Cześć,
znalazłem się w dość kłopotliwej sytuacji. Mianowicie miesiąc temu zmarła moja mama. Pozostałem sam z chorobą. Wspominam o matce, ponieważ również chorowała psychiatrycznie i wzajemnie byliśmy dla siebie oparciem.
Zachorowałem w 2001 roku, mając 24 lata.
Początkowo był to zespół paranoidalny, później schizofrenia.
Jednakże lekarzowi u którego leczyłem się od 2007 roku przedstawiłem na piśmie opis zaburzeń wraz z wykresem szybko zmieniającej się sinusoidy wahań nastroju.
Ten oczywiście wsunął moją "twórczość" na dno dokumentacji by dopiero po 12 latach leczenia przepisać lit - lek na zaburzenia nastroju. Lek pomaga ale wywołuje wraz z neuroleptykami skutki uboczne. Wszystko wskazuje na to, że jest to choroba afektywna dwubiegunowa z występującymi urojeniami w okresie nasilenia się manii.
Lekarz twierdzi, że dla mnie lepiej, żeby na papierze była to schizofrenia, bowiem wg lekarza chorobę afektywną leczy się tak samo jak schizofrenię - tymi samymi lekami. Pozostaje pytanie, dlaczego tak późno wdrożył najsilniejszy lek?
Tu zastanawiam się, analizując swoje zachowanie z okresu dojrzewania, 15 roku życia - dochodzę do wniosku, że urojenia miałem wcześniej.
Przejawiała się choroba również w zachowaniu, jednak rodzice nie udali się ze mną do lekarza.
Występowałem o rentę. Lekarze twierdzili, że choroba wystąpiła później jak w okresie 18 msc od czasu zatrudnienia (co nie jest zgodnym z prawdą - wahania nastroju z urojeniami mam przez cały czas od 2001 r a zapoczątkowały się wcześniej).
Później starałem się wykazać, że zachorowałem w okresie 18 msc przedstawiając dokumentację.
Przy czym każdorazowo diagnoza była błędna. Wcześniej diagnoza nie była pewna schizofrenii - lekarze zmieniali ją często, niekiedy uzdrawiając mnie.
Dodam, że od 2011 szósty rok jak zostałem uznany za znacznie niepełnosprawnego.
Czy można coś z tym jeszcze zrobić?
Użytkownik numer edytował ten post 06 październik 2019 - 15:50