Czy niepełnosprawny pracownik jest gorszy???
#1 Gość_Karina_*
Napisano 22 luty 2005 - 19:22
26 czerwca 2000 roku spełniło się moje największe marzenie: po 5 latach ciężkiej nauki połączonej z codziennym pokonywaniem trudności wynikających z niepełnosprawności - otrzymałam dyplom i tytuł magistra pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej na Akademii Podlaskiej w Siedlcach.
Samo przebywanie na niej i w akademiku uważam za osiągnięcie. Uczelnia (choć powszechnie w kraju znana i uznawana za integracyjną) w rzeczywistości pozostawia wiele do życzenia jeśli chodzi o jej przystosowanie dla inwalidów. Mam tu na myśli osoby z różnym stopniem oraz rodzajem niepełnosprawności: brak tłumacza języka migowego na ćwiczeniach i wykładach, podjazdów i wind w budynkach, w których odbywają się zajęcia itp. Jak to mówią, dla chcącego nic trudnego, więc dzięki własnej silnej woli i pomocy wielu życzliwych osób, mimo przeszkód dołączyłam do niewielkiej grupy niepełnosprawnych z wyższym wykształceniem.
"Otrzymuje pani tytuł magistra" - te słowa dziekana brzmią mi w uszach do dziś. Jakaż wielka była moja radość, że się udało, że byłam w stanie pokonać własne kalectwo. To szczęście było tym większe, iż studiowanie było moją pasją. Jako osoba, która lubi dzieci i pracę z nimi, świadomie wybrałam ten, a nie a nie inny kierunek wierząc, że po jego ukończeniu będę miała możliwość pracy w domu dziecka, przedszkolu integracyjnym lub jakimś ośrodku opiekuńczo - wychowawczym dla dzieci. Uczyłam się przez 5 lat z tą wiarą, nadzieją, która była i nadal jest moim marzeniem.... Zawsze starałam się uparcie dążyć do celu i realizacji własnych pragnień.
Jak tylko otrzymałam dyplom do ręki zaczęłam szukać pracy. Działanie to podjęłam z pełną świadomością tego, iż ze względu na niemożność samodzielnego przemieszczania się z domu do ewentualnego miejsca zatrudnienia, pracować mogę wyłącznie w ośrodku lub instytucji z zamieszkaniem w niej samej lub pobliżu. Ruszyła machina poszukiwań placówek, które mnie
interesują: wyszukiwanie adresów przez internet, znajomych, różne instytucje działające na rzecz pomocy niepełnosprawnych. Jak się okazało zadanie wcale nie należy do najłatwiejszych, bo jak to zwykle w Polsce bywa, albo nikt nic nie wie albo odsyłają cię z jednego biura do drugiego lub też wszystko byłoby dobrze gdyby nie TEN wózek, bo co ,,Pani w TAKIM STANIE może z tymi dziećmi zrobić?".
