Dzień ż życia ufoludka.
#1
Napisano 02 sierpień 2004 - 18:33
Ponarzekam sobie trochę,a bo co .Wolno mi przecież.
Jest źle,jest źle.Jest bardzo źle.
Dobra.Ponarzekałem sobie.Teraz konkrety.
Komisja wyborcza w moim mieście.
Ostatnie wybory. Lokal przystosowany,a jakże.
Wjeżdzam wózkiem po podjeździe.Podjeżdżam do drzwi.
Zamknięte.No bo i po co miałoby być otwarte.
Spotkałem człowieka.
Konkretnie kobietę,gdyby to kogoś zainteesowało,ale w gruncie rzeczy to nie ma znaczenia.
Gadamy,gadamy...i nagle słyszę"No bo ja nie wiem jak z Tobą rozmawiać." Do teraz jestem w szoku,
Są miliony sytuacji w których czuję się jak ufoludek.
Jak choćby ostatnio w pociągu.
"a to pan jedzie saaaaaam?""
Z tego co wiem nie ma zakazu poruszania sie pociągiem przez osoby niepełnosprawne.Ale może się mylę
Życie bywa zaskakujące.
Żeby nie było,że tylko narzekam.
Podoba mi się wiele rzeczy.Jak choćby to,że bardzo rzadko zdarza się by ktoś nie pomógł gdy poproszę.Jak choćby to,że nauczyłem się cieszyć drobnostkami.
Podoba mi się internet,bo tu nie liczy się to jak wyglądam,ale jaki jestem.
Pierwsze wrażenie to to co napiszę,a nie to jak się ubiorę.
W gruncie rzeczy chyba lubię swoje życie.
A że w oczach innych kiedy na mnie patrzą widzę Marsjanina.?
No cóż bywają większe problemy..zresztą to chyba nie mój problem tak naprawdę.Ok.Zmykam.Skrobnijcie coś jeśli macie ochotę.
#2
Napisano 03 sierpień 2004 - 08:25
Ja wiem ze jest zle, wiem ze jest bardzo zle. Niektorych spraw nie da sie zmienic, a niektore tak. Ciesz sie ze ta kobieta byla szczera i szczerze Ci powiedziala "No bo ja nie wiem jak z Tobą rozmawiać." Ja bedac niedkonca zdrowy i majac wspanialych znajomych i kolegow oraz dziewczyne z widoczna dosyc duza niepelnosprawnosia w zyciu bym sie na taka szczerosc nie umial zdobyc. Inna sprawa ze ucze sie rozmawiac cale zycie z ludzmi (niekoniecznie z ON) i nie zawsze umiem z nimi rozmawiac.
Czy naprawde to nie twoj problem ze widza w Tobie Marsjanina ? A czyj problem ? Gdyby Ci to nie przeszkadzalo, to bys o tym z taka gorycza nie pisal. Ja tez na wiele rzeczy mowie sobie: pieprze to, z gorycza i lekka zloscia. Bo tak mi wygodnie.
Ps. Przyjedz na nasz zlot siadziesz z jakims sprawnym (albo nie do konca sprawnym) i pogadasz przy kufelku piwa (albo czyms bardziej procentowym). Moze nie bedzie potrafil z Toba od razu rozmawiac, ale nie bedzie widzial w tobie Marsjanina. Tak naprawde na Iponku nie liczy sie ze jestes chory, ale cos innego. Wpadnij na nasz Czat, pogadasz powyglupiasz sie. Zapraszamy.
Więc od czupryny do rozporka, niejeden diabeł we mnie siedzi.
#3
Napisano 03 sierpień 2004 - 08:54
#4 Gość_Karina_*
Napisano 03 sierpień 2004 - 15:06
#5
Napisano 03 sierpień 2004 - 15:17
#6
Napisano 03 sierpień 2004 - 22:39
kiedyś moje dziecko trafiło do szpitala - zabrało je pogotowie a ja pojechałam tam ze znajomym jego samochodem. Kiedy już go przebadali lekarz wyszedł z nim na korytarz i pyta : gdzie jego matka ? mówię głośno i wyraźnie : Ja ! na co on poparzył, podumał i oddał moje dziecko pielęgniarce ze słowami : niech je siostra ubierze....
to tylko taki przykład, ot taki jeden z wielu ... ale czy dlatego mam się zamknąć we własnej skorupie ? w 4 ścianach ? nic z tego
Nie warto tracić uroków życia z tego powodu. Trzeba wiedzieć co się chce osiągnąć w życiu i iść do przodu, nie raz "upadniemy" ale jak mawiała moja babcia : koń ma 4 nogi i też się przewraca...
#7
Napisano 04 sierpień 2004 - 10:20
Nie chcę być ufoludkiem
Żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Z jednej strony wszyscy dążymy do wykreowanego przez współczesne media ideału piękna, a z drugiej strony chcemy być oryginalni, by wyróżniać się z szarej masy. Błędne koło, którego nie w sposób przerwać już nie jednego wciągnęło, stając się jego zgubą. Patrząc na to wszystko z leciutkim uśmiechem dobrotliwej ironii, jestem zadowolona, a nawet dumna z tego, że jestem niepełnosprawna. Brzmi szokująco? Być może, ale dzięki mojemu kalectwu czy też niepełnosprawności, jak chcą inni, nigdy nie zginę w tłumie, stając się jego kolejną, szarą cząstką. Jestem zauważalna, rozpoznawalna, jestem tą, która zapada w pamięć, jak ostra, malutka drzazga, nie dająca o sobie zapomnieć.
Tą moją inność, orginalność odczuwam idąc ulicą dużego miasta i czując na sobie spojrzenia innych przechodniów. Jedni odwracają głowę i gapią się na mnie z niezdrowym zaciekawieniem aż w końcu sami się potykają o krzywo ułożoną płytę chodnika o mały włos nie łamiąc sobie nogi albo karku i w ten sposób sami nie zostają kalekami na resztę życia. Jeszcze inni ostentacyjnie udają, że mnie nie dostrzegają, po prostu nie istnieję. Myślą sobie, jak ktoś taki w ogóle może wychodzić z domu i pokazywać się w jasny dzień na ulicy?! Czyżbym burzyła ich estetykę świata? Jeżeli tak to bardzo się cieszę i będę to robić nadal. Są jeszcze ludzie, którzy swoim służalczym podejściem do mnie, jako osoby niepełnosprawnej, wzbudzają we mnie odruch wymiotny. Nie znoszę, gdy ktoś przemawia do mnie, jak do trzyletniego dziecka. Przykładów na traktowanie niepełnosprawnych można mnożyć, ale trzeba się przede wszystkim zastanowić, dlaczego tak jest. Dlaczego zdrowi członkowie społeczeństwa mają takie kłopoty ze znalezieniem się w sytuacji, w której uczestnikiem jest osoba chora, nie w pełni sprawna czy to fizycznie czy umysłowo?
Chodząc i jeżdżąc po naszym pięknym kraju, odnoszę wrażenie, że jestem jedyną niepełnosprawną osobą w Polsce. Nie mówię tutaj o corocznych zlotach na tzw. turnusach rehabilitacyjnych, których nie znoszę, ale o zwykłe codzienne życie. Gdyby zapytać zwyczajnego Polaka czy są w jego kraju osoby niepełnosprawne, na pewno wzruszyłby ramionami i odpowiedział, że owszem są. Przynajmniej tak mu się zdaje, bo czytał artykuł w gazecie gdzieś na przedostatniej stronie o dzieciach z porażeniem mózgowym i w telewizji coś pokazywali. Tak- coś, gdzieś, kiedyś. To samo można powiedzieć o ufoludkach. Podobno istnieją, od czasu do czasu odwiedzają naszą poczciwą Ziemię i nawet kontaktują się z niektórymi przedstawicielami gatunku ludzkiego. Ale przecież większość ludzi nie wierzy w istnienie UFO. Tak samo jest z niepełnosprawnymi. Podobno istniejemy, ale chyba nie tutaj, nawet nie w tej galaktyce. Nic więc dziwnego, że przy jakimkolwiek kontakcie czy próbie kontaktu są takie problemy.
Ludzie na zwyczajniej w świecie nie mają pojęcia (poza nielicznymi wyjątkami), jak nas traktować i stąd te wszystkie nieporozumienia, narastające kompleksy, które w końcu doprowadzają do tego, że każda ze stron wycofuje się na swoje pozycje i znów jesteśmy w punkcie wyjścia.
Niestety, to my niepełnosprawni musimy zrobi pierwszy krok. Pokazać się ludziom, pokazać, że żyjemy i, że mamy do tego życia pełne prawo. Nie bać się ich. Może nawet czyjaś impertynencja zaboli, jak uderzenie w twarz, ale trzeba to przeboleć i przeć na przód. Chcemy, by wszędzie były podjazdy, windy, barierki i tak powinno być. Tylko dla kogo skoro w moim, w twoim mieście nie ma niepełnosprawnych. Już widzę twoje święte oburzenie. A kiedy ostatni raz w sklepie, w autobusie, na ulicy widziałeś niepełnosprawnego człowieka? Jeżeli już ktoś z nas wyjdzie, to przemyka się po mieście cichaczem, jak złoczyńca, a przecież nic złego nikomu nie zrobiliśmy. My tylko żyjemy! Być może nawet masz ochotę wyjść, by napić się kawy w pobliskiej kawiarence, ale nie wyjdziesz z domu, bo wiesz, że tam nie ma podjazdu i nie zniósłbyś śledzących cię kilkunastu par oczu. Nadal będziesz wegetował w domu, bo lęk przed wszystkim rozrósł się niczym bluszcz na starym domu. A być może, gdybyś odwiedził kilka razy ową kafejkę, w końcu właściciel dla twojej, a przede wszystkim dla swojej wygody, bo taszczenie wózka po kilku stopniach jest uciążliwe i męczące, zrobiłby podjazd i w ten sposób miałbyś gdzie w spokoju wypijać kawę i opychać się ciachami, miło gawędząc z nowymi znajomymi.
Chcemy, by wszystko w naszym kraju było idealne i podporządkowane nam czyli biednym, pokrzywdzonym przez los, fizycznie i intelektualnie niedoskonałym. Ale czy coś dajemy z siebie oprócz pretensji i daremnych żalów? Chcemy mieć przyjaciół, chcemy być dostrzegani jako normalni ludzie, a jednak swoim zachowaniem odpychamy od siebie. Chcemy, by infrastruktura była dostosowana do naszych potrzeb, ale jakże ma to być uczynione skoro nie ma niepełnosprawnych. Po cóż wyrzucać pieniądze na kosztowne remonty, innowacje skoro prawie nikt nie będzie korzystać z podjazdu czy z dostosowanej toalety? Nikt nie przyjdzie do nas i nie zapyta, co takiego trzeba udoskonalić w najbliższym otoczeniu byś w końcu wyszedł z domu. Trzeba sobie uświadomić, że pierwszy krok należy do nas, niepełnosprawnych. Bo chyba nie chcemy być ufoludkami?
#8
Napisano 04 sierpień 2004 - 12:51
Czasem jeśli potrzebujemy powinniśmy się zwrócić o pomoc jeśli nie to nie ludzie nie gryzą-jeśli jeden odmówi pomoże 2 następnych.Jeśli nie potrzebujemy pomocy ok.Ale Róża ma racje im więcej wychodzimy z domu tym częściej ludzie nie patrzą na nas jak ufoludków.Mamy takie same prawo do wszystkiego.A to że nie ma podjazdu?Można spróbować poprosić przechodniów o pomoc.Wtedy gdy bardzo żle chodziłam a było to nie dalej jak 1-2 miesiace temu żeby dojść do przystanku prosiłam średnio 3-4 osoby czy mogę się przytrzymać ręki...dystans ok 200m.Nie wyśmiali mnie wręcz przeciwnie...Jadąc autobusem proszę kierowce o zatrzymanie się jak najbliżej krawęznika i robię to nadal od przynajmniej 4 lat.Niektórym kierowcom nie muszę...A jesli któryś nie podjedzie blisko krawężnika to jak wychodzę robi to bez słowa...Czasem słyszę od kierowcy:Miło Panią widzieć dawno Pani nie widziałem....Aha jeszcze jedno nie mniej wazne zwykłe dziękuje-i zazwyczaj dadaje miłego dnia i wszystkiego najlepszego ale to juz mój zwyczaj polecam-od razu lepiej zaczyna się robić na serduszku jak słyszę -wzajemnie i duzo zdrówka Serdecznie Pozdrawiam IPONKI.Mała
#9
Napisano 07 sierpień 2004 - 02:40
Nie szokująco Brzmi idiotyczniejestem zadowolona, a nawet dumna z tego, że jestem niepełnosprawna. Brzmi szokująco?
Youth's like diamonds in the sun
And diamonds are forever
#10
Napisano 08 sierpień 2004 - 13:45
Dla Ciebie być może tak, dla mnie nie. Czy samoakceptacja u ON jest dla Ciebie czymś idiotycznym? Czy według Ciebie ON nie może być zadowolony i dumny z siebie, bo wtedy "brzmiałoby to idiotycznie"?Nie szokująco Brzmi idiotycznie
Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym.
Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.
#11
Napisano 08 sierpień 2004 - 14:51
Youth's like diamonds in the sun
And diamonds are forever
#12
Napisano 08 sierpień 2004 - 16:44
A jeżeli się to komuś nie podoba, no cóż, to już problem tego kogoś...
Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym.
Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.
#13
Napisano 08 sierpień 2004 - 18:07
... Jeśli niepełnosprawność jest integralną częścią człowieka, a człowiek ten jest dumny z siebie, to oznacza to (przynajmniej dla mnie) że jest dumny także i ze swojej niepełnosprawności, która jest nierozerwalnie związana z jego egzystencją...
ojjjj musze sie wtrącić Nie do końca sie z tym zgadzam. Mówienie że ktoś jest dumny ze swojej niepełnosprawności to jednak przesada, nawet jeśli jej stopień nie utrudnia życia w istotny sposób Bo zawsze utrudnia i nie ma sie co oszukiwać. :oops: :oops: :oops:
Ja nie jestem dumna z bycia ON. Nie uważam żebym przez ten fakt miała jakąś misje do spełnienia Co najwyżej mogę być dumna z tego że pomimo bycia ON całkiem nieźle radze sobie w życiu, moge sie realizować (czasem mam troche szalone pomysły (hihi) ) i potrafie być szczęśliwa
Tylko to co nieważne jak krowa się wlecze,
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje :-D :-D
#14
Napisano 08 sierpień 2004 - 20:06
Jak dla mnie EOT.
Pozdrawiam
marder
Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym.
Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.
#15
Napisano 08 sierpień 2004 - 20:22
Tylko to co nieważne jak krowa się wlecze,
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje :-D :-D
#16
Napisano 08 sierpień 2004 - 21:31
Youth's like diamonds in the sun
And diamonds are forever
#17
Napisano 09 sierpień 2004 - 07:58
#18
Napisano 09 sierpień 2004 - 18:43
Bycie ON to trudna sztuka, ale przecież nie przekreśla to nas jako ludzi. Niepełnosprawność jest integralną częścią naszej osobowości, bo to nie tylko fizyczne ograniczenia, mniejsze czy większe dolegliwości, ale także niepełnosprawność odbija się na naszej psyche. Ma wpływ na toj, jak myślimy, kim jesteśmy, jak postrzegamy siebie i świat wokół. Nigdy się nie buntowałam przeciwko swojej niepełnosprawności, starając się żyć, jak najpełniej, walcząc o siebie. Jeżeli nie rozumiecie moich słów, trudno. Nie mam do Was żalu. Szanuję zdanie innych. Wiem, że bycie szczęśliwym nie załeży od stanu zdrowia. I całe szczęście
#19
Napisano 20 lipiec 2012 - 21:15
Ten tekst napisałam dawno temu. Był już na tym Forum i znikł . Może warto go przypomnieć... To tak a propos ufoludków
Nie chcę być ufoludkiem
Żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Z jednej strony wszyscy dążymy do wykreowanego przez współczesne media ideału piękna, a z drugiej strony chcemy być oryginalni, by wyróżniać się z szarej masy. Błędne koło, którego nie w sposób przerwać już nie jednego wciągnęło, stając się jego zgubą. Patrząc na to wszystko z leciutkim uśmiechem dobrotliwej ironii, jestem zadowolona, a nawet dumna z tego, że jestem niepełnosprawna. Brzmi szokująco? Być może, ale dzięki mojemu kalectwu czy też niepełnosprawności, jak chcą inni, nigdy nie zginę w tłumie, stając się jego kolejną, szarą cząstką. Jestem zauważalna, rozpoznawalna, jestem tą, która zapada w pamięć, jak ostra, malutka drzazga, nie dająca o sobie zapomnieć.
Tą moją inność, orginalność odczuwam idąc ulicą dużego miasta i czując na sobie spojrzenia innych przechodniów. Jedni odwracają głowę i gapią się na mnie z niezdrowym zaciekawieniem aż w końcu sami się potykają o krzywo ułożoną płytę chodnika o mały włos nie łamiąc sobie nogi albo karku i w ten sposób sami nie zostają kalekami na resztę życia. Jeszcze inni ostentacyjnie udają, że mnie nie dostrzegają, po prostu nie istnieję. Myślą sobie, jak ktoś taki w ogóle może wychodzić z domu i pokazywać się w jasny dzień na ulicy?! Czyżbym burzyła ich estetykę świata? Jeżeli tak to bardzo się cieszę i będę to robić nadal. Są jeszcze ludzie, którzy swoim służalczym podejściem do mnie, jako osoby niepełnosprawnej, wzbudzają we mnie odruch wymiotny. Nie znoszę, gdy ktoś przemawia do mnie, jak do trzyletniego dziecka. Przykładów na traktowanie niepełnosprawnych można mnożyć, ale trzeba się przede wszystkim zastanowić, dlaczego tak jest. Dlaczego zdrowi członkowie społeczeństwa mają takie kłopoty ze znalezieniem się w sytuacji, w której uczestnikiem jest osoba chora, nie w pełni sprawna czy to fizycznie czy umysłowo?
Chodząc i jeżdżąc po naszym pięknym kraju, odnoszę wrażenie, że jestem jedyną niepełnosprawną osobą w Polsce. Nie mówię tutaj o corocznych zlotach na tzw. turnusach rehabilitacyjnych, których nie znoszę, ale o zwykłe codzienne życie. Gdyby zapytać zwyczajnego Polaka czy są w jego kraju osoby niepełnosprawne, na pewno wzruszyłby ramionami i odpowiedział, że owszem są. Przynajmniej tak mu się zdaje, bo czytał artykuł w gazecie gdzieś na przedostatniej stronie o dzieciach z porażeniem mózgowym i w telewizji coś pokazywali. Tak- coś, gdzieś, kiedyś. To samo można powiedzieć o ufoludkach. Podobno istnieją, od czasu do czasu odwiedzają naszą poczciwą Ziemię i nawet kontaktują się z niektórymi przedstawicielami gatunku ludzkiego. Ale przecież większość ludzi nie wierzy w istnienie UFO. Tak samo jest z niepełnosprawnymi. Podobno istniejemy, ale chyba nie tutaj, nawet nie w tej galaktyce. Nic więc dziwnego, że przy jakimkolwiek kontakcie czy próbie kontaktu są takie problemy.
Ludzie na zwyczajniej w świecie nie mają pojęcia (poza nielicznymi wyjątkami), jak nas traktować i stąd te wszystkie nieporozumienia, narastające kompleksy, które w końcu doprowadzają do tego, że każda ze stron wycofuje się na swoje pozycje i znów jesteśmy w punkcie wyjścia.
Niestety, to my niepełnosprawni musimy zrobi pierwszy krok. Pokazać się ludziom, pokazać, że żyjemy i, że mamy do tego życia pełne prawo. Nie bać się ich. Może nawet czyjaś impertynencja zaboli, jak uderzenie w twarz, ale trzeba to przeboleć i przeć na przód. Chcemy, by wszędzie były podjazdy, windy, barierki i tak powinno być. Tylko dla kogo skoro w moim, w twoim mieście nie ma niepełnosprawnych. Już widzę twoje święte oburzenie. A kiedy ostatni raz w sklepie, w autobusie, na ulicy widziałeś niepełnosprawnego człowieka? Jeżeli już ktoś z nas wyjdzie, to przemyka się po mieście cichaczem, jak złoczyńca, a przecież nic złego nikomu nie zrobiliśmy. My tylko żyjemy! Być może nawet masz ochotę wyjść, by napić się kawy w pobliskiej kawiarence, ale nie wyjdziesz z domu, bo wiesz, że tam nie ma podjazdu i nie zniósłbyś śledzących cię kilkunastu par oczu. Nadal będziesz wegetował w domu, bo lęk przed wszystkim rozrósł się niczym bluszcz na starym domu. A być może, gdybyś odwiedził kilka razy ową kafejkę, w końcu właściciel dla twojej, a przede wszystkim dla swojej wygody, bo taszczenie wózka po kilku stopniach jest uciążliwe i męczące, zrobiłby podjazd i w ten sposób miałbyś gdzie w spokoju wypijać kawę i opychać się ciachami, miło gawędząc z nowymi znajomymi.
Chcemy, by wszystko w naszym kraju było idealne i podporządkowane nam czyli biednym, pokrzywdzonym przez los, fizycznie i intelektualnie niedoskonałym. Ale czy coś dajemy z siebie oprócz pretensji i daremnych żalów? Chcemy mieć przyjaciół, chcemy być dostrzegani jako normalni ludzie, a jednak swoim zachowaniem odpychamy od siebie. Chcemy, by infrastruktura była dostosowana do naszych potrzeb, ale jakże ma to być uczynione skoro nie ma niepełnosprawnych. Po cóż wyrzucać pieniądze na kosztowne remonty, innowacje skoro prawie nikt nie będzie korzystać z podjazdu czy z dostosowanej toalety? Nikt nie przyjdzie do nas i nie zapyta, co takiego trzeba udoskonalić w najbliższym otoczeniu byś w końcu wyszedł z domu. Trzeba sobie uświadomić, że pierwszy krok należy do nas, niepełnosprawnych. Bo chyba nie chcemy być ufoludkami?
Przeglądając starsze posty na forum dokopałam się do bardzo cennego tekstu Moniki. Chciałabym go odkurzyć i ustosunkować się do niego - bo w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało naraz, potrzeba dobrej woli zarówno ze strony zdrowych ludzików jak i tych "kulawych". Jak zdrowi mają z nami obcować i traktować nas normalnie na ulicy, jak nas na tych ulicach zwyczajnie nie ma. Nadal jesteśmy "atrakcją" bo rzadko się pojawiamy gdziekolwiek. Teraz jakoś to wszystko idzie w dobrą stronę i wszędzie nas pełniej, więc tak trzymać, wychodźmy na ulicę, żeby było wiadomo dla kogo są budowane podjazdy, barierki, miejsca parkingowe dla ON, korzystajmy z tego, bo to jest dla nas.
Znajdź siłę w swym sercu , aby biła blaskiem Twych oczu - Jaskółka Uwięziona
#20
Napisano 20 lipiec 2012 - 22:16
Chcemy, by wszystko w naszym kraju było idealne i podporządkowane nam czyli biednym, pokrzywdzonym przez los, fizycznie i intelektualnie niedoskonałym. Ale czy coś dajemy z siebie oprócz pretensji i daremnych żalów? Chcemy, by infrastruktura była dostosowana do naszych potrzeb, ale jakże ma to być uczynione skoro nie ma niepełnosprawnych. Po cóż wyrzucać pieniądze na kosztowne remonty, innowacje skoro prawie nikt nie będzie korzystać z podjazdu czy z dostosowanej toalety? Trzeba sobie uświadomić, że pierwszy krok należy do nas, niepełnosprawnych.
To powinno byc regulowane przez instytucje i organizacje prawne, przez ministerstwa, kody budowlane itd. Nie zgadzam sie, ze trzeba czekac az ktos na wozku nie bedzie sie mogl wysiusiac bo nie ma dostosowanych toalet. Trzeba je zbudowac, a niepelnosprawni pojawia sie i zaczna z nich korzystac. Jest takie slynne powiedzenie z filmu "Field of Dreams" - "if you build it, they will come" ( jesli je zbudujesz to przyjda). Chodzilo o pole baseballowe, ale powiedzenie zostalo i madrosc w nim zawarta.
Prawo powinno zmieniac rowniez mentalnosc ludzi, poprzez okreslone ustawodawstwo np. egzekwowania kar za nielegalne parkowanie na specjalnych miejscach. Jesli prawo nie bedzie bronic ON to mentalnosc sie nie zmieni.
Kiedys napisalam jakis komentarz na onecie w dyskusji i dostalam odpowiedz: "jak jest niepelnosprawna to siedz w domu i nie odzywaj sie"
W krajach zachodnich jest pod tym wzgledem duzo lepiej, a ludzie sa normalniejsi.
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych