Rodzice w życiu ON
#1
Napisano 17 luty 2006 - 20:09
Chciałem w tym poście poruszyć pewien, być może delikatny temat, jednak ciekawi mnie, a mianowicie pytam się Was; jakie macie kontakty z własnymi rodzicami? Jak wyglądało Wasze dzieciństwo, start w dorosłe życie, jaką role w tym odegrali Wasi rodzice, czy pomagali czy wręcz przeciwnie......czy kiedykolwiek Was oszukali, a może czujecie, podobnie jak ja że po części zniszczyli Wasze życie.
Ja od kilku lat walcze między dwoma uczuciami - miłością i nienawiścią do swoich rodziców. Wiem, że do swego ojca nie mam szacunku, tak jak on dla mnie.
"Boże, daj mi siłę by zmienić to co mogę zmienić
i odwagę by zaakceptować wszystko, czego nie mogę zmienić,
i mądrość, bym znał różnicę".
#2
Napisano 17 luty 2006 - 20:32
dzieki temu, że nie mamy kontaktu ze sobą nasze stosunki są poprawne ... no chyba że kontakt się zdarzy ... wtedy róznie bywa (E)
uległam wypadkowi wchodząc w tzw dorosłe życie (mialam niecałe 19lat) i musze z przykrością stwierdzić że nie otrzymałam żadnej pomocy czy wsparcia od tzw rodziny
oczywiście mówię o pomocy i wsparciu w moim rozumieniu tych słów ...
bo oni próbowali (to im muszę oddać) mi pomóc ... moja matka nawet namawiała mnie do zrzeknięcia się przeze mnie praw rodzicielskich względem mojego syna bo twierdziła że tak będzie lepiej dla mnie ...
oni już widzieli jak to będzie wyglądać ... ja - inwalidka Igr, z kocem w kratę na kolanach a oni samarytanie krążący wokół mnie i ocierający mi łzy, towarzyszący mi podczas spacerów po okolicy i oznajmiający całemu światu jak to oni się dla mnie poświęcają
... niestety nie przesadzam (E) ... długo by pisać .... moja matka jest typowym przykładem hipochondryka który wraz ze swoimi rodzicami spędza życie na leczeniu się na co rusz to nowe wyimaginowane schorzenia ... chcieli mnie przyjąć do swojego klubu :twisted: nie dałam się
ja chciałam żyć (w pełnym tego słowa znaczeniu) - oni chcieli żebym wegetowała (w ich mniemaniu: żyła tak jak "przystoi" osobie niepełnosprawnej; skromnie, w ubolewaniu etc)
dodatkowo: wmawiali mi długi czas że nie chodzę bo nie chcę (moja matka jest "nawiedzona" - różdżkarze, ręce które leczą, super tabletki naturalne które są ponoć panaceum na całe zło świata itd ...), przyprowadzali do mnie przeróżnych cudotwórców (a ja nie mogłąm uciec ... :evil: ... 2 lata leżałam w łóżku nie mogąc jeździć na wózku ... nie miałam wyboru - i to było w tym najgorsze!) a potem wypominali mi ile pieniędzy wydają na moje "leczenie" a ja jestem taka niewdzięczna ...
kiedy udało mi się usprawnić (w czym mi niestety nie pomagali - wciąż byli skupeini na moim niby chodzeniu - nie przyjmowali do wiadomości mojego wózka) zaczęłam skuteczniej bronić się przed nimi ... co skończyło się zerwaniem kontaktów
teraz chyba zrozumieli ... ale ja już nie mam ochoty na dialog
Added after 2 minutes:
żałuję że mój dziedek nie żyje ... wiem że on byłby wsparciem, on by mnie zrozumiał ...
ale cóż ... życie bywa złośliwe
#3
Napisano 17 luty 2006 - 21:23
Czuje coraz większą bezradność, rośnie we mnie agresja i zamykam się coraz bardziej. Wielokrotnie sam próbowałem dać do zrozumienia rodzicom iż chcialbym zamieszkać sam, lecz potrzebuje odrobiny wsparcia i zrozumienia. Odpowiedź? - cisza, albo wyp............., ale my Ci nie pomożemy. Odpowiedźcie mi proszę - jak mam kochać tych ludzi?, jak można jedno dziecko faworyzować, dzwonić do niego kilka razy dziennie, a do drugiego który siedzi w pokoju obok nawet się nie zapuka, nie zapyta jak minął dzień itp.
"Boże, daj mi siłę by zmienić to co mogę zmienić
i odwagę by zaakceptować wszystko, czego nie mogę zmienić,
i mądrość, bym znał różnicę".
#4
Napisano 17 luty 2006 - 21:39
Dzięki moim rodzicom żyję, dzięki nim nauczyłem się żyć normalnie będąc "nienormalnym" w życiu zdreowych ludzi. Choć nie do końca w pełni to ich zasługa, ale przede wszystkim nigdy mną nie kierowali. Moje decyzje były moimi, ja bezczelnie wykorzystywałem ich do realizacji swoich pragnień. Czy mają na mnie wpływ? ... napewno, biorę ich pod uwagę w planowaniu swojego życia, działań, bowiem oni są tym co pozwala mi funkcjonować jako zdrowa osoba.
Mój ojciec nie jest łatwy we współżyciu, typowy "baran" uparty, nie pozwala sobie na słowa sprzeciwu, pewnie dlatego jak już się zetrzemy to kończy się ostro. Jednak wiem, że gdy poproszę zrobi najbardziej absurdalną rzecz jaką sobie wymyślę.
Często myślę, że chętnie zerwałbym tą "pępowinę" i poszedł "sam w życie" lecz niestety nie mogę, a i moja natura nie pozwala mi na to aby olać to co dali mi rodzice i zignorować ich.
Chciałbym, fakt, jak brat mieć w pełni swoje, samodzielne życie, swój dom, swoje brudy. Jednak nie mogę.
Moi rodzice poświęcili dla mnie swoje zdrowie, resztki życia i oszczędności, tak samo jak ja poświęciłbym dla swojego dziecka. Czy mnie ograniczają? może i tak, ponieważ muszę ich ujmować w swojej przyszłości, lecz nie blokują. Moje błedy, moje życie i to ja mogę żałować że ich obarczam nie oni mnie.
Naprawdę czasem czuję żal, że ja 30 letni facet jestem na ich "łasce", że dzięki nim żyję normalnie, czasem myslę że w moim przypadku "zerwać pępowinę" to odejść do DPS, ale wiem też że taka decyzja bardziejbyich skrzywdziła.
Pedro
#5
Napisano 18 luty 2006 - 12:59
gdybym ja była w takiej sytuacji jak ty ... (E) ... gdybym uszkodziła kręgosłup parę kręgów wyżej ... przy moim th4 nie wiele pbrakowało żeby było wyżej ... wystarczyło żebym walnęła w drzewo troszkę wyżej ...
wtedy moje życie byłoby ... przesrane ... wiem że ja w takiej sytuacji wybrałabym dom opieki ... kiedy lekarze nie dawali mi szansy na funkcjonowanie (ja miałam nie móc jeździć na wózku, miałam przez skostnienia w biodrze i rozwalona miednicę spędzić życie leżąc a i ręka miała nie odzyskać funkcji przez uszkodzony nerw ... lekarzom tak łatwo przekreślić człowieka i skazać go na ... dożywotkę plackiem (E) ) chciałam odejść do domu opieki i tylko ze względu na mojego syna walczyłam o zdrowie i ... z rodziną (E)
miałam dużo szczęścia, dzięki mojemu beznadziejnemu charakterowi udało mi się wywalczyć to co chciałam
jak dużo zależy od przypadku ... to nie jest sprawiedliwe ... :evil:
#6
Napisano 18 luty 2006 - 19:22
Mam 23 lata i chyba moge stwierdzić ,że jestem prawie całkowicie uniezależniona od rodziców i o dziwo zawsze tak było...od początku byłam uczona samodzielności, prrzedszkole- normalne, podstawówka-najzwyklejsza, liceum-takie jakie chciałam, studia- te jakie sobie ubzdurałam,miejsce studiowania- jakie tylko jest możliwe. Uparłam sie,że jesli dostane sie na studia, to mieszkam w akademiku, i tak w wieku 19 lat spakowałm manatki i powędrowłam w daleki świat. Opłacało się, nie raz dostałam po dupie, nie raz się płakać chciało...ale z perspektywy czasu(czyli 4 lat) myśle,że to było najlepsze co zrobiłam i nalepsze co Oni mogli zrobić dla mnie, dać mi wolną rękę, nie decydować za mnie, nie asekurować, nie chronić, tylko stać bacznie z boku i przyglądać się, dawać wsparcie, ale sie nie wtrącać...
Teraz do domu zaglądam coraz rzadziej, dlatego,że jakoś tak mam tyle innch zajęc,że czsu czasem brakuje...tęsknie za nimi, ale wiem,ze mam swoje życie i swoje plany i że tak naprawdę, zawsze moge wrócić do nich wrócić, jakby działo mi się zle...
Myślę, że obdarzyli mnie zdrową i mądrą miłością. I za to jestem im strasznie wdzięczna, Nie jest sztuką kochać, sztuką jest kochać mądrze;)
Aż zawiało patetyzmem,ale co tam
I jeszcze powiem coś bardzooo skromnie!
I ja wiem,że są ze mnie dumni;)
Pozdrawiam...
P.S A jaką mam zajefajną (teraz ponoć tak się mówi ) Babcię!
Ale to już zupełnie inna bajka;)
#7
Napisano 18 luty 2006 - 20:03
#8
Napisano 20 luty 2006 - 13:38
Ale - nawet sąd, zanim wyda wyrok - wysłuchuje racji obu stron... A ja chcę tu akurat pogadać z tego drugiego punktu widzenia: matki...
Na całe życie zapamiętałam zdanie, usłyszane w dzieciństwie: "głupia miłość jest gorsza od nienawiści"... Mądre zdanie - dotyczy zarówno kontaktów partnerskich, jak i, a może przede wszystkim - relacji rodzice - dzieci. Odkąd urodziłam dziecko, starałam się być mądrą matką. Wymagającą, czasem - w pojęciu dziecka - wręcz upierdliwą, ale kochającą i służącą pomocą wtedy, kiedy coś dziecku nie wyjdzie, zostawiającą jednak mu prawo do popełniania własnych błędów... To strasznie trudne!!! Niejednokrotnie łatwiej by mi było samej coś zrobić, niż zmuszać dziecko konsekwentnie i z uporem...
Pamiętam, jak zaciskałam zęby, kiedy mój 17-to letni syn jechał sam w Tatry!!! O, Panie, jak ja się bałam!!! Ale wiedziałam także, że nie mam prawa swojego strachu przekazywać synowi, że on sam musi poznać smak klęski i zwycięstwa! Teraz mam Anię (13 lat młodszą) i... przeżywam te same lęki, chociaż dotyczą innych sytuacji...
Kochani! Nie potępiajcie tych rodziców, którzy się boją, którzy na siłę starają się roztoczyć - często nieudolnie i bez sensu - nad wami parasol ochronny! Niszczą Wam życie - tak! Ale... Nie każdy rodzic ma siłę, żeby swój strach, wynikający z doświadczeń życiowych, odsunąć na bok...
Rafałek - jak sam piszesz - ten stan trwa od Twojego wczesnego dzieciństwa. Oni Cię po prostu zakwalifikowali!!! W ich pojęciu robią to, co jest dla Ciebie najlepsze!! Dumni - to są z innego dziecka. Ty pozostałeś dla nich kimś, kto wymaga opieki, do nich nie dotarło, że jesteś samodzielnym, myślącym człowiekiem, który ma swoje marzenia, dążenia... A jeszcze powiem Ci, choć może nie będzie to miłe: Ty sam nie potrafisz, albo nie chcesz odciąć pępowiny... Mimo wszystko jest Ci bezpieczniej w tym kokonie! Patrz: Aberade wybrała... Wyobrażam sobie, co przeżyła, podziwiam ją i bardzo, bardzo lubię!!! Masz mieszkanie, mógłbyś spróbować! Czemu tego nie robisz? Pewnie, łatwiej jest powiedzieć, "och! Gdybym miał takich rodziców, jak Pedro, Okularnica"...
Ale... nie próbujesz, tylko narzekasz...
Czy naprawdę wszystko można zwalić na głupią, niesprawiedliwą rodzicielską miłość?
Added after 35 minutes:
I napiszę jeszcze... trudno, jak już "wkładam kij w mrowisko", to dokładnie:
Różni są rodzice i... różne są dzieci! A czasem przecież swoją dorosłość i samodzielność trzeba udowodnić - ale konkretnym działaniem, a nie tylko żalem, czy narzekaniem. Nie mówmy o obciążeniu i domach pomocy społecznej! To nie o to chodzi! Żaden normalny rodzic nie odczuwa pomocy dla dziecka, jako obciążenia!
Umówmy się jednak, że - żeby narzekać, najpierw należy udowodnić, że rzeczywiście jest się dorosłym, samodzielnym osobnikiem...
#9
Napisano 20 luty 2006 - 13:48
Pisałeś,że zawsze czekałeś by to oni zaczęli z Tobą rozmowę,prawda :?: To błąd,bo oni prawdopodobnie nie patrzą na Ciebie ,jak na dorosłego mężczyznę,który może być samodzielny,tylko postrzegają Cię jako swojego niepełnosprawnego syna,który sobie sam nie poradzi.
