Ciężko to pojąć urodzonym przed chwilą, ale w uprzedniej epoce nie wiodło się życia tak bardzo uzależnionego od prądu, kabli i telefonów. Nie było zalewu teczek, podsłuchów, kamer, chipów oraz kultu świętego Patałacha. Nie istniał świat haków, przecieków i reklam. Kupowania za darmo i legalnych oszustw w pakiecie. Prosperowały za to sklepy handlujące kartkami na towar.
Gier komputerowych czy wypasionych smartfonów nie wynaleziono jeszcze i być może z tego powodu żyło się ludziom niemal pełną piersią.
Internetu też nie uświadczyłeś, komórki były jeno na węgiel, a kiedy w drodze popsuł się samochód, to do najbliższego telefonu drałowało się po ewentualną pomoc.
Przyznać też trzeba, że człowiek do człowieka miał ciut bliżej; nie musiał przedzierać się przez morza i oceany nienawiści. Łatwiej mu przychodziło nie być kanalią i prędzej nawiązywał z drugim silniejszą nić zrozumienia.
Był to zupełnie inny świat i nie można o tym zapominać. Tak jak nie można do wczorajszych warunków przykładać dzisiejszych ocen.
Strach władał ludzkimi sumieniami. Nielicznym nakazywał postępować uczciwie, po rycersku, zgodnie z prawem. Lecz większość zadowalała się zanurzaniem głowy w piasku i dbaniem o swoją powłokę, gdyż za wyrażanie poglądów niezgodnych z partyjnymi ustaleniami szło się do więzienia (za Stalina – na odstrzał) lub do dostawało skierowanie na elektrowstrząsową resocjalizację do krainy pasów i kaftanów.
Bunt przeciwko władzy i marsze w obronie gwałconych praw człowieka kończyły się bolesnymi ścieżkami zdrowia, a więc pałowaniem, represjami polegającymi między innymi na utracie pracy.
W odróżnieniu od obecnych czasów, trzeba było ponosić konsekwencje swojej odwagi. Nie każdego uczestnika społecznego protestu było na nią stać. Ponieważ okazywała się tak cenna i trudna. Dla wielu zaś niemożliwa. I dlatego wyśmiewana przez tych, co nie potrafią jej sprostać.
Krótko mówiąc: choć na ogół wiodło się podławą egzystencję, to jednak JAKOŚ urządzało się w tej dupie, jak mawiał Kisielewski.