Jak większość ludzi swoje zakupy planuję, przynajmniej te nico większe W końcu przyszedł ten czas, że razem postanowiliśmy, że zakupimy nową lodówkę, bo stara jest za mała i nie spełnia już naszych oczekiwań. Zakupu dokonaliśmy w Media Ekspert. Z początku wszystko działo się klasycznie i tak, jak należy. Niestety nasze zadowolenie z zakupu nie trwało zbyt długo. Lodówka po dwóch dniach przestała chłodzić. Oczywiście zachowaliśmy wszystkie procedury ostrożności, czyli odstała nieruszona i czekała na rozruch. Czułam momentami taki zapach "przepalania się", ale myślałam, że to przy nowości "coś" zupełnie normalnego. Mój mąż czuł zapach dymu z "wędzonki", że o mało go na testy nie wysłałam. Przecież ma większy kontakt z ludźmi, niż ja teraz. Dopiero bym miała raj. Poza tym zauważyliśmy odpryski na jednej ze ścian lodówki, a duża szuflada na warzywa była obita z jednego rogu. Na początku sklep odsyłał mnie do producenta. Był weekend, więc zostałam bez lodówki i możliwości, jakiegokolwiek ruchu. Życzliwa osoba przypomniała mi o umowie rękojmi. Postanowiłam skorzystać z pomocy strony http://www.konsumenci.org i skontaktowałam się z ich prawnikiem. Tym sposobem napisałam "reklamacje – wymiana towaru" (na stronie ścieżka: zakładka – "pomoc konsumencka", "wzory pism", "drugie pismo od góry"). Oczywiście musiałam dołączyć do pisma przewodniego ksero faktury i paragonu. Reklamacja rozpatrywana była przez dwa tygodnie. Centrala (decydująca o reklamacji) postanowiła wysłać do mnie serwisanta w celu postawienia wstępnej diagnozy. Jak to w serwisie ma miejsce, bywa ogromne zamieszanie, a co za tym idzie – wielorazowe "wiszenie na telefonie" w nadziei na podniesienie słuchawki. Miałam dodzwonić się w piątek, udał mi się dopiero w sobotę. Poinformowano mnie, że serwisant pojawi się w poniedziałek, w najgorszym wypadku we wtorek. W poniedziałek postanowiłam zadzwonić do serwisu, by dowiedzieć się, kiedy mogę spodziewać się kogoś do sprawdzenia lodówki.
Utknęłam na niezrealizowanym połączeniu, czyli nieodbieraniu. Pozostał mi w zanadrzu już tylko sklep. Po kilku próbach skontaktowałam się ze sklepem, gdzie dokonałam zakupu. Interwencja sklepu poskutkowała tym, iż serwisant pojawił się po godzinie 14.00. Po sprawdzeniu orzekł, iż "układ chłodzenia został zalany olejem", najprawdopodobniej podczas transportu. Wielu dostawców nie wie, jak obchodzić się z nowoczesnymi lodówkami. Ponownie nie zgodziłam się na naprawę sprzętu. Żądam wymiany na sprzęt nowy i wolny od wad. Po wizycie serwisanta skontaktowałam się z infolinią TLC i wymieniłam maila. Dostarczyłam w nim ponownie fakturę, paragon, nr seryjny lodówki, dokumenty reklamacyjne dostarczone do sklepu oraz opinię serwisu. Powtórnie skontaktowałam się z infolinią TLC, w celu uzyskania informacji, jaki jest czas oczekiwania. Choćby dlatego, że za długo to wszystko trwało i trwa nadal. Pan uprzejmie mnie poinformował, że jeszcze jest potrzebne zdjęcie frontu lodówki. Pewnie chcieli sprawdzić, czy jeszcze stoi i jest na miejscu. Już mi wszystko opadło z wrażenia, ale nie poddałam się, spełniłam i taką prośbę. Na rozpatrzenie mojej odmowy naprawy mają dwa dni. Jestem bliżej wymiany sprzętu niż dalej. Nie poddam się, choćby nie wiem, jakie kłody pod nogi mi kładli.
Wnioski końcowe:
- za dostawcę sprzętu odpowiada sklep, bo płacisz za to i masz wyszczególnione na fakturze;
- nie daj się zniechęcić naprawą, bo najpierw jest ekspertyza;
- pierwsza opinia/zdanie nie jest decydująca i ostateczna;
- walcz o swoje prawa i szukaj rozwiązania do samego końca;
- wizyta serwisanta nie oznacza naprawy; niektóre uszkodzenia nie da się zwyczajnie naprawić lub się nie opłaca. W tym przypadku wylanego oleju nie da się pozbyć z lodówki do ostatnie kropli; fizycznie jest to niemożliwe;
- nastaw się, że na jednym telefonie się nie skończy;
- sklepy wykorzystują Twoją niewiedzę i brak doświadczenia w danej sytuacji;
Jeśli miałaś podobną "przygodę" opisz ją tutaj. Co dwie głowy, to nie jedna. Pozdrawiam, M.