Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Myśli wyrażone przez chłopca z zespołem Downa


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 trigo

trigo

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 360 postów

Napisano 25 listopad 2002 - 21:11

Rozczarowanie

Banalnie zaczyna się moja historia. Tysiące podobnych wypełniają światowe statystyki... Ostry krzyk przeszył powietrze ... Radość dwóch twarzy przemieniona w jednej chwili w dwie zawiedzione nadzieje. Jeszcze jedno spojrzenie, bo może to halucynacja, ale nie, nie uległa żadnemu przewidzeniu, pomyślała więc, że to nie może być jej dziecko; tylko takie potrafiła znaleźć wytłumaczenie.

Banalnie zaczyna się moja historia. Tysiące podobnych wypełniają światowe statystyki.
Spojrzenie ojca zawsze jest pełne wyrzutu za to, że urodziłem się z "syndromem Downa". Kiedy na mnie zerka, od razu myślę o swojej twarzy. Jedno o niej mogę powiedzieć; nie wzbudza w bliźnich życzliwego zainteresowania. Mongolizm mnie poraża, jest we mnie zakorzeniony; jest portretem pamięciowym, od którego nie mogę się uwolnić. Spoglądam czasem ku niemu, myśląc, że przez pomyłkę odwdzięczy się tym samym, ale on zawsze odwraca wzrok, dokądkolwiek, byle nie patrzeć na mnie.

Kiedy zbliżam się do niego w nadziei na jeden czuły gest, odmawia szorstką obojętnością. Ponawiam te próby łudząc się, że czas pracuje na moją korzyść ... I po raz kolejny muszę wycofać się do kąta, który mi wyznaczyli.

Moja matka... dobrze wiem, że nie pogodziła się z moim istnieniem, ale ona przynajmniej stara się dźwigać ten ciężar ... Tak, tak użyłem właściwego słowa, i dla niej, i dla niego jestem niewygodnym ciężarem. Nie nadaję się na filar szczęścia i zgody rodzinnej - musiałem to w końcu zrozumieć.

Skazany na odosobnienie i niemal kompletny brak łączności ze światem, przyglądam się im ze swojego kąta i usiłuję przekazać miłość, do której jestem zdolny jak wszyscy inni (to jedno mnie nie "wyróżnia"). Są jednak tak pochłonięci buntem przeciwko mojemu istnieniu, że nie reagują na żadne sygnały, jakbym nie trafiał na ich fale.

Ileż to złudzeń odebrała mi po urodzeniu właśnie moja matka. Ona, która tak mnie kochała, kiedy rosłem w łonie, która tak mnie chroniła przed wstrząsami, która umierała z ciekawości, czy jestem chłopcem czy dziewczynką; ona, dzięki której byłem najszczęśliwszym ze wszystkich płodów ... Ona .., dzisiaj to już nie ona. Uczucie zawodu zapanowało w niej nad instynktem macierzyńskim. Jej chłód sieje we mnie niepewność i fatalnie wpływa na moją wewnętrzną równowagę. Stałem się nieproszonym gościem, matka i ojciec zamknęli się przede mną, nie specjalnie liczę na przychylność świata.

Ale dlaczego za skutki błędu genetycznego trzeba płacić tak wygórowaną cenę? Niewyrozumiałość ludzi skonstruowanych prawidłowo pod względem genetycznym nie powinna chyba odbierać chęci życia tym z dodatkowym chromosomem?

Tak mi brakuje normalnego czułego spojrzenia, że odwdzięczyłbym się za nie miłością każdemu. Gdyby mnie tylko pokochał. Miłość jest zawsze miłością. Ja też potrafię kochać; moja odmienność jest faktem, ale nie ma nic wspólnego z uczuciami.
Łatwo odróżniam serce od wzgardy. Wystarczająco drogo zapłaciłem, żeby to zrozumieć. Cierpię, kiedy mnie źle traktują, ale chyba nikt nie zdaje sobie z tego sprawy: pogardliwe spojrzenie, odepchnięcie, zlekceważenie lub po prostu nie usprawiedliwiona wymówka, czasami nawet krzyk. Tak krzyczą na mnie również: myślą widocznie, że reaguję tylko na ludzkie wycie. Nie mają pojęcia o moich prawdziwych uczuciach, dlatego z łatwością je ranią i poniewierają.

Zdarza się, że próbuję być po prostu miły - mama wpada wtedy w popłoch i z obawy, że się do niej zbliżę, ucieka przed najzwyklejszym uprzejmym gestem. Strach pomieszany z odrazą budzi w niej pewnie mój wygląd. Jest też przekonana o moim upośledzeniu umysłowym i nie daje mi żadnej szansy na sprawdzenie się.

Mamo! Zrozum, że moje spojrzenie jest rozpaczliwym krzykiem! Potrzebuję ciebie, twojej czułości, jak każde dziecko. Zdobądź się na jeden taki gest, choćby wbrew swojej woli, żebym przez sekundę czuł się "szczęśliwym dzieckiem ".

Niestety, zachciewa mi się rzeczy niemożliwych, nie mogę od nich wymagać, by wspięli się wyżej, niż sami tego pragną.

Moje życie płodowe było rajem miłości....jakże bym teraz chciał powrócić do łona swojej matki! Niczego mi tam do szczęścia nie brakowało. Istniała między nami cudownie intymna, wyłączna więź; ona obdarzała mnie pieszczotami, a ja odwdzięczałem się wierzgnięciami, po których nie raz wy-dawała głośne okrzyki. Wtedy rozumieliśmy się świetnie. Teraz, bez pępowiny, która czyniła mnie tak radosnym, zrozumiałem, że pomiędzy tamtym życiem płodowym a moim istnieniem ziemskim jest tylko przepaść. Szczęśliwy płód stał się nieszczęsnym dzieckiem; rozczarowanie rodziców dotyka mnie do żywego, pozbawiając nadziei, że mogliby mnie po prostu chcieć i kochać.

Niezrozumienie i obojętność ich obydwojga skazuje mnie na ciągłą samotność oraz uporczywe milczenie.

Nieszczęsny dodatkowy chromosom stał się niezależnym bytem, zamienił się w bohatera mojego życia do tego stopnia, że przekreślił moje własne ja w oczach rodziców. Ich jedyna obsesja jest pojawienie się tego chromosomu, który zniknie dopiero razem ze mną.

Chciałbym tylko powiedzieć swoim rodzicom, że nigdy nie rozumieli sensu mojego przyjścia na ten świat i wiem, że gdyby było inaczej, nie przywiązywaliby takiej wagi do nadliczbowego chromosomu" -

(T.dz. Nr 4/94) (FLOR GONZALEZ RAMBLADO tłum. Urszula Szczepańska).
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych