Święta: pięknie przystrojona choinka, zapach pierniczków i innych tradycyjnie wigilijnych potraw, spotkania z bliższymi i dalszymi krewnymi, za którymi się tęskni i tym bardziej radośnie się z nimi wita. No i prezenty: zawsze oczekiwane i trafione. Obowiązkowo pogodne twarze i rozmowy na tematy, których wszystkich interesują i każdy może kulturalnie wypowiedzieć swoje zdanie.
Święta: kłótnie kto i gdzie spędza święta, bieganina po sklepach i kupowanie rzeczy niezbędnych i całkiem niepotrzebnych. Głowienie się nad prezentami, które i tak nie ucieszą obdarowanego. Sprzątanie, oczywiście na maksa, tak jakby wszyscy przez rok wszyscy żyli w brudzie. Gotowanie różności w ilościach, jakich przygotowuje się posiłki dla pułku wojska. Potem albo się wyrzuca, prawie bez żalu, albo się wcina do Trzech Króli. Siadamy do stołu wnerwieni na wszystko i wszystko z przyklejonym uśmiechem. Zmęczeni, zniechęceni, zniesmaczeni, marzący o tym, być zupełnie gdzie indziej, a w najlepszym razie, by wszyscy dali nam, nomen omen, święty spokój.
Który obrazek jest prawdziwszy?
Tradycja tradycją, lecz coraz częściej dochodzą do mnie wypowiadanie opinie znajomych, że najchętniej święta spędziliby sami, ewentualnie tylko z drugą połówką. Bez tej całej napuszonej, wymuszonej otoczki.
A Wy, co o tym myślicie?