Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Moje szkolne wspomnienia


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
15 odpowiedzi w tym temacie

#1 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1461 postów

Napisano 19 styczeń 2003 - 13:58

Sporo piszecie o rehabilitacji osób niepełnosprawnych, w tym tych z DPM. To bardzo ważna i istotna część naszego życia, ale równie ważną, według mnie, jest kwestia wykształcenia i edukacji w ogóle. Nie jestem pedagogiem ani nauczycielem, więc mogę się opierać tylko na własnych doświadczeniach.
Naukę rozpoczęłam na początku lat 80-tych kiedy jeszcze nikomu nie śniły się szkoły integracyjne. Pierwszy semestr zerówki byłam w sanatorium, po powrocie, z którego poszłam do szkoły masowej. Niestety na którejś z przerw ktoś mnie przewrócił.... Wstrząs mózgu i decyzja o inwidualnym nauczaniu. Nauczycielka, która miała do mnie przychodzić w pierwszej klasie nie wywiązywała się z obowiązku. Mama wraz ciocią, uczącą w tej szkole, zrobiły burzę i zmieniono mi nauczycielkę. Trafiłam pod skrzydła wspaniałego pedagoga, który szybko nadrobił ze mną wszystkie zaległości, a także włączył mnie w życie klasy. Co raz częściej zaczęłam chodzić do szkoły, przebywać wśród zdrowych rówieśników. Od czwartej klasy byłam już zwykłą uczennicą, która musiała sobie radzić z nauką i chodzeniem korytarzem wśród rozwrzeszczanej i rozbieganej dzieciarni. Nie czułam się gorsza. Z koleżankami miałyśmy swoje sekrety, przeżywałam pierwsze „miłości”, chodziłam na dyskoteki, jeździłam na wycieczki.... Jednak ten dobry okres skończył się wraz z ósmą klasą. Pani psycholog w poradni pedagogicznej stwierdziła, że owszem do liceum mogę iść, ale będę miała inwidualne nauczanie. Dopiero, gdy skończyłam szkołę, mama powiedziała mi ile łez i nerwów kosztowało ją to, by przekonać panią dyrektor, że jednak powinnam kontynuować naukę w szkole średniej. Jestem Jej za to bardzo wdzięczna, bo wtedy jeszcze byłam dzieckiem, nieświadomym otaczającej mnie rzeczywistości. Trafiłam na bardzo dobrych i sumiennych pedagogów. Jedyne co mi wtedy brakowało to kontaktu z rówieśnikami. To „czarna dziura” w moim życiu, pustka emocjonalna. Tamtych lat już nigdy nie nadrobię... Maturę pisałam w osobnej sali, przed osobną komisją, by stukiem maszyny do pisania nie rozpraszać innych. Decyzja o studiach, w której utwierdzali mnie moi nauczyciele, była momentem przełomowym. W załatwieniu mi możliwości pisania egzaminu wstępnego na maszynie pomógł mi mój nauczyciel WOS-u. Zdałam. I znów decyzja o inwidualnym toku studiów, która na szczęście nie wypaliła. By nie tracić zajęć zaczęłam jeździć na zajęcia. Przywozili i przyjeżdżali po mnie Rodzice, co było czystą paranoją i już po trzech tygodniach okazało się, że to nie zda egzaminu. Do dziś pamiętam swój pierwszy samodzielny powrót do domu... Okazało się, że daję sobie sama radę. Zaczęłam się przełamywać, wychodzić ze swojej skorupki. Zyskałam pewność siebie a nade wszystko przyjaciół, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Byłam normalną studentką, która chodziła na imprezy i drżała przed drzwiami egzaminatora. Ze wszystkimi sprawami radziłam sobie sama i szczęśliwie dotrwałam do obrony pracy magisterskiej. Teraz na uniwersytecie jest pełnomocnik rektora do spraw studentów ON. Prawdę mówiąc mnie niewiele pomógł, gdy chciałam załatwić zniżkę w czesnym, bo od października znów wróciłam na uczelnie, na studia podyplomowe. Sama dotarłam do kompetentnej osoby. Ale może innym studentom w praktyce służy pomocą. Nie wiem. Piszę tylko o sobie. Jestem szczęśliwa, że znowu się uczę, poznaję nowych ludzi, z którymi o wiele łatwiej nawiązuję kontakty. Przede mną egzamin. Trzymajcie kciuki.
Zdaję sobie sprawę, że to, co napisałam jest bardzo subiektywne, ale takie miało być. To moje doświadczenia. Wiem, że najwięcej zawdzięczam rodzicom, bo to oni, gdy ja nie byłam niczego świadoma, walczyli o mnie, o to, bym mogła zdobyć wiedzę tak samo, jak moi zdrowi rówieśnicy. DZIĘKUJĘ WAM ZA TO!! Dla nas, ON, wykształcenie jest niezmiernie ważne, bo przecież nie jesteśmy gorsi od innych. Jesteśmy tacy sami, choć niestety jeszcze wciąż tą oczywistą prawdę musimy udowadniać. Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni.
  • 0

#2 marder

marder

    evil admin

  • Administrator
  • 3584 postów
  • Skąd:/home/marder

Napisano 19 styczeń 2003 - 15:19

Różyczko, możesz być pewna, że będę trzymał za Ciebie kciuki podczas egzaminu. (cmok) (cmok) (cmok) (ok)
  • 0

Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym. 

 

Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.


#3 Gocha Kuzan

Gocha Kuzan

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 71 postów

Napisano 19 styczeń 2003 - 20:20

Kochana Różyczko my trzymamy za Ciebie kciuki Potrójnie- Napewno Ci się uda! (cmok)
Dziekujemy Ci bardzo za ten wątek- jest on tak ważny, że niesposób go pominąć.
Coż ja mogę tu dopisać? Również nie jestem pedagogiem i podobnie jak Ty opiszę swoje doswiaczenia.
Jeszcze przed zerówką trafiłam do psychologa- a on - po co to dziecko męczyć? Zrobiono mi testy i po testach powiedzieli że muszę isć do szkoły. Ponieważ nie chdziłam jeszcze na własych nogach miałam indywidualny tok nauki. Jednak Pani, która do mnie przychodziła stwierdziła, że zmarnuję się w domu. Razem z rodzicami wybłagała i P. dyrektor by mnie przyjęła. Byłam pierwszym dzieckiem niepełnosprawnym w tej szkole. Owszem P. dyrektor bała się- ale znalazła sie jedna nauczucielka-która zgodziła sie wiąść za mnie opowiedzialnosć ( dziękuję P.Aniu) Pmiętam,że wiele razy pisała za minie w zeszycie bo nie nadązałam za klasą... Nie miałam problemów z dzieciakami bo dobrze wszystkich przygotowała- to było super. Moi rówiesnicy nigdy nie dali mi odzczuć, że jestem inna. Natomiast miałam problem z Nauczycielami! Wyzywali mnie od głupich- jedna z pań powidziała,że.... tylko na śmietnik sie nadaje. Czas mijał- wygrałam casting do szkoły muzycznej- ale niestety nie miałam mozliowosci dojazzdu i przeszło koło nosa... Zpisałam się z koleżanką z klasy z którą do tej pory sie przyjaznię na zajecia wokalno- aktorskie i tam dostałam srzydełka... Podstawowka sie kończy a ja nie wiem co dalej.... Poradnia psychlogiczna- idż do zawodówki na dziewiarstwo- nie chciałam. Ja chce miec wykształcenie wyższe a jesli nie wyższe to przynajmniej srednie! Skierowano mnie do integracyjnego L.O. Na początku się buntowałam, ale potem... trafiłam na wspaniałych pedagogów, którym zawdzieczam to że teraz jestem otwarta na świat i szczęsliwa. Potem S.S.P.S.S - Tam tez nie miałam problemow z rowieśnikami- przeciwnie, kiedy mój stan się pogorszył nammówili mnie do pozostania z nimi i ... wnosili mnie po schodach na 2 piętro- chwała im za to!!!!
Studia jeszcze przede mną mam nadzieje, że i w tym względzie będę mieć szcęście.

Pozdrawiam
  • 0
jarzynka

#4 kar27

kar27

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 346 postów

Napisano 20 styczeń 2003 - 15:20

Witaj Monika
życze ci samych sukcesów w całem twoim dalszym życiu.
Pozdrawiam
Karol :-D
  • 0
karol

#5 alojzik

alojzik

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 267 postów

Napisano 20 styczeń 2003 - 15:59

Rozo przypomniałaś mi moje wczesno szkolne lata hihi
pani pedagog jak zobaczyła moją narysowaną kurę na 4 nogach to się złapała za głowę, jednak mama wytłumaczyła jej że tak to jest z miejscowymi dziećmi .. potem szereg lat nauczania w domu aż wreszcie sanatorium z podstawówką w Goczałkowicach. Pamiętam potem nie wiadomo było co dalej ... ktoś podpowiedział Śrem no i pojechałam na kurs dziewiarski. I nie uwierzycie ale tam sie zakochałam w chłopaku, który uczył się w Przemyślu - i co ? no i ja za nim oczywiście tam pojechałam. Ja dziewczyna ze śląska kilka razy w roku sama wracałam do domu pociągiem ... ech ile to się przygód przeżyło ... a życie w internacie ... ech wspomnienia ...
Po 6 latach pobytu w Przemyślu znów sie zakochałam hihi i pojechałam do Łodzi ... no i tu już zostałam
swoją drogą tak teraz dochodzę do wniosku że moim życiem kierowali panowie hihi i tak już pozostało bo w domu ja jedna a ich 3

pozdrawiam
  • 0
Olik

#6 Malgoska22

Malgoska22

    Widz

  • Użytkownik
  • Pip
  • 3 postów

Napisano 21 styczeń 2003 - 00:01

Wachałam się długo czy napisać na forum o sobie. Postanowiłam jednak naskrobać tych parę słów. Oto moja historia.

Swoją naukę rozpoczęłam w małej wiejskiej szkółce oddalonej o parę kilometrów od mojej wsi na które mieszkałam. Do tej szkoły musiałam dojeżdżać z innymi dziećmi autobusem szkolnym. Pamiętam jaki ten autobus był wysoki i nie mogłam sama do niego wejść. W pierwszych dwóch latach w tej szkole uczyli się też moim dwaj starsi bracia, którzy mi zamsze pomagali zejść, wejść i dojść do szkoły chodziłam sama ale np. zimą jak było ślisko to wtedy już musiał mi ktoś pomóc. Jak byłam w trzeciej klasie to bracia już poszli się uczyć do innej szkoły w małym miasteczku, bo ta wiejska szkoła była tylko do szóstej klasy. Wtedy pomagał mi maja babcia, która mieszkał na tej wsi gdzie ja się uczyłam, wychodziła po mnie do autobusu i pomagał mi wysiąść. A jak było trzeba to mi pomagała dość do szkoły. W tych pierwszych latach nie uczyłam się razem z klasą.

Do klasy drugiej można powiedzieć, ze nie było problemu żebym chodziła razem z rówieśnikami do szkoły dopiero w trzeciej klasie zmieniła się nauczycielka której zaczęło się nie podobać ze chodzi do szkoły jej zdanie powinnam była siedzieć w domu lub chodzić do szkoły specjalnej. Oczywiści badania psychologiczno- pedagogiczne wykazały, że powinnam uczyć się w normalnej szkole. Naszczacie moi rodzice, a w szczególności mama nie pozwoliła na to. Wywalczyli, żebym jednak chodziła do szkoły.

Z rówieśnikami miałam rożny kontakt . Dużo dzieci mi dokuczało na szczęście zawsze miał mnie kto obronić. To byli moi bracia. Jakoś udało się dzięki rodzinie przebrnąć przez cztery lata w tej szkole.

W czwartej klasie przeprowadziliśmy się do miasta tam też poszłam do
normalnej szkoły i klasy. Byłam pierwszym uczniem niepełnosprawnym i nie wiedzieli jak do mnie podejść, więc nie wymagali ode mnie tyle co od inny uczniów. Chodź trafiła mi się jedna nauczycielka, której wszyscy się bali, bo od wszystkich dużo wymagała . Zawsze musiała być przygotowana i byłam dzięki mamie która zawsze siadał ze mną i tłumaczyła. Na lekcjach mało pisałam ponieważ mam tez niesprawne ręce. Pożyczyłam zeszyt od koleżanek i w domu mi ktoś zawsze przepisywał.

Po szkole podstawowej przychodnia psychologiczna skierował mnie do L.O. W tej szkole też byłam pierwszym uczniem niepełnosprawnym i tam również zaczęłam uczyć się razem z klasą. Dopiero po pół roku pedagog szkolny zwrócił na mnie uwagę i postanowił coś zrobić żeby mi było łatwiej.
Postanowili, że będę się uczyć indywidualnie. Mamie i mi zależało na tym,
żebym nie siedział w domu przez cały czas i żebym miała kontakt z
rówieśnikami. Powiedziałam że jak ma się uczyć w domu to wolę wcale się nie uczyć. Poradnia psychologiczna nie chciał pozwolić na to żebym się
uczyła na terenie szkoły, nie chcieli nawet o tym słyszeć. Nikt jeszcze nie
miał indwidualnego nauczania w szkole. Byłam pierwsza, która miała
indywidualne nauczanie w szkole. Moja mama załatwiła to przez kuratorów.

Chodziłam do szkoły jak chciałam a nauczyciele tez byli zadowoleni, że nie
musieli jeździć do mnie do domu i mieli większą kasę za to ze mnie uczyli.
Lekcje odbywały się np. w szkolnej bibliotece czy świetlicy gdzie inni
uczniowie parzyli na mnie a ja się stresowałam. Pani profesor napisała mi
czasami notatkę co zajęło jej 15 minut, zaś resztę lekcji plotkowała z
koleżanka. Nie mówię, że wszyscy profesorowie byli tacy. Byli też tacy,
którzy siedzieli ze mną w oddzielnej sali i mi tłumaczyli, a potem z tego
odpowiadałam. Przechodziłam z klasy do klasy i nie utrzymywałam kontaktu z moją klasą bo nie chciałam. Niektórzy wyśmiewali mnie a inni nie traktowali mnie poważne jak koleżankę w swoim wieku, tylko tak jak bym była dużo młodsza od nich.

W czwartej klasie profesorowie poradzili mi żebym nie zadawał matury bo i tak jej nie zdam. Jedna z profesorek powiedziała, że jak będę podchodzić do matury, to mnie nie dopuści do niej więc nie podochodziłam do niej. W dzień matury tego bardzo żałowałam a razem zemną moja mama. Po skończeniu ogólniaka szukałam sobie jakiegoś studium. Bardzo chciałam studiować jakiś kierunek związany z niepełnosprawnością, żeby w przyszłości pracować z osobami niepełnosprawnymi i móc komuś pomagać.

Znalazłam sobie zaoczne studium pracowników socjalnych i udałam się tam żeby złożyć papiery. Od razu zwróciła na mnie uwagę pani dyrektor tamtej szkoły. Powiedziała, że sobie nie poradzę w takiej szkole. Poprosiła żebym coś jej napisała, żeby mogła zobaczyć jak piszę. Pamiętam jej słowa: "dziecko jak ty piszesz?", "gdzie ty się wybierasz ?", więc zrezygnowałam.

Znalazłam sobie inny kierunek, który mnie w ogóle nie interesował, było to
hotelarstwo. Po rozmowie z dyrektorem i opowiedzeniu mu o moich problemach, przyjął mnie bez żądnego wahania. Było to dwuletnie studium w którym sobie radziłam, oczywiście też z pomocą braci i mamy, bo jeszcze nie miałam komputera a zawsze była jakaś praca do napisania.
  • 0
Malgoska22

#7 Gocha Kuzan

Gocha Kuzan

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 71 postów

Napisano 21 styczeń 2003 - 02:56

Alojzaczku kochany tak trzymac!
Różyczko trzymamy kciuki
Gosiu- zyczymy wytrwałości w dążeniu do celu- wierzymy ze ci sie uda

Pozdrawiamy M&M
  • 0
jarzynka

#8 Rafalek

Rafalek

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 1105 postów

Napisano 21 styczeń 2003 - 11:45

Witajcie.
Mam obecnie chwilke czasu, więc postanowiłem swoje trzy grosze dorzucić do tego tematu. Moja kariera naukowa rozpoczęła się w wieku niespełna 11 lat. Nie będę pisał dlaczego tak późno, bo to akurat nieistotne w tym momencie. Wszystko się zaczęło również od badań psychologicznych, które były chyba zaskoczeniem dla Pań, bo mój poziom wskazywał, iż powinnem od razu wskoczyć do 3-ciej klasy. To chyba dzięki mej starszej siostrze, której z nudów wyciągałem zeszyty z tornistra i je wertowaałem. Więc w 1985 roku rozpoczęłem naukę w miejscowym sanatorium dla dzieci i to od drugiego półrocza drugiej klasy. Takie dziwne, ale w czerwcu nie otrzymałem świadectwa, lecz dopiero po wakacjach, bo musiałem oficjalnie zdać egzaminy z I i II klasy. Szkołe podstawową przechodziłem na przemian w tymże sanatorium i w domu. Mym marzeniem było od razu po szkole iść do liceum, ale tu niemiła niespodzianka, bo w roku kończenia podstawówki kończyłem 18-lat, a (podobno) nauka obowiązkowa jest do 18-go roku życia, więc wydział oświaty miał mnie z głowy. Przez 6 długich lat siedziałem w domu i diabelnie cierpiałem z powodu braku wykształcenia, czegoś, co miało być przecież. Tego bólu nie da się opisać. W wakacje 97 roku zapisałem się do liceum wieczorowego mieszczącego się nieopodal mojego miejsca zamieszkania. Dyrektor wieczorówki na dzień dobry powiedział, że nie widzi przeszkód, a to, jak sobie poradzę to mój problem. Nigdy nie zapomne dnia rozpoczęcia. Chyba nigdy wcześniej nie byłem równie przerażony. Pierwsze zajęcia, kartkówki i oceny. Tego się nie zapomina. Równeż podobnie jak Małgosia nie pisałem na lekcjach, jedynie brałem zeszyty od znajomych do domu i przepisywałem na kompie bądź kserowałem. Pierwsza klasa była super. Świetni ludzie, fajne imprezy. Nie przypomianam sobie, bym miał jakiekolwiek problemy z nauczycielam, prócz jednego typa z biologii, który jest ogólnie człowiekiem znienawidzonym w mym mieście. Ponieważ sam nie mogę pisać, to na kartkówkach byłem pytany ustnie, bądź też siadałem koło nauczyciela i dyktowałem; zwłaszcza z matematyki, a z chorej biologii miałem testy, które zawsze były dla mnie niezrozumiałe. Ponieważ z historii przez 3 lata mieliśmy tą samą Panią, która była chyba ulubionym nauczycielem większości, a moim z pewnością, to historie zdawałem na maturze. W 3-ciej klasie pewnego dnia poprosiła mnie Pani Dyrektor i się pyta wprost: Panie Rafale, w jaki sposób chcę Pan zdawać mature, czy w osobnej sali w towarzystwie zaprzysiężonej maszynopistkki, czy wspólnie przy kompie. Od razu powiedziałem, że nie ma mowy o osobnej sali, bo by mnie nerwy zjadły całego. Mature zdałem bez przeszkód. Przez te trzy lata trafiałem na różne osoby w mej klasie, lecz ogólnie było super, a tego co złe to już nie pamiętam. Po maturze złożyłem papiery na informatyke w Akademii Podlaskiej w Siedlcach, gdzie pojechałem na egzaminy, z których wyszłem po 20 minutach, bo nic nie było przygotowane tak, jak to obiecali. Cała sprawa miała się zakończyć w sądzie, lecz darowałem sobie. Zostałem w mieście i złożyłem papiery do studium informatycznego, a jedynym pytaniem, jakie mi zadano, to czy potrafie wychodzić samodzielnie po schodach, bo większość zajęć odbywa się na piętrze. Studium ukończyłem w czerwcu ub. roku. W planach mam jeszcze studia, najprawdopodobniej za pomocą internetu.
To juź koniec mej bajki ;)
  • 0

"Boże, daj mi siłę by zmienić to co mogę zmienić
i odwagę by zaakceptować wszystko, czego nie mogę zmienić,
i mądrość, bym znał różnicę".


#9 sonia

sonia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 356 postów

Napisano 21 styczeń 2003 - 12:59

Rafałku z uwagą czytałam Twoje koleje edukacji. Takiej "bajki" można życzyć innym. (efekt końcowy)!!!!! Brawo.

Nasuwa mi się wciąż pytanie - czy tylko sama niepełnosprawność stanowi barierę w rozwoju i edukacji w naszym społeczeństwie?

Rok 2003 jest rokiem niepełnosprawnych. Jest ich w Polsce ok.5mln osób.
O planach ekip rządzących - tutaj:

Europejski Rok Osób Niepełnosprawnych 2003
Zainaugurowano oficjalnie kampanię społeczną pod hasłem
"Czy naprawdę jesteśmy inni?", która będzie obecna przez cały rok w telewizji, na billboardach i w prasie. W krajach UE żyje prawie 40 mln., a w Polsce blisko 5 mln osób niepełnosprawnych...

http://www.akcjasos....show.php?id=366
  • 0
Dar Życia Pozdrawiam, Sonia

#10 alojzik

alojzik

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 267 postów

Napisano 21 styczeń 2003 - 14:47

Czasy trochę się zmieniły, jest teraz ciut inaczej niż w latach 70, 80 co nie znaczy że na lepsze ale można chyba zaryzykować stwierdzenie że jednak coś drgnęło na naszą korzyść. Możliwość kształcenia się niepełnosprawnych ludzi trochę sie poprawiła pod warunkiem że nie zniechęcimy się po pierwszej odmowie jakiegoś dyrektora. Przykładem może być Rafał.
Niemożliwość naszego wyjścia z domu był jednym z powodów braku wykształcenia.
PFRON co by o nim nie powiedzieć dał nam też jakieś możliwości.
Jednak najważniejsza jest nasza własna świadomość i poczucie własnej wartości. Jesteśmy wrażliwymi ludźmi zwłaszcza na swoim punkcie i każde niepowodzenie powoduje że zamykamy się w swojej skorupce.
Wierzę że możliwości jakie nam daje ipon - mam na myśli nasze rozmowy, wzajemne sympatie - jak możliwość spotkania innych inwalidów w realu, zobaczenie jak żyją inni, że też tak można (uczyć się, zakładać rodziny itp) spowoduje nasz większy apetyt na życie. Problemy były i zawsze będą z realizacją naszych marzeń i planów - to nie ma się co oszukiwać ale mam nadzieję że nasz instynkt, chęć życia będzie siłą przewodnią.
Sama pamiętam jak mieszkałam na 3 piętrze bez windy gdzie wyjście z domu było wielkim problemem. Marzyło mi się tyle rzeczy i często popłakiwałam w kąciku ... szkoła a raczej wyjście do rówieśników zmieniło mój światopogląd i zaczęłam wierzyć że mi też się uda.
Pamiętam jeszcze w szkole poznałam dziewczynę na wózku która urodziła dziecko - byłam w szoku !
Dziś wiem że wszystko jest możliwe i naprawdę dużo zależy od nas samych ... :)
  • 0
Olik

#11 Gocha Kuzan

Gocha Kuzan

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 71 postów

Napisano 21 styczeń 2003 - 16:21

Dokładnie tak Alojzaczku-dużo zależy od nas samych... Nie zawacham się tu powidzieć,że życie ON to nieustająca walka o przetrwanie... Rzeczywiście teraz są większe szanse na wykształcenie ON- bo taką możliwość powoli, bardzo powoli stwarza nam państwo- ale to czy skorzystamy z tej szansy zalezy wyłocznie od nas... Nkogo tu nie oceniam, bo nie mam takiego prawa, ale czy zastanawialiście się ile jest jeszcze w naszym kraju ON, którzy nie wychdzą z domu poniważ boją się reakcji spłeczeństwa- przekreślając tym samym swe szanse????Dlatego ja stałam się tu aktywnym bywalcem - bo chciałabym dotrzeć do jak najwięszej ilości osób- postrać się pokazać ze to nie takie straszne...
Tak wiem... nie zbawię świata-ale choćby moje posty tutaj miały pomóc jednej ocobie będę pisać...Cos wam powiem, jeśli cztaliście moje wcześniejsze posty wiecie, że myślałam o zakonie- nie udało się- bo jak mi uświadomiono zakonnica musi być sprawna by ciężko pracować... (całe szczęście,że się nie udało bo ileż bym straciła!!!) Zdałam egzamin na fizjoterapię nie przyjęli mnie... masażystą nie mogłam być - bo nie wystoje przy pacjęcie... Myslałam to co ja moge robić tak by robić to z pasją??? Mogę pisać...dlatego w październiku składam papiery filmówki na wydział reżyserski i na dziennikarstwo - gdzies mnie przyjmą- a czy tu czy tam- wszystko jedno bylebym mogła robic to co kocham- Pisać... Ludzie kazdy z moich poprzednikow jest wspaniały- mimo przeszkód walczyliście o swoje wykształcenie- super. Mam nadzieje, że Ipon pomoze nam wszystkim- pokazac innym ON, że nie warto rezygnować z Marzeń...
Wiem nie wszyscy mają net- próbowałam w radio z audycją tam powiedziano mi że problematyka niepełnosprawnosci to zbyt poważny temat... Ale na jednej rozgłośni świat się nie kończy- będę próbowac dalej... Moze kiedys...

Pozdrawiam ;)
  • 0
jarzynka

#12 alojzik

alojzik

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 267 postów

Napisano 21 styczeń 2003 - 17:46

... a ja powiem nieskromnie hihi wystąpiłam nawet w telewizji z tej okazji tz. aby pokazać że tacy ludzie jak inwalidzi też mają swoje życie razem z ich problemami troskami i szczęściami.
  • 0
Olik

#13 kar27

kar27

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 346 postów

Napisano 22 styczeń 2003 - 14:47

:)
Witajcie
Ja Wątki swojej edukacji zamiesciłem w innym poscie.
Pragnę tylko nadmieć że wkażdym z tych postów znalazbym wątek żywcem wzięty ze swojego życia.
Soniu niepełnosprawnosc nawet dzisiaj jest przeszkodą do zdobycia wykształcenia.
Osoba na wózku nie szans na nauce w normalnym ogulniaku , dla czego to chyba wiesz.
Musi jechać do specjanych tego typu placówek typu :
Przemyśl ,Wrocław ,Poznań , Konstancin.
Jeżeli chodzi o ten rok niepełnosprawnych to jest tylko puste nic nieznaczące chasło.
Pozdrawiam
Karol
  • 0
karol

#14 koania

koania

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 7 postów

Napisano 29 marzec 2005 - 11:01

Cos o mojej szkółce. Chodziłam do szkoły masowej, choć niektóre nauczyciwlki sugerowały moim rodzicom indywidualne nauczanie ( i uwazam że to najlepszy sposób edukacji osób "niepełnosprawnych"), choć czasem z powodu złegop wychowywania dzieci w podstawówce było mi przykro( kiedyś napisali mi na pl;acah kartke z napisem jestem daunem. widział to mój młodszy brat i pobil sie z osoba która to przykleiła. w liceum było juz lepiej a teraz na studiach nie odczuwam dyskryminacji. JESLI TO TYLKO MOZIWE NIECH DZIECI "CHORE" UCZA SIĘ W SZKOŁACH MASOWYCH.
  • 0
poczatkujaca chora na mpd, w przyszłosci podeł RP ( cel bycie pierwszym niepełnosprawnym- choc ja sie tak nie czuje- posłem)

#15 Ewcia

Ewcia

    Widz

  • Użytkownik
  • Pip
  • 1 postów

Napisano 06 czerwiec 2005 - 16:21

Rozaegipska po tym co przeczytałam o Tobie wydajesz mi sie niesamowitą osóbką, i podziwiam Cie za to,że umiesz stawiać czoła przeciwnościa losu :-D Ja niestety nie za bardzo sobie radze z tym. Teraz pisałam mature, jeszcze nie mam wyników,ale jak ja zdam to chciałabym iść na studia,tylko,że jest problem mam problemy z poruszaniem i obawiam sie tego,ze jak wyjade do innego miasta nie poradze sobie.A po drugie to taka osoba jak ja co by mogła studiować :( nie mam pojecia. pozdrawiam
  • 0
Cześć nie zabardzo wiem co pisać,trafiłam na tą stronke przypadkiem,chciałabym poznać inne osoby,którzy tez choruja na tą chorobe, dowiedzieć sie jak oni radzą sobie z chorobą,ale nie tylko.Od urodzenia choruje na dziecięce porażenie mózgowe,nie wiem za wiele o tej chorobie,a chciałbym coś wiecej wiedzieć. Jestem raczej osobą wesołą i lubie poznawać ludzi.Moja choroba nie przeszkadzała mi zbytnio jakos sobie radziłam,ale z wiekiem to sie zmieniło.Ludziom przeszkadzała moja choroba;-( Jeśli chciecie mnie poznać i porozmawiać to zapraszam:-)

#16 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1461 postów

Napisano 06 czerwiec 2005 - 18:37

Hej Ewciu :-D
Przede wszystkim, trzymam kciuki za maturę :!: Na pewno zdałaś wspaniale.
Co do studiów... Niestety pierwszym krokiem, jaki musisz zrobić, to odpowiedzieć sobie na pytanie, co chcesz w życiu robić i co Cię interesuje, co jest Twoją pasją?
Niestety nie wiem, jak jest z akademikami należącymi do UŚl czy są dostosowane... A może chcesz dojeżdżać na uczelnię. Nie wiem też czy wszystkie wydziały są dostosowane... Znając życie to raczej nie. Wiem, że na pewno dostosowany jest Wydział Nauk Społecznych. Możesz zajrzeć na tę stronę, gdzie są informacje dotyczące niepełnosprawnych studentów http://www.us.edu.pl...tekst/biuro.php
Powodzenia.
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych