Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Chip?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 xyz

xyz

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 194 postów

Napisano 18 styczeń 2007 - 14:30

Nie wiem czy byl juz podobny temat, jesli byl to moze admin usunać...
Ostatnio moj ojciec wyczytal w gazecie, ze naukowcy wymyslili specjalistyczny chip dla ON z mózgowym porazeniem, który wszczepia sie do mozzgu. Dzieki niemu istnieja naprawde duze szanse by stanac na nogi poniewaz otwiera on komórki, ktore sa za to odpowiedzialne. Problem tylko w tym ,ze owa operacja kosztuje 63 tysiacce zł.

Udało mi się znaleźć artykuł:

Elektrody na ratunek chorym na porażenie mózgowe
Piotr Wdowiak2007-01-02, ostatnia aktualizacja 2007-01-02 19:06
Wszczepienie do mózgu elektrod to dla osób z dziecięcym porażeniem mózgowym nadzieja na powrót do świata zdrowych. Niestety, w Polsce wykonuje się tylko cztery takie zabiegi rocznie



- Niech pan zobaczy, jak chodzę. A jeszcze dwa tygodnie temu powłóczyłem prawą nogą. Dawniej po 20 minutach spaceru byłem koszmarnie zmęczony. Teraz mam szansę na prawie normalne życie - mówi Andrzej Zakrzewicz, przechadzając się po hallu hotelowym.

Jego chód nie jest jeszcze do końca naturalny, ale widać, że jest równy i w dużym stopniu kontrolowany przez mięśnie. Choć ręce i nogi są wciąż wykrzywione, to stopy są już proste, tylko palce tej prawej czasami ciążą jeszcze lekko ku dołowi. Powoli ustępują ruchy mimowolne - przy chwycie szklanki prawa dłoń nie zaciska się tak mocno, jakby chciała ją zgnieść. To znak, że wykonuje polecenia płynące z mózgu. Niemożliwe przed zabiegiem połączenie w czasie dwóch czynności, np. chodzenie z otwartą książką w dłoniach i czytanie lub równoczesna rozmowa i chodzenie do tyłu, nie jest już problemem. Wyraźnie zmniejszył się ból i zmęczenie związane z poruszaniem się. Wszystko to stało się możliwe dzięki wszczepieniu do mózgu elektrod, które przywróciły przesyłanie do zakończeń nerwowych bodźców o odpowiedniej sile. Tym samym wyeliminowały nadmierne napięcie mięśni charakterystyczne dla dziecięcego porażenia mózgowego (mpd).

Zakrzewicz jest z wykształcenia psychologiem klinicznym. - W czasie studiów tylko teoretyzowałem z wykładowcami na temat implantów domózgowych - mówi. Dziś ta jego teoria-marzenie wreszcie się spełnia.

Co roku w Polsce rodzi się 1,2-1,3 tys. dzieci z mpd. Do tej pory w naszym kraju wykonano jednak tylko kilkanaście operacji wszczepienia stymulatora. Prawie wszystkie zakończyły się sukcesem (w jednym przypadku organizm odrzucił stymulator).

Przeprowadzał je zespół kierowany przez prof. Marka Harata ze Szpitala Wojskowego w Bydgoszczy. Każdy zabieg łącznie z zakupem stymulatora kosztuje ok. 87 tys. zł. Teoretycznie kwota ta jest refundowana. Problem w tym, że klinika w Bydgoszczy na wszystkie świadczenia otrzymuje z NFZ 8 mln zł rocznie. - Z tych pieniędzy finansujemy wszystkie operacje neurochirurgiczne związane np. z nowotworami, krwiakami mózgu czy dyskopatiami. Ponadto wszczepianie elektrostymulatorów stosuje się także przy padaczkach czy chorobie Parkinsona (w przyszłości także w przypadku psychonatręctw). Dlatego rocznie wykonujemy trzy-cztery zabiegi i to tylko w cięższych przypadkach dziecięcego porażenia (ostatni w kolejce oczekujących dostaną stymulator za siedem lat). Nie podejmujemy się już też zabiegów w sytuacji, gdy zgłosi się do nas chory z własnym stymulatorem. Bywało, że po operacji występował on na drogę sądową przeciw szpitalowi o zwrot pieniędzy za ten stymulator - opowiada prof. Harat.

Pacjenci z lżejszymi postaciami mpd mogą się dziś starać o taki zabieg za granicą (częściowa refundacja może być przyznana dopiero po pozytywnej opinii prezesa NFZ). W USA i Unii Europejskiej też nie refunduje się takich zabiegów, tyle że wielu tamtejszych pacjentów stać na podobne leczenie.

Przypadek 33-letniego Andrzeja Zakrzewicza potwierdza, że pacjenci z lżejszą postacią dziecięcego porażenia mózgowego nie mogą liczyć na wszczepienie stymulatora w Polsce (decyzją prof. Harata nie został zakwalifikowany). Zdecydował się on wówczas na zabieg na Słowacji u prof. Galandy w Bańskiej Bystrzycy, jednego z najlepszych na świecie specjalistów w tej dziedzinie. Musiał jednak zapłacić za zabieg (przeprowadzony we wrześniu ubiegłego roku) ponad dwa razy drożej - prawie 140 tys. zł. Zakrzewicz sam zebrał całe środki. Było to możliwe dzięki poparciu m.in. Caritasu i fundacji Gajusz, Gaja i Atlas.

Co zrobić, by w przyszłości ludzie tacy jak Andrzej Zakrzewicz mieli większe szanse na powrót do zdrowia? Na pewno pomogłoby przyznanie przez NFZ dodatkowej puli na stymulatory dla chorych na lżejszą postać mpd. A skoro tych pieniędzy brakuje, to należałoby umożliwić chorym, których stać na leczenie, przeprowadzenie operacji w Polsce, a nie dwukrotnie drożej za granicą.


  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych