- Płacz, płacz smutku..- wyszeptała czule - Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona.
Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę.
- Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?
-Ja? - zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. Ja jestem NADZIEJA!
Pozwoliłam sobie skopiować fragment tekstu z działu Proza - przyłączam się do innych forumowiczów - ten tekst jest naprawdę piękny i wartościowy.
Bez nadziei życie straciłoby sens. Ale jak trudno mieć tę nadzieję, kiedy ból rozsadza kości, medycyna jest bezsilna i nawet wizualizacje przestają skutkować.
A jednak to nadzieja na lepsze jutro pozwala przetrwać.
Mnie pociesza myśl, że dolegliwości bólowe po kilku dniach samoistnie mijają przychodzą nie wiadomo skąd i tak samo przemijają kilka trudnych dni można przetrwać
Tylko niby drobiazg, jak uwierzyć, że wreszcie będzie dobrze - skoro cierpienia są coraz dotkliwsze?