Hej. Ja jak zwykle z tym ,,co mnie gryzie" Co tym razem??? Od kilku miesięcy a zaczęło się tak od drugiej połowy zeszłego roku czuje się nieszczęśliwa pewną sprawą... Powód? Sens mojej edukacji plus sens wykonywanej pracy. Czuje się ponownie jak 18-latka której powiedzieli, że może uda jakoś mi się zdać tą maturę i potem jak dumna wkroczyłam do Urzędu Pracy ze świadectwem maturalnym czując się jak tytan po wygranej walce i usłyszałam, że oferujemy pracę tylko osobą które skończyły technikum bądź szkołę zawodową (w domyśle: gdzie się pchasz gówniaro z tym swoim Liceum Profilowanym? ) Pomyślałam WTF? i moje pozytywne nastawienie do szukania pracy jak się domyślacie prysnęło jak bańka mydlana, a ja z podkulonym ogonem i łzami w oczach wróciłam do domu z przekonaniem że jestem do kitu i do niczego się nie nadaje Nie myśląc dużo (zresztą myślenie do dzisiaj nie jest moją mocną stroną i wolę atak ) po usłyszeniu kilku historii o tym jak wielu jest bezrobotnych w mieście, jakie są szanse dalszego kształcenia bez wahania zmieniłam miejsca zamieszkania vel. koczowania w dużym mieście wojewódzkim (ciężko nazwać mój wyjazd zamierzonym, a warunki jakie tam miałam drugim domem, ale do dzisiaj wspominam tamte chwile z wypiekami na policzkach i dość komicznie ale to już inna historia.... ) Udało mi się jakoś podłapać pierwszą pracę, a tuż potem drugą, udało mi się nawet skończyć licencjat no i.... No właśnie przyszedł taki moment kiedy wszystko wydaje mi się zbyt marne, że praca która nie jest związana z moim zawodem jest guzik warta i nawet chyba gdybym miała w tej chwili 3 z przodu i 3 zera to nie czułabym się z tego powodu szczęśliwa... Zupełnie nie wiem co zrobić - najchętniej powiedziałabym ODCHODZĘ i poszła dumnie w inną stronę - tutaj nawet nie chodzi o atmosferę w pracy, nawet nie do końca o wynagrodzenie lecz o tą pustkę której praca mi nie zapełnia... Czuje się niespełniona, coraz bardziej sfrustrowana a co za tym idzie potrafię z kimś rozmawiać a myślami być gdzie indziej... Praca za biurkiem przez 8 h to nie jest również to o czym marzę bo jestem zbyt żywa na takie siedzenie i pierdzenie w taboret, a z drugiej strony jestem zbyt ciapowata na jakieś duże przedsięwzięcia. Z drugiej strony wiem też że:
1) mamy bezrobocie
2) większość osób dostaje pracę z polecenia lub po znajomości
3) wszędzie marnie płacą
4) jeśli otworzę własną działalność gospodarczą to będę musiała nauczyć radzić sobie sama ze wszystkim (jeszcze nawet mentalnie nie czuję się na takie coś gotowa, wręcz za młoda i zbyt mało doświadczona na taki krok)
Dlaczego to napisałam? Bo może i wy mieliście podobne odczucia, a może macie jakieś pomysły? No i jak osoba która jest niepełnosprawna może odnaleźć się na rynku gdzie niczym w oceanie małe rybki zjadane zostają przez te duże? Help ludziska...