Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

W pogoni za ....


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
64 odpowiedzi w tym temacie

#61 Skangur

Skangur

    Gawędziarz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 849 postów

Napisano 28 wrzesień 2003 - 20:08

Ty tą kaczę z Krakowa przytachałaś Aniu? - Pychota, nawet zrobiona mikrofalą. O innych pysznościach zrobionych wyłącznie przez gospodynię nie wspomnę. Palce lizać.
Pochwaliłem Anię widząc jak siedzi jakaś taka nieobecna. Podobnie też zachowywała się Ewa. Może obie już coś się domyślają?- E, chyba Jerzy nie wypaplał się. To zawodowiec. Na dodatek Małgorzatę też, jakby ktoś walnął młotkiem. Siedziała zasmucona dla odmiany. Jerzy, sącząc drinka, spoglądał na nią ukradkiem. Pewnie się popstrykali i pewnie przeze mnie.
-No kochani, na mnie już pora, bo w pokoju hotelowym czeka na mnie piękność nad piękności!
-Co?! Jednym chórem spytało towarzystwo budząc się z letargu. Gosia, podniosła oczy, z których wyczytałem jakby ulgę i podziękowanie za zrozumienie.
-Tak Jerzy, dziękuję za gościnę, a rzeczy odbiorę jutro. Zapomniałem wam powiedzieć o tym jeszcze na dworcu. Tak będzie lepiej i naprawdę da mi to swobodniejsze pole manewru, gdyż wracam do zadań. Odebrałem następne wieści na temat tamtej sprawy z Krakowa. Jak się domyślacie, ślad wiedzie tutaj dziwnym zbiegiem okoliczności. A może to nie aż taki ten zbieg? - dopowiedziałem.Powiem tylko, że pojawił się mój stary znajomy, którego pragnę zapakować do więzienia. Człowiek, który przyczynił się do mojej emigracji. Słuchali tego wszyscy poza Jerzym, który znał szczegóły. Spojrzał jedynie na mnie podobnie jak to zrobiła Małgorzata. No nic, muszę wyrwać z siebie tą zadrę z rany, która jątrzy mnie od wewnątrz. Pożegnałem się ze wszystkimi serdecznie, gdyż zdawało mi się, że tworzyliśmy jedną paczką przyjaciół. Choć to może na wyrost trochę powiedziane, ale chciałem w to wierzyć. A dla mnie przyjaźn ma ogromne znaczenie.
Wychodząc na ulicę, zadzwoniłem pod potrzebny mi numer, by po 7 minutach wsiąść do ciemnego mercedesa z ciemnymi szybami.
-Paweł, to jest twój nowy partner i anioł stróż, odezwał się prowadzący samochód.
-Cześć, tu są wszystkie namiary na mnie i pamiętaj, że pracujemy po trójkącie, powiedział mój partner. Widać było na pierwszy rzut oka, że fachowiec w tej branży.
-Jeden ubezpiecza drugiego. Tak w dzień, jak i w noc. W akcji i podczas odpoczynku. Jeden czuwa drugi śpi. Gdy jeden w akcji, drugi staje się jego tylnymi oczami. Obu nas ubezpiecza tarcza. Gość mający nas wyciągać z opresji. Nigdy nie wejdzie do akcji, ale wie najwięcej o zadaniu. Ty go nigdy raczej nie poznasz, ale nie musisz.
-Gadasz jak z nowicjuszem, warknąłem, bo coś mnie zeźlił tym gadaniem.
-Nie obrażaj się. U mnie to skrzywienie zawodowe, wyniesione ze Spec Oddziałów.
-O.K. - już spokojniejszy odparłem i przystąpiłem do omawiania szczegółów. Umówieni byliśmy za kilka dni, gdyż potrzebna była jeszcze jedna informacja dla pewności. Odstawili mnie w pobliże hotelu i krótkim uściskiem dłoni pożegnali, życząc miłego wypoczynku, przed czekającymi mnie zadaniami. Wszedłem do hotelu, odebrałem klucz i podreptałem do pokoju, zastanawiając się, w jaki sposób bedzie mnie ubezpieczał, skoro odjechał, pożenawszy się ze mną w samochodzie. Przed drzwiami czekała na mnie niespadzianka.
  • 0
Skangur
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.

#62 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 29 wrzesień 2003 - 11:03

Stojąc przy zlewie zmywałam po kolacji, moje myśli jednak zaprzątała zupełnie inne sprawa. Zastanawiałam się przy tym, co tak naprawdę wydarzyło się przed kilkoma minutami. Dlaczego impreza, która zapowiadała się miło i wesoło, zakończyła się takim fiaskiem? Co w pewnym momencie zepsuło wszystkim humory? Czemu Marek wyszedł tak gwałtownie i bez zapowiedzi? Ba, dlaczego wyprowadził się do hotelu? Czyżby nie odpowiadał mu pobyt u Gosi? Przecież to taki miły i gościnny dom? Kurcze, co się wydarzyło, gdy kroiłam w kuchni ciasto? Przecież nie mogło im się udzielić moje podenerwowanie? Starałam się przecież z całych sił ukryć, że myślami błądzę wokół Zdzisława. Po co ja głupia z nim rozmawiałam?... Spojrzałam na Ankę, stała obok i wycierała naczynia. Też miała niewyraźną minę. Postanowiłam zagaić rozmowę, bo to milczenie zaczynało się robić ciężkie i mroczne niczym listopadowe chmury.
- Aniu, dobrze się czujesz?
- Wszystko dobrze.. - i tyle. Ani słowa więcej.
- Wyglądasz na zmęczoną... - zaczęłam jeszcze raz po chwili.
- Myślę... - i znów cisza. Już miałam ochotę zapytać, czy ta czynność sprawia jej taki wysiłek i ból, że ma tak zbolałą minę. Zrezygnowałam jednak. Wiedziałam, że w tym stanie ducha Anka nie ma ani krzty poczucia humoru. Więc zapytałam tylko:
- O czym?
- A takie tam.... - znów wyczerpująca odpowiedź. Czyli koniec rozmowy. Reszta wieczoru upłynie nam w milczącej atmosferze. Świetnie. Skupiłam się na zmywaniu... Gdy skończyłyśmy, postanowiłam ostatni raz zacząć jakąś niezobowiązującą rozmowę.
- Zostało wino, które przyniósł Marek. Białe półsłodkie. Może go otworzymy i zjemy jeszcze trochę ciasta. Specjalnie z okazji tego spotkania je piekłam. Omal nie spóźniłam się na dworzec czekając aż będę je mogła wyjąć z piecyka. Dziś rano zmusiłam ojca, aby mi przywiózł truskawki z działki. A tu nikt nie zjadł ani kawałka... - z miną cierpiętnicy próbowałam zagrać na jej uczuciach. Miałam nadzieję, że po winie język jej się rozwiąże.
- Może jakieś niedobre to ciasto i dlatego nikt się nie skusił - rzuciła zjadliwie.
- A dziękuję.... - podsumowałam zrezygnowana. - Nie będę cię namawiać, ale sama zjem kawałek. A ty rób co chcesz, czuj się jak u siebie w domu. Zrób sobie kawę... herbatę. Włącz telewizor. Jeśli jesteś zmęczona, to możesz nawet iść spać. W małym pokoiku masz pościelone. Ja teraz nie zasnę... Muszę coś przemyśleć....
- Ewa... Wiem, że nie zachowuję się najlepiej, ale bardzo się denerwuje przed jutrzejszym dniem. Gdzie masz to wino. Daj, otworzę... Widziałam w Krakowie, że tobie nie wychodzi to najlepiej.
- Scyzorykiem, rzeczywiście... - uśmiechnęłam się pojednawczo. - Ale w domu mam otwieracz - odpowiedziałam już bardziej optymistycznie. Czułam, że Anka mięknie, może się rozrusza i nie będzie przez cały pobyt tutaj chmurą gradową. Kamień spadł mi z serca. Przełożyłam ciasto na paterę. W dzbanku zalałam herbatę. Na tacę postawiłam jeszcze dwie filiżanki i przeszłyśmy do pokoju. Tu Anna rozparta wygodnie na fotelu odprężyła się trochę, a sącząc wino zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie, o rodzinie... o szkole. Wszystkie te historyjki miały jedną myśl przewodnią - Andrzeja. Z każdym jej słowem robiło mi się czarniej na sercu. A jeśli to kolejny ślepy zaułek? Jeśli ten facet nie ma nic wspólnego z jej kuzynem? Zaczęłam wpadać w panikę. A może jeszcze wino potęgowało złe myśli? Na szczęście moja rozmówczyni tak bardzo pogrążyła się we wspomnieniach, że chyba nie dostrzegała mojego nastroju. Grubo po 1-szej w nocy skończyła nam się butelka i rozeszłyśmy się każda do swojego pokoju. W nocy męczyły mnie koszmary. Budziłam się c kilka minut roztrzęsiona i zlana potem. Raz widziałam Ankę, którą wzywają na identyfikację zwłok jej kuzyna. Chwilę potem wydawało mi się, że to on sam przychodzi do mnie i mówi, że ukrywa się przed zbirami, których zamknęli przez niego. To wszystko przeplatała zbolała postać Zdzisława, który mówił: "Wiem, że mieszkam tu od dziecka. Mam rodzinę, kumpli, miałem nawet dziewczynę, ale zerwałem z nią po wyjściu ze szpitala. Ale ja tego życie nie znam. Nie czuję. To jest obce. Takie nie moje, sztuczne. Kumple przekonali mnie, że to efekt pobytu w szpitalu dla wariatów. Amnezja i zaburzenia osobowości... Ponoć pomieszało mi się w głowie i dlatego teraz jestem taki. Ale ja mam wątpliwości. Już nic nie wiem. Niech mi pani pomoże!!! Kim był ten Andrzej???..." Obudziłam się. Ufff... Jestem w domu.... Usiadłam na wersalce... Wypiłam filiżankę zimnej herbaty, której resztka została na stole. Podeszłam do okna. Postałam tu chwilę podziwiając wschód słońca... Dopiero po jakimś czasie uspokojona wróciłam do łóżka.
Rano obudził mnie dźwięk dochodzący z mojej kuchni. Zdziwiona, niemal w panice, wbiłam się w oparcie kanapy i zaczęłam nasłuchiwać. Kurcze, mieszkam sama... kto to? Nie zamknęłam wczoraj w nocy drzwi? Zawsze to robię... Wstać i sprawdzić? Nie!!! Leżę cicho. Może mnie nie zauważą... Może nie ruszą śpiącej.... Może... Daremne prośby... Litości!!! Ktoś idzie!?! Zamknęłam oczy!!! Udaję, że śpię!!!... Ratunku!!!
- Ewa, spisz jeszcze? - usłyszałam nad sobą głos Ani. W duszy odetchnęłam. Jak mogłam zapomnieć, że ona tu jest? Teraz tylko muszę jakoś się obudzić. Nie dam jej tej satysfakcji! Tylko jak ja się budzę naturalnie? Leniwie otworzyłam oczy. Przeciągnęłam się. Ale głupoty bywają potrzebne człowiekowi w życiu. He he... Nawet uśmiechnęłam się już teraz do siebie....
- Anka... Cześć!!! Dobrze Ci się spało?
- Przepraszam, że Cię budzę, ale jest już po 9-tej. A ja szukam u ciebie czegoś od bólu głowy... I napiłabym się kawy...
- Już wstaję... Tabletki mam w torebce. Kawa jest w szafce nad lodówką. A caffettiera... chyba w barku w moim pokoju...
- W barku?... Podgrzewasz w niej likier kawowy?
- Nie, ale używam jej tak często, że nie chcę, aby mi przeszkadzała w kuchni... - Na takich dyskusjach upłynął nam ranek. Po 11-tej wyszłyśmy z domu kierując się w stronę biblioteki, gdzie miały na nas czekać Krystyna z Gosią. Jurek nie mógł wpaść...
Gdy dochodziłyśmy do celu naszej wyprawy, dostałam SMSa: Ewa, bardzo Cię przepraszam, ale nie ma mnie dziś w pracy. Musiałam pilnie wyjechać na jeden dzień. Zobaczymy się jutro. A może zadzwonię jeszcze dziś wieczorem. Pa!!!
- A tej co? - wyrwało mi się na głos.
- Co się stało? Kto to był?
- Krystyna, pisze, że nie ma jej w pracy. Będziemy musiały same jakoś zaczepić tego Zdzisława. Ona nam dziś nie pomoże. Może Wy z Gosią poczekacie w barku? A ja posiedzę w czytelni. Zobaczę, gdy przyjdzie, poobserwuję go, a potem dam Wam znać. Może uda mi się odciągnąć do od katalogu dziś i zaprosić na herbatę. Nawet mam tu odłożone książki.
- Jakim cudem go wyciągniesz?
- Bez obaw... Coś wymyślę... On jest mi winien przysługę.
- Przysługę?... - zdziwiła się Ania.
- O, Gosia idzie! - nie dałam jej dokończyć. - Gosiu... - opowiedziałyśmy jej w kilku słowach nasz plan i rozeszłyśmy się na posterunki. Ona poszły na górę, a ja udałam się do czytelni. Ukłoniłam się grzecznie dyżurnemu, udałam, że wiem, iż pani Krystyna wczoraj napisała podanie o urlop, bo miała jechać do rodziny do Krakowa...
- O, Żmija!!! Wczoraj napisała podanie a mnie zawiadomiła dopiero dzisiaj? Jędza! Przewrotna! Ale jaja... Przecież ona nie ma rodziny w Krakowie!?? I nigdy nie lubiła tego miasta!!! Co ona kombinuje? Co tu się dzieje? Tępo patrzyłam w książkę jednocześnie zastanawiając się, o co tu chodzi. Dochodziła 12.30 a Zdzisław też się nie zjawiał... znów poczułam narastające w sobie uczucie paniki. Przecież Ci dwoje nie mogli ulotnić się razem? Krystyna nie jest aż taka głupia, aby znikać z obcym facetem. Nie jest!...?? Nie mogłaby!!! Matko i co ja teraz powiem Ance?....

Pozdrawiam
Liwia
  • 0

#63 ewita

ewita

    Gawędziarz

  • R.I.P.
  • PipPipPipPipPipPipPip
  • 1156 postów

Napisano 18 grudzień 2005 - 17:20

No, tak się nie robi, faktycznie! Klara ma rację - czekamy na ciąg dlaszy i zakończenie. Cały dzień dzisaj czytałam, tak mnie wciągnęło :lol: Mołodcy, naprawdę! Te same sytuacje, widziane z różnych punktów widzenia - bomba pomysł i... wykonanie! Tylko - co się stało, że nikt już nic nie napisał więcej? Liwio! Ty wiesz najlepiej pewnie... Szkoda to tak zostawić. Przecież nawet opublikować by można!
  • 0
Myślę, więc jestem... (Kartezjusz)

#64 Liwia

Liwia

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 540 postów

Napisano 19 grudzień 2005 - 00:19

Ewita, jakoś sie kolegium redaktorskie rozsypało i chyba pomysdły nam troche wywietrzały z głow :) I Andre gdzieś wcięlo :) Ale może trzeba nad tym pomysleć :)

Pozdrawiam
Liwia
  • 0

#65 Gość_klara_*

Gość_klara_*
  • Gość

Napisano 09 listopad 2008 - 23:24

"Но если есть в кармане пачка сигарет.."
Звучат слова Цоя по радио. Присматриваюсь стенам комнаты, догоняя взглядом последние „куски мебели”, которые тащат работники. Сестра наверно соответственно позаботится о них. Мать умерла, а вместе с ней счастливое детство и покой души- когда жизнь надоела, когда ум не сумел подсказать выхода из тяжёлых ситуаций. Чувствую этот удивительный, странный запах "старости"- мать любила старинную мебель.Я сажусь на стул и закрываю глаза.Передо мной мчатся картины из моей жизни. Отец-инженер по происхождению поляк но в половине можно сказать, что и россиянин. Часто ездил в командировки в Польшу. Мамочка-архитектор, кончила университет в Кракове. Здесь они познакомились и влюбились друг в друга. Прошлое помню как в тумане... Родился я в Нижнем Новгороде (раньше Горький), детство, день рождения сестры, учёба, cмерть отца, жена и ребёнок. Потом поездка в город Калинина "за хлебом". Здесь всё произошло так быстро, что и сейчас даже не могу поbерить что это правда. Моя жена-"красавица" учила английского и немецкого языков в средней школе. Часто помагала директорше и её мужу-члену префектуры организовать мероприятия для "людей бизнеса". Отличительное знание языков, связи, ночные банкеты каждый уик-энд, причинили хлопоты. Я почувcтовал себя одиноким. Всё чаще и чаще забывал о сыне, но подружился со столичной, калининградской, со смирновым. Сигарет говорил сигарету здравствуйте итак пачка за пачкой, бутылка за бутылкой. Таким образом я пошёл ко дну... Вот и ещё одно событие... Однажды в один „такой уик-энд” я пошёл за женой. В тёмном зале увидел её, когда улыбалась, разговаривая с высоким, думаю что для женщин, приличным мужчиной. Тут я не выдержал. Не думал много, подошёл к ним ( чувствовал себя как в „Mатриксе”) махнул рукой, но бизнесмен сделал нырок и я лёг на пол (уже не был в „Mатриксе”, а думаю что в мире Андрея Голоты). ВРРРРРР.... Мишка, Мишка что у тебя?
-Сашка, Сашка. Что с тобой?- услушал иззади голос сестры. Отркрыл я глаза.
- Ничего, Наташка,ничего.
- Да... А что будешь делать дальше?- спросила она
- Эх. Уже после брaкоразводного процесса. Елизавета в Канаде с "бизнесменом", получила Мишку под опеку. А я но чтож, поменяю работу, может поеду заграницу, не знаю ещё.
-Понимаю. Идёшь со мной домой?-спросила, смотря на дверь.
-Нет, Натка, эщё немножко повоспоминаю.
Она оставила поцелуй на моём лице и ушла. Глаза смотрели в след за её ботинками и моё внимание прикула неровность паркетного пола, где раньше стоял шкаф. Я поднял куски дерева и увидел пачку пахожу на коробку конфет. Открыл её. Внутри находился очень, очень старый дневник. Быстренько пальцы играли с бумагой, как пальчики исполнителя " Rondo Alla Turca" Моцарта на фортепиано. Напряжение увеличивалось:Варшава-Москва, Краков- Москва, Горький, опперация под условным названием "Марек" всё время появляется это имя Марек, Марек Марек... военное положение, старопечатная книга, самоубийство если операция не повезёт?
Боже мой, что это? Ведь отец погиб в катастрофе на заводе. Кто это? Кто-то, кого я звал отцом, оказывается кем-то другим? Кровь подходит к мозгу. Воздух свежий воздух, быстро.. окно... Мне плохо... Глубокий вдох и выдох, как у врача... Это какая-то шутка! Плохая Шутка! Я не верю, просто не верю, ложь ложь!!!!
Марек....Жажда мести...Через минуту я был как герой книги 'Преступление и наказание', месть. Как в библии: Книга Пророка Иезекииля, Глава 25;17 " И совершу над ними великое мщение наказаниями яростными; и узнают, что Я- Господь, когда совершу над ними Моё мщение." Эх, жалко что моя душа типично "не русская" упорность, мщение...это не для меня- рационально поступающий человек и этот холод... неверно из-за этого ушла Елизавета.Но я уже решил, приму приглашение друга и возьму работу в постройке домов, проверю эти "новости". Утром на столе я оставил Наташе письмо, номер телефона (может Мишка позвонит?). Пора ехать, чемодан, заграничный паспорт. Издали слыxать музыку:
"... но если есть в кармане пачка сигарет, значит всё не так уж плохо на сегодняшний день и билет на самолёт с серебристым крылом, что взлетая оставляет земле лишь тень.":evil1:


Я не умею так красиво как Вы выразить мысли, много ошибок и других вещей. но эта моя непокорность ;) Простите ....Может кто-то окончит рассказ, хотя он похож на роман Поздравляю :)
памяти....
  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych