Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Dlaczego?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
63 odpowiedzi w tym temacie

#1 exel

exel

    Milczek

  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 33 postów

Napisano 07 wrzesień 2003 - 11:22

Przez wiele lat wychowywalam samotnie syna uposledzonego umyslowo (ojciec nie zyje), ktory obecnie ma 20 lat.
Ulozylam sobie kilka lat temu zycie na obczyznie. Znalazlam nareszcie wlasne miejsce, dom, cieplo ktorego mi tak brakowalo. Moj maz byl wspanialym, bardzo dobrym czlowiekiem choc bywalo, ze mial humory - nikt nie jest bez wad. Zauwazylam takze, ze duza wage przywiazuje do opinii otoczenia i jest uprzedzajaco dla obcych grzeczny.
Postanowilam ze syn zostanie w Polsce do czasu gdy moje sprawy sie uloza, znajde prace i bede mogla sama zapewnic mu utrzymanie dopoki nie zalatwie mu tutejszej grupy inwalidzkiej (syn ma I grupe, uposledzenie znaczne). Nie chcialam zeby spadlo to na barki meza, mamy 8 letniego syna, nie pracowalam do tej pory z przyczyn obiektywnych (brak srodka komunikacji, mieszkamy w odosobnionym miejscu).
Niestety, syna musialam przywiezc wczesniej - opiekowala sie nim moja matka ktora nagle powaznie zachorowala i sama wymagala opieki. Po zalatwieniu wszystkich formalnosci (ubezwlasnowolnienie sadowe itp) przywiozlam syna do domu.
I to byl koniec mojego malzenstwa. Pytanie, ktore jest w tytule zadaje sobie codziennie.
Wciaz pamietam jak przed przyjazdem syna wciaz martwilam sie o niego, myslalam o nim - i to nie pozwalalo mi na spokoj wewnetrzny. Czesciowo spowodowany jego nieobecnoscia, czesciowo tym, ze ktos inny nim sie opiekuje, nawet jesli jest to moja matka. Myslalam, ze jak juz bedzie ze mna to nareszcie bede w pelni szczesliwa.
Moj maz NIGDY go nie zaakceptowal, jest w stosunku do niego agresywny, twierdzi ze nie ma z niego pozytku, ze niczego go nie nauczylam - a on po prostu nie potrafi wielu rzeczy robic, jest uposledzony, ale maz tego nie rozumie ani zrozumiec nie chce. Twierdzi ze zmarnowalam mu zycie, robi mi awantury o nic obwiniajac mojego syna o swoje stany depresyjne. Czasami jest dobrze, wtedy znajduje sie w stanie "czuwania" bo wiem, ze zaraz zaczna sie oskarzenia. Nie mam tutaj przyjaciol, nie mam nawet z kim porozmawiac a czasem nie mam juz sil. Wiem, ze musze sie stad wyniesc ale dokad?
Nie spodziewalam sie, ze maz to takie bydle. Zabil we mnie milosc, zaufanie i szacunek. Mowi, ze wszystko bedzie dobrze jak syna oddam w Polsce do zakladu. Nie zaplace takiej ceny za malzenstwo. Gdybym tak zrobila zawsze pamietalabym ile mnie to kosztowalo i nigdy nie mialabym spokoju. Niektorzy z Was pewnie powiedzieliby: wroc do Polski. Zrobilabym to bez wahania gdyby nie mlodszy syn i jego szkola. Musialby sie przeniesc do polskiej szkoly co nie byloby dla niego latwe. Jego dom jest tutaj.
Po raz pierwszy w zyciu nie wiem, co mam robic! Probuje tutaj znalezc jakas grupe osob wychowujacych dzieci uposledzone, moze oni cos mi doradza, pomoga.
Do tej pory nie mowilam o swoim problemie nikomu myslac, ze maz jakos syna zaakceptuje. Wiem, ze to nie jest latwe ale trzeba chociaz sprobowac, wyrazic dobra wole. W tym przypadku nie ma nawet tego.
Jesli moj syn jest traktowany jak niepotrzebny to ja tez tak sie czuje. Jestesmy niepotrzebni. To bardzo smutne.
Sugerowalam mezowi ze powinien z kims na ten temat porozmawiac lecz on twierdzi, ze nie bedzie nikogo mieszal w nasze sprawy (chce zeby ktos z zewnatrz sprobowal mu obiektywnie naswietlic problem) i z gory jest przekonany ze wszyscy obwiniliby mnie za to, ze syna przywiozlam ze soba. Ale nikogo do tej pory otwarcie nie spytal.
Musialam gdzies sie wygadac bo nie mozna takich problemow zbyt dlugo trzymac w sobie. Dziekuje za wysluchanie. Wiem, ze sama ow problem musze rozwiazac i pewnie jakos to zrobie, jeszcze nie wiem jak ale przeciez kazdy dzien niesie ze soba cos nowego, moze wpadnie mi do glowy jakies rozwiazanie, moze los mi je podsunie? Na razie chce tylko przetrwac.
  • 0
3nails + 1cross = 4given

#2 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 08 wrzesień 2003 - 13:22

Pytanie, dlaczego?
Staram się zrozumieć Twoją sytuację i to wszystko, o czym piszesz. Przykro mi, gdy czytam, czy słyszę o takich problemach, ale nasuwają mi się zgoła też inne pytania na podstawie tylko tego, co opisałaś tutaj.
Otóż:
Dlaczego opuściłaś syna, szukając ciepła, którego Ci tak brakowało? - A on nie potrzebował ciepła, jakie może mu dać tylko matka?
Dlaczego pozwoliłaś by Twój problem spadł na barki Twojej matki?
Dlaczego nie zastanowiłaś się przed ślubem, co będzie z synem, gdy założysz nową rodzinę?
Czy przedstawiłaś przyszłemu mężowi swoją sytuację? - A jeśli tak, to
Czy zgodził się on przed ślubem na sprowadzenie w przyszłości niepełnosprawnego syna do powstającej nowej rodziny?
Można się zastanowić, jakie pobudki Tobą kierowały czy tylko to (egoistyczne) pragnienie ciepła, wygodnictwo, czy niefrasobliwość myśląc "Jakoś to będzie". Tu zacytuję Twoje zdanie:

problem musze rozwiazac i pewnie jakos to zrobie, jeszcze nie wiem jak ale przeciez kazdy dzien niesie ze soba cos nowego, moze wpadnie mi do glowy jakies rozwiazanie, moze los mi je podsunie? Na razie chce tylko przetrwac

.
A inni się w tym wszystkim nie liczą? Syn jeden i drugi, matka i wreszcie mąż.
Brzmi to brutalnie, ale tak chyba to wyglądało. Chciałbym Ci przyjść z pomocą, ale mogę jedynie polecić inne matki, które borykają się z podobnymi problemami. Tu na tym i innych forach. Czytam jak walczą o swoje dzieci niepełnosprawne (Trigo, Sonia, Karolina i wiele jeszcze innych) - może one znajdą radę.
Może też dobrze by było porozmawiać jeszcze raz z mężem i nakłonić go do akceptacji zaistniałej sytuacji, prosząc go o zrozumienie i wyrozumiałość w imię miłości, jaką Cię zapewne darzy mimo wszystko.

Pozdrawiam i życzę pomyślnego rozwiązania sytuacji.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#3 Gość_konto_skasowane_*

Gość_konto_skasowane_*
  • Gość

Napisano 08 wrzesień 2003 - 13:47

Powiem jak ja to widze. To jest tylko i wylacznie moj punt widzenia, ktory rownie dobrze nic nie musi znaczyc. Z tego co piszesz faktycznie, znalazlas sie w nie ciekawej sytuacji. Jesli Twoj maz uwaza ze Twoje chore dziecko jest przyczyna wszelkich problemow i niepowodzen w "zyciu" - malzenstwie to juz calkiem nie rozumiem dlaczego z nim jestes. Jesli nie umie zaakceptowac, pokochac Twojego dziecka, to czy on wogole kocha Ciebie i darzy Cie jakims uczuciem. Powiedzmy sobie szczerze, nie wazne jak chore dziecko, nie wazne co robi,a co nie?, jest, bylo i bedzie Twoim dzieckiem. Wiadomo ze wiez matki i dziecka jest ogromna. Masz kilka wyjsc z sytuacji, jesli kochasz swojego meza, bardzo, bardzo... to porozmawiaj z nim jeszcze raz w cztery oczy na temat owej sytuacji, dlaczego nie moze?,nie chce zaakceptowac Twojego dziecka?, czy zdaje sobie sprawe ze jesli on nie akceptuje Twojego syna to tak jakby nie akceptowal czastki Ciebie. Jesli nie umie zrozumiec jaka wiez laczy Ciebie i Twojego syna, to nie jest Ciebie wart. No nie czarujmy sie, zyc pod jednym dachem z czlowiekiem ktory z byle czego robi awantury i zrzuca wine na Twojego syna i o zgrozo jest w stosunku do niego agresywny? - to juz calkiem no comment. Moim zdaniem malzenstwo jest na "ostrzu noza", ale wiem i zdaje sobie sprawe o Tym co pisalas ze znalazlas wkoncu dom, cieplo rodzinne, ale czy naprawde za KAZDA cene jestes w stanie utrzymac ten stan? nawet "pozbycia" sie syna lub ciaglych klutni i niedaj Boze kiedys agresja przerodzi sie w czyny wobec Twojego syna i co wtedy?, bedziesz patrzec na to?, bedziesz zyla w ciaglym stresie?, chcesz tak zyc?. Musisz odpowiedziec sobie sama na ww. pytania. Musisz siasc na spokojnie przeanalizowac wszystkie za i przeciw. Wierze ze wyjdziesz z tej trudnej sytuacji.
  • 0

#4 Gość_konto_skasowane_*

Gość_konto_skasowane_*
  • Gość

Napisano 08 wrzesień 2003 - 14:01

Dlaczego


Wybacz Skangur, ale to juz nie jest istotne, co bylo tego juz nie zmienimy, nie cofniemy czasu. My = ludzie - popelniamy bledy, czasami myslimy ze robimy dobrze, a okazuje sie inaczej. Ale juz taka nasza natura.
  • 0

#5 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 08 wrzesień 2003 - 14:49

Aniele,
źle mnie cytowałeś nie napisałem:

Dlaczego

Ty natomiast napisałeś:

Wybacz Skangur, ale to juz nie jest istotne, co bylo tego juz nie zmienimy, nie cofniemy czasu.


Co jest nie istotne?
Prawo do bycia kochanym przez matkę?
Prawo matki( babci) do spokojnej starości?
Prawo męża do posiadania własnego zdania na temat swojego domu rodzinnego?
To wszystko jest istotne, bowiem to złożyło się na cały ten problem jaki powstał teraz. Tu szukałem przyczyny powstania tej dzisiejszej sytuacji. To nie znaczy że ganiłem exel za jej błędy.

pozdrawiam
Błędy i owszem, wszyscy popełniamy, ale ja pisałem o czym innym.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#6 Gość_konto_skasowane_*

Gość_konto_skasowane_*
  • Gość

Napisano 08 wrzesień 2003 - 15:22

Dlaczego opuściłaś syna, szukając ciepła, którego Ci tak brakowało? - A on nie potrzebował ciepła, jakie może mu dać tylko matka?
Dlaczego pozwoliłaś by Twój problem spadł na barki Twojej matki?
Dlaczego nie zastanowiłaś się przed ślubem, co będzie z synem, gdy założysz nową rodzinę?


Dalej twierdze ze za duzo "Dlaczego?" :), nie ma sensu wchodzic na tematy ze strony czasu przeszłego. Jak pisałem, zrobiła jak zrobila, lepiej teraz sie zastanowić jak ma wyjść z danej sytuacji. Oczywiscie ona sama musi do tego dojść, my jako ludki dobrej woli możemy szepnać coś od siebie jak widzimy dana sytuacje naszymi "oczami".
  • 0

#7 Gość_konto_skasowane_*

Gość_konto_skasowane_*
  • Gość

Napisano 08 wrzesień 2003 - 15:30

Aniele,
źle mnie cytowałeś nie napisałem:
Dlaczego


Dobrze zacytowalem, ale nie chciałem wklejać wszysytkich "dlaczego". oznacza nastepne w kolejnosci słowa po "dlaczego", ale EOT, wyzej wytlumaczylem o co mi chodzi.

Co jest nie istotne?
Prawo do bycia kochanym przez matkę?
Prawo matki( babci) do spokojnej starości?


To jest akurat nie istotne do ww. problemu. Nie wchodzmy odrazu na problemy o spokojnej starosci, narazie przypatrzmy sie jednemu zagadnieniu, ze jest chore dziecko, dziwnie zachowujacy sie mąż i w ciezkiej sytuacji matka swojego dziecka <- to jest ISTOTNE.
  • 0

#8 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 08 wrzesień 2003 - 16:30

Ręce opadają. No ale jeszcze raz.
Aniołku, jeśli pytania jakie postawiłem, są mało ważne, to niech wypowiedzą się w tym momencie wszystkie porzucone niepełnosprawne dzieciaki. Nie tylko przez jednego z rodziców. Pamiętaj jednak, że najistotniejszą rzeczą w tym pytaniu dlaczego nie jest exel ani jej mąż, lecz to dziecko porzucone. Mówimy o dwóch różnych rzeczach, czy raczej nie rozumiesz w czym problem?
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#9 Gość_konto_skasowane_*

Gość_konto_skasowane_*
  • Gość

Napisano 08 wrzesień 2003 - 16:49

Dobrze, to jest Twoj punkt widzenia. Dla mnie jest ważna exel i dziecko = na tym samym poziomie.
  • 0

#10 rrybka

rrybka

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 729 postów

Napisano 08 wrzesień 2003 - 17:50

Exel mogę tylko do Twojego pytania: dlaczego??? dodać swoje : dlaczego niektórzy z nas przeżywają tak trudne chwile, dlaczego tak się dzieje???

W życiu ciągle dokonujemy wyborów i nigdy tak do końca nie wiemy, czy nasza decyzja jest dobra...
Droga Exel nie zrobiłaś nic złego wyjeżdżając za głosem serca i powiem Ci, ze chylę czoło przed Tobą, podziwiam Twoją odwagę i matczyne oddanie.
Masz obok siebie dwoje dzieci i męża, który Cię okropnie zawiódł. Nie zamierzam udzielać Ci rad - co masz uczynić ze swoim małżeństwem. To znów musi być Twój i tylko Twój wybór.
Chcę byś zastanowiła się, nad dwójką swoich dzieci oraz nad tym, czy dla Twojego syna , 20 - latka uposledzonego w stopniu znacznym jesteś w stanie zapewnić opiekę. Nie wiem jak przedstawia się rozwój Twojego syna, ale niejednokrotnie widziałam "dzieci" uposledzone głęboko i umiarkowanie - bywa, że wiedzą i potrzebują czułości i matczynego ciepła, ale bywa też, że żyją w swoim świecie i nic ich poza tym nie obchodzi. Dla takich osób nie ma wielkiego znaczenia, czy są z matką czy z kimkolwiek innym - wymagają opieki, nadzoru oraz wspierania ich rozwoju na możliwym dla nich pułapie. Czy matka zawsze potrafi dać takiemu dziecku to czego ono potrzebuje???? Niestety nie - to zależy od stopnia uposledzenia. Bywa, że takie dziecko dopiero w zakładzie potrafi być szczęśliwe.
Nigdy nie osądzam i nie śmiałabym osądzić żadnej matki, która boryka się z takimi problemami i która w końcu oddaje dziecko do zakładu - czasami to dla nich należy się większe uznanie niż tym, które trzymają takiego człowieka w domu, przy sobie nie zapewniając mu warunków do rozwoju i szczęścia takiego specyficznego, w odczuciu uposledzonego dziecka.

Dziecko i dorosły człowiek uposledzony w stopniu lekkim zazwyczaj sytuacje z otoczenia odbiera niemal tak jak my zdrowi psychicznie ludzie, nawet gołym okiem trudno czasami rozpoznać to upośledzenie. Upośledzenie w stopniu umiarkowanym, a szczególnie głębokim to nie to samo co uposledzenie lekkie, czy urocze, uśmiechnięte, zyczliwie nastawione do otoczenia dzieciątko z zD i pogodny dorosły człowiek z zD( przepraszam, nie umniejszam problemów z jakimi borykają się rodzice tychże dzieci - Was też podziwiam i szanuję).
Exel masz wielki problem - rozwiążesz go sama, bo wszystkie problemy rozwiązujemy samodzielnie. Nie obwiniaj siebie - co się stało to się nie odstanie; spójrz też życzliwszym okiem na męża - musicie to przegadać spokojnie, rozsądnie i rzeczowo( a nóż się uda!) Jedyna rada - to nie pozwól, by ktokolwiek oskarżał Ciebie.
Życzę Ci byście znaleźli wyjście z tej trudnej sytuacji, byście wzajem postarali się zrozumieć... a może uda się Wam wszystkim dalej wieść miłe i spokojne zycie w pełnej rodzinie i z dwójką dzieci.

Pozdrawiam (cmok)
  • 0
rrybka nigdy nie tonie

#11 Rufi

Rufi

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 117 postów

Napisano 09 wrzesień 2003 - 16:11

Ulozylam sobie kilka lat temu zycie na obczyznie. Znalazlam nareszcie wlasne miejsce, dom, cieplo ktorego mi tak brakowalo.


exel, czy Twoj maz wiedzial wczesniej (przed ulozeniem zobie z Toba zycia) o Twoim niepelnosprawnym dziecku?
  • 0
Pozdrawiam

#12 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 09 wrzesień 2003 - 17:29

A ja może opowiem pewną historię, może niezupełnie na temat... (z braku czasu powtórzę - wkleję - to, co napisałam na Forum JEDNEGO ŚWIATA:
Młoda dziewczyna rodzi pierwsze dziecko - diagnoza: zespół Downa.
Rodzina mieszka na wsi, daleko od ośrodków rehabilitacyjnych, medycznych, pedagogiczno-psychologicznych, słowem od jakiejkolwiek formy pomocy.
Na dodatek rzecz dzieje się 18 lat temu....

No cóż, przychodzą na świat kolejne dzieci (wiem o co najmniej dwójce, jedno - dziewczynka, uczyła się w zerówce z moją Zosią).
Ojciec - rodzony ojciec - dziecka nie akceptuje od samego poczatku.
Są z tego powodu awantury, piekło....
Mama dziewcka z żalem wspomina okresy w rozwoju dziecka, które przegapiła. Wspomina, jak córeczka wyciągała rączki do Niej, jak ciekawiły Ją książeczki, kredki... otoczenie...

Jednostronna miłość, zapobiegliwość matki nie różnoważyły niechęci i odrzucenia przez ojca.
Dziecko zamykało się w sobie, pojawiły się problemy z fizjologią....

Nie musze chyba pisać, co przeżyło małe dziecko, wzrastające w takiej atmosferze, jak wpływało to na jego rozwój emocjonalny.

Jakie były relacje zwrotne...

No cóż, w okresie dojrzewania zachowanie dziewczynki uległo znacznemu pogorszeniu, zwłaszcza podczas menstruacji...

Jakie to wywoływało reperkusje...
Czy muszę o tym pisać?

Matka, ciepła, opiekuńcza istota, opowiadająca o swoim dziecku z czymś takim w oczach, że mnie serce pękało....
Decyduje się na oddanie córki do zakładu... (na ul. Baranowicką, na Zaścianki - czytelnicy z Białegostoku wiedzą o czym mówię)...

To było dokładnie rok temu...
Matka samą siebie utwierdzała w słuszności swojej decyzji...

Myślę, że to było Jej potrzebne by przetrwać najgorsze chwile....

Mówiła, tak jak rrybka (na iPON), że córka dobrze znosi pobyt w ośrodku, że nie reaguje na to, kto jest obok niej, że jest taka ... obojetna, że zajmuje się zwykłymi czynnościami....
Że chyba podjęła najlepszą decyzję....

Czasem spotykam Ją w szkole. Nasze córki chodzą do różnych pierwszych klas, ale ta historia, uslyszana w skrawkach i może nieumiejętnie sfastrygowana - ciągle tętni mi w uszach....
  • 0

#13 basiak

basiak

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 716 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 11:42

Powiem tylko tyle, że nie chciałabym się znaleść w Twojej sytuacji Exel. Bez względu na to jak postąpisz w tej chwili, ktoś będzie cierpiał. Nie działaj więc pochopnie, pod wpływem chwili i emocji - to jedynie chcę Ci podpowiedzieć. A życzę Ci, aby Twój mąż nie tylko zaakceptował, ale polubił, jesli nie pokochał Twojego pierworodnego. Bądź silna. :) :) :)
  • 0

#14 exel

exel

    Milczek

  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 33 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 12:52

Widze, ze moja wypowiedz przerodzila się w dyskusje troche typu „nieobecni nie maja racji” – mialam problemy z polaczeniem internetowym (co się czasem zdarza) i troche innych spraw do zalatwienia– ale nie ma tego zlego – jestem za to w posiadaniu wiekszej ilosci materialu do dyskusji. Otoz po przeczytaniu Waszych postow postaram się zabawic w swego wlasnego adwokata a przy okazji wyjasnic kilka spraw. W jednej wypowiedzi nie sposób ujac wszystkiego– sadze, ze wiele czasu musialoby uplynac żeby ukazac chocby te najwazniejsze aspekty sprawy.

Skangur:
Dlaczego wysnuwasz daleko idace wnioski na podstawie niedostatecznych materialow? Dlaczego uzywasz wobec osoby ktorej nie znasz bardzo powaznego zarzutu porzucenia dziecka nie majac wystarczajacej wiedzy na ten temat? Co można wywnioskowac z przypadkowej wypowiedzi (mój post był czyms takim wlasnie)? Ulegles (z sobie tylko wiadomych powodow czy uprzedzen) nadinterpretacji. A takimi osadami można komus wyrzadzic wielka krzywde. Inna rzecz, ze wlasnie o wyrzadzanej krzywdzie prawisz... I tutaj zle trafiles – bo ja osobiscie doskonale wiem, co znaczy porzucenie gdyz zaraz po urodzeniu wyladowalam w Domu Malego Dziecka a wychowalam w rodzinie zastepczej. Jakiego okreslenia uzylbys tedy, gdybym nie zamierzala syna ze soba zabrac wogole, gdyby taka mysl do glowy mi nie wpadla? Aborcja z poslizgiem czasowym?
Co powiesz w takim razie na to, ze przez kilka lat dzieci widzialy mnie tylko w weekendy bo taka mialam prace – a jako samotna matka musialam sama zapewnic im przyzwoity byt (renta rodzinna jak się domyslasz nie pokrywala nawet minimalnych potrzeb – oplaty – czynsz, prad, gaz; szkola, przedszkole, ubrania, wyzywienie ze nie wspomne o zabawkach) skoro bylam zdrowa i mialam kwalifikacje. Wiesz dobrze jak jest w Polsce z praca – ja bylam szczesliwcem ze znalazlam (po wielu trudach) zatrudnienie w swoim zawodzie. Może Twoim zdaniem lepiej jest siedziec na garnuszku opieki spolecznej, robic za meczennika i zaslugiwac na wspolczucie i „dawac dziecku cieplo” a być sfrustrowana coraz bardziej (jakiez to cieplo można wtedy dawac skoro się jest coraz bardziej nieszczesliwym, wpada się w marazm, o samorozwoju nie wspomne). Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze im szczesliwsza, bardziej spelniona matka tym szczesliwsze dziecko (to także odnosi się do calej rodziny). Matka pomagala mi zajmowac się synem z wlasnej woli (zaczelo sie gdy konczylam studia zaraz po smierci meza, dzieci byly male), po smierci ojca cala swoja milosc przeniosla na mojego syna i tak jest do dzis, choc dzieli ich spora odleglosc. Nie była ona jedyna osoba która pomagala zajac się synem w czasie mojej nieobecnosci (przyjezdzalam cztery razy do roku na ok. miesiac, dwa) – jest jeszcze moja dorosla corka która z wlasnej woli zostala w kraju i mój bezdzietny brat który po rozwodzie zamieszkal w moim bardzo duzym mieszkaniu (a który od smierci ojca moich dzieci zastapil im tego ojca emocjonalnie za co będę mu zawsze wdzieczna). Wszystko odbylo się za zgoda kazdej ze stron z powodu który wyjasnie pozniej a który był tutaj najbardziej istotny i wszystkie osoby dramatu były tego swiadome. Dodam tez, ze nigdy nie mialam zadnych problemow wychowawczych, dzieci zawsze mialy do mnie zaufanie i zwracaly się w trudnych sprawach, niczego nie ukrywaly i opiekowaly się chorym bratem jak czlonkiem rodziny.
Czy uwazasz również, ze każdy kto wyjezdza za granice jest wygodnickim egoista bo jedyna motywacja takiego wyjazdu jest poprawienie sobie statusu? Na marginesie: a nie pomyslales, ze moglam rownie dobrze wyjechac na Ukraine czy do Burkina Faso?
Wiem, ze pokutuje taki stereotyp – kobieta z dawnych demoludow szuka sobie nadzianego, starszego goscia aby jej się zylo lepiej. Osoby z mojego otoczenia które malo mnie znaly tez tak sadzily – dopóki rzeczywistosc ich zdania nie skorygowala. Dla wyjasnienia: zyjemy na poziomie przecietej rodziny. Dla kolejnego wyjasnienia – wyszlam za maz z prawdziwej milosci ktorej resztki jeszcze gdzies się we mnie kolacza albo która siedzi gdzies gleboko w mojej swiadomosci przerazona nagla zmiana postawy mojego meza. W kazdym razie nie ma już takiego znaczenia jak niegdys. Milosc bez zaufania traci na wartosci 90%. Dlaczego nie mam już zaufania, jak sadzisz?
Kolejne oskarzenie wziete z sufitu - Dlaczego nie zastanowiłaś się przed ślubem, co będzie z synem, gdy założysz nową rodzinę? A skad wiesz, ze się nie zastanowilam? Maly duszek Ci podpowiedzial (psiakrew, intrygant z tego duszka, zawsze mi podejrzanie wygladal!)? Nie czuje się podbudowana Twoja bardzo pochopna, negatywna opinia o mojej wyobrazni oraz odpowiedzialnosci czy tez umiejetnosci projektowania w przyszlosc – ale opinia wydawana o innych swiadczy o opiniodawcy (tym się jeno pocieszam). Wyjasnie dla spokoju sumienia, ze z mezem znamy się lacznie 10 lat i trudno, żeby o moich dzieciach (chorych czy nie) nie wiedzial. To, ze zdecydowalismy się zalozyc rodzine po dosc dlugim czasie było wynikiem roznych zrzadzen losu a także watpliwosci – z mojej strony również. Nie bylam taka skora do ponownego zamazpojscia bedac dlugie lata sama z dziecmi, na dodatek wiazaloby się to z wyjazdem na stale i z opuszczeniem kraju (co na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo pozytywnym aspektem sprawy dla niektórych), dokonaniem licznych zmian, uzgodnien – bo to z pozoru tylko brzmi ciekawie – w rzeczywistosci to naprawde kolosalna zmiana, stres i przystosowywanie się do nowych warunkow. Jeśli chodzi Ci o sprawe uposledzonego syna mam szczescie posiadac pisemna wypowiedz meza na temat jego zaaklimatyzowania się tutaj i pomocy która otrzymalam jeszcze przed slubem (dyslutowalismy o m. in. o tym za pomoca listow) wiec dla mnie sprawa ta była jasna i prosta. Może popelnilam blad sadzac wedlug siebie ponieważ naleze do osob które pierwotnie danego slowa nie zmieniaja z powiewem wiatru a nad tym slowem się najpierw powaznie zastanowia zanim go wypowiedza (wiec rzadko gadam tak duzo jak na tym forum w przeciagu ostatnich kilku dni) – uznalam wiec, ze tak się stanie i będziemy jedna, szczesliwa rodzina w ktorej kazde z nas będzie mialo swoje miejsce i każdy jej czlonek będzie kochany, potrzebny oraz szanowany. Nie mialam powodu by w to watpic gdy wymienilismy sakramentalne „tak”. A tak a propos – czy wyobrazasz sobie jakakolwiek matke dziecka uposledzonego czy nie która do slubu to dziecko ukrywa przed przyszlym mezem – bo ja jakos nie. Nie dosc, ze to technicznie nielatwe to jeszcze moralnie jakies takie nie za bardzo – delikatnie mowiac. Choc może sa takie przypadki ale my tu na wsi o nich nie wiemy.

Syn jak pisalam ma lat 20 czyli jest pelnoletni. I tutaj należy się pare slow wyjasnienia bo na pewno nie wszyscy wiedza jakie to ma znaczenie jeśli chodzi o sprawy imigracyjne. Mogles o tym nie wiedziec wiec może niepotrzebnie na wstepie się unioslam ale każdy ma prawo do obrony gdy go oskarzaja. Osoba dorosla może otrzymac pobyt turystyczny na 3 miesiace, który można przedluzyc o nastepne trzy – to zalezy od oficera który się tym zajmuje. Może dac przedluzenie a może nie dac i wypier... do Polski. Osoba dorosla bowiem jest potencjalnym kandydatem na nielegalnego pracownika. Jeśli wiec chcialam syna sprowadzic do siebie musialy być spelnione nastepujace warunki (inaczej odstawiono by go pewnego pieknego dnia do Polski samego na przykład uprzednio zamykajac go w wiezieniu jak wszystkich przeznaczonych do deportacji i nikogo by nie obchodzilo ze jest posledzony i wymaga opieki, ich nie obchodzi to co widac ale to co jest na papierze potwierdzone przez ich MSW wydzial imigracyjny): 1. wyrok sadowy o ubezwlasnowolnieniu, 2. postanowienie sadu o wyznaczeniu opiekuna prawnego w mojej osobie (czyli rezydenta danego panstwa), 3. dokument stwierdzajacy tozsamosc (paszport), 4. dokument stwierdzajacy stopien pokrewienstwa, 5. opinia lekarza sadowego, 6. orzeczenie komisji lekarskiej, 7. krotka historia choroby napisana przez lekarza prowadzacego – a to wszystko przetlumaczone przysiegle, zalegalizowane w polskim MSW praz ambasadzie danego kraju. Sprawa o ubezwlasnowolnienie ciagnela się w sadzie ok. 1,5 roku mimo ze prosilam o wziecie pod uwage szczegolnych okolicznosci. Potem nastapila sprawa o wyznaczenie mnie jako opiekuna prawnego. Powinnam wspomniec o jeszcze innym aspekcie sprawy, być może wtedy uniknelabym wszystkich tych nieprzyjemnosci ze strony meza bo mialabym wlasny argument (takie wyjscie przebieglo mi przez mysl i teraz wiem ze szkoda, ze nie dane mi było tego wykorzystac) – poczekac dopóki uzyskam obywatelstwo, będę miala stala prace i samochod a w obliczu ostatnich zmian polityczno-gospodarczych: gdy Polska wejdzie w sklad Unii Europejskiej – mimo wszystko obawialam się niekorzystnego przebiegu sprawy, jakis szosty zmysl a może zle doswiadczenie zyciowe; lubie być zabezpieczona, zawsze bylam niezalezna, w tym wypadku chyba moje zaufanie posunelo się za daleko – a czyz w malzenstwie nie powino tak być?
Z tymi dokumentami syn otrzymal pobyt tylko na okres 1 miesiaca po czym zaczelam zalatwiac pobyt staly. W tym celu trzeba było wyslac dokumenty do centralnego biura w stolicy (plus zaswiadczenie ze posiadam wystarczajace srodki na jego utrzymanie; posiadamy jako rodzina oraz ubezpieczyc syna w prywatnej firmie ubezpieczeniowej) i czekac na ich odeslanie. Po otrzymaniu przez syna pobytu stalego mogę się starac dla niego o zasilek inwalidzki a dla siebie zasilek dla opiekuna inwalidy. Gdybym otrzymala te swiadczenia (co jest pewne wziawszy pod uwage stan syna) wyprowadzam się, wynajmuje jakies skromne mieszkanko w miasteczku, znajduje prace na pol etatu i zyjemy skromnie ale spokojnie. To na pewno daloby mezowi troche do myslenia. Na razie jednak mogę co najwyzej wrocic do Polski bez nadziei na prace a z nadzieja na tloczenie się w moim dawnym mieszkaniu, przystosowanie się mlodszego syna do polskiej szkoly (tego stresu chcialabym mu oszczedzic), mnie tam wsio ryba, duzo kasy nie potrzebuje, nie pale, nie pije, nie obzeram się, krem Nivea na pysk mi wystarczy. Niestety, urzad jak może opoznia nadeslanie dokumentow mimo moich monitow telefonicznych – mowia za kazdym razem, ze wysla ale jakos nie wysylaja. Ale wszystko w porzadku.
Cytuje: Można się zastanowić, jakie pobudki Tobą kierowały czy tylko to (egoistyczne) pragnienie ciepła, wygodnictwo, czy niefrasobliwość myśląc "Jakoś to będzie". Jak się chce psa uderzyc to się i kij znajdzie.
Gdzie masz na to potwierdzenie, bo na pewno nie w moich ostatnich slowach. Które napisalam zdajac sobie sprawe z wlasnych ograniczen jak i z tego ze sama musze to rozwiazac, bedac w pelni swiadoma tego, ze pisze pod wplywem emocji i tego, ze dzialac i podejmowac kluczowe decyzje mogę dopiero wtedy gdy emocje opadna. Ale – jak widac –m wszystko jest kwestia interpretacji a każdy widzi to co chce widziec. Trzeba być bardzo ostroznym jeśli chcemy się wypowiadac na jakis osobisty temat lub najlepiej wogole nic nie mowic bo a nuz z zamordowanego zrobi się morderce...
Kolejny cytat: A inni się w tym wszystkim nie liczą? Syn jeden i drugi, matka i wreszcie mąż. Chwileczke... Jeśli jestem odpowiedzialna to przede wszystkim za dzieci, za ich spokoj i bezpieczenstwo. Dziecko – kalekie czy nie – jest dzieckiem dla kazdej matki. Sa to zreszta sprawy tak dla mnie oczywiste ze nie będę się szerzej wypowiadac. A propos – cos Ty się tak tej matki uczepil?
Oczywiście ktos moglby rzec, ze przeciez moglam na czas zalatwiania formalnosci syna zostac w kraju i poczekac az sprawa zostanie zakonczona a potem dopiero wyjechac. Można było zrobic wiele i pewnie nie wszystkie mozliwosci tutaj wymienilam. Można było wogole zycia sobie nie ukladac, za maz ponownie nie wychodzic – ubrac wlosienice i uzalac się nad soba i dzieckiem ze takie kalekie a ze ja taka biedna a cieszyc się kazdym przejawem wspolczucia – jak to robi kilka osob mnie osobiscie znanych co przyprawia mnie o mdlosci i tez jest objawem hipokryzji. Gadanie o „dzwiganiu krzyza” – no coz, jeśli ktos uwaza ze wychowywanie dziecka kalekiego to kara boska... Dziecko – kalekie czy nie – jest dzieckiem dla kazdej matki. Sa to zreszta sprawy tak dla mnie oczywiste ze nie będę się szerzej wypowiadac.
Mimo wszystko – dzieki za krytyke. Czasem jest dobra taka „terapia wstrzasowa”. Zwlaszcza dla tych którzy się „wychylaja”. Niech wiedza, gdzie ich miejsce.

Z mezem rozmawialam i to nie raz. Efekt kazdej rozmowy zalezy od jego nastroju ale przewaznie konczy się konkluzja ze maz mnie i mlodszego syna kocha nad zycie i wszystko by dla nas zrobil ale ciezko mu zniesc obecnosc starszego syna. Dotad nie wyjasnil dlaczego, jak tez nie doczekalam się wyjasnienia dlaczego zmienila się jego postawa do syna skoro na poczatku było pozytywne nastawienie. Zadajac kazde z tych pytan musze mogę jedynie oczekiwac kolejnej fali bezpodstawnych oskarzen ze strony meza (chocby o plamy na sloncu; mieszanie faktow, zakrzykiwanie istoty sprawy) skierowanych do mnie a nie majacych nic wspolnego z tematem rozmowy – w takim ukladzie trudno nawiazac dialog wiec dyskusja się konczy.
Jest jeszcze jedna opcja – maz moglby porozmawiac z kims z zewnatrz, przedstawic sytuacje która chyba jest jasna i jednoznaczna – mam na mysli poradnictwo rodzinne, psychologa, osobe doswiadczona.
Aniol ma racje – nasze malzenstwo jest „na ostrzu noza”. Dalam sobie cichy limit czasowy – pol roku, gora do pazdziernika przyszlego roku (mam w tym oczywiscie swoj powod). Bedzie to kwestia wyboru "mniejszego zla" - jak twierdzi Basiak, ktos bedzie cierpial. Inaczej sie nie da, chyba ze cos sie zmieni - w tym wypadku nastawienie meza. Jeśli nic się nie zmieni – pojde wlasna droga i będzie trzeba się rozstac.
Oddania syna do zakladu nie rozwazam – to nie wchodzi w gre. Ma stwierdzone uposledzenie umyslowe znaczne (ale tak naprawde jest to na granicy umiarkowanego); jest calkowicie sprawny fizycznie, sam wykonuje czynnosci higieniczne, ubiera się, robi herbate, kanapki, trzeba go przy niektórych czynnosciach nadzorowac ale nie jest calkowicie zalezny od opiekuna. Wykona tez proste czynnosci jak mu się pokaze jak to zrobic (zamiatanie, odkurzanie, podlewanie kwiatkow, mycie naczyn itp.). Chyba, ze w wypadku mojej naglej smierci.
... ze wszystko bedzie dobrze jak syna oddam w Polsce do zakladu. Nie zaplace takiej ceny za malzenstwo. – to odpowiedz na cytat: Moim zdaniem malzenstwo jest na "ostrzu noza", ale wiem i zdaje sobie sprawe o Tym co pisalas ze znalazlas wkoncu dom, cieplo rodzinne, ale czy naprawde za KAZDA cene jestes w stanie utrzymac ten stan? nawet "pozbycia" sie syna. Aniol niepotrzebnie zadales to pytanie skoro odpowiedz była w pierwotnym tekscie.
Rrybko – wiem, ze sa takie dzieci i rodzice, którzy nie maja już sil, schorowani, zmeczeni, zrezygnowani. Takie przypadki tez znalam. Oddanie dziecka do placowki specjalistycznej to nie ulga lecz kolejny koszmar dla kazdej matki – zdajacej sobie sprawe ze nie ma innego wyjscia.
Przypominaja mi się jeszcze niedawne tesknoty, kiedy syn był w Polsce czekajac na papiery, myslalam wtedy ze jak już będzie tutaj, z nami to wreszcie przestane się martwic (choc tak naprawde nie mialam się o co martwic, miał wokół siebie rodzine ale mnie tam nie było). Los bywa przewrotny.
Sadze, ze wyjasnilam niektóre watpliwosci a jeżeli nie to proszę o pytania – postaram się wyczerpujaco odpowiedziec. Dziekuje tym samym za zainteresowanie i wypowiedzi.
Zycze wszystkim usmiechu.
Exel

  • 0
3nails + 1cross = 4given

#15 alojzik

alojzik

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 267 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 14:03

przeczytałam wszystko do ostatniego zdania i jestem pełna podziwu dla Twojej siły Exel.
Mam takie wrażenie że może Twój mąż jest poprostu zazdrosny o Twojego pierwszego syna. Może obawia się że jego przyjazd spowoduje większe poświęcenie Twojej uwagi jemu a pozostali panowie zostaną zepchnięci na dalszy plan ... Skoro próbowałaś już tylu rozmów i nic to nie dało to pewnie nie masz już co liczyć na jego wyrozumiałość i zrozumienie - obym się myliła - jednak nie możesz rezygnować, za dużo masz do stracenia.
Tak sobie myślę że gdyby udało Ci się odejść od męża to może dopiero wtedy zrozumiałby co stracił, wtedy może by zrozumiał że to on popełnił błąd ? Może spróbuj jeszcze raz z nim porozmawiać i przedstaw mu że istnieje taka możliwość ... wiem że łatwo się radzi komuś ale może z tych wszystkich porad coś wybierzesz dla siebie i oby z dobrym skutkiem.

nie jestem adwokatem Skangura ale Ci co go znają wiedzą że jest prowokatorem i mówi otwarcie co ma do powiedzenia. Wierzę że na pewno nie miał nic złego na myśli.....
Trzymam kciuki za Ciebie i pisz dalej ... wiedz że jesteśmy z Tobą.
  • 0
Olik

#16 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 14:09

No tak, wlepiłam się z historią o dziecku oddanym do zakładu opiekuńczego nie tu i nie teraz (E)

No nic, może jakiś moderator przesunie ją w odpowiedniejsze miejsce.

Też uważam, że oddanie dziecka nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale jeśli ktoś podjął taką decyzję - to pozostaje jego decyzją.

Kończąc ten temat "nie na temat" - wierzę, że znajdziesz najlepsze rozwiązanie swoich problemów.
Aloizik ma rację - masz bardzo dużo siły. Masz bardzo zdrowy i realny stosunek do zdarzeń, a to jest bardzo ważne.

Życzę Tobie wszystkiego najlepszego, uśmiechu też, choć tego - mimo całej zagmatwanej sytuacji - najwyraźniej Ci nie brak :lol:
  • 0

#17 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 14:52

Ot i dostało mi się.
Pytasz, dlaczego wysnuwam daleko idące wnioski na podstawie niedostatecznych materiałów?
Ależ ja nie wysnuwałem wniosków, tylko zadałem pytanie. Właśnie, by uzupełnić wiedzę na całą sprawę i być może, znaleźć jakąś radę, Teraz widzę po prostu, że opisałaś swoją sytuację w pierwszym poście bardzo skrótowo. Należało jak już to napisać tak jak w tej chwili., Lub dodając najistotniejsze szczegóły. Obyłoby się bez tych pytań. Czemu pytałem? - Proste. Wiesz doskonale jak są w kraju, (ale i nie tylko) traktowane dzieci tak zdrowe jak i chore. Tak przez rodziców swoich, jak i przybranych. O domach dziecka nie wspominam, bo wiesz najlepiej jak przypuszczam tam jest. Ja jestem pełen szacunku dla matek poświęcających się całkowicie dzieciom bez względu na ich stan zdrowia, a dla tych umęczonych i walczących o dzieci niepełnosprawne w szczególności. Tak często słyszy się o mordowaniu własnych dzieci, sprzedaży, wreszcie o maltretowaniu i porzucaniu ich na śmietnikach. Czytając post, jaki napisałaś ( ten pierwszy), można było wysnuć jakiś tam obraz o Tobie i sytuacji, w jakiej się znalazłaś. Słusznie piszesz, że każdy będzie widział to, co przedstawiłaś tak jak chce widzieć i jak mu wyobraźnia podpowiada. Dowodem jest tu tych kilka wypowiedzi, gdzie każdy widział to inaczej. Jestem pewien, ze Twój obraz sytuacji widzi całkiem inaczej Twój mąż, Twoi znajomi (jak sama piszesz),litujący się nad Tobą, oraz jak piszę każdy z nas tu z osobna. Nie irytuj się, zatem na te wypowiedzi, bo każdy chciałby pomagać na swój sposób. W brew pozorom ja też. Nie obrażałem Ciebie zadając pytania, gdyż nie oskarżałem Cię o nic. ( A może była zawarta w tych pytaniach taka kuracja wstrząsowa jak sama piszesz, dla przypatrzenia się temu powtórnie?) - Pomyśl i nie daj się ponieś emocjom.
Przyznaję istotną rzeczą było dla mnie dowiedzieć się gdzie tkwi przyczyna zaistniałej tej sytuacji. Kto i kiedy popełnił błąd? Jestem pełen uznania dla Twojej osoby, jeśli to, co opisałaś teraz jest prawdą. A nie mam powodów w to nie wierzyć. Dla mnie wielkie wrażenie w tym całym poście zrobiło zdanie Twoje cytuję:

Oddania syna do zakladu nie rozwazam - to nie wchodzi w gre .

Wyrażam ubolewanie, jeśli uraziłem Cię niechcący tymi pytaniami. Dodam na zakończenie, że podobnie jak Basiak, nie chciałbym się znaleźć w takiej sytuacji. Życzę z całego serca i szczerze nie tylko wyjaśnienia, ale i rozwiązania Twojego problemu. I wiele, wiele szczęścia w życiu Tobie i całej rodzinie.
No i też nie osądzaj mnie pochopnie na podstawie tylko zadanych pytań.
Pozdrawiam
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#18 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 15:17

teraz dopiero przeczytałem co napisała alojzik

nie jestem adwokatem Skangura ale Ci co go znają wiedzą że jest prowokatorem i mówi otwarcie co ma do powiedzenia. Wierzę że na pewno nie miał nic złego na myśli.....


Tak, masz rację, jestem sq.....ym prowokatorem, by często tym sposobem wydobyć istotę sprawy. lub poruszyć jakiś problem.
Mam tu też naśladowców którzy, nie koniecznie prowokują by coś wydobyć ze sprawy. a raczej by dopiec drugiemu człowiekowi. Ale, to już inna bajka.

pozdrawiam
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#19 exel

exel

    Milczek

  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 33 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 15:53

Dziekuje przede wszystkim za przeczytanie moich co nieco obszernych wypowiedzi i zyczliwosc, cieplo jakie emanuje z Was, forumowicze.
Nie znam tutaj nikogo, mój pierwszy wpis był jednoczesnie moja pierwsza wizyta na tym forum. Potrzebowalam po raz pierwszy odkad zaistniala opisana sytuacja po prostu się wygadac z nadzieja ze ktos tego wyslucha (przeczyta) i nie tylko ja będę o tym wiedziec. Kwestia podzielenia się swoimi zgryzotami która jest uczuciem bardzo ludzkim, bowiem czlowiek to bydle stadne. Krytyka Skangura doskonale wplynela chociazby na moje szare komorki wymuszajac gimnastyke umyslu – nic w przyrodzie nie ginie a wszystko można zutylizowac. Tak mi to wygladalo (po pozniejszym przyjrzeniu się, gdy emocje wstepne już opadly) na prowokatorstwo... I dobrze, bo wszyscy sa zadowoleni. ;) :P
Nie opuszcza mnie poczucie humoru które pomaga przetrwac trudne chwile z godnoscia. Pokora jest mi obca.
Alojzik – syn jest już z nami od 6 miesiecy i ze strony meza to na pewno nie jest zazdrosc. Predzej „posadzilabym” go o wstyd przed ludzmi co jest totalnie nielogiczne bowiem wszyscy znaja sytuacje i sa w stosunku do mnie i syna bardzo zyczliwi, zreszta nic ich to nie kosztuje bo sprawa ich nie dotyczy. Zawsze staralam się zrozumiec motywacje postepowania innych aby ustrzec się przed niesprawiedliwoscia w stosunku do kogokolwiek – ale w wypadku mojego meza to nie dziala. Już, już wydaje się ze rozumie sprawe – po czym nagle nastepuje zwrot i jestesmy w punkcie wyjscia.
Daleka jestem od rozwiazan ostatecznych bo nie po to ponownie zalozylam rodzine aby pochopnie ja rozbijac – może to sprawic tylko zagrozenie bardzo ekstremalna sytuacja. Tym bardziej nie uznaje emocjonalnego szantazu i grozb wszelakich wierzac w glebi duszy ze czlowiek rozumny potrafi się dogadac, pojsc na kompromis, zrozumiec drugiego uzywajac dobrej woli i otwierajac się nan. Gdyby maz zrozumial co czuje pewnie postaralby się zmienic choc troche swój stosunek do calej tej sprawy. Jeśli moje argumenty nie skutkuja może – jak już wspomnialam – ktos inny sprobuje naswietlic mu sprawe, może kogos uwazniej wyslucha. Może ktos mu nareszcie wbije do mozgownicy ze mój syn taki się urodzil, taki jest i będzie a ze slonia nie zrobisz konia. CBDU.
Tylko coraz czesciej wydaje mi się, ze jego milosc jest i była egoistyczna, ze tak naprawde to nie mnie kocha/l lecz moja wizje w swojej wyobrazni. Skoro nie umie zrozumiec ile znaczy dla mnie wlasne dziecko... Nie jest to przyjemna mysl ale tak tez być moglo.
Zycie nie sklada się z samych milych zdarzen i czasem trzeba taka wlasnie gorzka pigulke przelknac – i isc dalej.
Maz miał czas do zastanowienia się nad naszym malzenstwem jeszcze przed slubem, rozstalismy się w tym celu na kilka miesiecy – żeby przemyslec to na osobnosci. Nie było wiec zadnego nacisku ani przymusu. Chcialam żebysmy obydwoje byli swiadomi naszej decyzji, żeby pozniej nie było niespodzianek. Niestety, może cos przeoczylismy, może cos nam umknelo... Pamietam, jak wtedy powtarzalam sobie ze nie stac mnie na pomylki, ze już mam swoje lata, doswiadczenie – cos za soba. I dlugo bylam pewna, ze podjelam wlasciwa decyzje. Teraz nie mam już tej pewnosci co wtedy. Oczywiście nie ma sensu wracac do przeszlosci i badac co moglo być przyczyna – trzeba isc naprzod.
Dodam, ze istnieje jeszcze jedna opcja – przeprowadzenie się cala rodzina na stale do Polski (choc mój dom „duchem” jest tutaj – wlozylam wen wiele serca i pracy, ale mogę to zrobic rownie dobrze w Polsce raz jeszcze). Nie jest to opcja na która z niecierpliwoscia czekam bo wolalabym mimo wszystko zostac tutaj – skoro raz podjelam taka decyzje i uznalam ten kraj za moja ojczyzne. Ale – zalozmy ze wybralismy się do Polski, sprzedalismy wszystko tutaj, kupilismy domek, reszte zainwestowalismy w jakas niewielka dzialalnosc gospodarcza (co jest możliwe nie tylko teoretycznie) bo wiadomo jak jest z zatrudnieniem i jak będzie jeszcze przez jakis czas, badzmy realistami, ratowalaby nas tylko praca na swoim. Mlodszy syn jest bystrym dzieckiem wiec szybko od nowa opanowalby jezyk polski (mowi po polsku ale nie już potrafi ani pisac ani czytac w tym jezyku nie mowiac o gramatyce czy ortografii) mam nadzieje bo nie chcialabym żeby zrazal się niepowodzeniami w szkole, nie liczylabym na wyrozumialosc nauczycieli. Zalozmy ze ten problem udaloby mi się rozwiazac pozytywnie. Ale co z mezem? Nauczy się polskiego za miesiac? Nie wystarczy uzywac prostych zwrotow a jezyk polski jest trudny. Maz nigdy się nie przeprowadzal – a ja kilka razy (w granicach tego samego wojewodztwa ale zawsze cos). Obiektywnie mam wieksze zdolnosci adaptacyjne niż on. Maz mieszka w tym miejscu prawie od urodzenia i choc często nan narzeka to watpie czy gdziekolwiek indziej bylby zadowolony. Był kilkakrotnie w Polsce i bardzo mu się podoba, mowi ze chcialby tutaj mieszkac – ale to jest punkt widzenia goscia który przyjezdza na 2 tygodnie na wakacje. Co innego wypoczywac a co innego mieszkac na stale. Jak probuje mu tlumaczyc te zaleznosc mowi, ze chce go zniechecic – a ja chce tylko żeby spojrzal trzezwo i ze zdrowym rozsadkiem.
  • 0
3nails + 1cross = 4given

#20 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 10 wrzesień 2003 - 18:02

Exel,
Twoja historia przypomniała mi inną, może nie tak skomplikowaną sytuację, ale też dotyczącą hm....Jakby podobnej rodziny Polskiej. Ona, po rozwodzie pozostawia chłopca w kraju i wyjeżdża do Kanady. Tam wychodzi za mąż i ściąga syna do siebie. W pierwszym etapie wszystko jest ok., lecz z latami coś się zaczęło psuć. Tęsknota, nostalgia, trudności w pokonywaniu podstawowych problemów zaczynają jak robak toczyć to zdrowe jabłko. Podobnie jak Ciebie, zaczęło ją to męczyć, nie dawać spokoju. Szukała drogi wyjścia by to wszystko nie runęło. Znalazła forum (i o dziwo też niepełnosprawnych), chcąc wylać z siebie tą narastającą gorycz. Poznaliśmy jej historię, ale nie do końca, gdyż w pewnym momencie zaprzestała pisać. Miałem z nią, jej synem i mężem kontakt jakiś czas i rozmawiałem przez gg i pisaliśmy @. Z tego, co się dowiedziałem, to żyje im się ciężko, ale są razem. Często narastające i nawarstwiające się kłopoty powodują chwilowe załamania i w takich momentach szukamy bratniej duszy, która nas wysłucha. Słusznie zauważyłaś, że jesteśmy przystosowani do życia w stadle. ;) I dobrze, że potrafimy się otworzyć, a najlepiej właśnie obcej osobie. Dlatego taka terapia, jaką zastosowałaś, czyli pisanie tutaj jest bardzo dobrym pomysłem. Na pewno wszyscy cię wysłuchają. Czy pomogą? - Tego nikt jeszcze nie wie. Ale, wiedząc, że ktoś to jednak czyta i dyskutuje nawet, - pozwoli Ci być może, poczuć się lepiej i faktycznie podnieść na duchu. A najlepiej gdyby dzięki tym rozmowom, przyszedł jakiś pomysł na wyrzucenie tego robaka. ;)
Może uda mi się jeszcze połączyć z abigeil i niech sama tu opowie o tym, jeśli zechce oczywiście Ja już nie pamiętam wszystkiego. Ja zdaję sobie sprawę, co przechodzą rodacy mieszkający poza krajem wierz mi.

Ps: jeśli mogę doradzić, to przy wklejaniu postu, gdy go już masz wpisanego, to kliknij na podgląd, by następnie pousuwać te cyferki jakie się tworzą w tekście (zamiast myśnika )znajdującym się w okienku do wysłania. Będzie bardziej czytelnie
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych