Ja wierzę, że Ktoś z góry czuwa nade mną i nic bez Jego woli mnie się nie przydarzy. Ale do kościoła chodzę coraz rzadziej, a ostatnio prawie w ogóle. Przyczyną jest ksiądz. A zaczęło się banalnie. Pobudowano kościół. Proboszcz w skowronkach obwieścił, że tam będzie nawet podjazd dla chorych. Tak powiedział "chorych". A kiedyś lekarz oznajmił mi, że chora nie jestem, tylko niepełnosprawna. Ale ja nie o tym. Podjazd owszem był, ale później go zamurowali, budując następny, o wiele krótszy i nie spęłniający swojego zadania. Zwróciłam grzecznie księdzu uwagę, prosząc o poprawienie. minęło 2 lata i nic. Więc znowu bardzo grzecznie poprosiłam o poprawkę, tym bardziej, że kościół był w rozbudowie, więc nie było problemu z materiałem i robocizną. Zero reakcji. Przy okazji kolęd też grzecznie przypominałam. Ksiądz udawał amnezję. W końcu dość ostro powiedziałam co o tym myślę - powiedział, że pomyśli. Ostatnia kolęda. Byłam skłonna odmówić przyjęcia księdza, ale rodzina... Jednak na pewno była to ostatnia wizyta tego kapłana w moim domu. Przyszedł, bez słowa powitania odmówił 1 Zdrowaś , nawet nas nie pobłogosławił, kropiąc za sobą podłogę. Odniosłam wrażenie, jakby jakieś gusła odprawiał. Wyszedł bez pożegnania. Jak to się ma do Ewangielii...?
Z tego co majjkka Napisała można domniemać że nie chce chodzić do kościoła bo ma trudności jako osoba niepełnosprawna z podjazdem i nie jest zbyt dobrze zrozumiana przez księdza .Może kilka słów na ten temat ksiądz jest jak każdy człowiek może być np w złym nastroju itp .Ja wprawdzie nie jestem niepełnosprawny i jestem człowiekiem wierzącym, dlatego uważam że w życiu nie ma przypadków i wszystko ma sens jeżeli nie ma podjazdu do kościoła to przecież zawsze przy kościele są ludzie którzy powinni ci pomóc nie sadzę żeby ktoś odmówił pomocy,nawet myślę że w pewnym sensie byłoby to też świadectwo tych osób zarówno ludzi sprawnych jak i innych .