A jak pokazała rzeczywistość, placówek, które oferują personelowi zamieszkanie jest jak na lekarstwo. Mi osobiście udało się odnaleźć ich 20 (!). Do wszystkich z nich drogą pocztową (zwykłą lub elektroniczną) wysłałam swoje dokumenty jako ta, która chętnie podejmie pracę.... Wysyłałam i czekałam na odpowiedź. W większości przypadków nie nadeszła, a w kilku pozostałych otrzymałam ją w postaci: "Mamy już wykwalifikowaną kadrę, a - tu "powiew grzeczności" - ,,W pani przypadku występuje pewne utrudnienie techniczne "Nie prościej byłoby napisać że chodzi o TEN wózek? Ja się nie obrażę, dla mnie to NORMALNE, ale jak widać dla części społeczeństwa nie. Po roku poszukiwań i rozsyłania swoich dokumentów poczułam załamanie i coraz częściej zaczęłam stawiać sobie pytania "po co mi ten dyplom i 5 lat nauki?", czy naprawdę jestem gorsza od sprawnego pedagoga czy wychowawcy?", ,,czy już na zawsze moje marzenia pozostaną nimi do końca? Doszłam do pewnego wniosku; tak, jestem gorsza w oczach zdrowych pedagogów, opiekunów i wychowawców, bo nie chodzę sama. TYLKO dlatego, że ONI tak myślą, bo boją się niepełnosprawnych, że sobie nie poradzą, nie sprostają wymaganiom, boją się też bezpośredniego z nimi kontaktu. A to przecież - czasem - Oni, czyli "lepsi", zdrowi niejednokrotnie męczą się na swoich stanowiskach, nie czując chęci pracy z podopiecznymi i wszystkie czynności zawodowe wykonując mechanicznie, bez chęci i emocjonalnego, osobistego zaangażowania w to, co robią, pozostawiając dziecko oraz jego potrzeby i uczucia na końcu. Nie chcę tu uogólniać, bo nie jest to reguła, ale takie rzeczy mają miejsce. Stwierdzam to na podstawie obserwacji oraz rocznego wolontariatu w jednym w domów dziecka. W opisany przeze mnie sposób zachowywały się niektóre pracujące tam wychowawczynie. One męczyły się w obcowaniu z podopiecznymi, dzieci z paniami. Ja oddawałam tym maluchom wszystko, całą siebie, a każdy dyżur dostarczał mi kolejną porcję doświadczeń i radości. Czułam się szczęśliwa z tego co robię a i z czasem zaczęłam dostrzegać sygnały sympatii ze strony przebywających tam dzieci.
Po pół roku wolontariatu spytałam czy istnieje szansa na zatrudnienie, chociaż na pół etatu i wtedy podziękowano mi za wszystko, pracę społeczną także. Nie otrzymałam także żadnego dokumentu stwierdzającego, że ją wykonywałam. Odeszłam i szukałam dalej - z dyplomem, opanowanymi podstawami języka migowego oraz obsługi komputera i sercem otwartym na miłość do dzieci - ale z coraz mniejszą wiarą w powodzenie i ziszczenie swoich marzeń..
Minęły 3 lata. Dyplom leży w szufladzie, marzenia śpią na dnie mojej podświadomości i raz po raz powracają myśli i wspomnienia o MOICH dzieciach, które pokochałam. To uczucie i chęci do pracy są nadal żywe, ale czy to ważne...czy to ma jakieś znaczenie... czy w dzisiejszych czasach ktoś zatrudni pedagoga z powołania i da mu szansę wykazania się oraz na NORMALNE traktowanie i życie? tracę już nadzieję. Nie tylko w to, że znajdę pracę, ale we wszystko: własną wartość i możliwości, sens życia...
#2
Napisano 24 luty 2005 - 14:13
#3
Napisano 24 luty 2005 - 15:04
#4 Gość_Karina_*
Napisano 24 luty 2005 - 16:55
DZIĘKUJĘ MAŁA ZA ZROZUMIENIE :-D I TY I JACEK MACIE RACJE ŻE NIE JEST ŁATWO, SAMA TO DOSKONALE WIEM, ALE DRAŻNIĄ MNIE TAKIE TEKSTY :twisted: CZASEM SŁOWA RANIA BARDZIEJ, NIŻ CZYNY I WARTO SIE ZASTANOWIC NIM COS WYPOWIEMY - PAMIĘTAJ O TYM JACKU . NA CO LICZYŁAM? PO PROSTU, ŻE ZOSTANĘ POTRAKTOWANA JAK CZŁOWIEK, A NIE JAK NARZEDZIE ROBOCZE, KTÓRE PO WYEKSPLOATOWANIU MOŻNA WYRZUCIĆ
#5
Napisano 24 luty 2005 - 17:16
no wiesz a na co liczylas? to juz norma... kolejny niepelnosprawny ktory wreszcie przekonal sie jak jest w prawdziwym zyciu a nie w TV
Jeśli to jest norma, to ja najwyraźniej jestem nienormalny, ponieważ mam pracę... :twisted: Przyznaję, szukałem jej b. długo i nie było łatwo przekonać pracodawcę, że potrafię dac sobie radę nie gorzej niż "sprawny" pracownik (wiem że brzmi to bardzo prosto, ale uwierzcie, to wcale nie było proste). Później było już z górki...
Karino, nie mam najmniejszego zamiaru wciskać Ci frazesów w stylu: "nie martw się, na pewno będzie dobrze" powiem tylko tyle, ze gdy szukałem pracy, tak jak Ty teraz, po odwiedzeniu któregoś z rzędu zakładu pracy ( w którym odprawiono mnie z kwitkiem), powtarzałem sobie w duchu że przecież gdzieś, do wszystkich (cenzura :twisted: ) musi być dla mnie praca - muszę ją tylko znaleźć.
Wierzę że i Tobie się to uda.
Pozdrawiam
marder
Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym.
Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.
#6 Gość_konto_skasowane_*
Napisano 24 luty 2005 - 19:46
Jacek Ciepiela napisał:
no wiesz a na co liczylas? to juz norma... kolejny niepelnosprawny ktory wreszcie przekonal sie jak jest w prawdziwym zyciu a nie w TV
Jeśli to jest norma, to ja najwyraźniej jestem nienormalny, ponieważ mam pracę... :twisted:
Nie do końca, bo ja też mam pracę :-D i przypuszczam, że jeszcze nie jedna osoba z tego forum moze to samo powiedzieć. Ale ani ja ani ty nie poruszamy sie na wózku, a myslę, że to ma duże znaczenie. Szczerze mówiąc ja pracuje w ZPCH i mimo, że jest to specjalny zakład, nawet tu nie przyjmą nikogo na wózku (no chyba, że nie chodzi o pracę tylko zatrudnienie). To smutne ale niestety prawdziwe. Zresztą co tu duzo mówić, szukając pracy również nieraz odchodziłam z kwitkiem z odpowiedzią nie o braku kwalifikacji ale wprost, że tu są schody, a ja chodzę o kulach. Na nic zdały się tłumaczenia, ze schody nie stanowią dla mnie problemu.
Karinko ja podobnie jak marder też nie mogę niestety powiedzieć, że napewno się uda, że znajdziesz pracę. Mogę tylko dodać, że może czasami zdobycie pracy nie jest wcale takie satysfakcjonujące i fajne i może czasami ci pracujący chetnie by się od niej uwolnili. Prawda jest taka, że żadko kto w dzisiejszych czasach ma taką pracę, jaką sobie wymarzył. Ja pracuję ale nie jest to moje wymarzone zajęcie, więcej - od jakiegoś czasu jest to raczej na zasadzie "pracuje, bo muszę z czegoś żyć". Czasami wydaje mi się, że właśnie tam pozbyłam się złudzeń, że liczy się wiedza, umiejętności, zaangażowanie. U mnie w pracy bardziej liczy się chyba wszystko inne, w tym najróżniejsze układy łącznie z tymi łóżkowymi a kończywszy na drobiagach takich jak chociażby nazwijmy to pewną uległością na propozycje nie do odrzucenia, chociażby podzielenia się z kimś swoją pensją, potwierdzania nieprawdy itp. No cóż myślę, że słynna ostatnio poznańska 5 nie jest niestety wyjątkiem.
Czasami żałuję, że to wszystko znam, w pewnym sensie doswiadczam.
Nie jest łatwo ani nie mając pracy ani ja mając, ale może im dłużej jej szukamy, im więcej czasu temu poswięcimy, tym bardziej bedzie nas to satysfakcjonować. Może warto czasami poczekać dłużej na tą wymarzoną pracę, ale w takim wypadku czesto wiązać się to chyba bedzie właśnie z cierpliwością i szukaniem na przekór wszystkiemu i wszystkim tym, którzy nie wierzą, ze to możliwe.
Ja również cały czas mocno wierzę, że niedługo znajdę takie miejsce (takiego pracodwace), gdzie wszystko bedzie bardziej normalne i na zasadach, w które wierzyłam i chyba nadal mimo wszystko wierzę.
Powodzenia życzę. Ja bedę trzymać kciuki za Ciebie, a ty jeśli możesz zrób to czasami za mnie, bo mi również się to przyda.
#7
Napisano 24 luty 2005 - 20:05
#8 Gość_kuba_*
Napisano 24 luty 2005 - 20:08
#9 Gość_kuba_*
Napisano 24 luty 2005 - 20:15
np. modelka oo czy ktos sobie jest w stanie wyobrazic modelke na wozku inwalidzkim?
Tak sie składa, że są już modelki na wózkach... Z trudem startowały, ale udało się :-D Także, dla chcącego....
#10 Gość_konto_skasowane_*
Napisano 24 luty 2005 - 20:16
A wracając do tematy, to wszystkim sflustrowanym szukaniem pracy i tym drugim pracujacym ale również sflustrowanym chciałam tylko przypomnieć, ze na szczęście świat nie kończy się na pracy :-D :-D :-D
#11 Gość_Karina_*
Napisano 24 luty 2005 - 21:33
inwalidzkim? bo ja nie.. kierunek ksztalcenia nalezy sobie dobierac do swojej niepelnosprawnosci
NIE DO KONCA SIĘ Z TYM ZGODZĘ. W PEWNYCH SYTUACJACH TAK (NP. NIEWIDOMY FRYZJER) ALE W MOIM PRZYPADKU WOŻEK NAPRAWDE NIE WYDAWAL I NIE WYDAJE MI SIE PRZESZKODA W PELNIENIU FUNKCJI PEDAGOGA - OPIEKUNA. PROBLEM JEST ALE BARDZIEJ POD WZGLEDEM ARCHITEKTONICZNYM (NP. BRAK PODJAZDOW DO WIEKSZOSCI SZKOL I OSRODKOW WYCH. ) NIZ JAKIMS INNYM. JA KIERUNEK STUDIOW WYBRALAM NIE Z PRZYPADKU, ALE Z ZAMILOWANIA DO DZIECI I PRZEZ CALE STUDIA MOJA SYMPATIA ROSLA WRAZ Z PERSPEKTYWA ZE PO ICH UKONCZENIU BEDE MOGLA Z NIMI PRACOWAC. TAK JAK WOZEK NIE PRZESZKADZA DZIEWCZYNIE (MODELCE ) NA WYBIEGU TAK PEDAGOGOWI, DLA KTOREGO TO CO ROBI JEST POWOLANIEM I PRZYJEMNOSCIA JESLI COS CO ROBIMY JEST NASZA PASJA ( JAK W MOIM PRZYPADKU) TO JESTESMY W STANIE POKONAC KAZDA PRZESZKODA, A W PEWNYM SENSIE I WLASNA NIEPELNOSPRAWNOSC
#12
Napisano 24 luty 2005 - 21:49
Pinesko, są osoby na wózkach (w tym również i na IPONie) które mają pracę.Nie do końca, bo ja też mam pracę i przypuszczam, że jeszcze nie jedna osoba z tego forum moze to samo powiedzieć. Ale ani ja ani ty nie poruszamy sie na wózku, a myslę, że to ma duże znaczenie.
Jacek Ciepiela napisał:
czy ktos sobie jest w stanie wyobrazic modelke na wozku inwalidzkim?
Zadziwiasz mnie Jacku... Wszak to Ty nie tak dawno entuzjazmowałeś się stroną, na której były akty niepełnosprawnej modelki... (Dla ciekawych - mam na myśli ten wątek: http://forum.ipon.pl...opic.php?t=2262 )
Pozdrawiam serdecznie
marder
Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym.
Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.
#13
Napisano 24 luty 2005 - 22:00
np. modelka oo czy ktos sobie jest w stanie wyobrazic modelke na wozku inwalidzkim? bo ja nie.. kierunek ksztalcenia nalezy sobie dobierac do swojej niepelnosprawnosci
Niezgodzę się w całej rozciągłości, w do tej pory spotkałem kilka bardzo atrakcyjnych kobiet na wózku i może nie były modelkami, alkew jakby nimi zostały z przyjemnością bym na niepatrzył. Mnie samego rajcują nogi kobiece, a kobieta nawózku często te nogi nie ma jak modelka, mimo to spotkałem takie, które naprawdę zainteresowały mnie jako mężczynę i choć na wózku były piękne i cudownie się na nim poruszały. Może to dziwne ale nawet na wózku można się poruszać w zmysłowy sposób np. w tańcu (to też widziałem i oczu nie mogłem oderwać). Co do kształcenia też się nie zgodzę, można kształcić się w każdym kierunku, a potem pracować w nim na miarę swoich możliwości. Jak ktoś jest dobry i wyjątkowy w tym co robi to pracę znajdzie. Choćby pewien wybitny astrolog amerykański (nie znam jego imienia i nazwiska niestetety) ale gość porusza się na wózku elektrycznym, jego ciało jest pokręcone grymasami, nie wygląda na kogoś kto mógły aż tyle osiągnąć, a jego wiedza i dokonania są podziwine.
Pedro
#14 Gość_konto_skasowane_*
Napisano 24 luty 2005 - 22:26
Pinesko, są osoby na wózkach (w tym również i na IPONie) które mają pracę.
nie wątpię, że tacy są, zresztą również takich znam, ale myślę, że jednak mimo wszystko łatwiej znaleźć pracę mi czy innym chodziakom, niż osobom na wózku i tylko to miałam na mysli.
A ten fizyk to Stephen Hawking, ale myślę to już trochę inny świat i inna bajka
#15
Napisano 25 luty 2005 - 11:08
Mimo wszystko uważam, że nie powinniśmy uogólniać. Według mnie wszystko zalezy od dwóch rzeczy: od natury wykonywanej profesji (nie uważam aby wózek był wielką przeszkodą w zawodzie pedagoga), oraz od dobrej woli pracodawcy (tej właśnie, najwyraźniej zabrakło).nie wątpię, że tacy są, zresztą również takich znam, ale myślę, że jednak mimo wszystko łatwiej znaleźć pracę mi czy innym chodziakom, niż osobom na wózku
Pozdrawiam
marder
Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym.
Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.
#16
Napisano 25 luty 2005 - 11:43
Karinka, ma pasję. Świadomie wybrała studia, mając nadzieję, że po ich ukończeniu uzyska wymarzoną pracę. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna.
Karinko, nie będę Ci mówiła, że wszystko będzie dobrze, że kiedyś wreszcie znajdziesz upragnioną wymarzoną pracę. Mogę Ci tylko doradzić, abyś w miarę swoich możliwości starała się być aktywna. Czasem bardzo pokrętne drogi prowadzą do celu. Wspominałaś o wolontariacie... Może wróciłabyś do tego pomysłu w innych placówkach czy stowarzyszeniach? Najgorsza jest bierność, siedzenie w domu i wciąż od nowa analizowanie swojej sytuacji.
Też nie mam stałej pracy, ale to nie znaczy, że w niedalekiej przyszłości będę ją mieć (przynajmniej mam taką nadzieję i walczę o to). Póki co, staram się być w miarę aktywna: pisuję artykuły, ostatnio robię korektę książki, uczę się angielskiego, wierząc, że to wszystko kiedyś zaowocuje.
Nie wolno nam tracić wiary w samych siebie, bo wtedy pogrzebiemy się żywcem w beznadziei i w maraźmie.
Życzę Ci wytrwałości i wiary w samą siebie. :-D
#17
Napisano 25 luty 2005 - 11:58
#18
Napisano 25 luty 2005 - 12:40
#19
Napisano 25 luty 2005 - 13:04
#20 Gość_Karina_*
Napisano 25 luty 2005 - 14:22
Jacku, proszę o wyjaśnienie kogo miałes na myśli piszac > TA PANIENKA>
bo jesli mnie to pragne Cie poinformować iż moja niepełnosprawność istnieje naprawdę i dla trendu na wózku nie siedzę, a działalność jaka prowadziłam (wolontariat) dostarczala mi wiele radości. Nie podzielam także opinii, iż Twoje argumenty są rzeczowe, gdyż uważam że wózek nie jest przeszkoda w pelnieniu roli pedagoga :twisted:
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych