A co wy na to?
W kwestii komputerowej nauki angielskiego, jako absolwentka filologii powiedziałabym...
Nauka języka obcego składa się (upraszczając) z czterech oddzielnych umiejętności - czytania i słuchania oraz mówienia i pisania. Te dwie pierwsze opierają się na biernym rozpoznawaniu, a pozostałe na czynnym „wytwarzaniu”. Każdą z nich trzeba ćwiczyć oddzielnie, bo np. rozpoznawanie zapisanego słowa jest czymś innym niż wyłapanie go ze słuchu.
Typowa nauka z użyciem programów komputerowych, różnych kursów korespondencyjnych itd. nadaje się do ćwiczenia umiejętności biernych, czyli czytania i słuchania, ale zazwyczaj nie nadaje się do umiejętności czynnych. Bo żeby się naprawdę nauczyć mówić, trzeba rozmawiać na różne tematy, a żeby nauczyć się pisać, trzeba pisać i mieć kogoś, kto potrafi to pisanie skorygować.
W tej ostatniej kwestii szczególnie przydatny jest żywy nauczyciel. Aż do dosyć zaawansowanego poziomu uczący się nie potrafi zazwyczaj w pełni samodzielnie poprawiać błędów, bo ich nie widzi (za mało jeszcze wie). Dobry nauczyciel powinien pomóc uczniowi błędy znaleźć i powoli nauczyć się je rozpoznawać oraz poprawiać. Istnieją osoby o absolutnie wyjątkowym talencie, które część z tych ograniczeń potrafią przeskoczyć, bo instynktownie lepiej rozumieją jak „działa” język, ale nawet większość osób ze zdolnościami filologicznymi potrzebuje nauczyciela, żeby przejść powyżej poziomu średniozaawansowanego.
Dlatego jeśli chcesz się uczyć komputerowo, tak czy siak polecałabym coś w rodzaju normalnego kursu z lektorem, tyle że prowadzonego na odległość. Aplikacja opierająca się wyłącznie na samodzielnej nauce nie zaszkodzi, ale prawdopodobnie nie zapewni Ci naprawdę skutecznej nauki umiejętności czynnych.
Ewentualnie można skorzystać z różnych internetowych społeczności entuzjastów, takich jak http://www.ang.pl/ Zdarza się, że udzielają się tam osoby na dosyć wysokim poziomie i np. są sparingpartnerami do rozmów albo korygują teksty pisemne. To nie jest tak dobre rozwiązanie, jak dobry, dyspozycyjny nauczyciel, ale najczęściej lepsze niż czyste samouctwo.
Oczywiście są też ludzie, którzy np. wyjeżdżają zagranicę z podstawową znajomością języka i liczą, że nauczą się na żywca. Części się to udaje, części nie. Przy czym często język, którego uczymy się tylko na żywca (bez żadnego formalnego przygotowania) pozostaje trochę kanciasty i niedokładny (jak polski wielu Ukraińców). Zależnie od osobistych okoliczności może to ograniczać opcje zawodowe, bo może blokować np. dostęp do typowych prac biurowych.