wydaje, przecież nie ma na świecie takich facetów, on był....był jak książę z bajki, przystojny , rycerski, brakowało mu tylko złotej zbroi i rumaka, którym zabrałby mnie do swojego zamku. Jaka szkoda, że to nie te czasy, pomyślałam.
Nawet nie zauważyłam, kiedy za oknami zrobiło się ciemno. Rozejrzałam się po kafejce. Nie było już nikogo, tylko obsługa. Przyglądali się nam z zaciekawieniem, ale jednocześnie na ich twarzach widać było zniecierpliwienie. Spojrzałam na zegarek.
-Robert, popatrz, która godzina, przecież ci ludzie chcą iść do domu, a my ich zatrzymujemy.
Szybko wyszliśmy stamtąd. Robert odprowadził mnie do domu i nie pozwolił mi odejść dopóki nie obiecałam mu, że jutro znów się spotkamy.
Nazajturz w pracy nie mogłam sie na niczym skupić, ciągle myslałam o wczorajszym spotkaniu, z niecierpliwością czekałam kiedy będę mogła wyjść ze szpitala, a tu jak na złość wskazówki zegara wcale nie chciały się przesuwać do przodu...
Na korytarzu zauważyłam Elżbietę, pomachała mi na powitanie i zniknęła w sali. Dziś wypisywaliśmy naszego "podróżnika", więc zawróciłam i poszłam do gabinetu przygotować karte informacyjną.
  • 0

Nigdy nie zapominaj najpiękniejszych dni swego życia! Wracaj do nich ilekroć w twym życiu wszystko zaczyna sie walić.


#34 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 05 lipiec 2003 - 10:40

ROZDZIAŁ III
No, moje skowronki. Wstawać mi tu zaraz i posprzątać mieszkanie na błysk. Wiecie, że spodziewam się gości dzisiaj ? Oj tato, jeszcze troszeczkę poleżę sobie. Późno wróciłam z dyskoteki. Mało mnie to obchodzi. Za godzinkę robię inspekcję pokoi, łazienki i kuchni. Wszystko ma lśnić, jak Twój uśmiech moja panno. Sylwia przymknęła oczy jeszcze na chwilę, by już po chwili biec do łazienki . W przelocie musnęła mnie w policzek i już jej nie było. Śpiew jaki dochodził z za drzwi, pozwalał mi przypuszczać, iż randka połączona z dyskoteką udała się. Nikodem - jej chłopak , to następna osoba którą szanowałem i cieszyłem się, że zakotwiczył przy mojej córuni. Mieli już swoje plany, a najważniejszy z nich to skończenie uczelni , a dopiero potem założenie rodziny. Już teraz smutno mi się robiło na samą myśl, że nas opuści przeprowadzając się do niego. No, cóż. Powoli wszyscy wyfruną z tego gniazdka. Chłopcy też się zerwali i nawet ochoczo jak na nich. Pewnie moja informacja o przyjeździe Elżbiety i reszty przyjaciół, nie pozwoliła im leniuchować dłużej, choć mieli do tego prawo, jako, że rozpoczęły się wakacje. Tak. Dzisiaj zaprosiłem Elżbietę, Bogusię i Roberta do siebie, by uczcić nasze poznanie tak nieoczekiwane, a teraz zamieniające się w przyjaźń. Robert miał ich pozbierać, by nie błądziły i stawić się wraz z nimi około 18:00. Czasu byłe dość ,ale wolałem być przygotowanym w każdej chwili na ich przyjęcie. Tak się składało ,że chłopcy zabierali plecaki i wędrowali w Bieszczady na obóz wędrowny. Nawet najmniejszego brali pod opiekę. Znając ich samodzielność wyćwiczoną przez lata , nie musiałem się obawiać. To roztropni i ułożeni chłopcy. Miałem zatem pokoje wolne, więc uzgodnione było że wszyscy nocują u mnie. Goście przybyli punktualnie i dobrze bo niedługo chłopcy minęli by się z nimi w drzwiach, lub całkiem by ich nie poznali. Autokar odjeżdżał o 19:30 z pod ratusza.
Wszyscy moi domownicy spisali się na medal i to złoty. Goście też wydawało mi się byli zachwyceni nimi. To dobrze. Zrobiło mi się tak jakoś serdecznie i ciepło na sercu. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio czułem się naprawdę tak szczęśliwy. Miałem grono jakże wspaniałych i kochanych mi osób w zasięgu ręki.
Ten ze słabym sercem do mnie proszę i w odosobnione miejsce. Chcę sprawdzić twoje serduszko. Nie padniesz nam tu pod wpływem tych wszystkich emocji ? - spytała Bogusia. Elżbieta była trochę widziałem lekko usztywniona. Musiałem spowodować, by poczuła się swobodniej. Może coś ją gnębiło ? Porozmawiam z nią jak wyjdą dzieci, pomyślałem niosąc kawę na tacy, do pokoju gościnnego. Reszta była już przygotowana. Młodzież, przypatrywała się ukradkiem naszym paniom, wypytując przy tym Roberta o szczegóły związane z moim niedomaganiem . Spytajcie o zdrowie tą oto damę, panią doktor. Ona leczy serca, ale istnieje niebezpieczeństwo że zabierze je nieostrożnemu, powiedział Robert uśmiechając się czarująco do niej. Twojego nie puszczę, jeśli o to chodzi. Odpowiedziała , rumieniąc się przy tym. Dziwne ale u Roberta, też zauważyłem rumieniec. Może to tylko z emocji..... a może nie. Chłopcy przenieśli swoje zainteresowanie na Bogusię, nie dając jej wytchnienia. Tylko najmłodszy przypatrywał się z zainteresowaniem zamyślonej coraz bardziej Elżbiecie.
W pewnej chwili Robert zakomunikował.: Maleństwa moje. Chcę wam dać mały prezent na drogę. Otóż macie tu trochę forsy na ten wyjazd. Sylwia, dostaje osobno. Po drugie zabieram wszystkich dorosłych na wędrówkę po kraju, w miejsca które sami sobie wybierzecie. Chciałem wam powiedzieć, że odebrałem w zeszłym tygodniu wygraną w totka i mam ochotę poszaleć z prawdziwymi przyjaciółmi. Hurrrraaa ! - rozległ się jeden wielki ryk, aż szyby zadrżały. Młodzież, rzuciła się na wujka zwalając go na ziemię. My staliśmy jak oniemiali.
c.d.n. albo i nie......
;)
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#35 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 06 lipiec 2003 - 12:43

Koniec urlopu. I znowu pociąg i ta sama trasa, która dostarczyła mi tyle... nowych doświadczeń. Tylko tym razem w przeciwnym kierunku. Jechałam z Bogusią, ale jakoś obie nie byłyśmy zbyt rozmowne. Każda z nas na swój sposób i z innego powodu zastanawiała się, jak będzie wyglądać to nasze spotkanie. Od wyjazdu panów z Gdańska minął już tydzień i tym czasie spotkałyśmy się dwa razy. Nawet udało mi się wyciągnąć ją na koncert. Polubiłam ją, wiedziałam, że była zakochana i teraz usilnie zastanawiała się, jaki będzie Robert na własnym terenie. Ja zaś nie bardzo wiedziałam, ani czego chcę, ani czego powinnam spodziewać się po dzisiejszym wieczorze. Chyba pierwszy raz w życiu postanowiłam nie myśleć o przyszłości, tylko iść na żywioł. Facet... rodzina... nowe miasto. O czym tu można myśleć... I tak na miejscu wszystko okaże się inaczej. Ostatnie dwa tygodnie udowodniły mi, że niczego nie da się tak do końca przewidzieć i zaplanować.... To odkrycie na swój sposób rozluźniło mnie. Całą drogę uśmiechałam się do siebie w duszy. Raz kozie śmierć.... Moja współpasażerka cała była rozpromieniona, a gdzieś na godzinę przed Poznaniem zebrało jej się na zwierzenia, opowiadała o swych planach życiowych i marzeniach związanych z pojawieniem się Roberta w jej życiu. Prawie nie mogła doczekać się chwili, gdy pociąg wjedzie na stację. Muszę przyznać, że nawet mnie ucieszył widok kogoś znajomego na peronie. Jakoś nigdy nie potrafiłam polubić tego miasta, kojarzyło mi się z deszczem, obcością i pruskim rygorem. Wrrr... O dziwo tym razem świeciło słońce, a uśmiech zakochanych przyjęłam za dobry znak. Cóż... Panta rei... Może nawet moje wyobrażenie o niektórych miastach ulegnie przeobrażeniom. Wszak ponoć nie chodzi o miejsce, tylko o ludzi, którzy je zamieszkują. Myślmy pozytywnie i cieszmy się chwilą. W sumie, nawet spodobało mi się, gdy Robert przejął dowodzenia i prawie nie pytając nas o zdanie zadecydował, że mamy jeszcze trochę czasu, więc na początek idziemy na obiad, kawę zaś wypijemy już cała czwórką. Niech mu będzie...
Muszę przyznać, że nasze przywitanie było bardzo miłe. Wszyscy w pełnej gotowości czekali na nas. Wszyscy... gospodarz i jego synowie... Sympatyczni i dobrze wytrenowani. Córki już nie było w domu, wyjechała na wakacje. Trochę tego żałowałam, w jakimś sensie liczyłam na nią. Na szczęście chłopcy zajęli się Robertem, byli z nim bardzo zżyci. Jedynie najmłodszy nie odrywał ode mnie wzroku. Wydawał się trochę zaskoczony ale i zainteresowany. Nie mogłam przestać zastanawiać się, co oni usłyszeli od ojca na temat naszej wizyty. Na szczęście rewelacje wujka odwróciły jego uwagę od mojej osoby. Chwilę później już ich nie było, wybiegli z domu zabierając plecaki. Zostaliśmy sami. Wszystkim jakoś tak niepewność dodała animuszu. Panowie przekomarzali się o plany na wieczór, my też mnożyłyśmy dziwne propozycje. Nie bardzo chciałam pozwolić, aby towarzystwo rozdzieliło się choćby na chwilę, Bogusia chyba sama nie była pewna, którą opcję powinna poprzeć więc co chwilę zmieniała zdanie. Bawiliśmy się tak dobrze, że nikt nas nawet nie zauważył, gdy drzwi do pokoju uchyliły się....

:oops: Pozdrawiam :oops: :oops: :oops: :oops:
Liwia
  • 0

#36 Andrea

Andrea

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 118 postów

Napisano 06 lipiec 2003 - 12:55

I już ... trzeba zwolnić. Mijam tablicę z nazwą miasta mojego dzieciństwa. Znajomo – nieznajome uliczki witają mnie zapachem lata. Serce wykonuje fikołek, niebezpiecznie zbliżając się do żołądka, co z kolei powoduje jego przemieszczenie się gdzieś w okolice gardła. Ile to lat? Osiemnaście? Dwadzieścia? Nie spodziewałam się, że po takim czasie będę w stanie jeszcze cokolwiek odczuwać. Do diabła! Jeszcze i to... Na policzku coś mokrego. „Idiotko weź się w garść! – mówię do siebie głośno. – Zepsujesz sobie makijaż, to po pierwsze, a po drugie patrz na drogę, bo zrobisz jakiś wypadek, który będzie cię drogo kosztować”. Pierwszy argument podziałał na mnie w sposób właściwy, przestałam się mazać. Chciałam by „moje miasto” zobaczyło we mnie królewnę, nie kopciuszka. A zwłaszcza, żeby ON to zobaczył. W końcu wyjechałam stąd w owej pierwszej wersji. Było ze mnie wtedy pierwszorzędne cielę, szara myszka zawsze siadająca w kącie na szkolnych potańcówkach, walcząca ze swoją nieśmiałością i wiecznymi chorobami. Ciekawe czy założył się z kolegami, że zaciągnie do łóżka największą szkolną cnotkę?
Przystanęłam na moment, przed moimi oczami zamajaczyła szkoła, sklep spożywczy i mała cukierenka. To niesamowite, że nadal wszystko jest na swoim miejscu. To tutaj mi powiedział... Wydawało mi się wtedy, że jestem dla niego jedyna na świecie. Och, muszę tam wejść, chociaż na chwilę. Może mają takie same pączki jak wtedy. Jeden z pewnością nie zaszkodzi mojej figurze. Powoli otwieram drzwi samochodu i wysiadam owym przez lata wystudiowanym, filmowym gestem. Mężczyźni pijący piwo odrywają wzrok od butelek i wlepiają we mnie pożądliwy wzrok. Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że jestem atrakcyjna. Dopiero teraz... Cóż, jedni z latami tracą na urodzie, inni zyskują. Kobiety, które stają się piękniejsze po trzydziestce są wybrańcami bogów. Święcie w to wierzę.
Są pączki, rozkoszuję się ich smakiem, jedynym na świecie. To uczucie jakbym znów uprawiała seks z moim miastem. Otrzepuję powoli palce z pudru, wycieram je chusteczką – powoli i dokładnie, poprawiam wprawnym ruchem makijaż.
Jeszcze kawałek dalej pojadę. Tam jest JEGO dom. Tamtego wieczoru, gdy razem tańczyliśmy świeciły gwiazdy. Tysiące małych punkcików.
- Jesteś moją Gwiazdeczką – powiedział. Kiedy potem leżeliśmy obok siebie wyczerpani miłosnymi igraszkami, popatrzyłam mu w oczy. Były takie szafirowe, albo może takie mi się wydały w dziwacznym, niebieskawym świetle nocnej lampki.
- Kocham cię Szafirku – szepnęłam. I tak już zostało. Pozostał dla mnie Szafirkiem a ja jego Gwiazdką.
- Ja też cię kocham, zawsze będę cię kochał – mruknął w moje włosy.
Zawsze trwało trzy miesiące. Podobno tak już jest - pierwsze miłości nigdy nie trwają wiecznie. Ale ja myślałam, że z nami będzie inaczej. Naiwna byłam.
To on mnie stworzył. Przez niego przestałam być szarą myszką, przez niego ... ileż było tych rzeczy, o których nie chcę wspominać – trucie się, szpital... odrodzenie, życie, zwycięstwo. Był moim Pigmalionem.
Wróciłam tutaj, po tylu latach. Myślałam, że nic mnie to nie obchodzi. Czego oczekuję? Ożenił się ponoć i zdążył owdowieć. Wychowuje kilkoro dzieci. Co za proza życia! Ciekawe czy się zmienił?
Mam przed sobą jego dom. Zapukam i wejdę, muszę go zobaczyć. Drzwi wejściowe były otwarte, z salonu dobiegły mnie głosy. Ma gości, no tak. Zapukałam i nie czekając na odpowiedź weszłam. Szybko oceniłam sytuację. W pomieszczeniu były cztery osoby. ON... (źle wygląda, pomyślałam), jego kumpel Robert i dwie kobiety, dość ładne. Uczucie zazdrości to coś bardzo brzydkiego, czego nie cierpię. Ale przyszło do mnie znienacka i ugodziło w najczulszy punkt. Któraś z nich na pewno jest jego kobietą. Ech, zepsuję im tę sielankę!
W tym momencie wszyscy się na mnie gapili, zamienieni w słupy soli na podobieństwo żony Lota. Przywołałam na swe usta najbardziej uwodzicielski ze swych uśmiechów i delikatnie kołysząc biodrami podeszłam do NIEGO.
- Witaj Szafirku... – szepnęłam zalotnie i wykorzystując jego zaskoczenie pocałowałam go w usta.
  • 0
W każdym geniuszu jest odrobina szaleństwa

#37 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 06 lipiec 2003 - 20:43

Chyba zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień - pomyślałem blednąc przy tym. W drzwiach stała GWIAZDECZKA. Miłość szczenięcych lat. Skąd u licha się ona tu wzięła ? - zastanawiałem się przez chwilę. Skąd miała mój adres ? - jaki ja głupi. Przecież się nigdy nie wyprowadziłem od rodziców i tu uwiłem to gniazdko w sumie niezbyt udane. No poza moimi pociechami. One były i są radością moich oczu. Związek małżeński traktowałem jako ucieczkę od Gwizdeczki. Chciałem zapomnieć o niej. Kurcze, to była miłość. Ja głupi posłuchałem kolegów i zostawiłem ją, w pogoni za podróżami, przygodami i pracą. Taka była jednak moja natura. Potem dowiedziałem się, że naprawdę została gwiazdą estrady. Wyjechała do Stanów i straciłem ją z oczu. Co ja mam teraz zrobić. Nogi mi się ugięły. Na szczęście był Robert. Jakby nigdy nic, podszedł do niej i przywitał się, cmokając ją specjalnie głośno w rękę. Niezbyt się lubili. Ona była moją miłością a on przyjacielem . Ona zabierała mu przyjaciela i to go doprowadzało często do szewskiej pasji. Zwłaszcza jak widział jej próby dyrygowania mną. Byliśmy oboje z Robertem takimi obieżyświatami. Ceniliśmy sobie wolność. Może dlatego tak uciekał przed jakimkolwiek związkiem ?
Odzyskałem rezon po chwili jaką mi dał Robert i przedstawiłem spokojnie wszystkich.
Gwiazdeczka siadając przypatrywała się wszystkim trochę wydawało mi się zbyt wyniośle.
Z brzydkiego kaczątka, przeistoczyła się nie w łabędzia, ale raczej w dumnego pawia. No, to woda na młyn dla Roberta. Nie cierpiał takich kobiet. Musiałem czuwać nad sytuacją, by nie wymknęła się z pod kontroli. Robert jednak mnie zaskoczył. Wcale nie zwracał już więcej uwagi na gwiazdeczke , tylko wpatrywał się cielęcym wzrokiem w Bogusię. Gwiazdeczka opowiadała nam z dumą o swoich sukcesach. My słuchaliśmy trochę z roztargnieniem. Każdy pogrążony w swoich myślach. Bałem się o Elżbietę. Bałem się, ze porwie się i opuści nas. Była bardzo impulsywna jak się zorientowałem. Na szczęście nic się takiego nie stało. Położyłem jej swoją rękę na kolano pod stołem i muskałem delikatnie jakby mówiąc tym: Spokojnie - jesteś moja, a ja twój.
autor: Skangur

-----------------------------------------------------------------------------------

Myślałem że mnie szlak trafi , albo dostanę teraz ja z kolei zawału, gdy w drzwiach stanęła gwiazdeczka. Jego szkolna miłość. Jak się tu dostała ? - pomyślałem i w jednej chwili byłem przy niej, by dać przyjacielowi szansę na oddech. Cmoknąłem ją w mankiet, aż zadźwięczało , by po chwili być znowu przy Bogusi. Rozmowa niezbyt się kleiła w pierwszej godzinie. Ona opowiadała o sukcesach. My słuchaliśmy chyba z lekkim roztargnieniem tego co mówi.
Coś musiałem zrobić. Ale co ?
Słuchajcie ! - oznajmiłem waląc łyżeczką o szklankę , gdy pierwsze lody były już za nami i dyskusja zaczęła trochę nabierać rumieńców. Mam pomysł i nie oczekuję sprzeciwu z waszej strony. Zapraszam wszystkich na kolację.
Zespół przygrywał gościom w ładnie i gustownie zrobionym lokalu. My w coraz luźniejszych nastrojach jedząc zapominaliśmy powoli o konsternacji jaką wywołał nie oczekiwany gość. Tańczyliśmy z Bogunią przyklejeni do siebie i poza własnymi oczami i muzyką, nic nie docierało do nas. Nasz zawałowiec nie tańczył. Siedział obejmując Elżbietę rozprawiał z obiema paniami. Chwilami tylko widziałem wracając do stolika, jak mu oczka lśnią na widok zespołu. Wpatrywał się w bębny dyskretnie i coraz częściej, zapominając o towarzystwie. To było jego pasją kiedyś. Był muzykiem amatorem, ale żył tym i oddawał się temu zajęciu całym sobą. W muzyce potrafił się zatracić. Smutna chwilami mina wskazywała na nostalgię. Tęsknotę za mijającym okresem życia.
Oj, chyba nasza gwiazdeczka poderwała kogoś, bo targa nam go do stolika. Na mój gust , to mogłaby wybrać sobie przystojniejszego jegomościa. No , ale są gusta i guściki.
Gościem okazał się być właściciel lokalu, który bezceremonialnie acz z kultura, dosiadł się i zaproponował coś, co postawiło mnie na nogi.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#38 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 06 lipiec 2003 - 20:52

Andreo. Witaj w klubie :)
Cieszę się, że dołączyłaś.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#39 malenstwo

malenstwo

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 232 postów

Napisano 07 lipiec 2003 - 05:38

I znów znalazłyśmy się z Elą w pociągu. Jechałyśmy na zaproszenie Jana, który uparł się, żebyśmy spotkali się wszyscy u niego. Mówił, że chce przedstawić nas swoim dzieciom. Wyjechali zaledwie tydzień temu, a już chcieli mieć nas znowu przy sobie.
Robert dzwonił prawie codziennie, ale brakowało mi naszych spacerów i długich rozmów. Dobrze, że chociaż Ela została w Gdańsku i widywałyśmy się. Namówiła mnie nawet na koncert, potem poszłyśmy na kawę. Ze śmiechem wspominałyśmy nasze spotkanie w pociągu, opowiedziała mi jak się rozpoczęła jej podróż. I pomyśleć, że mało brakowało a nie byłoby mnie w tym przedziale, kiedy Jan dostał zawału, nie poznałabym ani Eli ani Roberta. Tak bardzo nie chciałam jechać na to sympozjum kardiologiczne, ale dyrektor wysłał mnie tam prawie na siłę.
- To jest zaproszenie dla wszystkich ordynatorów kardiologii i interny. Musi pani jechać i już - powiedział, i nie chciał słuchać żadnych wymówek. Pojechałam więc, co miałam robić, dopiero w powrotnej drodze okazało się, że widocznie musiałam się tam znaleźć, inaczej nie spotkałabym wspaniałego człowieka, jakim okazał się Robert, i nie poznałabym swoich nowych przyjaciół.
Ten nasz dyrektor chyba był w zmowie z moim przeznaczeniem, uśmiechnęłam się. Chyba polubię podróże pociągami- pomyślałam.
Jechałyśmy dłuższy czas w milczeniu, każda pogrążona w swoich myślach. Mijałyśmy kolejne miasta, a ja myślałam, jak miło będzie zobaczyć jak mieszkają i radzą sobie nasi panowie. Od początku znajomości stworzyliśmy zgraną paczkę przyjaciół. Jeszcze w Gdańsku wszędzie chodziliśmy razem. Oni mieli urlopy, ja niestety musiałam pracować, ale zdążyłam im pokazać swoje miasto, zanim wyjechali.
Popatrzyłam na zamyśloną Elę i uśmiechnęłam się, a w chwilę potem rozgadałam się jak katarynka. Opowiadałam jej o sobie i Robercie, o tym, że chyba naprawdę spotkałam swoja druga połowę jabłka, że to może śmieszne, bo choć znamy się tak krótko, ale tak jak z nikim innym potrafię się z nim dogadać prawie bez słów.
W lot odgadywał moje myśli i spełniał moje życzenia, ledwie o nich pomyślałam. Skąd on to wszystko wie, dziwiłam się , a kiedy go o to pytałam, uśmiechał się tajemniczo i mówił, że słyszy moje myśli. Moja towarzyszka podróży słuchała mojej paplaniny z uśmiechem.
Kiedy pociąg wtoczył się na stację, od razu zauważyłyśmy czekającego na nas Roberta. Kiedy nas zobaczył, jedna ręką pomachał nam, drugą jakoś dziwnie trzymał z tyłu. Miał w niej... dwie czerwone róże. Każda z nas dostała po jednej. Przy powitaniu było wiele radości.
- Tak bardzo się stęskniłem- szepnął mi do ucha, a za moment zarządził odwrót z dworca na jakiś obiad, a potem w drogę do domu przyjaciela. Wziął nasze bagaże a my poszłyśmy za nim posłusznie. Podczas obiadu zabawiał nas opowiastkami, jak przywitały ich dzieci i jak zaniepokoiły się, kiedy okazało się, ze tato był chory na serce.
Punktualnie o 18.00 stanęliśmy pod drzwiami naszego przyjaciela. Jan z dziećmi czekali już na nas. Dzieci były ciekawe wszystkiego co wiązało się z naszym poznaniem i ze zdrowiem ich taty. Tylko najmłodszy spoglądał ciekawie na Elę. Robert obwieścił nam nowinę: mieliśmy wszyscy razem spędzić parę dni w miejscu, które sami wybierzemy. Spojrzeliśmy po sobie rozradowani.
Po chwili chłopcy wybiegli z plecakami, bo niedługo odjeżdżał ich autobus, który miał ich zawieźć na obóz, a my zostaliśmy sami. Kiedy tak przekomarzaliśmy się ze śmiechem gdzie pojedziemy, nagle drzwi do salonu uchyliły się i pojawiła się w nich elegancka kobieta. Nie mówiąc ani słowa zbliżyła się do Janka i przywitała się z nim całując go w usta. Wszyscy staliśmy jak wryci. Pierwszy ocknął się Robert, podszedł i przywitał się z nieznajomą. Spojrzałam na Elę- była blada, podeszłam do niej i położyłam jej rękę na ramieniu, chciałam, żeby wiedziała, ze nie jest sama, że jesteśmy blisko i nie pozwolimy zniszczyć ich rodzącego się związku. Robert stanął obok. Gospodarz, kiedy odzyskał rezon, przedstawił nam nieoczekiwanego gościa.
Rozmowa jakoś się nie kleiła. Nieznajoma wcale się tym nie przejmowała tylko opowiadała o sobie i swojej karierze.
Później całą piątką znaleźliśmy się na kolacji w jakimś lokalu. Było nawet przyjemnie, muzyka cicho grała. Tańczyliśmy z Robertem przez cały wieczór, dla nas najważniejsze było, ze znów możemy być blisko siebie, ale martwiłam się o przyjaciółkę, siedziała zamyślona i smutna, domyślałam się co ona czuje. Wiedziała już, że to dawna miłość Jana, bo nieznajoma wcale się z tym nie kryła. Próbowała nawet go kokietować, ale on patrzył tylko na Elę, więc dała sobie spokój. Po chwili przyprowadziła do stolika właściciela lokalu, który wypatrywał za nią swoje oczy i zajęła się nim.
Do mieszkania Jana wróciliśmy już w czwórkę, Ela trochę ożywiła się, ale nadal mało się odzywała. Widziałam zatroskane oczy naszego przyjaciela. Spojrzałam na Roberta, odgadł moje myśli.
- nie martw się, szepnął mi, jutro będzie czuła się lepiej. Zdecydowaliśmy, że wypłyniemy w rejs. Pobyt z dala od lądu poprawi nam wszystkim nastroje. Mielismy przed soba 10 wspaniałych dni na przepięknym jachcie, które zamierzalismy wykorzystać jak tylko sie dało. Następnego dnia jechaliśmy znów w stronę morza, by popływać po wodach i oceanach, wybraliśmy bowiem kurs na Maderę...
  • 0

Nigdy nie zapominaj najpiękniejszych dni swego życia! Wracaj do nich ilekroć w twym życiu wszystko zaczyna sie walić.


#40 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 07 lipiec 2003 - 20:36

Starałam się szybko odzyskać panowanie nad sobą, ale nie było to proste. Ta... Gwiazdeczka w jakiś dziwny sposób przybiła mnie. Spokojna, opanowana, pewna siebie... Ciekawe ile lat musiałabym ćwiczyć, aby tak perfekcyjnie zachowywać się? I ten wygląd... Dlaczego niektórzy są aż tak doskonali? Figury mogłaby jej pozazdrościć niejedna z modelek. Nienaganna fryzura. Makijaż. Skromny ale mocny. Czy ona przed przyjście tu była u kosmetyczki i fryzjera? I ta sukienka. Idealnie dopasowana do właścicielki. Mocno czerwona, ale skromna i elegancka. Klasyka w najczystszej postaci. Niczym z paryskiego katalogu mody z wczesnych lat 50-tych. Ja też chcę tak wyglądać.... Tylko nad tym mogłam się skupić przez pierwszych kilka minut rozmowy. Dopiero po jakimś czasie zaczęły do mnie docierać jej słowa. Jak ona się właściwie nazywa? Nie słyszałam niczego z początku tej rozmowy, widziałam tylko ją i triumfalną minę, gdy całowała Jana. Kim ona właściwie jest, skąd się tu wzięła i co łączy ją z nim? W skupieniu zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie... Dziwna kobieta... Niby chwali się swoimi sukcesami, a w jej głosie wyczuwa się tyle smutku, choć za wszelką cenę stara się go ukryć pod płaszczem pychy i pewności siebie. Co ona gra? Może i zrobiła karierę, ale szczęścia nie znalazła.. Dlaczego wróciła właśnie teraz? Dlaczego kiedyś zerwali ze sobą, skoro ona twierdzi, że była to wielka miłość? Czyżby chciała go odzyskać? Gdybym mogła zadać komuś takie pytanie... Dziwne... Spojrzałam na Jana, był mocno spięty i bardzo blady. I chyba przestraszył się, że zrobię coś dziwnego... Jego oczy jeszcze bardziej posmutniały. Chciałam jakoś dać mu do zrozumienia, że tym razem pomysł ucieczki nawet nie przyszedł mi do głowy. W pierwszej kolejności postanowiłam dowiedzieć się, o co tu chodzi, a dopiero potem zdecyduję, co dalej.
W pewnej chwili Robert zaproponował, abyśmy udali się na kolację. Nie było sprzeciwów, więc wylądowaliśmy w jakiejś sympatycznej restauracyjce przy Rynku. Kolację zjedliśmy wsłuchując się w paplaninę Gwiazdeczki. Potem Bogusia z Robertem uciekli na parkiet, a my dalej rozmawialiśmy. Właściwie rozmawiałyśmy. Nasz towarzysz z każdą minutą robił się coraz bardziej nieobecny i zamyślony. W pewnej chwili zdałam sobie sprawę, że nie słyszy naszej rozmowy. Nurtowało mnie, o czym myśli, czy wspomina czasy młodości chwile spędzone z tą kobietą. Może myśli, jak mogłoby wyglądać ich wspólne życie? Jednocześnie zaczęłam z uwagą przysłuchiwać się jej słowom. Opowiadała o początkach swoje pobytu z granicą, o mieszkaniu u starej ciotki, o pracy w dziadowskim przedszkolu i studiach w szkole aktorskiej. W pewnym momencie nerwowy ruchem spojrzała na zegarek i ulotniła się w poszukiwaniu telefonu. Odetchnęłam z ulgą, miałam nadzieję, że teraz uda mi się zatańczyć choć jeden taniec. Niestety Jan cały czas siedział zamyślony. Oprzytomniał trochę dopiero, gdy Gwiazdeczka wróciła z właścicielem lokalu, którym okazał się jej jakiś dawny znajomy z podwórka.
Do domu wróciliśmy grubo po północy. Po dniu tak pełnym wrażeń nikomu już nie chciało się dyskutować o niczym. Dopiero rano rozpętała się całkiem niezła burza i na pozór wcale nie przez Gwiazdeczkę. Po śniadaniu Robert konspiracyjnym szeptem poinformował wszystkich, że porywa nas w rejs po morzu. Bogusia nie wydawała się tym wcale zdziwiona, natomiast my z Janem bardzo. On nie bardzo mógł opuścić dom, gdy nie było w nim dzieci, a przy tym obawy budził jego stan zdrowia. Ja natomiast właśnie zakończyłam swój urlop, nie mogłam tak po prostu wsiąść do samochodu i jechać na koniec świata. W domu czekało na mnie mnóstwo pracy i mama, której jakoś sensownie należało wytłumaczyć, co tym razem mi odbiło...
Koniec końców stanęło na tym, że Robert z Bogusią pojadą nad morze i zobaczą, jak moglibyśmy spędzić wspólnie kolejny tydzień, a my dołączymy do nich w ciągu 4 – 5 dni. Postanowiła w ciągu tego czasu w miarę możliwości pozałatwiać swoje sprawy. Martwiło mnie tylko jedno, nie bardzo chciałam zostawiać go w domu samego na pastwę porzuconej kobiety, która najwyraźniej coś knuła....

Pozdrawiam
Liwia
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych