Z przykrością muszę stwierdzić, że w tym, co pisze Kasiula jest sporo prawdy. W dorosłym życiu, tak po 30-tce, kiedy się okazało, że potrzebuję rehabilitacji, od razu uderzyłam do prywatnych fizjoterapeutów. Od państwowej służby zdrowia odstręczała mnie biurokracja, długi czas oczekiwania oraz fakt, że jedno skierowanie obejmowało tylko 10 zabiegów, a wiadomo, że my potrzebujemy ciągłej rehabilitacji.
Mieszkając i pracując w moim rodzinnym mieście byłam bardzo zadowolona ze współpracy z bardzo młodym chłopakiem. Zaczął mnie rehabilitować będąc jeszcze studentem (!). Zawód rehabilitanta jest jego pasją, co zdarza się raz na milion przypadków. Był to dobry czas w moim życiu, który skończył się wraz z przeprowadzką do Poznania. Niby duże miasto i fizjoterapeutów tutaj, jak mrówków, ale znaleźć kompetentnego fachowca, który ma pojęcie o rehabilitacji neurologicznej, okazało się bardzo trudne. Przez ponad 1,5 roku nie miałam właściwej rehabilitacji, co bardzo odcisnęło się na moim zdrowiu i kondycji. W tym czasie, szukając różnych dróg wyjścia miałam też rehabilitację na nfz, co jeszcze bardziej pogorszyło mój stan zdrowia.
Mam wrazenie, że po pierwsze zalecane są zabiegi, za które placówka dostanie zwrot z nfz, a nie takie które mają pomóc pacjentowi. Po drugie pracujący w nich ludzie to są niedobitki, niedouczone, które nie dają sobie rady w prywatnej praktyce, bo zbyt szybko są weryfikowani przez pacjentów/klientów. Po trzecie tych pożal się boże rehabilitantów guzik obchodzi dobro pacjenta i podstawa zasada osób odpowiedzialnych za zdrowie innych: przede wszystkim nie szkodzić. Szkodzą na potęgę!
Jednak żeby nie było, że tylko ci na państwowych etatach szkodzą. Mający prywatną praktykę również szkodzą. Za długo trwała moja współpraca z takim jednym w Poznaniu. Gość nie miał odpowiedniej wiedzy, a przez to i kompetencji, by rehabilitować mpdowca. Nie przejawiał też żadnej chęci, by się dokształcić i pogłębić swoją wiedzę w tym temacie! Jest to tym bardziej zdumiewające, że przecież prowadził działalność gospodarczą, co powinno go mobilizować do dobrej pracy.
Koniec końców trafiłam, strzałem na chybił trafił, na rehabilitanta, z którym współpraca trwa już 1,5 roku i dzięki któremu znów stoję i chodzę o własnych siłach.
Nasze zdrowie i sprawność są bezcenne, więc tu nie ma miejsca na bylejakość i brak kompetencji, niezależnie, czy jest to usługa z ubezpieczenia, czy prywatna. Rehabilitanci są takimi samymi usługodawcami, jak fryzjer, czy manikiurzystka, tylko spoczywa na nich większa odpowiedzialność, bo oddajemy w ich ręce nasze zdrowie i sprawność, a nie włosy, które odrosną.
W przypadku, gdy czujemy, że rehabilitacja nie idzie w dobrym kierunku, to jak najszybciej należy uciekać z takiego miejsca, kończąc współpracę. W takim przypadku należy szukać innego rehabilitanta. Najlepiej drogą pantoflową. Zarówno fizjoterapeuta z mojego rodzinnego miasta, jak i ten, z który współpracuję w Poznaniu, nie są aktywni w socjal mediach, bo po prostu nie maja na to czasu. Pacjentów zyskują dzięki poczcie pantoflowej. Sama jestem takim przekaźnikiem.
Zatem od złych rehabilitantów uciekaj Kasiulo, jak najdalej. Powodzenia w szukaniu tych właściwych.