Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Zdanko a la Mistrz Wincenty...


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
346 odpowiedzi w tym temacie

#321 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 11:32

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#322 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 14:10

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym
  • 0

#323 Geeee

Geeee

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 100 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 14:25

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu

Online
  • 0
Szczęście to jedyna wartość, która sie mnoży,
jeśli się ją dzieli.

#324 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 14:58

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów
  • 0

#325 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 19:16

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#326 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 20:56

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko
  • 0

#327 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 21:06

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#328 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 21:20

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych
  • 0

#329 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 01 marzec 2008 - 23:41

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#330 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 02 marzec 2008 - 11:48

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym
  • 0

#331 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 02 marzec 2008 - 12:01

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#332 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 02 marzec 2008 - 15:46

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką
  • 0

#333 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 04 marzec 2008 - 15:47

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#334 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 05 marzec 2008 - 18:52

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż po brzeg
  • 0

#335 Geeee

Geeee

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 100 postów

Napisano 05 marzec 2008 - 23:30

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż po brzeg naczynia
  • 0
Szczęście to jedyna wartość, która sie mnoży,
jeśli się ją dzieli.

#336 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 06 marzec 2008 - 15:24

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż po brzeg naczynia w którym
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#337 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 06 marzec 2008 - 21:09

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż po brzeg naczynia w którym pływała
  • 0

#338 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 07 marzec 2008 - 14:37

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż po brzeg naczynia w którym pływała maluteńka
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...

#339 Jofka

Jofka

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 16 postów

Napisano 07 marzec 2008 - 19:16

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż po brzeg naczynia w którym pływała maluteńka ropucha
  • 0

#340 Balbina

Balbina

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 661 postów

Napisano 08 marzec 2008 - 17:06

Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zdanko a la Mistrz Wincenty...Zacni starzy ludzie mówią, że choć nieprawdą jest jakoby rzecz miała miejsce dawno, dawno temu, w rowie pod lasem, tam gdzie wyrzucony mały szmaciany pajacyk z kokardą leżał na śmietniku płacząc żałośnie nad losem kundelka malutkiego, który dzielił sklecone z trudem wyrko ze starym, wyliniałym kocem z elanobawełny w czerwono -szarawy-popielatą krateczkę i nagle, aczkolwiek nie całkiem niespodziewanie, nadleciał albatros trzymający w dziobie coś co przypominało kształtem butelkę pełną ciemnej cieczy o dziwnej konsystencji i pewnie też dziwnym nieznośnym, świdrującym zapachu, albatros wydał skrzek i wypuścił z dzioba butelkę soku z dziewięćsiła bezłodygowego, która poszybowała niezgodnie z grawitacją w górę po czym zadygotała i wpadła do małej , wąskiej, kałuży.....pełnej mętnej, jednolitej mazi cuchnącej niespotykanie przedziwnym zapachem przypominającym spalone żabie wnętrzności, które zostały wchłonięte przez obrzydliwe jednookie bestie będące zmutowanymi potomkami legendarnego przodka - jednorożca, który łudząco przypominał antyczny marmurowy obraz, skradziony kiedyś z wyspy, na której rosły wysokie liściaste drzewa, o nazwie, którą znali jedynie najstarsi członkowie mieszkającego nieopodal grodu, gdzie rządził, słynący ze swoich dziwnych obyczajów, okrutny czterogłowy, wyglądający jak stary, obślizgły i brzydko pachnący, o czerwonych włosach, zaplecionych w wiele różnokolorowych, przewiązanych glonami warkoczy, ułożonych profesjonalnie w jeden wielki odstraszający a zarazem śmieszny kok z maleńkimi kolorowymi i błyszczącymi drobinkami które w ciemnościach jakby delikatnie unosiły się niczym zwiewny, subtelny motyl z gatunku łuskoskrzydłych a zarazem wydawały się rozpraszać leciutko skrzydłami , wydając cichutki kwęk, przypominający koci wrzask a niekiedy cichy pomruk, posiadały także duże wręcz ogromne a zarazem sprawiające wielkie wrażenie niczym olbrzymie głowonogi - odstające od tylnej części tułowia szpiczaste i kolczaste igły zakończone jakby kulkami, do których przyklejone były maluteńkie, cukrzane, lepkie czasem przeżroczyste diamenciki, kształtem i barwą przypominające noworoczne fajerwerki rozświetlające niebo i cały obszar od wschodu aż do krańca aczkolwiek obserwowane przez seryjnego mordercę, rozzuchwalonego przez brata o imieniu znanym z filmu katastroficznego,w którym bohaterowie chcieli zdobyć plany dotyczące tajemnic i receptur pewnych eliksirów, mających cudotwórcze,ale niekiedy stwarzające poważne zagrożenia dla zdrowia i życia całej ówczesnej społeczności zamieszkującej kamienne obszary, wiecznie zaśnieżone i mroczne z niewielkimi krainami w których często dochodziło do drastycznych i krwawych sytuacji oraz tajemniczych odwiedzin podczas których odbywały się rytualne obrzędy, podczas których zabijano tych,którzy mieli zupełnie niewyraźne spojrzenie na pewną sprawę, a mianowicie chodziło o nieporozumienia dotyczące odległych poglądów na temat przechowywania tajemnic przyrządzania mikstury utrzymującej sprawność zarówno fizyczną jak i umysłową, oraz dostatecznie, a nawet bardzo odpowiednią pozycję w kręgach powszechnie uznawanych za wróżbitów oraz innych dziwnych obszarach nizinnych gdzie hodowano rzadki rodzaj roślinki a mianowicie pomagającej w różnych dolegliwościach na przykład w odczuwaniu ulgi po nadmiernym wypiciu napojów alkoholowych wysoko procentowych zapijanych dziwnym zielonym piwem z pianką wysoką aż po brzeg naczynia w którym pływała maluteńka ropucha koloru
  • 0
...uparcie do celu tylko iść
na innych nie patrzeć często zbyt
dla siebie zbierać gwiazdy...


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych