Już jestem w domu. W szpitalu byłam niewiele ponad 48 godzin, a przygotowywałam się na o wiele dłuższy pobyt. W szpitalu zameldowałam się w środę przed 8-mą rano i tego dnia miałam standardowe badania: EKG, krew, RTG. Powiedziano mi, że jestem ostatnia w kolejce do zabiegu w czwartek, co wypada między 12 a 14 godziną. . 18-tej wreszcie zaczęła się akcja, Jeszcze na sali dostałam w tabletce "głupiego jasia" i na blok. Jeszcze sama się przeturlałam na bloku operacyjnym z łóżka na stół. Ostatnie, co pamiętam, to słowa lekarza, który powiedział, że ma na imię Szymon i.. film mi się urwał . Obudziłam się już na swojej sali, nie czułam nóg, ale o tym to mnie uprzedzono To było po 21-ej, więc w miarę szybko to poszło. Po tym zabiegu, to pielęgniarki, co chwilę do mnie zaglądały, także cokolwiek było potrzebne to miałam podane i czułam się zaopiekowana. Już przed 8-mą rano rehabilitantka postawiła mnie na nogi, przy balkoniku. Ponieważ nic mnie nie bolało, no to biorę ustrojstwo i normalnie, po swojemu idę, a kobieta się drze za mną, że nie tak szybko :-))). Cztery godziny później byłam już w domu. Ponieważ nie wiedzieliśmy, w jakim stanie będę to wypożyczyliśmy balkonik, który na szczęście nie jest potrzebny i tylko zawadza i dziś go oddajemy. Na do widzenia w piątek dostałam jeszcze kroplówkę przeciwbólową. Dziś jest poniedziałek, więc leki już dawno przestały działać, a ja czuję się nadspodziewanie dobrze (nie potrzebuję się wspomagać lekami przeciwbólowymi). Kolano jest opatrzone i opatrunek zmieniamy, co dwa dni. Jeśli efekt po zabiegu się utrzyma, czyli nie będzie bolało i będę normalnie chodzić i funkcjonować, to polecam zabieg artoskopii, jeśli komuś wysiadają kolana :-).