Więc to Ty musisz[jeśli Ci tylko zależy] pierwszy poprosić ich o rozmowę. Na spokojnie wyrazić swoje rację,oczekiwania i podjąć decyzję o wyprowadzce.Bo z tego co piszesz wywnioskowałam,że jesteś na tyle sprawny,że możesz mieszkać sam.Nie czekaj aż rodzice pierwsi zaczną rozmowę ,bo możesz się niedoczekać.Życzę odwagi i determinacji :!:
Ewita zgadzam się z Tobą całkowicie :!:
#10
Napisano 20 luty 2006 - 13:58
Pedro
#11
Napisano 20 luty 2006 - 14:05
"Boże, daj mi siłę by zmienić to co mogę zmienić
i odwagę by zaakceptować wszystko, czego nie mogę zmienić,
i mądrość, bym znał różnicę".
#12
Napisano 20 luty 2006 - 14:54
Bardzo dużo zawdzięczam swoim rodzicom i rodzeństwu, ale przede wszystkim dziękuje mojej mamie. Od kiedy zaczęłam chorować w dzieciństwie to ona była przy mnie i pomagała mi przejść ten trudny do zaakceptowania okres w moim życiu. Niestety, gdy zaczynałam dorastać jej nieustanna opieka zaczęła mi przeszkadzać. Gdy brat się wyprowadził i pozostawił po sobie pusty pokój postanowiłam się do niego przenieść... To może się wydać dla niektórych śmieszne, ale nie obyło się od krokodylich łez mojej mamy i słów dla mnie bardzo przykrych. "...że sobie nie poradzę, że już mi nie jest potrzebna, że nie ma po co żyć..." itd (ponieważ i w nocy potrzebowałam jej pomocy). Mimo tego, uparłam się jak osioł i dobrze na tym wyszłam. Kilka lat temu, moja mama miałam poważny wypadek. Gdy leżała w szpitalu zostałam sama z ojcem. Nie było nikogo przy mnie kto by w tym czasie mógł zastąpić moją mamę i mi pomóc w tym, czym ona mi pomagała (bardziej dostawało mi się psychicznie ze strony mojego ojca, bo wypadek powstał z mojej winy). Czuje, że to był cud, bo dzięki temu nauczyłam się jeszcze większej samodzielności (musiałam zrobić zakupy, zrobić śniadanie, pozmywać naczynia, ugotować obiad dla ojca..., karmić i myć babcie która ma głęboką shizofremie, prać, prasować, sprzątać, ubierać się, rozbierać, korzystać z toalety, z wc, jechać do mamy do szpitala....).
Ktoś powie: a gdzie był wtedy tata? Był w domu, ale tak jak zwykle to tylko pan i władca. Dlatego gdyby tylko nadarzyła się okazja to wyprowadziła bym się z domu jak najpredzej aby mój ojciec nie miał satysfakcji, że ja potrafie tylko "robić pod siebie" i nadaje się tylko do DPS-u.
#13
Napisano 20 luty 2006 - 15:00
Nie byłam chcianym dzieckiem, moja matka nie zaakceptowała mnie do dnia swojej śmierci! Miałam (i mam) dwie starsze siostry - cudowne, wspaniałe i nieomylne... Ja... po pierwsze byłam niepotrzebna, po drugie odbiegałam wyglądem od maminego ideału. Od dziecka musiałam udowadniać, że jestem człowiekiem, że mam ambicje, jakąś tam wiedzę... Łatwo nie było, o nie! Toczyłam wojnę - nawet o istnienie własnego dziecka (mam wadę serca i lekarze nie zgadzali się na ciążę, a mamie było to bardzo na rękę, studiowałam wtedy, byłam od niej zależna finansowo, bo zaszłam w ciażę przed ślubem). Nie będę rozwijać wątku, nie o to chodzi!
Jak widzisz - pokręcone są ludzkie losy... Powiesz, że jednak było mi łatwiej? To subiektywna ocena. Odrzucenie boli w każdym przypadku, Rafałek!
Cieszę się natomiast, że ta rozmowa się odbyła! A niechby i pół miasta słyszało! Czasem są sprawy warte nawet awantury!
I... nie złość się na mnie, że napisałam, co myślę. To moja największa wada, że - z życzliwością - ale mówię niewygodne prawdy...
#14
Napisano 20 luty 2006 - 15:16
ale to nie działa :shock:
nie jestem w stanie nawet z nią rozmawiać, denerwuje mnie jej podejście do mnie, do życia, do ludzi, jej wtrącanie się na siłę w moje (czy kogokolwiek innego) sprawy ...
ona nie ma swojego życia, nie ma obowiązków, pracy, męża ... jest sama i mota się w tej samotności ze strachu przed pogłębianiem się jej ...
i nie zdaje sobie z tego sprawy (E)
jest sama i nie chce tego ... ale jaj nie pomogę
najgorsze jest to że mam okropne wyrzuty sumienia że ją ... krzywdzę ...
to jest właśnie problem: ja jestem świadoma sytuacji, a ona żyje w nieświadomości i poczuciu krzywdy ... to jest jej sposób na życie: męczeństwo :evil:
ja nie chcę w tym uczestniczyć i nie będę ... ale wyrzuty sumienia są bo w głębi serca wydaje mi się że powinnam ... ale wiem że moje życie byłoby wówczas klęską
i jak tu żyć w harmonii z sobą i swoimi decyzjami? skoro obojętnie co się zrobi będzie złe ...?
jak zawsze: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
niestety :x
#15
Napisano 20 luty 2006 - 18:54
Jak to mówią, "kotka czasem można zagłaskać na śmierć..." I zdarza się to w wielu rodzinach - nie tylko z niepełnosprawnymi dziećmi. Problem tylko polega na tym, że tym ostatnim trudniej jest uciec i znacznie dotkliwiej odczuwają konsekwencje... :cry:
[you] bardzo mi miło Cię poznać
#16
Napisano 20 luty 2006 - 19:21
ale mimo "sukcesu" ... nie czuje sie zwyciescą ... :evil:
matka wciąż rozbudza we mnie wyrzuty sumienia - twierdzi że nie robi tego belowo (ale czy można nie być świadomym swojego postępowania do tego stopnia?)
zal mi mojej siostry ... moja matka zrobila z niej
moja siostra miala niedotlenienie mozgowe okoloporodowe ale poza "deficytem" intelektualnym (a jest jak najbardziesz w szeroko rozumianej normie) i lekką wada wymowy (teraz juz wlasciwie niezauwazalną) jest wszystko w porzadku ...
jednak moja matka upięła się jej ... teraz kiedy ja jestem w innym miescie siostra zali sie że nie matka daje jej żyć ... swoim życiem
ale ona (siostra) jest zupelnie niesamodzielna ... nie sprzata, nie robi jedzenia, nawet w szkole matka ją "prowadzi" i we wszystkim pomaga hamując ją w ten sposob
ona ma 20lat - chce życ swoim życiem - matka jej nie pozwala "chroniąc" ją wciąż przed ... życiem ...
hm ... czasem nie trzeba bić, upokazac, głodzić dzieci aby je krzywdzić
w sumie niczego nam nie brakowalo i w sumie nie mam "prawa" nienawidziec matki ... ale suma sumą a niechęć jest
#17
Napisano 20 luty 2006 - 19:29
Dlaczego czasem trzeba walczyć o to, żeby móc po prostu normalnie żyć? I to z ludźmi, którzy podobno wspierają i kochają z natury? :?
[you] bardzo mi miło Cię poznać
#18
Napisano 21 luty 2006 - 01:40
Prawdę mówiąc, tylko raz, jeden jedyny raz w życiu, widziałam na własne oczy poprawną rodzinę. Taką, która nie tylko akceptuje swoje niesprawne dziecko, ale jeszcze je wspiera i pomaga mu tak, jak tylko może. To dziecko jest już dorosłą, szczęśliwą kobietą, zupełnie fozycznie niesamodzielną (zanik mięśni) i właśnie wychodzi za mąż. Rodzina stoi za nią murem. Gdybym tego nie widziała, NIGDY nie uwierzyłabym, że instytucja rodziców jest zdilna do czegoś podobnego.
#19
Napisano 21 luty 2006 - 06:50
Ten cudzysłów jest celowy, bo one (te rodziny) są zdrowe, normalne i kochające, nie tylko poprawne...
Popatrzcie, jak własne przeżycia wpływają na stosowanie daleko idących uogólnień... :cry:
#20
Napisano 21 luty 2006 - 09:41
... jest taka w moim mniemaniu
nie mam żadnej awersji do słowa mama - po prostu mojej matki nie znoszę
mój syn mówi do mnie mamusiu no chyba że
ja mam opsesję żeby nie popelnic takich bledow jak moi rodzice ... mam swiadomosc że nie da sie nie popelnic zadnych błędó czy to wychowawczych czy w relacji matka-dziecko czy ojciec-dziecko ... ale chce świadomie wychowywac syna i dac mu to co najlepsze i jak najzdrowszą miłość
rozmawiam z ludzmi o tym jak byli wychowywani, jakie wedlug nich rodzice popelniali błędy a co robili dobrze ... mam nadzieje że uda mi sie uczyc
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych