***
Na granicy ułudy
Budzę się, by się zbudzić
Szturcham się żwawo
By do życia znów powrócić
Sen był koszmarem
Już do niego nie chcę wracać
Życie nie inaczej
Z boku na bok nas przewraca
Czasem można stanąć prosto
Głowy wyżej dać nie idzie
Ludzkość na wzór boski
Ma ze sobą jedno życie
Niżej upaść można
Kładąc się na ziemi wpół
Wszystko można poznać
Idąc jeszcze niżej w dół
Wielu jednak nie chce
Doznać tego na swej skórze
Niosą się na ręce
Wznosząc jak skrzydła ku górze
Jednak spadać z tak wysoka
Na podglądzie złej gawiedzi
Tylko jedna droga
Ku podłożu ciągle lecisz
I jak Ikar orle pióra
Gubisz stale na swej drodze
Czasem lepiej być na ziemi
Niż innym ku przestrodze
Orzeł z Ciebie żaden
Żaden jastrząb ani sokół
Kiedy jesteś tak wysoko
Lepiej już nie spuszczaj wzroku
Więc idę ze spuszczoną głową
Po spalonej, czarnej ziemi
W grobie jedną nogą
Jednak diabli mnie nie chcieli
Niżej tylko przepaść
Oceany, ostre skały
Czas jednak uciekać
Nim to diabły przemyślały
Patrzę więc przed siebie
Ani wyżej ani w dół
Jaki jestem - nie wiem
Lecz zostało życia pół
Może ta połowa wieku
Lepsza trochę będzie
Spadną znów kasztany
Żółte liście i żołędzie