Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A

Niespełnione aspiracje


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3 odpowiedzi w tym temacie

#1 Gość_Falka_*

Gość_Falka_*
  • Gość

Napisano 09 marzec 2013 - 13:21

Hej. Ja jak zwykle z tym ,,co mnie gryzie" :P Co tym razem??? Od kilku miesięcy a zaczęło się tak od drugiej połowy zeszłego roku czuje się nieszczęśliwa pewną sprawą... Powód? Sens mojej edukacji plus sens wykonywanej pracy. Czuje się ponownie jak 18-latka której powiedzieli, że może uda jakoś mi się zdać tą maturę i potem jak dumna wkroczyłam do Urzędu Pracy ze świadectwem maturalnym czując się jak tytan po wygranej walce i usłyszałam, że oferujemy pracę tylko osobą które skończyły technikum bądź szkołę zawodową (w domyśle: gdzie się pchasz gówniaro z tym swoim Liceum Profilowanym? :P ) Pomyślałam WTF? i moje pozytywne nastawienie do szukania pracy jak się domyślacie prysnęło jak bańka mydlana, a ja z podkulonym ogonem i łzami w oczach wróciłam do domu z przekonaniem że jestem do kitu i do niczego się nie nadaje ;) Nie myśląc dużo (zresztą myślenie do dzisiaj nie jest moją mocną stroną i wolę atak :P) po usłyszeniu kilku historii o tym jak wielu jest bezrobotnych w mieście, jakie są szanse dalszego kształcenia bez wahania zmieniłam miejsca zamieszkania vel. koczowania w dużym mieście wojewódzkim (ciężko nazwać mój wyjazd zamierzonym, a warunki jakie tam miałam drugim domem, ale do dzisiaj wspominam tamte chwile z wypiekami na policzkach i dość komicznie ale to już inna historia.... :)  ) Udało mi się jakoś podłapać pierwszą pracę, a tuż potem drugą, udało mi się nawet skończyć licencjat no i.... No właśnie przyszedł taki moment kiedy wszystko wydaje mi się zbyt marne, że praca która nie jest związana z moim zawodem jest guzik warta i nawet chyba gdybym miała w tej chwili 3 z przodu i 3 zera to nie czułabym się z tego powodu szczęśliwa... Zupełnie nie wiem co zrobić - najchętniej powiedziałabym ODCHODZĘ i poszła dumnie w inną stronę - tutaj nawet nie chodzi o atmosferę w pracy, nawet nie do końca o wynagrodzenie lecz o tą pustkę której praca mi nie zapełnia... Czuje się niespełniona, coraz bardziej sfrustrowana a co za tym idzie potrafię z kimś rozmawiać a myślami być gdzie indziej... Praca za biurkiem przez 8 h to nie jest również to o czym marzę bo jestem zbyt żywa na takie siedzenie i pierdzenie w taboret, a z drugiej strony jestem zbyt ciapowata na jakieś duże przedsięwzięcia. Z drugiej strony wiem też że:

1) mamy bezrobocie

2) większość osób dostaje pracę z polecenia lub po znajomości

3) wszędzie marnie płacą

4) jeśli otworzę własną działalność gospodarczą to będę musiała nauczyć radzić sobie sama ze wszystkim (jeszcze nawet mentalnie nie czuję się na takie coś gotowa, wręcz za młoda i zbyt mało doświadczona na taki krok)

 

Dlaczego to napisałam? Bo może i wy mieliście podobne odczucia, a może macie jakieś pomysły? No i jak osoba która jest niepełnosprawna może odnaleźć się na rynku gdzie niczym w oceanie małe rybki zjadane zostają przez te duże? :P Help ludziska... ;)


  • 2

#2 piccola

piccola

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 313 postów

Napisano 09 marzec 2013 - 17:47

Kasiu, co za temat :) Od razu powiem, że "niespełnione aspiracje" skojarzyły mi się z grą The Sims  :hehe: niegdyś przeze mnie uwielbianą... Musiałam to napisać :P Wracając do tematu - chyba większość z nas nie spełnia się do końca w swojej pracy. Na moim własnym przykładzie powiem, że marzyła mi się medycyna, a konkretniej medycyna sądowa. Zdając sobie sprawę z niepełnosprawności, a mianowicie niskiego wzrostu i bądź co bądź niewyraźnej wymowy, wiedziałam, że to nierealne. A już na pewno nie w Polsce. Uparłam się i na maturze zdawałam biologię. Nie wiem, czym się kierowałam, przygotowując się do matury z biologii. Nie ukrywam, że po części świadomością, że z przedmiotów ścisłych jestem noga (fizyka, chemia, matma - o zgrozo!), a po części lenistwem, a po jeszcze innej części myślą że w przyszłości i tak mnie nic wielkiego nie czeka - no więc po co zadawać sobie więcej trudu? Właściwie przed maturą nie widziałam przyszłości dla siebie. Nawet były momenty, że nie chciałam zdecydować się kontynuować naukę i studiować. Tylko co wtedy robić, skoro nie przyznali renty? Zaczęłam studiować... I tutaj też nie wybrzydzałam. Wybrałam przecież kierunek finanse i rachunkowość, a z przedmiotów ścisłych byłam noga, więc gdzie tu logika i sens? Dużo myślałam o pracy. Miałam ogromną ochotę rzucić to wszystko i pracować, zarabiać pieniądze, nie zapełniać głowy ekonometrią, statystyką, czy jakąś bankowością, której nienawidziłam i która nie była kompletnie związana z moim kierunkiem studiów, a zawsze było jej nadmiar. Chciałam pracować gdziekolwiek. Zaczęłam od handlu w Internecie. Szło całkiem dobrze, ale pochłaniało to bardzo dużo mojego czasu. Gdy zawaliłam dwa egzaminy, powiedziałam dość. Napisałam CV, list motywacyjny i zaczęłam wysyłać po biurach rachunkowych. Tak też któregoś dnia otrzymałam telefon i pracuję ponad 5 lat w największym biurze rachunkowym w moim mieście. Jest to praca za biurkiem - nie ukrywam, ale nie jest to pierdzenie w taboret (jak nazwałaś). Lubię swoją pracę, bo mam codziennie kontakt z klientami, których widzę co najmniej raz w miesiącu, z którymi rozmawiam na różne tematy - nie tylko na tematy podatkowe i dotyczące ich firm. Wspólnie z koleżankami i kolegami w pracy, codziennie rozwiązujemy masę pytań, problemów podatkowych, a to rozwiązywanie jest fajne. Bo czasami trwa burza mózgów, czasami jest poważnie, a czasami śmiesznie. No właśnie... i taka praca jest fajna i satysfakcjonująca prawie pod każdym względem (no może oprócz momentów gdy przychodzi klient, trzyma w ręku faktury i pyta jaki w tym miesiącu wyjdzie podatek do zapłaty, a ja mam zwyczajną ochotę powiedzieć wtedy "czary-mary" zamiast pomyśleć jakim jest idiotą), ale... nie ukrywam, że wydaje mi się, że nie daję z siebie w niej tyle, ile bym chciała. A ja jestem taka, że gdy coś robię, to chcę dawać z siebie wszystko. W biurze, gdyby nie ta burza mózgów, która co raz częściej się odbywa i rozmowy z klientami, to praca jest ciągle taka sama - mozolne sprawdzanie faktur, ich księgowanie itd. Ostatnio szukam czegoś, co dałoby mi więcej aktywności, zapału, energii do działania. I chyba czymś takim jest pomoc innym. Chciałabym pracować w jakiejś fundacji, czy czymś podobnym, gdzie dużo się dzieje. Z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę, że w takiej pracy trzeba mieć "gadane", co znowu chyba niekoniecznie zgadza się z moją osobowością. I tak człowiek jest między młotem a kowadłem... :)


Użytkownik mrowciaa edytował ten post 09 marzec 2013 - 20:46

  • 0
"Miłość to pomieszanie podziwu, szacunku i namiętności. Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć, to nie ma o co robić szumu. Jeśli dwa, to nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko. Jeśli wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna - trafiłaś do nieba za życia." William Wharton

#3 Gość_Ivona_*

Gość_Ivona_*
  • Gość

Napisano 09 marzec 2013 - 19:14

Mam za sobą 29 lat, studia magisterskie i podyplomowe. Znam doskonale języki obce.

Pracy nie znalazłam w moim mieście, a dopiero w pobliskim. Pracuję za  biurkiem za mniej niż 3000 zł, mam kontakt z naprawdę RÓŻNYMI ludźmi, od których czasami dostaję opierdziel za niewinność, bo przychodząc do urzędu chcą wyładować na kimś swoją frustrację, a ja jestem najbliżej.

Czy chciałam to zmienić? Wiele razy i czasami tak "natychmiast - zaraz", wyjść z roboty i nigdy nie wracać. Zbudować sobie całkiem nowy świat - poszukać pracy, do której będę chodzić z przyjemnością, ale... Jeśli nie masz REALNEJ mozliwości zmiany swojej sytuacji, nie szalej. Ten kraj ma wystarczającą liczbę bezrobotnych, smutnych, bo biednych ludzi... Dokształcaj się, rozwijaj zdolności i dopiero wtedy pozwól sobie zniknąć. Inaczej to bez sensu. Porównanie tego, czego nie osiągnęłaś z tym, co już masz wpędzi Cię w jeszcze większą frustrację. "Mierz siły na zamiary", pasuje tu doskonale.


Użytkownik Ivona edytował ten post 09 marzec 2013 - 19:17

  • 2

#4 Kicia

Kicia

    Narrator

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPipPip
  • 2065 postów
  • Skąd:Warszawa-Targówek

Napisano 09 marzec 2013 - 21:50

Falka, mam podobne dylematy... Mam zarówno aspiracje, jak i ograniczenia... Również zastanawiam się, co ja tak naprawdę chcę robić, bo to, co chciałam robić kiedyś, okazało się nierealne z powodów zdrowotnych, co innego z powodów finansowych i teraz jestem nie tylko na rozstaju dróg, ale na jakimś szalonym skrzyżowaniu i jest tyle dróg, że naprawdę nie wiem którą wybrać... Niestety, nie da się i nie warto zbyt długo się zastanawiać, bo część z tych dróg może okazać się za jakiś czas niedostępna, ale podobnie jak Ty, nie chciałabym spędzać 8 godzin tylko za biurkiem...

 

No cóż... pozostaje mi zrobić zestawienie wszystkich "za" i "przeciw", a później zorientować się, czy to mi pasuje, a jeśli nie, to od nowa :D


  • 0
Bądź jak ptak, który, gdy siada na gałęzi zbyt kruchej, czuje, jak spada, lecz śpiewa dalej, bo wie, że ma skrzydła.
Victor Hugo


Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych