Nie poznaje samej siebie...
#1 Gość_konto_skasowane_*
Napisano 08 sierpień 2012 - 03:48
Hello czy ktoś w ogóle to przeczytał? Pewnie nie... idę sobie...
#2
Napisano 08 sierpień 2012 - 05:53
"Stań twarzą zwróconą do słońca, a cień pozostanie za tobą". /Teresa Lipowska/
"Śmiech jest masażem dla brzucha! Uśmiech jest masażem dla serca!".
#3
Napisano 08 sierpień 2012 - 06:59
Okrutne te nasze życie bo niby pogoda jest i czas na relaks a tu trza po szpitalach latać , poddawać się dziwnym zabiegom i badaniom.
Człowiek postanawia że wszystko zniesie - ból , często upokorzenie ale wyczekuje przełomu w leczeniu , widocznej poprawy , nadziei że w końcu wszystko będzie dobrze.Czekamy i czekamy ....
Falka wczorajszy dzień tak mi dokopał że ciężko mi się pozbierać i jeszcze Ty kobieto .....
Masz za dużo czasu, to jak minie promieniowanie przejdź się po oddziałach onkologicznych najlepiej dziecięcych. Popatrz na innych z podobnymi problemami .Twój i mój problem jest ogromny ale nie największy , często niewielki przy problemach innych.
Taką historię wyczytałem ostatnio i jest w temacie więc zacytuję:
"Gdy byłem z moim synem w Warszawie na trzecim kursie chemii w czerwcu, miałem doświadczenie, które naprawdę zmusiło mnie do myślenia.
Pierwszego dnia pobytu nalewałem na stołówce do kubka kompot z dużego szpitalnego termosu. Za mną stała nastolatka trzymając w prawej ręce talerz z zupą. Myślałem, że stoi w kolejce za kompotem i że w lewej ręce ma pusty kubek, więc powiedziałem:
- Nadstaw kubek, a nachylę ci termos.
Popatrzyła mi w oczy i bez słowa uśmiechnęła się.
Zerknąłem wtedy na jej lewą rękę, a ona lewej ręki nie miała… amputowana.
Później, co jakiś czas ją widziałem, bo leżała na sali obok sali mojego syna. Podpięta do urządzenia podającego chemię, co jakiś czas wymiotowała do miski, albo z urządzeniem szła do toalety i wymiotowała do muszli. Matka na nią krzyczała, bo nic nie jadła.
Pomyślałem sobie: „Kurde, co ona robi w tym szpitalu? Teraz powinna chodzić do szkoły i z niecierpliwością czekać na wakacje. Prócz tego powinna zamartwiać się trądzikiem młodzieńczym, zerkać ukradkiem na chłopaków i przeżywać swoje pierwsze, intensywne, młodzieńcze miłości. A ona co? Leży tutaj z innymi małymi łysymi pacjentami, straciła rękę, wymiotuje, ubranie wisi na niej jak stare szmaty na strachu na wróble. Jakby ktoś odebrał jej kawał dobrego życia… Nie chcę nawet myśleć o tym, co dzieje się w jej głowie i sercu. Już samo dojrzewanie dla nastolatki jest wyzwaniem, a tutaj dołóż do tego to, z czym zderzyła się ta dziewczyna!”
Niewyobrażalne.
Jest mi głupio…
Jest mi głupio, ale nie dlatego, że się wygłupiłem i chciałem podać kompot do lewej ręki dziewczynie, która miała ją amputowaną. Jest mi głupio, gdy myślę o sobie z okresu zanim uaktywnił się nowotwór złośliwy mojego syna. Troszczyłem się wtedy i przeżywałem z powodu tak wielu rzeczy, które w swojej istocie nie miały znaczenia. Postrzegałem za problemy sprawy, które w rzeczywistości były zaledwie nieudogodnieniami. Myślałem, że moje życie jest trudne i doświadczam nieszczęść, choć dzisiaj, gdy na to wszystko patrzę, wydaje mi się to śmieszne, płytkie i po prostu głupie. Skąd mi się brało takie myślenie – wyolbrzymione, zniekształcone, skupione na sobie?
W Centrum Zdrowia Dziecka leczą mojego syna, ale ja też się wyleczyłem…
Z czego? Z głupiego myślenia i niewłaściwej perspektywy na życie.
Czasami, aby pewne rzeczy móc właściwie ocenić potrzebujemy punktu odniesienia. Aby wiedzieć, czym jest prawdziwe nieszczęście i życiowe trudności, trzeba się najpierw z nimi zderzyć – doświadczyć ich, albo zobaczyć własnymi oczami.
Czy to znaczy, że wcześniej nie miałem żadnych życiowych problemów i nie przeżywałem trudności? Oczywiście, że miałem problemy i zderzałem się z różnymi wyzwaniami, ale czym to było w porównaniu z amputacją ręki, nowotworem złośliwym i skradzioną młodością?
W życiu warto dbać o właściwą perspektywę
Myślę, że z jednej strony nie powinniśmy być lekkoduchami, zupełnie lekceważąc wszystkie swoje trudności i problemy, ale z drugiej strony bez sensu jest wyolbrzymiać je i postrzegać za coś więcej, niż są w rzeczywistości.
Lekcja, którą przyswoiłem sobie w szpitalu:
Nie lekceważ swoich problemów i trudności, ale z drugiej strony nie wyolbrzymiaj ich i nie postrzegaj za coś więcej niż są w rzeczywistości."
biegną,a nie mdleją, idą ,a nie ustają.
#4
Napisano 08 sierpień 2012 - 16:08
...i wszystko się zmieniło. Czasami się zastanawiam tak jak dziś jak bardzo się zmieniłam i co ze mnie zostało. W lustrze, gdy zdejmę koszulkę widzę teraz tak naprawdę tylko blizny i 3 czarne kropki.
Hello czy ktoś w ogóle to przeczytał? Pewnie nie... idę sobie...
Witaj Jedyne co mogę powiedzieć to to ze trzymam kciuki by się udało. ......a chwile zwątpienia miną Masz przyjaciół z tego co czytałem przynajmniej adoratora przejdziesz przez to bo nie jesteś sama. Trzymam kciuki
Piotr M
(...)Jeżeli bronisz się, znaczy: czujesz się atakowany. Jeżeli czujesz się atakowany, znaczy: jesteś celnie trafiony. Miej to na uwadze. Edward Stachura
#5
Napisano 08 sierpień 2012 - 21:46
Pozdrawiam :*
#6 Gość_konto_skasowane_*
Napisano 09 sierpień 2012 - 10:43
Staniew wiem, że inni mają gorzej i na własne oczy to widziałam. W odniesieniu do twojego tekstu powiem ci, że klimat jak z ,,Na dobre i na złe" aż się można zapomnieć i wyglądać w oczekiwaniu Kuby i Zosi Burskich (jak ktoś oglądał to na pewno kojarzy) Życie niestety jest inne - bardziej skomplikowane... O włos uniknęłam amputacji ręki przez co zresztą nadal budzę się w środku nocy, więc wiem jakie to przykre dla pacjenta. Autor tego tekstu pisze, że to jest niesprawiedliwe, że ta młoda dziewczynka musi tracić swoją młodość w szpitalu a ja powiem tylko tyle, że jeśli wygra walkę z chorobą to raczej nie będzie mówiła, że jest to niesprawiedliwe że straciła spokojne dzieciństwo, lecz będzie cieszyć się tym co wygrała i tym że stała się silną kobietą. Ja też kiedyś myślałam, że brak palców dłoni to najgorsza tragedia jaka może się człowiekowi przytrafić , a od czasu groźby amputacją tej drugiej ręki to nawet przez ułamek sekundy nie pomyślałam, że tamto jest jakimś defektem/ujmą - zwał jak zwał... Autor tego tekstu na szczęście nie wmieszał w to aspektu religijnego tak jak to ja zrobiłam. Kiedy dziecko umiera na raka jest to straszną tragedią... Perfidne i celowe z mojej strony ,,plucie Bogu w twarz" za Jej śmierć z którą nie mogłam się pogodzić i nadal się nie pogodziłam jednak na nic się zdało (nie jestem z tego wcale dumna) Zrozumiałam, że śmiertelna choroba czy niepełnosprawność to nie jest coś co jest zasługą Boga, lecz czynników biologicznych oraz innych których medycyna jeszcze nie zna, a Bóg właśnie chroni człowieka mimo że z naszej tzn ludzkiej perspektywy wygląda to inaczej. Mimo wszystko śmierć ma swoje prawa. Musiało wiele wody się przelać, abym to przełknęła i jakoś ogarnęła...
Przepraszam, że znowu się rozpisałam. A swoją drogą czy na tym forum nie można nigdy konwersować na temat i nie odbiegać od niego? Miało być o zmianach człowieka, a wyszło jak zawsze ale to nic, no nie?... Mam tu taki artykuł (według mnie ciekawy - napisane, że na podstawie Jak człowiek myśli – James Allen)
http://zenforest.wor...a-okolicznosci/
Polecam i zapraszam do dyskusji
#7
Napisano 09 sierpień 2012 - 16:33
Zapewniam Cię, że mało kto to lubi. Niemiła to "przywara" i tyle. W tym wszystkim pamiętaj o wsparciu z naszej strony, które właśnie się ujawnia, jak i nie ujawnione zapewne też jestWitajcie. Dziękuję za słowa otuchy chociaż muszę przyznać, że nie znoszę litowania się nade mną.
"Stań twarzą zwróconą do słońca, a cień pozostanie za tobą". /Teresa Lipowska/
"Śmiech jest masażem dla brzucha! Uśmiech jest masażem dla serca!".
#8
Napisano 09 sierpień 2012 - 18:25
#9 Gość_konto_skasowane_*
Napisano 09 sierpień 2012 - 22:24
#10
Napisano 10 sierpień 2012 - 12:20
Pierwsze kilka łyków ujdzie ale później łzy lecą a dna w butelce nie widać.Nie znoszę anyżku w wodzie mineralnej (ani w ogóle anyżku)
Wizualizujesz plażę gdzieś nad Morzem Śródziemnym , drinki z Ouzo lub Raki i też to nic nie pomaga, bo na wymioty bierze. Żołądek się wreszcie uspokaja ,mdłości przechodzą,oczy otwierasz ,patrzysz a tu drugą butlę pielęgniarka niesie .oszszszsz...
biegną,a nie mdleją, idą ,a nie ustają.
#11
Napisano 16 sierpień 2012 - 19:49
pozzdrawiam,
Rafal
...i wszystko się zmieniło. Czasami się zastanawiam tak jak dziś jak bardzo się zmieniłam i co ze mnie zostało. W lustrze, gdy zdejmę koszulkę widzę teraz tak naprawdę tylko blizny i 3 czarne kropki. Nie mogę zmyć tych czarnych kropek i one są dla mnie jak piętno, jak symbol, że zmieniłam się na zawsze, że wkrótce znowu położę się na zimny stół i znowu zacznę ,,coś", lecz tym razem mam się trzymać z daleka od dzieci, roślin, zwierząt, staruszek nawet, bo będę promieniowała jak Czarnobyl przez tych kilka godzin... To tylko kilka godzin samotności... Teraz dla mnie wydaje się to jak wieczność... Nie daje mi to spokoju. Oh i znowu odbiegam od tematu, bo miałam pisać tylko o zmianach! Mam ochotę rzucić się na łóżko i zwyczajnie wypłakać, ale nie zrobię tego, bo jestem na to zbyt silna, a może zwyczajnie skończyły mi się już łzy? Ciągle słyszę ,,bądź szczęśliwa", lecz ja niestety nie potrafię teraz. Boję się... od tak po prostu cykam się jak mały zaśliniony i umorusany czekoladą dzieciak na myśl o szlabanie na wychodzenie na dwór... Czuję się taka samotna! Chyba się pobeczę...Nie ogarniam tego co się dzieje ze mną, chociaż cieszę się, że od stresu nie czuje ostatnio bólów ręki, a może po prostu wreszcie się mi wygoiło, a ręka wróciła do właściwego jej stanu? A diabli wiedzą... Powiem wam tylko, że zgubiłam się totalnie i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Niby zawsze potrafiłam sobie zorganizować czas, a wręcz zawsze mi go brakowało, ale znowu czuję się taka jakaś martwa... Obiecałam sobie, że będę wpisywała w google haseł typu: naświetlanie, promieniowanie itp. no ale to jakoś korci... Myślałam, że taki niereformowalny człowiek jest słabo poddatny na zmiany, no ale wyraźnie czuję, że coś jest inaczej... A może to tylko zmiana pogody, a ja sobie jak zwykle dośpiewałam resztę? Próbuję na kartce wypisać ,,zmiany w moim zachowaniu i charakterze", ale jakoś znowu mam pustkę
Hello czy ktoś w ogóle to przeczytał? Pewnie nie... idę sobie...
#12
Napisano 18 sierpień 2012 - 23:25
Zachecam do napisamia ddo mnie
Czytałam już kilka tych Twoich próśb w różnych wątkach, więc jeśli szukasz na poważnie to radziła bym założyć profil w randkach i najlepiej jeszcze wrzucić jakąś fotkę, jeżeli nie na randki to chociaż na galerię. Dziewczyny chętniej nawiązują kontakt jak Cię widzą. Sama nie mam tam profilu, bo nikogo nie szukam, a fotkę na forum to wstawiam jedynie czasami. Poza tym jak pewnie sam zauważyłeś forum służy bardziej do wymiany poglądów w danych wątkach, a czy jest dobre na szukanie miłości...nie wiem.
#13
Napisano 23 sierpień 2012 - 18:51
#14 Gość_Falka_*
Napisano 01 luty 2013 - 20:30
Mijają dni... mijają miesiące... ja ciągle czekam, bo tylko CZAS może zadziałać na moją korzyść. Ostatnio mimo zmęczenia znów fizycznie czuje się jakoś lepiej, a badania przechodzę pozytywnie. Każdego dnia.... w każdej minucie.... w każdej sekundzie pewnie komuś zgaśnie światełko. Nadal są pomysły, nadal są badania, nadal łzy i strach a ja ciągle czekam na najpiękniejszą wiadomość jaką można przekazać ludzkości, że ZNALEZIONO LEKARSTWO na NIEGO... Perspektywa zimnego stołu operacyjnego oraz amputacji jest dla mnie mało kusząca jak i również pobyt w hospicjum - mimo że te opcje są na dzień dzisiejszy daleko za mną, bo chyba zdrowieję to nie potrafię i nigdy pewnie o nich nie zapomnę. Gdybym mogła coś zmienić w swoim życiu to co wybrałabym, aby uniknąć tego co mi się przytrafiło??? ...i tutaj jeden wielki znak ZAPYTANIA........ Nie wiem co doprowadziło u mnie do wystąpienia choroby. Może lęk przed życiem? Może to było przeznaczenie? Może kara za coś? A może czysty przypadek? Ja już nie szukam odpowiedzi DLACZEGO JA bo to zostawiam dla osób jarających się ludzkimi losami rodem z ,,Mody na sukces" czy prześmiewaczom typu Wojewódzki czy Niekryty krytyk Średnio co pół roku występuje u mnie wielki krach, czyli zbieranie owoców lub bolesne wyrywanie chwastów. Nie zastanawiam się również nad tym jaka jestem czy kim jestem, ponieważ to również straciło dla mnie znaczenie. Teraz jaram się walką - raz upadam, raz wstaje (piszę tutaj o różnych płaszczyznach mojego życia), raz czuje że się już nie podniosę a wtedy coś dostarcza mi powodów aby walczyć dalej. Jak niekończąca się opowieść, która musi się w końcu skończyć, jak epicka walka dobra ze złem, które jednak nie zostaje nigdy pokonane. Czy są we mnie jeszcze jakieś uczucia? Ojjj tak są! Mimo, że czasami widzę w sobie 100% potwora spragnionego mordu, żywioł przed którym inni czują respekt to potrafię z dziecięcą naiwnością patrzeć jak jagnię czujące sympatię do wilka... A przecież jak można tak bardzo narażać się na pożarcie? Stary wilk zawsze budził we mnie podziw, jego indywidualizm sprawiał, że owca chciała mu towarzyszyć wbrew naturze... Wilk jednak nie taki wspaniały, a i kły już nie tak ostre i futro bardziej wypłowiałe... Ale to już nie ta bajka... Wilk zawsze pójdzie w swoją stronę, a owca... Co ja z tą owcą i wilkiem wyjechałam??? Bynajmniej chciałam powiedzieć: Życie może być bajką jeśli napiszesz do niego odpowiedni scenariusz. Scenariusz którego obronisz pazurami i własnym ciałem. Pytanie tylko ile jeszcze dasz radę się podnieść, aby obronić to w co wierzysz? Ja nie planuje poddać się tak łatwo bynajmniej dopóki nie poczuje, że to już ten właściwy moment na pożegnanie Szkoda tylko że nie istnieje miłość... Nie ma czegoś takiego jak MIŁOŚĆ... Jest tylko złudzenie tak czarowne i wspaniałe... na szczęście nie ma się co smucić - bo skoro czegoś nie ma to nie można za tym tęsknić czy do tego zmierzać. Podbudowujące prawda? Dobrze, że chociaż przyjaźń istnieje....
Użytkownicy przeglądający ten temat: 1
0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych