Wiadomo, że wielu z nich prowadzi tzw. drugie życie, ale myślę że przynajmniej połowa potrafi wytrwać w swoich postanowieniach, chociażby ze względu na składane śluby. Tym bardziej że powszechnym jest przekonanie iż księża mają za dobrze, a gdyby jeszcze mogli mieć żony, dzieci to już zupełnie miód, malina...
Przede wszystkim nie ma takich danych, które by jawnie pokazywały, jak bardzo jest łamana przysięga czystości wśród duchownych. Ten problem jest od lat znany, ale to nadal jest wstydliwa tajemnica. Poza tym pamiętaj o tym, że celibat nie jest dogmatem wiary. Inaczej jest regułą życia, która jest bardzo ceniona wśród części wiernych, szczególnie tych oddanych tradycji. Jednak z drugiej strony, gdyby był traktowany jako dogmat to „nie da się ukryć wzrastającego odsetka księży parafialnych i zakonnych, którzy świadomie łamią przysięgę czystości". Po drugie wykonywanie wielu ról społecznych w tym rodzinnych, jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Nie od dziś funkcjonują wśród nas kapłani, którzy posiadają rodziny i są doskonałymi mówcami, czy przewodnikami duchownymi. Wreszcie, co tutaj dużo mówić - Papież Franciszek jest coraz bardziej za częściowym zniesieniem celibatu, w myśl tych słów:
"Wiele kościelnych wspólnot z terytorium amazońskiego ma ogromne trudności w dostępie do Eucharystii. Niekiedy trwa to miesiące, a nawet kilka lat, kiedy ksiądz może dotrzeć do takiej wspólnoty (...). Doceniamy celibat jako dar Boży, w tym zakresie, że umożliwia misjonarzowi, wyświęconemu na kapłana, oddać się całkowicie posłudze na rzecz Świętego Ludu Boga. Biorąc pod uwagę, że różnorodność nie narusza wspólnoty i jedności Kościoła, zaproponowaliśmy ustalenie kryteriów i dyspozycji, by wyświęcać na księży nadających się i szanowanych mężczyzn ze społeczności, którzy przeszli przez diakonat stały i otrzymali adekwatną formację kapłańską, mając ustabilizowane i zgodne z prawem życie rodzinne (...)". Źródło: https://wiadomosci.g...dotarli-do.html
Poza tym nie chciałabym przyjmować Komunii Św. od kogoś kto na co dzień jest mężem i ojcem, w sobotę np. instruktorem tańca, a w niedzielę lub od wielkiego dzwonu przypomina sobie że jest księdzem.
Widać, że nie masz zielonego pojęcia, o czym piszesz. Opisany przez ciebie stan duchowny w kościele katolickim istnieje i nazywa się "DIAKONEM STAŁYM":
Według prawa kanonicznego kandydat do diakonatu stałego – mężczyzna nieżonaty i zobowiązujący się do celibatu – może przystąpić do święceń po ukończeniu 25. roku życia. Kandydat związany małżeństwem musi mieć ukończonych 35 lat i posiadać pisemną zgodę żony. Źródło: https://pl.aleteia.o...go-50-lat-temu/
Diakon stały może odprawiać nabożeństwa, błogosławić śluby, prowadzić pogrzeby, udzielać komunii i głosić kazania, czyli w dużej mierze wszystko to, co wymieniłaś wyżej.
Same zmiany wymuszają czasy, w jakich żyjemy, konkretna potrzeba i konieczność oraz świadomość, że tak też da się to wszystko pogodzić, bo przecież już wcześniej się sprawdziło. Nie można tego traktować, jako coś gorszego, bo to nie ma uzasadnienia. Czy to znaczy, że będziesz się inaczej modlić, lub postępować?! Czy doświadczysz jakiegoś uszczerbku u siebie? Stracisz coś ważnego przez to? Oczywiście nie. Chodzi o samo podejście i uzmysłowienie sobie, że, jeśli ktoś chce naprawdę wierzyć w Boga, to zapewne żadne przeszkody tego nie zmienią, bo nie mają takiej siły, ani mocy w sobie. W końcu najważniejsze - przy takich zmianach nie można myśleć o własnym dobru, a bardziej o ogólnym, jako wspólnocie ludzi, bo ono jest istotniejsze... Stąd takie decyzje i oby za nimi poszły kolejne.