Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

O procesie uzdrawiania.


  • Zamknięty Temat jest zamknięty
3 odpowiedzi w tym temacie

#1 basiak

basiak

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 716 postów

Napisano 21 maj 2003 - 08:19

Na początek niekonwencjonalna:

Analiza procesu uzdrawiania

Proces uzdrawiania intrygował ludzi od najdawniejszych czasów. Jednym z pierwszych, który go analizował, był rzymski historyk Tacyt. " W tych samych miesiącach ( 69 r. n.e.) - pisze on - gdy Wespazjan oczekiwał w Aleksandrii letnich pomyślnych wiatrów i bezpiecznej podróży morskiej, zdarzyło się wiele cudów, w których ujawniło się błogosławieństwo z góry i dała znać o sobie swego rodzaju skłonność do boskości do Wespazjana. Pewien Aleksandryjczyk, znany z tego, że stracił wzrok, prosił go błagalnie o wyleczenie ze ślepoty i to na podstawie wskazówek boga Serapisa, którego zabobonny lud czcił przed wszystkimi innymi bogami. I tak prosił władcę o łaskę polegającą na tym, by ten splunął mu na wargi i oczodoły ( Jak pamiętamy, również Jezus dotyka śliną ślepca - Ewangelia Marka 8,23 i Jana 9,6).

Inny człowiek z chorą ręką, prosił, powołując się na tego samego boga, by cesarz stanął stopą na jego rękę. Początkowo Wespazjan śmiał się i nie chciał tego uczynić. Ale ponieważ ludzie nie rezygnowali z namawiania go - naszła go bojaźń z powodu ewentualnego zniesławienia go i pomówienia o złą wolę, gdyby mu się miało nie powieść, a z drugiej strony ogarnęła go nadzieja wywołana nieustannymi błaganiami i namowami ludzi, którzy go podziwiali. W końcu zażądał orzeczenia lekarzy, czy ślepota i podobny uszczerbek mogą zostać przez działanie człowieka uleczone. Lekarze w odniesieniu do danych przypadków wyjaśnili: jednemu z nich zdolność widzenia nie obumarła i wróci, jeśli szkodliwe przyczyny zostaną usunięte; drugiemu można by wywichnięte stawy wyleczyć, jeśli oddziała na nie uzdrawiająca moc. I niewykluczone, że jest to wola bogów, iż właśnie władca został do tego powołany. Zresztą sława wyleczenia spadnie na cesarza, a szyderstwo wywołane nieudaną terapią spadnie na chorych, godnych ubolewania. Tak więc Wespazjan, którzy wszędzie dostrzegał zielone światło dla swej pomyślności, uznał, że nie ma dlań nic niemożliwego i dlatego pełen radości podjął się uczynić to, czego od niego oczekiwano, obserwowany w napięciu przez stojący wokoło tłum. Ręka stała się użyteczna natychmiast, a ślepy odzyskał wzrok. Świadkowie tego przypominają sobie jeszcze dzisiaj oba te wydarzenia, kiedy kłamstwo nie mogłoby już im przynieść korzyści." ( Hist. 4,81)

Z tej historii dadzą się wyczytać wszystkie warunki cudownego wyleczenia: to nie nadprzyrodzona cudowna siła cudotwórcy, lecz przeświadczenie i postawa oczekiwania przyjmowana przez chorego wpływa na uzdrowienie. Nie dlatego, że Jezus wielu uzdrowił, mnóstwo ludzi się doń zwracało - pisze profesor teologii Uta Ranke - Heinemann w swojej książce "Nie i amen", ale dlatego, że wielu się do niego zwracało - wielu uzdrowił, w rezultacie czego jeszcze więcej ludzi napływało, a On jeszcze większą ich liczbę uzdrowił. To samonapędzająca się spirala cudów. Jeżeli cuda się nie udają, przypisuje się to małej wierze ludzi. To dlatego czynienie cudów było dla Jezusa najtrudniejsze w Jego rodzinnym mieście, gdyż tam spodziewano się po Nim najmniej.
Grecki bóg nauk lekarskich Asklepios, łac Aesculapius, którego świątynia w Epidauros począwszy od VI w. p.n.e. stała się Lourdes starożytności, narzucił na ówczesny świat sieć pół tysiąca kultowych filii i leczniczych ośrodków. Jego świątynie pełne były ufundowanych przez wdzięcznych ozdrowieńców tablic wotywnych, na których wymieniano nazwę choroby i ośrodka leczniczego. Dziś jeszcze laska Asklepiosa i jego wąż stanowią symbol nauk lekarskich, trudno zatem pojąć, dlaczego medycyna akademicka tak bardzo wzdryga się przed metodami uzdrawiania, skoro logo nauk lekarskich stanowią atrybuty uzdrowicielskie.

W każdym człowieku istnieją mechanizmy samouzdrawiania, twierdzi Andrew Weil lekarz, absolwent Harwardu, wykładowca na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Arizona. Medycyna wykorzystująca owe wrodzone mechanizmy jest o wiele skuteczniejsza niż ta, która zwalcza jedynie symptomy choroby. Zdumiewa nas samoistna remisja nowotworu, ale zazwyczaj niewiele uwagi poświęcamy tak pospolitym, a przecież cudownym zdarzeniom jak gojenie się ran czy skaleczeń. A jest to przecież najczęściej przejawiający się w ludzkim organizmie mechanizm samouzdrawiający.

Jeśli stwierdzimy istnienie systemu samouzdrawiania na jakimkolwiek poziomie struktury biologicznej, będziemy mieli prawo założyć, że istnieje on też na innych - i niższych i wyższych poziomach. Wiemy już, że istnieje system samoregulacji w cząsteczce DNA, w której zapisana jest definicja życia. W trakcie podziału podwójnej helisy DNA na dwie pojedyncze nitki, z których jedna jest szablonem, wedle którego odtwarza się druga nitka. W momencie tego podziału pojedyncza nitka jest podatna na uszkodzenie przez promieniowanie jonizujące i ultrafioletowe oraz przez czynniki chemiczne powodujące mutacje. Mogą też nastąpić pomyłki w połączeniu nowych łańcuchów. Dlatego nawet w najprostszych organizmach ukształtowały się w toku ewolucji skomplikowane mechanizmy naprawcze, zapewniające bezbłędne przeniesienie informacji genetycznej z jednego pokolenia na następne.

Istnieje wiele odmian enzymów - substancji białkowych - gotowych do uzdrawiania DNA z nieskończenie wielu możliwych uszkodzeń, na które jest on narażony. To tu właśnie na styku materii ożywionej i nieożywionej, znajduje się podstawa systemu uzdrawiania - DNA posiada zdolność do samorekonstrukcji !

Uzdrawianie jest zatem immanentną zdolnością wszystkich żywych organizmów. System uzdrawiania działa nieprzerwanie i jest zawsze gotowy do akcji. System ten posiada zdolności diagnozowania, potrafi rozpoznać uszkodzenie, potrafi usunąć uszkodzoną strukturę i zastąpić ją nową. System ten działa nie tylko w przypadku poważnych zagrożeń, ale zawiaduje też zwykłymi, bieżącymi, codziennymi naprawami, dzięki czemu utrzymuje w dobrym stanie wszystkie anatomiczne struktury i fizjologiczne funkcje.

Te same procesy spotykamy w większych zespołach cząsteczek w ludzkim organizmie, w myśl zasady, że to co wyżej, to i niżej, i odwrotnie.

Na wyższym piętrze - na poziomie pojedynczej komórki również istnieją procesy samouzdrawiania. Wiele komórek posiada receptory wiążące lipoproteiny o niskiej gęstości do których przyczepia się cholesterol i osiadając na ściankach arterii stwarza zagrożenie zawału. Receptory te wiążą lipoproteiny i usuwają je z krwiobiegu. Przeniesiony do wnętrza komórki cholesterol nie może już wyrządzić tętnicom żadnej szkody. Komórki potrzebują pewnych ilości cholesterolu do metabolizmu i w tym procesie zużywają wszelkie jego nadwyżki.. W czasie sortowania receptor zostaje oczyszczony i odesłany z powrotem na powierzchnię błony komórkowej, gdy tymczasem lipoproteina z nadmiarem cholesterolu jest oddawana do dyspozycji strukturze zwanej lizosomem. Zawiera ona silne enzymy zdolne do dzielenia dużych cząsteczek na mniejsze, którymi łatwiej gospodarować..

Na powierzchni błony komórkowej oczyszczony receptor jest znowu gotów do wychwytywania kolejnych cząsteczek lipoproteiny. Ich proces odnowy trwa 10 - 20 minut, a cały ich żywot - od 10 do 30 godzin. Gdy zaczyna się on degenerować, zostaje oddany do dyspozycji lizosomu, który go niszczy, a jego miejsce zajmuje nowo zsyntetyzowany receptor.
W wielu punktach powierzchni komórkowej błona komórkowa jest stale wsysana do wnętrza [ wpochwiana ] , badana, porządkowana i ponownie wypychana na powierzchnię. Uszkodzone elementy struktur błony są eliminowane przez lizosomy.
I tu także, podobnie jak na poziomie DNA, jesteśmy świadkami działania wrodzonego, samoistnego mechanizmu uzdrawiania, który posiada zdolność rozpoznania /diagnozy/ , a także usuwania i zastępowania / leczenia/ wadliwych struktur i funkcji. Dostrzegamy tu także zdolność regeneracji, dzięki której system uzdrawiania w każdej chwili może podjąć działanie. Ponieważ powierzchnia komórki jest narażona na liczne zagrożenia, uzdrawianie na tym poziomie ma istotne znaczenie.
Przejdźmy na poziom tkankowy. Przy skaleczeniu, jeśli tylko krzepliwość krwi jest normalna, krwawienie szybko ustanie, dzięki stworzeniu się skrzepliny, która następnie twardnieje, tworząc strup. W ciągu doby od zranienia wokół brzegów tkanki pojawi się zapalna otoczka w postaci lekkiej nadwrażliwości, zaczerwienienia i podwyższonej temperatury powierzchni skóry. Jest to objaw reakcji immunologicznej. Wywołanej napływem białych krwinek do tego rejonu, a mającej zapobiec wniknięciu zarazków, a także oczyścić chore miejsce z martwych i obumierających komórek.

Jako pierwsze pojawiają się białe krwinki obojętnochłonne, najpowszechniej występujące. Jest to "piechota" sił obronnych organizmu. Zaraz po nich pojawiają się makrofagi "wielkie żarłoki" , zdolne wchłonąć i strawić ogromne ilości komórkowego rumowiska. Jednocześnie zaczyna się proces rozrostu komórek zdrowego nabłonka na obrzeżach rany. Odnogi tych komórek wyrastają spod skrzepliny, łącząc się w środkowej części i tworząc cienką, lecz ciągłą warstwę, która przekształci się w nową skórę. Potem pojawia się delikatna, różowa tkanka zwana ziarniną. Pojawiają się odrostki naczyń krwionośnych istniejących na obrzeżach skaleczenia. Na koniec komórki układu immunologicznego wycofują się, skóra staje się mocniejsza i grubsza - po skaleczeniu nie ma śladu.
Ważną rolę we wszystkich etapach gojenia pełniły niewielkie białka (polipeptydy) wytwarzane przez komórki, lub znajdujące się w krwioobiegu, które zarówno pobudzają jak i powstrzymują wzrost komórek. System uzdrawiania opiera się zatem na skoordynowanym współdziałaniu czynników stymulacji i hamowania rozrostu i rozwoju komórek - nie kontrolowany rozrost prowadzi nas prostą drogą do mechanizmów nowotworowych, a nie kontrolowane hamowanie wzrostu udaremnia procesy gojenia.
Tak więc w bardziej złożonych biologicznie zespołach system uzdrawiania opiera się na skoordynowanym współdziałaniu czynników pobudzania i hamowania rozrostu i rozwoju komórek. Ten rodzaj równowagi jest podstawą normalnego życia zdrowej tkanki, a nie tylko uzdrawiającej reakcji na uszkodzenie.
Innym znanym przykładem uzdrawiania na poziomie tkankowym jest regeneracja nieskomplikowanych złamań kości. System ten działa tak skutecznie, że po zakończeniu procesu samouzdrawiania radiolodzy nie zawsze potrafią wskazać miejsce złamania. Pierwsze fazy regeneracji podobne są do poprzednich. Skrzeplina wypełnia i otacza miejsce pęknięcia, uszczelniając je i tworząc płynną strukturę, na której podłożu mogą wzrastać fibroblasty i nowe naczynia krwionośne. W ostatnim etapie uformowana skrzeplina przeobraża się w tkankę zwaną miękką kostniną. I teraz system uzdrawiania zaczyna działać odmiennie. Pod koniec pierwszego tygodnia w miękkiej kostninie pojawiają się zaczątki nowej chrząstki i kości, przekształcając się w końcowym etapie w dużą, wrzecionowatą tymczasową kostninę działającą jak usztywniająca szyna. Osiąga ona największy rozmiar w dwa lub trzy tygodnie po złamaniu, a w miarę utwardzania się kostnej struktury staje się coraz silniejsza.
W procesie tworzenia nowej kości uczestniczą przeciwstawne siły, których działanie regulowane jest zarówno przez czynniki wzrostu, jak i przez wyspecjalizowane komórki kościotwórcze /osteoblasty/ oraz komórki kościogubne / osteoklasty / . Pierwsze budują kość, podczas gdy ten drugi rodzaj komórek je rozrywa w ten sposób, że naciski mięśni i wagi ciała na kość regulują fluktuację aktywności obu faz. Jeśli złamana kość była właściwie złożona w chwili rozpoczęcia procesu uzdrawiania, rekonstrukcja jest często doskonała. Bardzo słabe prądy elektryczne generowane przez uraz kości sprawiają, że w komórkach znajdujących się na obrzeżach pęknięcia zachodzi proces odwrotny do różnicowania się - to znaczy, że komórki dojrzałe przekształcają się w pierwotne, obdarzone zdolnością rozwoju i regeneracji. Te pierwotne, prymitywne komórki odzyskują właściwości, które dojrzałe już utraciły, przypominają komórki embrionalne i są zdolne do ponownego różnicowania we wszelkiego rodzaju komórki niezbędne do utworzenia nowej, zdrowej Zdolność regeneracji utraconych lub uszkodzonych struktur przejawia się w każdym momencie w obrębie niektórych tkanek, zwłaszcza tam, gdzie powierzchnia narażona jest na stałe podrażnienia. Nasze ciało bez przerwy zrzuca skórę, a nowa stale jest produkowana w warstwach znajdujących się pod nią . Tkanka wyścielająca jelita nieustannie linieje i codziennie jest regenerowana.
Jeszcze bardziej zdumiewające zdolności regenerowania się posiada wątroba. Można odciąć spory jej kawał, nawet do 80% masy, a mimo to pozostała część w kilka godzin odtworzy ubytek, o ile tkanka jest zdrowa. Podobnie dzieje się po częściowym zniszczeniu wątroby wskutek jej wirusowego zapalenia czy działania substancji toksycznych.
Zwężenie naczyń wieńcowych i tętnic uważane było do niedawna za nieodwracalne. Ten pesymistyczny pogląd nie był poparty żadnym dowodem eksperymentalnym, ponieważ nikt dotychczas nie próbował cofnąć miażdżycy. Dziś obserwujemy regresję miażdżycy w naczyniach wieńcowych, a w ślad za tym zwiększony przepływ krwi u pacjentów, którzy przestrzegają diety o niskiej zawartości cholesterolu i uczą się odreagowywać stresy i emocje. Co więcej -reakcja na odmienny tryb życia i żywienia jest gwałtowna. Posługując się dokładnymi testami perfuzji kardiologicznej / np. kontrast talowy /, lekarze obserwują poprawę już po miesiącu od wprowadzenia zmian w trybie życia. Nie wiemy jeszcze, jakimi mechanizmami ten system się posługuje, ale reakcja na odmienny tryb życia i żywienia jest gwałtowna. Obserwuje się u niektórych pacjentów zwiększony przepływ krwi przez tętnice wieńcowe już po miesiącu od wprowadzenia zmian w trybie życia.
Czy zakres działania tego systemu jest ograniczony? Istnieją relacje o przypadkach całkowitego uzdrowienia wskazujące na to, że zdolność regeneracji daleko wykracza poza codzienne doświadczenie. Oto jedna z nich, zaczerpnięta z rejestru cudownych uzdrowień w Lourdes, przytoczona w artykule, który ukazał się w Canadian Medical Association. Od 1947 r. 17 uzdrowień uznano w Lourdes jako cudowne. Jeden z takich przypadków przydarzył się Vittorio Micheliemu, włoskiemu żołnierzowi. Odkryto u niego nowotwór złośliwy (miesak) miednicy. Prześwietlenie ujawniło prawie całkowite zniszczenie kości lewej połowy miednicy. Ponieważ naświetlanie nie wchodziło w grę, zastosowano chemioterapię, ale po dwóch miesiącach leczenie przerwano, gdyż nie widać było żadnej poprawy. Kolejne zdjęcie wykazało zwichnięcie głowy kości udowej, a w dwa miesiące później kość udowa straciła połączenie z miednicą.
Pięć miesięcy później Micheli udał się do Lourdes. Nie miał w ogóle władzy w lewej nodze. Ból był ciągły i silny, przez cały czas podawano choremu środki przeciwbólowe. Nie mógł wstawać. Utracił apetyt i cierpiał na dolegliwości trawienne.
Po zażyciu kąpieli natychmiast poczuł głód, co jest charakterystyczną cechą uzdrowień w tym miejscu. Ból ustąpił i chory miał wrażenie, że lewa noga na powrót połączyła się z miednicą. Nadal był jednak w usztywniającym rynsztunku, który nosił od szeregu miesięcy. Mimo, iż czuł się dobrze, lekarze nie wierzyli w jego poprawę zdrowia. W trzy miesiące później prześwietlenie wykazało, że kość miednicy zregenerowała się , a mięsak zniknął. W dwanaście lat później Micheli pracuje w fabryce stojąc osiem godzin dziennie. Stawy lewego biodra i lewej nogi są takie same jak normalne - taka adnotacja widnieje w jego historii choroby. Jeśli ten rodzaj uzdrowienia może zdarzyć się jednemu człowiekowi, to może zdarzyć się wszystkim innym.Weil podważa tu wiarę w cud, sprowadzając to wydarzenie zwykłego zjawiska biologicznego, które może zdarzyć się każdemu. Zakładając, że biochemiczna komplikacja każdego złożonego organizmu jest takim cudem, który otrzymaliśmy albo od Natury, albo od Boga, widzenie Weila jest o wiele bardziej optymistyczne. Najważniejszą sprawą jest odkrycie sposobu przekręcenia właściwego przełącznika, który ten proces uruchamia.

Powiedzmy na koniec, że wszystkie szczepienia opierają się na zdolności układu immunologicznego do nauki.
Jeśli czynniki powodujące zachwianie równowagi w organizmie przeważą nad zdolnością systemu uzdrawiania do jej przywrócenia, zaczynamy chorować. Czas wtedy na postawienie pytania: co powinienem zmienić w moim życiu, aby można było wrócić do stanu równowagi. Bez tego pytania jakiekolwiek leczenie nie ma sensu.

Podsumujmy - to system uzdrawiania powoduje przywrócenie zdrowia, niezależnie od tego czy stosuje się jakieś leczenie czy też nie. Leczenie uaktywnia tylko wrodzony nam system uzdrawiania. Leczenie przychodzi z zewnątrz, a uzdrawianie jest procesem wewnętrznym.

Kiedy uświadomimy sobie jak wielka ilość zagrożeń zewnętrznych czyha na nasz organizm, to fakt, że udaje się nam przeżyć każdy dzień bez poważnych kłopotów zdrowotnych graniczy niemal z cudem.

Jak bardzo naukowy model medycyny akademickiej nie wystarcza do skutecznego leczenia, przekonałem się, pisze Weil, prowadząc pacjenta z bólami kręgosłupa. Ortopeda skierował go na prześwietlenie i na rezonans magnetyczny [ MRI ]. Ten ostatni wykazał, że dwa dyski były pęknięte, z których jeden był dosłownie pogruchotany na kawałki. Ortopeda skierował go na natychmiastową operację, przepisał doustne antybiotyki i valium. Inny ortopeda także radził usunąć zniszczony dysk, który uciska na nerwy. Poradziłem mu, aby skontaktował się z doktorem Johnem Sarno z Nowego Yorku. Miałem do czynienia z wieloma pacjentami, którzy poddawali się wszelkim możliwym terapiom z powodu bóli kręgosłupa,a w końcu przychodzili do dra Sarno i zostawali uleczeni.

Leczenie polegało na przeczytaniu jego książki [ John Sarno, Healing Back Pain: The Mind - Body Connection, New York 1991, Warner Books ], w której utrzymywał, że większość bólów kręgosłupa jest skutkiem procesów umysłowych, zaburzających normalne funkcje nerwów i krążenia w mięśniach. Nazywał to syndromem zapalenia mięśni na tle napięć [ TMS - tension myositis syndrome ]. Po tej lekturze terapia usuwania bólu polegała na jednej wizycie i na uczestnictwie w wykładzie, w trakcie którego doktor Sarno wyjaśniał, w jaki sposób umysł może stać się przyczyną bólów kręgosłupa. Ja sam - pisze Andrew Weil - doświadczyłem sam mocnych bólów kręgosłupa, gdy straciłem dwie bliskie mi osoby, a które ustąpiły nieoczekiwanie po trzech tygodniach. Potem zetknąłem się z dwoma pacjentami, których bóle kręgosłupa minęły jak ręką odjął, kiedy się zakochali. A ostatnio brałem udział w dwóch konferencjach grupy zwanej Północnoamerykańską Akademią Bólu Mięśniowo - Kostnego, gdzie wygłosiłem referat o znaczeniu bólu.. Wykładowca, który wystąpił po mnie, przedstawił niezmiernie ciekawy odczyt na temat braku korelacji między subiektywnym doświadczeniem a obiektywnym badaniem dysfunkcji mięśniowo - kostnych, jak np. zdjęcia rtg czy MRI. Przedstawił wyniki obu testów u kilku pacjentów. Obraz był tak wstrząsający, że wprost trudno było uwierzyć, że ci ludzie w ogóle mogą stać czy chodzić, a mimo to nie odczuwali żadnego bólu i zachowali pełną ruchomość. Inni znów pacjenci byli wręcz sparaliżowani bólem, a tymczasem badania kręgosłupa nie wykazywały żadnych zmian. [ ten brak korelacji między istnieniem bólu a obiektywnymi wskazaniami wykazał M.C. Jensen i inni, "Magnetic Resonance Imaging of the Lumbar Spine in People Without Back Pain" New England Journal of Medicine, 331 /1994/ str. 69 - 73 ] Aby "dobić" ostatecznie dotychczasowy medyczny pogląd na powstawanie bólu kręgosłupa, przedstawmy poglądy na ból doktora Aleksandra Naddella. Przez 10 lat robił on sekcje zwłok w szpitalnym zakładzie anatomii patologicznej. Zbadałem tysiące zwłok i stwierdziłem, że wiele z nich nie miało żadnych dysków międzykręgowych - mówi. Porozumiałem się z rodzinami osób zmarłych i dowiedziałem się że 90% nigdy nie cierpiało na bóle krzyża. Doszedłem do wniosku, że dyski nie są nieodłączną częścią naszej anatomii, nie odgrywają one w kręgosłupie roli amortyzatorów, lecz są szczątkową pozostałością pewnej prymitywnej struktury spotykanej tylko u płodu.

Pracując w Królewskiej Klinice w Glasgow, opracował dr Nadell swoją metodę usuwania bólu, która jest bardzo prosta. Leczenie obejmuje powolny silny ucisk na dysk mięsistym kciukiem. Potem dochodzi manipulacja nogą pacjenta, uruchamiająca ruchy miednicy. Pokazywał on wyniki, jakie osiągał chirurgom, ale oni nadal wolą pakować żelastwo w ludzkie plecy, narażając ich na medyczny toto - lotek: albo się pacjentom poprawia, albo pogarsza. Wielu chirurgów interesowało się pracą dra Nardella, ale nikt dotąd nie wypróbował jego prostej techniki, mimo, że jest ona daleko skuteczniejsza od ich skomplikowanych i ryzykownych metod.

Na zakończenie moja osobista refleksja, która pojawiła się w trakcie opracowywania niniejszego tekstu. Mój ból kręgosłupa pojawił się parę dni temu. Mogę wykonywać wszystkie ruchy, jakie kręgosłup może wykonać i to wielokrotnie, z lekkim obciążeniem, z podskokami na twardym podłożu i z przysiadami włącznie. W trakcie ćwiczeń bólu nie czuję zupełnie. Dopiero gdy przestaję ćwiczyć, czuję uczucie bardzo lekkiego dyskomfortu na wysokości Th 12 - L1. Najwyraźniej ból czuję nad ranem, gdy przewracam się z boku na bok zaczynając sobie zdawać sprawę z tego, że już nie śpię. Z psychicznego punktu widzenia mam powody, żeby mnie bolało, toteż nie pójdę do ortopedy, bo to bezsensowne, staram się za to wyciszyć moją psychikę i wtedy wiem, że ból zniknie. [ Zniknął w dwa tygodnie po napisaniu powyższego zdania ].
Tymczasem mój pacjent ze zniszczonym dyskiem - ciągnie dalej swą opowieść doktor Weil - przeczytał w książce doktora Sarno, że wpuklenie dysku samo w sobie nie powoduje bólu. Owszem, ból może się umiejscowić w miejscu mechanicznego urazu, ale wywołuje go umysł. Ogłupiały od narkotyków i valium dowlókł się do Nowego Yorku. Sarno w ogóle nie zwrócił uwagi na MRI. Interesowały go tylko wyniki badań mięśni nogi, które nie wykazały dysfunkcji nerwu. Kazał odstawić środki przeciwbólowe i powiedział, że pacjent będzie grał w koszykówkę, musi tylko zaakceptować jego diagnozę. Tego akurat dnia Sarno miał wykład dla około czterdziestu osób, przeważnie z wyższej klasy średniej. Wielu z nich mówiło o swojej poprawie. Sarno kazał mu uzmysłowić sobie, jakiego rodzaju ból psychiczny nęka jego ciało. W czasie wykładu ból złagodniał, a wieczorem, u znajomych na kolacji, już nie bolało. Pojawiał się wczesnym rankiem /podobnie jak mój ból - S.A. / , ale w ciągu dnia niemal całkiem ustawał. W ciągu sześciu tygodni zniknął zupełnie. Przyczyną bólu była perspektywa rozwodu - rozstanie z żoną zakończyło się podjęciem decyzji o separacji. Po miesiącu od wizyty u dra Sarno pacjent mój grał w koszykówkę.

Brat pacjenta, lekarz, nie uznaje takiej interpretacji wydarzeń. Twierdzi, że stało się to dzięki zastrzykowi z kortyzonu, ale działa on w najlepszym razie od trzech do sześciu miesięcy, a mój pacjent nie odczuwa żadnego bólu już prawie trzy lata. Wszystkich pacjentów z bólem odsyłam do książki doktora Sarno i do niego samego.

Niezwykle pouczający jest przypadek Mary K. - czterdziestoletniej pielęgniarki, pracującej na oddziale intensywnej terapii uniwersyteckiego szpitala. Uważała się za osobę całkowicie zdrową, dopóki nie zgłosiła się na ochotnika do testowania leków. Wykonano analizę jej krwi, która wykazała podwyższony poziom enzymów wątroby oraz wysoki poziom żelaza, oraz ferrytyny, białka związanego z magazynowaniem przez organizm żelaza. Biopsja wykazała wczesne stadium marskości wątroby i zwiększoną zawartość w niej żelaza. Jej przykład zaintrygował wybitnych specjalistów pracujących w jej klinice, ale żaden z nich nie potrafił określić przyczyny tego stanu. Nie umieli też zalecić właściwej metody leczenia. Zamiast nadziei budzono w niej strach. Wiem, że obawia się pani raka - powiedział jeden z nich, a ona w ogóle o tym nie pomyślała nawet dopóki on jej tego nie zasugerował. Do jej koncepcji lekarze odnosili się pobłażliwie, wykazywali brak zdrowego rozsądku, w żadnym razie nie ufali intuicji, nie mieli twórczego podejścia do jej dolegliwości.

Dwadzieścia lat temu Mary cierpiała na zapalenie wątroby w następstwie przyjmowania zastrzyków dożylnych przez dłuższy czas. Od tamtej pory nie była leczona, nie miała nawrotów zapalenia i dbała o swe zdrowie. Zgłosiła się do mnie w dwa lata po tych feralnych badaniach. Unikała bogatych w żelazo produktów, ale tego nie powiedział jej żaden z czterech interesujących się jej przypadkiem specjalistów. Czuła się dobrze, ale niepokój pozostał. Na wstępie przypomniałem jej o niezwykłych zdolnościach regeneracyjnych wątroby, zwłaszcza u osób młodych i zdrowych. Zachęcałem ją do stosowania alternatywnych metod i zaaprobowałem jej pomysł nacięcia żył. Dałem jej kilka rad dotyczących diety i dwa leki ziołowe na wątrobę: oset plamisty i schizandrę. Znalazł się na uniwersytecie lekarz, który podjął się zabiegu puszczania krwi. Zawartość żelaza obniżyła się do normy i stan ten nie ulegał zmianie. Ostatnio, po kilku latach, napisała do mnie:
Pan i inni lekarze bardzo mi pomogli, z zainteresowaniem słuchając moich sugestii i udzielając mi wsparcia w dążeniu do eksperymentowania i odwoływania się do zdrowego rozsądku; byliście otwarci na inne terapie. Rozumieliście, że pragnę i czuję potrzebę samouzdrawiania bardziej niż poddania się uzdrawianiu przez innych. Jestem pewna, że ten proces rozpoczął się w momencie, gdy postanowiłam podążyć za własnym instynktem i zdać się na niego. Daliście mi na to swoje przyzwolenie. I wtedy powstała we mnie wiara, że sama mogę poprawić stan mojego zdrowia, i zamiast czekać biernie, zaczęłam działać. Pragnę powiedzieć innym chorym, że powinni szukać lekarza, któremu będą mogli ufać, który będzie ich szanował, wysłucha, otoczy troską i będzie kompetentny.

Kiedy uświadamiam sobie, że wszystkie te zdania pisze lekarz i biolog, wykładowca Uniwersytetu Harwardzkiego, to zapiera mi dech w piersi. Oto kolejna oznaka rewolucji medycznej, która zaczyna być coraz wyraźniej odczuwalna. Między poglądami tego człowieka, a poglądami znanych mi w Polsce lekarzy, zieje przepaść. Ilu takich ludzi trzeba, aby zmiany ilościowe przekształciły się w nową, rewolucyjną, medyczną jakość?
Wracając do wywodów Uty Ranke - Heinemann, trzeba sobie zadać pytanie, czego oczekuje od bioterapeuty kilkumiesięczne dziecko, z którym przychodzą do niego rodzice. W działalności bioterapeutycznej takich pacjentów mamy wielu i obserwuje się wiele szybkich albo nawet natychmiastowych uzdrawiających reakcji. Ponieważ autosugestia niemowlęcia jest dokładnie zerowa, musi istnieć informacja polowa albo falowa, która dociera od bioterapeuty do dziecka. Ten jeden przykład obala całe teologiczne myślenie autorki.
  • 0

#2 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 21 maj 2003 - 11:45

Basiaczku, bardzo się cieszę że mam okazje dowiedzieć się tylu ciekawych rzeczy, które mnie interesują od dawien dawna. zasoby mojego mózgu ciągle wchłaniają wiedzę i bardzo dobrze. ;)
Skąd Ty czerpiesz tyle wiedzy i gdzie odnajdujesz te arcy ciekawe tematy. Jestem Ci bardzo wdzięczny za nie i myślę ze zainterusąją sie tym też Iponki. Cennym skarbem tutaj jesteś . :) więc pisz tu, przynoś wieści.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#3 basiak

basiak

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 716 postów

Napisano 21 maj 2003 - 14:11

Ten artykuł znalazłam gdzieś w sieci, niestety nie znam autorki. Ciekawi mnie zdanie innych Iponków na temat ciekawego, ale dość kontrowersyjnego miejscami, artykułu. :?:
  • 0

#4 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 21 maj 2003 - 19:04

Ciekawi mnie zdanie innych Iponków na temat ciekawego, ale dość kontrowersyjnego miejscami, artykułu.


Mnie się wydaje basiaczku, że artykuł ten chce jakby zachęcić grono lekarskie do przyjęcia tych zjawisk, które są tak naprawdę nie całkowicie wyjaśnione i zrozumiałe przez człowieka. Tu uważam że artykuł ten spełnia wspaniałą rolę. Można przyjąć takie zachowanie się organizmu i uznać to za naturalne , ale są mimo wszystko jeszcze rzeczy nie do końca poznane. Nie wszystko czego nie widać gołym okiem, nie istnieje. Ktoś powiedział iż istnieją zjawiska i rzeczy, o którym się nawet filozofom nie śniło. :)
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych