Dobrze. Wyobraźmy więc sobie że pielęgniarki traktujące olewczo swoją pracę wyleciały z roboty. Czy wtedy pogoniłyby pacjentkę po poważnym zabiegu po kaczkę do łazienki? Oczywiście że nie. A dlaczego? A dlatego że żaden poważny zabieg by się nie odbył. Oddział szpitalny nie jest w stanie funkcjonować bez pielęgniarek, tak samo bez pielęgniarek i instrumentariuszek nie odbędzie się także żaden zabieg chirurgiczny.
Można oczywiście stworzyć mechanizmy, by to pacjenci eliminowali takie "czarne owce", ale można też zrobić odwrotną selekcję - wybierać najlepszych kandydatów i najlepsze kandydatki pod względem empatii i dopiero poddawać edukacji medycznej i też bycia człowiekiem. Oczywiście to nie rozwiąże w 100% problemu, ale jest to jakieś rozwiązanie
Zgadzam się z przedmówcami, że polski system opieki zdrowotnej praktycznie przestał istnieć. Ilość personelu medycznego, przypadającego na tysiąc mieszkańców, mamy najniższą w Europie, nawet w Albanii jest lepiej. Pewnie można to było rozwiązać lepiej, na przykład w Czechach opieka zdrowotna funkcjonuje nieporównywalnie lepiej niż u nas, tam na wizytę u lekarza nie czeka się miesiącami. Jednak żaden rząd od 20 lat nie podjął nawet próby naprawy tego chorego systemu i tu powinniśmy zadać sobie pytanie: dlaczego?
Bo politykom brak pewnej części ciała A tak na poważniej.
Osoby przy władzy nie zawsze potrafią rozmawiać z ludźmi i przekonywać ich do siebie i swoich reform, z kolei ludzie patrząc przez pryzmat portfela tu i teraz, nie rozumiejąc mechanizmów działania państwa nie mają zaufania do polityków. Ponadto, wyborcy nie mają jakiejś dalekosiężnej wizji kształtu swojego państwa, w skutek czego często stawiają na populizm jak na racjonalizm - w parlamencie znajdują się przypadkowe osoby. I tak na dobrą sprawę, co 4 lata jest zmiana o 180 stopni. Przychodzi "nowa miotła", są nowe porządki - wszystko co stara ekipa wprowadziła jest be nasze będzie lepsze i zaczynamy budować coś od nowa. A przy reformach długofalowych nie ma nic gorszego. Podejmowanie niezbyt popularnych decyzji i reform oznacza niewielkie poparcie w sondażach co w przypadku ich niepowodzenia dla wielu posłów i mniejszych partyjek oznacza zaistnienie tylko w jednej kadencji, dlatego też ustawy przybierają dziwaczne kształty i zawierają zgniłe kompromisy.
To, że w Czechach się udało wynika z paru czynników. Reformę zrobiono raz a konkretnie, każda następna ekipa wprowadzała niewielkie modyfikacje (co u nas jest raczej nie możliwe). Ich reforma zakładała, że filarem będą publiczne ubezpieczalnie, które będą walczyć o pacjentów i konkurować między sobą. Im bardziej skomplikowany zabieg - tym ubezpieczalnia zarobi. Nadzór nad daną kasą ma samorząd bądź rząd. Z definicji jest niedochodowa, ale jeśli zarobi, to reinwestuje. Kolejnym elementem systemu są wytyczne MZ, regulujące max. czas jaki pacjent może oczekiwać na zabieg lub wizytę. Jeśli placówki ten czas przekraczają - nie powinny mieć zawieranych kontraktów z ubezpieczalniami. Na swoją służbę zdrowia Czesi przeznaczają znacznie większą kasę jak my (ponad 7% PKB, nie to co u nas - niespełna 4,7% PKB). Czesi nie bali się też wprowadzić niewielkich odpłatności za wizytę u lekarza, wezwanie karetki czy pobyt w szpitalu. To znacząco ograniczyło kolejki do lekarzy.
Wadą ichniego systemu są kłopoty z inwestycjami, bo ubezpieczalnie nie płacą za remont szpitali czy nie fundują nowego sprzętu. I podobnie jak my, mają kłopot z brakiem personelu medycznego.
Źródło opracowania: http://wyborcza.pl/7...a.html#BoxGWImg