Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Powiadają


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
13 odpowiedzi w tym temacie

#1 alojzik

alojzik

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 267 postów

Napisano 30 sierpień 2002 - 00:14

Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy
ludzkich istot. Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci,
Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało:
- Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość,
nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję
sobie oczy i powolutku zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy
dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was
odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w
następnej kolejce.
Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość
podskakiwała tak wesolutko, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a
nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować. Jednakże nie
wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak
zawsze ją odkrywano. Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak
naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany
kamień. Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu,
który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! Na sam szczyt najwyższego
drzewa. Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego
miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół:
krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności,
dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla
Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W
końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca. Z kolei Egoizm
znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co
najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego. Kłamstwo schowało się
na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i
Pożądanie w porywie gorących uczuć
wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie
skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne. Gdy Szaleństwo liczyło
dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt
dziewięć Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. W
ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród
ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo. Chwilę
potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów
wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania. Następnie, przez przypadek,
odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu
nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki,
kiedy okazało się, iż wpakował się w sam
środek gniazda dzikich os. Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło
na chwilę nad stawkiem w ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze
okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się
zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć. W ten sposób wszyscy
zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej
jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w
chowanego. Do znalezienia pozostała tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za
każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i
już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem
zaczęło odgarniać gałązki... Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o
przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego
winy przyjaciółki. I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz
pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze
towarzyszy jej Szaleństwo.
_______________
bardzo mi się spodobało a Wam ??
Pozdrawiam
  • 0
Olik

#2 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1461 postów

Napisano 30 sierpień 2002 - 00:17

Cześć Alojziku..
Myślę, że z tą prozą to całkiem dobry pomysł.
Jest tu już kącik poezji, który rozwija się dzięki Skangurkowi, który, jak na razie nie ma sobie równych . Proza zawsze zajmuje nieco więcej miejsca, więc może dlatego nikt tu nie pisze?
Chciałabym wlkejić coś co jest felietonem, napisanym dość dawno do gazety. Może rozpocznie on dyskusję? Jest może nieco kontrowersyjny, a może nie...? Wszystko zależy od waszego punktu widzenia i od tego, jak Wy sami radzicie sobie ze swoją niepełnosprawnością
Pozdrawiam
Nie chcę być ufoludkiem


Żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Z jednej strony wszyscy dążymy do wykreowanego przez współczesne media ideału piękna, a z drugiej strony chcemy być oryginalni, by wyróżniać się z szarej masy. Błędne koło, którego nie w sposób przerwać już nie jednego wciągnęło, stając się jego zgubą. Patrząc na to wszystko z leciutkim uśmiechem dobrotliwej ironii, jestem zadowolona, a nawet dumna z tego, że jestem niepełnosprawna. Brzmi szokująco? Być może, ale dzięki mojemu kalectwu czy też niepełnosprawności, jak chcą inni, nigdy nie zginę w tłumie, stając się jego kolejną, szarą cząstką. Jestem zauważalna, rozpoznawalna, jestem tą, która zapada w pamięć, jak ostra, malutka drzazga, nie dająca o sobie zapomnieć.
Tą moją inność, orginalność odczuwam idąc ulicą dużego miasta i czując na sobie spojrzenia innych przechodniów. Jedni odwracają głowę i gapią się na mnie z niezdrowym zaciekawieniem aż w końcu sami się potykają o krzywo ułożoną płytę chodnika o mały włos nie łamiąc sobie nogi albo karku i w ten sposób sami nie zostają kalekami na resztę życia. Jeszcze inni ostentacyjnie udają, że mnie nie dostrzegają, po prostu nie istnieję. Myślą sobie, jak ktoś taki w ogóle może wychodzić z domu i pokazywać się w jasny dzień na ulicy?! Czyżbym burzyła ich estetykę świata? Jeżeli tak to bardzo się cieszę i będę to robić nadal. Są jeszcze ludzie, którzy swoim służalczym podejściem do mnie, jako osoby niepełnosprawnej, wzbudzają we mnie odruch wymiotny. Nie znoszę, gdy ktoś przemawia do mnie, jak do trzyletniego dziecka. Przykładów na traktowanie niepełnosprawnych można mnożyć, ale trzeba się przede wszystkim zastanowić, dlaczego tak jest. Dlaczego zdrowi członkowie społeczeństwa mają takie kłopoty ze znalezieniem się w sytuacji, w której uczestnikiem jest osoba chora, nie w pełni sprawna czy to fizycznie czy umysłowo?
Chodząc i jeżdżąc po naszym pięknym kraju, odnoszę wrażenie, że jestem jedyną niepełnosprawną osobą w Polsce. Nie mówię tutaj o corocznych zlotach na tzw. turnusach rehabilitacyjnych, których nie znoszę, ale o zwykłe codzienne życie. Gdyby zapytać zwyczajnego Polaka czy są w jego kraju osoby niepełnosprawne, na pewno wzruszyłby ramionami i odpowiedział, że owszem są. Przynajmniej tak mu się zdaje, bo czytał artykuł w gazecie gdzieś na przedostatniej stronie o dzieciach z porażeniem mózgowym i w telewizji coś pokazywali. Tak- coś, gdzieś, kiedyś. To samo można powiedzieć o ufoludkach. Podobno istnieją, od czasu do czasu odwiedzają naszą poczciwą Ziemię i nawet kontaktują się z niektórymi przedstawicielami gatunku ludzkiego. Ale przecież większość ludzi nie wierzy w istnienie UFO. Tak samo jest z niepełnosprawnymi. Podobno istniejemy, ale chyba nie tutaj, nawet nie w tej galaktyce. Nic więc dziwnego, że przy jakimkolwiek kontakcie czy próbie kontaktu są takie problemy.
Ludzie na zwyczajniej w świecie nie mają pojęcia (poza nielicznymi wyjątkami), jak nas traktować i stąd te wszystkie nieporozumienia, narastające kompleksy, które w końcu doprowadzają do tego, że każda ze stron wycofuje się na swoje pozycje i znów jesteśmy w punkcie wyjścia.
Niestety, to my niepełnosprawni musimy zrobi pierwszy krok. Pokazać się ludziom, pokazać, że żyjemy i, że mamy do tego życia pełne prawo. Nie bać się ich. Może nawet czyjaś impertynencja zaboli, jak uderzenie w twarz, ale trzeba to przeboleć i przeć na przód. Chcemy, by wszędzie były podjazdy, windy, barierki i tak powinno być. Tylko dla kogo skoro w moim, w twoim mieście nie ma niepełnosprawnych. Już widzę twoje święte oburzenie. A kiedy ostatni raz w sklepie, w autobusie, na ulicy widziałeś niepełnosprawnego człowieka? Jeżeli już ktoś z nas wyjdzie, to przemyka się po mieście cichaczem, jak złoczyńca, a przecież nic złego nikomu nie zrobiliśmy. My tylko żyjemy! Być może nawet masz ochotę wyjść, by napić się kawy w pobliskiej kawiarence, ale nie wyjdziesz z domu, bo wiesz, że tam nie ma podjazdu i nie zniósłbyś śledzących cię kilkunastu par oczu. Nadal będziesz wegetował w domu, bo lęk przed wszystkim rozrósł się niczym bluszcz na starym domu. A być może, gdybyś odwiedził kilka razy ową kafejkę, w końcu właściciel dla twojej, a przede wszystkim dla swojej wygody, bo taszczenie wózka po kilku stopniach jest uciążliwe i męczące, zrobiłby podjazd i w ten sposób miałbyś gdzie w spokoju wypijać kawę i opychać się ciachami, miło gawędząc z nowymi znajomymi.
Chcemy, by wszystko w naszym kraju było idealne i podporządkowane nam czyli biednym, pokrzywdzonym przez los, fizycznie i intelektualnie niedoskonałym. Ale czy coś dajemy z siebie oprócz pretensji i daremnych żalów? Chcemy mieć przyjaciół, chcemy być dostrzegani jako normalni ludzie, a jednak swoim zachowaniem odpychamy od siebie. Chcemy, by infrastruktura była dostosowana do naszych potrzeb, ale jakże ma to być uczynione skoro nie ma niepełnosprawnych. Po cóż wyrzucać pieniądze na kosztowne remonty, innowacje skoro prawie nikt nie będzie korzystać z podjazdu czy z dostosowanej toalety? Nikt nie przyjdzie do nas i nie zapyta, co takiego trzeba udoskonalić w najbliższym otoczeniu byś w końcu wyszedł z domu. Trzeba sobie uświadomić, że pierwszy krok należy do nas, niepełnosprawnych. Bo chyba nie chcemy być ufoludkami?
  • 0

#3 alojzik

alojzik

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 267 postów

Napisano 30 sierpień 2002 - 00:18

muszę się przyznać że już dawno widziałam Twój wpis Rozo ale jakoś nie bardzo miałam czas żeby tak usiąść i przeczytać ze zrozumieniem... dziś to nadrobiłam i muszę przyznać że jestem pod wrażeniem Twoich spostrzeżeń i umiejętności przelania ich na papier....
Niestety tak jest jak piszesz, my sami zamykamy się w sobie, chowając się do swoich skorupek, a nie daj Boże jeśli ktoś nas zrani wtedy najchętniej nie wychodzilibyśmy ze swoich domów. Jesteśmy wrażliwi na swoim punkcie, psychika nasza jest słaba, mamy z nie wyjaśnionych powodów wyrzuty sumienia za swoją niesprawność.... z jednej strony jestem w stanie to zrozumieć ale dziś po wielu doświadczeniach jakich nie życzę nikomu (choć pewnie dzięki nim porzuciłam swoją skorupkę) wiem że nie można tylko oczekiwać trzeba też coś dawać z siebie. Społeczeństwo jednak ma nas za malkontentów i ponuraków, za zakompleksionych inwalidów z ubogim wnętrzem.... ale my sami wiemy że tak nie jest. Jednak tylko garstka z nas stara się przeciwstawić temu stereotypowi, i z radością widzę że jest ich coraz więcej.... Zaraz znajdą się tacy co powiedzą że oni nie mają co dać z siebie, co oni mogą dać tym pięknym i zdrowym ludziom skoro wszystko co dobre to właśnie oni zabrali. Ale tak nie jest, większość z nas sama z własnej winy traci wiele zamykając się w swojej skorupie. A gdybyśmy tak wyszli na ulicę i zaczęli się uśmiechać do innych, rozmawiać...
hm.... nie umiem tak jak Ty Rozo ubierać myśli w słowa, przychodzi mi to z trudem ... ale na koniec mojej paplaniny powiem tylko jedno - kocham życie i nic i nikt nie powstrzyma mnie od czerpania z niego przyjemności.....
  • 0
Olik

#4 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 30 sierpień 2002 - 00:19

Dokładnie tak jest jak piszecie dziewczyny.
Alojziku ,nie ważne jakich słów uzyjesz, ważne co czujesz i jak odbierasz życie. Umiejętnie to ubrałaś w słowa i wiadomo co masz na myśli.Obie jesteście wspaniałe i jestem radosny czytając takie rzeczy przed wyjściem do pracy. To napawa optymizmem i dodaje energii i chęci działania.Przesyłam WAM to co mogę przelać na ekran czyli a serce to oddałem przy naszym pierwszym spotkaniu w realu. a teraz zmykam do pracy.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#5 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1461 postów

Napisano 30 sierpień 2002 - 00:20

Witajcie Kochani
Cieszę się bardzo, że ktoś czyta to, co tutaj napisałam. Nie wiem czy potrafię precyzyjnie przelewać myśli, uczucia na papier... Natomiast bardzo, bardzo się cieszę, że podzielacie moje zdanie na temat niepełnosprawności... To cudowne uczucie mieć świadomość, że ktoś myśli, czuje podobnie. (OK)
Życzę Wam mnóstwa optymizmu i pogody ducha !!
Nie dajmy się życiu i złym ludziom.
  • 0

#6 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 02 listopad 2002 - 01:49

:D
  • 0

#7 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 02 listopad 2002 - 02:22

:oops:
  • 0

#8 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 02 listopad 2002 - 12:13

:shock:
  • 0

#9 sonia

sonia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 356 postów

Napisano 02 listopad 2002 - 12:27

Uciekły Twoje wątki do prozy, ale znalazłam http://forum.ipon.pl...topic.php?t=364

PIĘKNE, PRAWDZIWE, UJMUJĄCE Z NADZIEJĄ DLA INNYCH!!!!

Krakowska literatka-Dorota Terakowska napisała książkę pt.: "Poczwarka"- o perypetiach rodziny, w której urodziła się dziewczynka z zespołem Downa. Utkwiło mi w pamięci stwierdzenie:DZIECI-DARY.
więcej o Poczwarce i jej autorce: http://terakowska.art.pl/poczwar.htm
http://www.expage.com/terakowska

Minęło trochę czasu od Twoich przeżyć, czas goi rany, a Bóg wie komu może dać takie DZIECKO-DAR.
Z pewnością wiedział Grażynko, że sobie poradzisz, docenisz piękno życia wewnętrznego dziecka innego.
Czy naprawdę zdobi nas tylko szata?, czy aparycja, bogactwo i luksusy są tym najważniejszym w naszym życiu?
Żeby dostrzec piękno naszego życia - dostajemy DARY, uczymy się żyć u ich boku, rozumieć wnętrze innych potrzebujących pomocy, zrozumienia, miłości.
BYĆ PRAWDZIWĄ MATKĄ- TO CHCIEĆ, NIE MUSIĆ - i Ty do nich należysz.
(cmok)
  • 0
Dar Życia Pozdrawiam, Sonia

#10 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 02 listopad 2002 - 13:50

Masz rację Soniu - to prawda, musiałam przejśc przez wszystkie etapy.
Jednak z perspektywy czasu widzę, że mimo buntu, gniewu zalu - od początku zaakceptowałam Gosię.

Buntowałam się przeciwko tajemnicy, przeciwko temu, że jakiś błąd genetyczny spowodował odmiennośc mojego dziecka.

Od początku czułam głód informacji. Dlatego już w szpitalu dopominałam się o konsultacje z genetykiem.
Mimo rozpaczy cały czas czułam, że dziecko wymaga mojej pomocy. Bo miłość miało od samego początku.

Wspomnienia "ruszyły" lawiną po lekturze postu Rozyegipskiej.

Tak, napisała samą prawdę, szczerą prawdę, bolesną prawdę.

Przypomniałam sobie moją drogę nauki niepełnosprawności.

Przypomniałam sobie własną niezręczność w kontaktach z "innymi".
Przyglądanie się wydawało mi się takie niedelikatne, mijanie niewidzącym spojrzeniem odbierające szansę istnienia, rozpływanie się w sztucznych uprzjemościach upokarzające, tak jak i nadmierna służalczość.

Więc jak?

Teraz wiem. Nauczyła mnie tego Gośka. A jeszcze lepiej nauczyła tego swoje rodzeństwo.
My całą gromadką jeździmy na te tzw. "turnusy rehabilitacyjne".
Dla mnie jest to nauka tolerancji. Moje dzieci nie robią głupich min na widok kogoś dziwnie się zachowującego, nie chichocą w mankiet, nie pukają się w czoło. Nie uciekają na widok zniekształconych kończyn, twarzy.
Ot, normalka. Az im zazdroszczę, bo we mnie nadal tkwi jakiś lęk. Lęk o to, że mogę urazić. A to juz jest podkreślenie tej "inności".
Jakiej inności???
W końcu jesteśmy wszyscy dziećmi Boga. I w kontaktach z innymi sprawdza się nasze człowieczeństwo.
Z innymi ludźmi: grubymi, chudymi, małymi, dużymi, starymi, młodymi, mniej lub bardziej sprawnymi.

Każdy ma prawo do życia. Do życia, nie wegetacji obok...

Nigdy nie zapomnę zdarzenia ze szpitala. Gosia miała wówczas dwa tygodnie, leżała na kardiologii, na idwuosobowej zolatce.
Przywieziono z badań z Warszawy trzymiesięczną dziewczynkę z zespołem Edwardsa. Nie podjęto nawet prób operacji serca - nie wiem dlaczego, nie jestem lekarzem. Sama usłyszałam, że Gosia ma szczęście, że nie urodziła się kilka lat wcześniej. Wtedy dzieci z zespołem Downa z wadą serca nie były tak traktowane jak dziś - często nie były kwalifikowane do operacji. Dlaczego? Można się chyba domyślać...

Wracam do malutkiej Ady. Wyglądała jak noworodek. Szczuplutkie, zniekształcone paluszki, wychudzone ciałko.
Była karmiona sondą, leżała pod tlenem.
Któregoś dnia salowa sprzątając odłączyła dopływ tlenu.
Nikt tego nie zauważył - kabelek miał wtyk za inkubatorkiem (takim nietypowym, bez szklanych ścianek, stosowanym w fototerapii).
Siedziałam obok Gosi i przerażało mnie zachowanie Ady. Jak rybka wyciągnięta z wody wyciągała usta, łapiąc łapczywie powietrze. Skóra cała poszarzała. Zawołałam siostrę. Popatrzyła smutno, nic nie powiedziała.

Jakimś trafem ktoś odkrył, że dziecko jest pozbawione dopływu życiodajnego tlenu.
Mała w poszukiwaniu zbawczego telu obracała się o kilka stopni - ona, która w normalnych waruknkach nie potrafiła ruszyć się na centymetr!!!

Dla mnie to był znak, dowód, że każde stworzenie, nawet to, które ma szanse na przeżycie kilku chwil, ma do tego pełne prawo. I nikt nie moze tego prawa zanegować w imię najbardziej uzasadnionych zasad.

Wracając do tematu: sposobu reakcji otoczenia na inność - jak ja się bałam wyjść z Gosią na spacer. Jednocześnie byłam dumna z córki, wiedziałam, że będę ją traktowała jak starsze dzieci.
Chciałam, by wszyscy patrzyli na Nią moimi oczami, moim sercem.

Tak się bałam odtrącenia. I właśnie na przekór obawom wychodziłam z Nią wszędzie: do żolobka po Zosię, do przedszkola po Agusie, do swojej pracy, do sklepu...
Z trudną do opanowania bojaźnią obserwowałam spojrzenia ludzi na moją malutką.

Teraz sama sobie wydaję się wielkim głuptasem. Gosia jako noworodek nie odróżniała się zbytnio od dzieci w swoim wieku.
To ja byłam przewrażliwiona.

Myślę, że w zastępstwie Małgosi przeżywałam wszystkie rozterki osoby niepełnosprawnej, wiedzącej o swojej odmienności i o stosunku otoczenia do niej.

Wiem, że powodem takiego a nie innego zachowania społeczeństwa nie zawsze jest zła wola, często spowodowana jakimiś własnymi niepowodzeniami życiowymi. Najczęściej stosunek społeczeństwa wynika z braku informacji, z braku obycia na co dzień z innością.

Rozo , masz rację mówiąc:

Niestety, to my niepełnosprawni musimy zrobi pierwszy krok. Pokazać się ludziom, pokazać, że żyjemy i, że mamy do tego życia pełne prawo. Nie bać się ich. Może nawet czyjaś impertynencja zaboli, jak uderzenie w twarz, ale trzeba to przeboleć i przeć na przód.

Tak my, rodzice niepełnosprawnych dzieci, to osoby niepełnosprawne powinny pierwsze zrobić krok.

Ja robię to ciągle. Gdzie tylko mogę, piszę o Gosi, pokazuję ją w TV, jest na okładce kwartalnika Bardziej Kochani.
To, że jest to czasopismo dla rodzin z dziecmi z zespołem Downa nie oznacza próżnych zabiegów informowania społeczeństwa.
to jest potrzebne rodzicom innych dzieci. By zobaczyli, zwłaszcza ci, którzy dopiero usłyszeli diagnozę, że to jest dziecko, po prostu dziecko. Które nie sposób nie pokochać, które tak pięknie płaci za okruchy uczuć, potrafi z nich zbudować cudowny pałac miłości.

Wychodźmy do społeczeństwa, nie blokujmy swoich praw do pełnego zycia.
jeśli nie my, to nikt za nas nie zmieni stosunku pozostałych członków społeczności.
Nie spychajmy się i nie dajmy się zepchnąc na margines.

Ci, których razi nasz inny wygląd, zachowanie, niech pamiętają, że kiedyś będą starzy, niedołężni i jeśli wychowają swoje dzieci jedynie w uwielbieniu młodości i siły - kiedyś też poznają smak życia na marginesie.
  • 0

#11 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 02 listopad 2002 - 14:11

O rety, znów się rozgadałam.

Nastój dzisiejszego święta, poczucie przemijania ... zabrnęłam we wspominki.

Minęły cztery lata a TO wciąż tkwi we mnie.

Patrzę jednak na wszystkie ówczesne przeżycia, na ich siłę i tak, jakbym wspominała dawno oglądany film. Film, który zapadł w pamięć, ale tak jakby dotyczył innych osób. Tak, jak przeżywamy losy bohaterów książki, filmu.

Więc to moje niebieskookie stworzenie dostarczyło mi bogactwa przeżyć!!!
Wybiło z marazmu codzienności!!!

Zawdzięczam Jej porzucenie oschłości uczuć, zaewdzęczam intesywność przeżycia, współodczuwania.

Mam wobec Niej wielki dług - Ona daje mi szczęścia, nauczyła mnie radości życia, obdarza mocą i siłą.

Świat wiele traci pomijając obojętnością takie istoty, traktując jak balast dla budżetu.

Dlaczego nikt nie zrobi bilansu uczuć, miłości - tego, co od wieków odróżnia stworzenia żywe od martwych.

Codziennie dziękuję Bogu za Dar.

Ja otrzymałam wszystko, o czym można zamarzyć: miłość, szczerrość uczuć, szczęście płynące z poczucia bycia potrzebnym.

Teraz musze to spłacać: dążyć do tego, by mego dziecka, innych dzieci, nie opuszczało poczucie szczęścia, akceptacji, miłości...

Pozdrawiam, Dołączona grafika, ET
  • 0

#12 sonia

sonia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 356 postów

Napisano 02 listopad 2002 - 15:25

TO BARDZO GŁĘBOKIE:

Świat wiele traci pomijając obojętnością takie istoty, traktując jak balast dla budżetu.

Dlaczego nikt nie zrobi bilansu uczuć, miłości....

Podgrzewajmy światełko życia i nadziei, obrony Dobra i Życia

Dołączona grafika

Może ktoś z naszych Czytelników - podejmie kontynuację? - myślę, że warto.

A mnie kojarzą się słowa piosenki - ...JEDNEGO SERCAAA - TAK MAŁO...
napiszcie c.d.
(H) (H) (H)
  • 0
Dar Życia Pozdrawiam, Sonia

#13 alojzik

alojzik

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 267 postów

Napisano 07 listopad 2002 - 13:49

wiem że to dział prozy ale Sonia napisała pierwsze słowa wiersza mojego ulubieńca więc pozwolę sobie na wklejenie go całego .... myślę że warto ...

Jednego serca! tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.

Jednych ust trzeba! Skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdzie bym patrzał śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.

Jednego serca i rąk białych dwoje!
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,

Który mnie niesie w objęciach do nieba;
Jednego serca! Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele
A.A.
  • 0
Olik

#14 sonia

sonia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 356 postów

Napisano 08 listopad 2002 - 00:53

Alojzik- serdeczne dzięki.
Czy czujecie jak powstał ciąg przeżyć, wyznań - a przy okazji kierunkowskaz życia dla innych, którzy być może dopiero staną twarzą w twarz z podobnymi problemami, rozsterkami, potem Siłą i Radością?

Miło tu i przyjaźnie - dziękuję wszystkim.
  • 0
Dar Życia Pozdrawiam, Sonia


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych