Kiedyś zgubiłam swojego Anioła
i w mrocznej ciszy, która w krąg zaległa,
stałam samotna jak uschnięte drzewo,
czekając słońca, lecz słońce nie wzeszło.
Anioł na dobre gdzies się zawieruszył,
a ja płakałam czekając na niego,
w deszczowym smutku wypatrując oczy,
lecz On nie wrócił i nigdy nie wróci.
I coraz ciszej i ciszej Go wołam,
i coraz smutniej i smutniej na duszy.
Wysyłam myśli do swego Anioła,
lecz wiem, że myśl ma samotnie powróci.
I coraz dalej i dalej go szukam,
i coraz ciemniej i ciemniej na niebie.
Zbłąkana dusza bez swego Anioła
wciąż coraz dalej odchodzi od siebie...
1976 r.