Kilka długich uwag od "obcej baby z Internetu" (z MPD, po trzydziestce),
A kiedyś sam mi sugerował bym ograniczyła kontakty z koleżankami bym więcej ćwiczyła
Czyli dwanaście lat temu. Po pierwsze on był sam pewnie niezbyt dorosły, po drugie miał prawo np. pomyśleć, że jeśli „ograniczysz kontakty” teraz, to za rok, no góra dwa, będzie dużo lepiej – bez specjalistycznej wiedzy trudno ocenić, ani jakie postępy będą możliwe w rehabilitacji, ani jak szybko lub wolno będą następować, można więc zachęcać lub zniechęcać nierealistycznie.
Po drugie, ludzie mają prawo do zmieniania poglądów w ciągu tak długiego czasu. Nie ma sensu tego wypominać.
No i stwierdził, że ze mną nie ma o czym gadać bo nie pracuję, nie mam męża ani dzieci.
Wielu ludzi buduje relacje na podstawie tego, że mają podobne doświadczenia życiowe i jeśli Ty ich nie masz, „nie będą mieli o czym z Tobą gadać”. Mam ponad trzydziestkę bez męża i dzieci i widzę, że część moich krewnych ma problem z tym, o co właściwie mnie zapytać, jak mnie widzą. Moi dobrzy przyjaciele wiedzą – a skoro przyjaźń się utrzymuje, to znaczy że kontakty są dla nich wystarczająco interesujące – ale ktoś, kto mnie nie zna tak dobrze, nie wie. Bo to, co zajmuje mnie, nie zajmuje jego i odwrotnie. Więzy krwi nie są przy tym najistotniejsze.
Czuję się tak jakby nikt nie zauważał moich postępów
Pracuję w całkiem dobrze płatnym, specjalistycznym zawodzie – mój Ojciec jednak jest zawiedziony, że nie zostałam pracownikiem naukowym ani nie mam pracy na klasycznym etacie na prestiżowym stanowisku. Ja podjęłam decyzję, że nie robię ani jednego ani drugiego, bo ograniczenia wynikające z niepełnosprawności utrudniałyby mi dobre wykonywanie takiej pracy (nie mogłabym np. tak po prostu wyjechać na zagraniczną konferencję, a jako pracownik naukowy powinnam móc). Musiałam się pogodzić z tym, że on być może zawsze będzie podskórnie niezadowolony. Od tego, żeby mnie doceniać mam np. ludzi, którzy są w tym samym zawodzie. Mojej koleżance w tej samej branży mogę powiedzieć „Hej, wiesz jakie fajne mam teraz zlecenie” i się pochwalić. Ona nie będzie odruchowo reagować „No tak... ale to nie etat.”
Ty opisujesz siebie jako „aspołeczną”, a do tego twierdzisz, że uznałaś prawie wszystkich swoich rówieśników, z którymi miałaś kontakt, „za głupszych”. Jednocześnie zaś masz potrzebę akceptacji – gdybyś nie miała, brak akceptacji w rodzinie by Cię nie bolał i nie potrzebowałabyś się radzić obcych z Internetu co z nim zrobić.
Ludzi, którzy są w podobnym miejscu w życiu i mogą z jednej strony cieszyć się z naszych sukcesów, a z drugiej strony motywować do rozwoju potrzebujemy wszyscy. Ty też. I często to nie będzie, a wręcz nie może być rodzina. Izolowanie się od innych jest nie tyle „mało szlachetne”, co głupie właśnie. Bo potem są potrzebni rówieśnicy na podobnym etapie życiowym... i się ich nie ma. Krótko: Twoja aspołeczność nie jest powodem do dumy i należałoby raczej nad nią popracować, bo potrzeba akceptacji jest normalną cechą ludzką i gdzieś ją trzeba zaspokajać
Ba, nawet krytycyzm rodzicielski jest rzeczą normalną. Całe lata rodzice mówili mi, że mam „ładniej chodzić”. Niby wiedziałam jak to się robi, ale nie byłam w stanie. Dwa lata temu przypadkiem rehabilitant powiedział mi, że mam bardzo niesprawną pewną grupę mięśni, zapytałam go co z tym robić; po dwóch latach ćwiczeń coś się gdzieś tam w biodrze odblokowało i chodzę „ładniej”. Rodzice chcieli dobrze, ale nieważne jak bardzo zwracali uwagę – nie mogłam chodzić lepiej tylko dlatego, że ktoś mi to powiedział, bo od mówienia mięśnie nie rosną.
W tym sensie jest niezbyt pożyteczne ale bardzo normalne, że rodzice starają się motywować krytyką – bo mogą nawet nie wiedzieć co innego mieliby powiedzieć. Po to właśnie są znajomi na podobnym etapie życia oraz specjaliści, żeby doceniać za postępy (znajomi) i oceniać przyszłe możliwości rozwoju (specjaliści).
Oczywiście zamierzam pracować kiedy zacznę dreptać bez kul, bo na razie do samodzielności mi jeszcze dalej niż bliżej. Może wtedy jakaś prosta zdalna praca, by wszystko pogodzić? Na nic innego chyba nie mogę liczyć, bo matury nie mam pomimo pięciu podejść.
Po tym co napisałaś, nie jest „oczywiste”, że zamierzasz pracować. Wygląda to bardziej tak, jakbyś starania o pracę odkładała na bliżej nieokreśloną przyszłość. Przypomina mi to sytuację, w której ktoś narzekał, że nigdy nie będzie miał żony bo nie stać go na wykup mieszkania.... po czym wyszło w rozmowie, że od dziesięciu lat nie ma kompletnie żadnych znajomych. W takiej sytuacji on nie będzie miał żony dlatego, że jej nie pozna i nawet gdyby mógł kupić mieszkanie, nic by mu to nie pomogło. Ale zwalając winę na coś odległego (ceny mieszkań) nie musi się zajmować tym, co ma bliżej (że nie ma żadnego życia towarzyskiego).
Piszesz, że szukałabyś pracy zdalnej – czyli takiej, w której sprawność poruszania się nie jest najważniejsza. I że pięć razy oblałaś maturę. Pytanie za sto punktów: dlaczego? Czy masz takie trudności w uczeniu się, że nie jesteś w stanie matury zdać, czy też mogłabyś to jednak osiągnąć? Należałoby to uczciwie ocenić.
To ważne dlatego, że jesteś już na takim etapie życia, kiedy odkładanie kwestii pracy na później utrudnia jej znalezienie. Powiedzmy, że za pięć lat byłabyś zadowolona z wyników rehabilitacji – ale okazałoby się, że masz już prawie trzydziestkę i nie masz matury: znalezienie pracy lub zdanie matury nie będzie wtedy prostsze niż jest teraz. W takiej sytuacji zajmowanie się tylko jednym aspektem życia naraz nie bardzo ma sens. Lepiej jest założyć nie do czego masz dojść najpierw, a ile czasu i energii chcesz / możesz poświęcać na obie rzeczy jednocześnie.
Oczywiście są ludzie, którzy z powodu swoich dysfunkcji nigdy pracy nie znajdą. Ale wtedy ważne jest, żeby mieli o tym realistyczne pojęcie. I pogodzili się ze stratami, które z tego wynikają oraz starali się ograniczyć ich skutki.
Jestem obcą babą z Internetu i Cię nie znam, ale gdybym miała coś sugerować: zastanów się nad tym, czemu oblałaś maturę pięć razy, może spróbuj wyjechać na jakiś turnus łączący rehabilitację z oceną zdolności zawodowych i popracuj nad nastawieniem do kontaktów międzyludzkich. Bo w tej chwili opisujesz siebie jako osobę aspołeczną, co teoretycznie powinno oznaczać „niezainteresowaną kontaktami” (w tym akceptacją)... a jednocześnie wspominasz, co brat Ci powiedział 12 lat temu, żeby uzasadnić, że to Ty masz rację (a brat powinien Cię akceptować).
[Ostatni akapit usunięty - mój błąd.]
Użytkownik Boginka edytował ten post 17 sierpień 2019 - 16:22