Jak byłam znacznie młodsza i szczuplejsza w pasie – czyli jakieś dziesięć lat temu – broniliśmy (ja i znajomi) kolejno magisterek. Sporo ludzi się bało, no bo niby pytania mogą być z całego zakresu literatury i kultury brytyjskiej (taka specjalizacja – kierunek filologia angielska). To jest ponad tysiąc lat historii i nawet nie wiadomo, jak bardzo szczegółowe mogą być pytania... Nagle co wrażliwsi z nas mieli kryzys tożsamości. No bo okej, uczyliśmy się dzielnie te pięć lat, ale tak w sumie, to co my wiemy?
Wszyscy zdali. W porównaniu do tego, ile się uczyłam, sam egzamin przeszłam w trymiga i komisja mi jeszcze celowo zadała pytania z mojego obszaru zainteresowań (czyli takie, o których z góry wiedzieli, że mogę dużo powiedzieć).
Nauczona późniejszym doświadczeniem pracy na uczelni zdradzę Ci tajemnicę: jeśli ktoś zostaje dopuszczony do obrony to nie po to, żeby go potem na egzaminie uziemić. Jak sie chce kandydata uziemić, to się to robi wcześniej i po prostu nie dopuszcza się do obrony. Egzaminatorom też nie na rękę, jak kandydat nie zda z byle powodu już na poziomie egzaminu. Najprawdopodobniej Twojemu promotorowi też zależy na tym, żebyś zdała, skoro Cię dopuścił. Oczywiście oblać sam egzaminy pewnie też się da, jak ktoś się uprze, ale to nie jest aż takie proste, jak się wydaje, jeśli komisja jest po stronie kandydata, a kandydat nie leci sobie w kulki i się jednak jakoś przygotuje. Odwagi.
Użytkownik Boginka edytował ten post 27 grudzień 2018 - 20:50