Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Nauka je sexy!


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1 Marek Jastrząb

Marek Jastrząb

    Statysta

  • Użytkownik
  • PipPip
  • 13 postów

Napisano 31 grudzień 2017 - 14:43

 
 
Nauka je sexy!
 
Zaczęło się normalnie: zgłupieliśmy do cna.  Zaczęło się od tego, że  odnaleziono zagadkowy pęcherz mieszczący się pod naszymi fryzurami i nazwano  go “mózgiem”.
 
Naukowców zaintrygował ten tajemniczy przyrząd, z którego – jak przypuszczali – wydobywa się nasze myślenie. Przy okazji dostrzegli, że niektóre jego sektory można pobudzać. Osobnik, umiejętnie trykany w bąbel, mógł reagować zgodnie z intencją badacza.  W zależności od dźgnięcia w podrażnione miejsce, skręcał się albo z gniewu, albo ze śmiechu.
 
Odkrycie to wzbudziło sensację. A także niebywałe poruszenie wśród naukowców parających się wróżbiarstwem. Dotychczas uważano, że ów aparat jest naturalnym zbiornikiem przechowującym smarki. Jednak w obliczu rewolucyjnych odkryć pogląd ten wykopyrtnął się na nowych faktach i uległ gruntownej rewizji.
 
Ludzie z charłaczym pomyślunkiem poczęli domagać się wzmocnienia palety swojej wyobraźni. Prawnicy zabiegali o przystawki umożliwiające szybsze błądzenie wśród gęstwy przepisów.  Biuraliści na służbowych posadach błagali o przydział markowych widoków na świetlaną przyszłość.  Radni – dożywotnich diet oraz częstszych wyjazdów na Kajmany.
 
Nikt jednak nie domagał się turbiny z roztropnością.  Ale mimo to postarano się wykorzystać w praktyce nowy przebój i uruchomiono produkcję ZASILACZY.
 
Najlepiej sprzedawały się wkładki do uprawiania miłosnych figlików; wzmacniacze  z erotycznymi videoprzeżyciami, szły jak woda. Zwiększały obroty nie tylko u nabywcy, ale też stawiały na nogi puste konta elektrowni.
 
Starczyło je kupić, podłączyć do kontaktu, by wyjść na  zdatnego do wyrażania cielesnych uczuć. 
 
Zachwycony delikwent ze sztyftem w potylicy spędzał czas na rojeniach i spekulacjach. Kategorycznie odmawiał spania, jedzenia i przebywania z dala od gniazdka.
 
Jednak nie ma niczego za darmo: okazało się wkrótce, że ludzi wciągniętych do igraszek z elektrodami prześladuje tępota bez umiaru. Powiększają im się wola, a na zewnętrznej obudowie uwydatniają się rogowate wypustki przypominające szczękonóżki, zęby tracą szkliwo i wypadają, a wzrost im się łachmyci.
 
Widok ten nie napawał niczym dobrym. Przeciwnie. W trosce o ratowanie zdrowia ludności cywilnej i urzędowej, poczyniono odpowiednie kroki: wydano apel o zaniechanie masowej produkcji pobudzaczy i wprowadzono na nie obowiązkową reglamentację, a wyroby krajowe  obłożono podatkiem od dziwactwa.
 
Od tej chwili wszelkie przystawki miały być krótkotrwałe. Warsztaty nie przyjmowały ich do naprawy, jeżeli aparat był u właściciela dłużej niż kwadrans.
 
Powiedziano, że skoro nie można inaczej, to niechaj już sobie będą,  ale z lichego surowca i wyłącznie  na dynamo.  Uchwalono, że mają się psuć równo co trzy minuty z dokładnością do pięciu miejsc po przecinku.
 
Łóżkowym Rambo zaproponowano zbieranie znaczków i życie znowu rozpoczęło morderczą walkę z nudą.

  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych