Ostatnio rozmyślałam o swoich narodzinach - to maleńkie 1 kg niepełnosprawne dzieciątko nie było brzydkie i powykrzywianie.
Lecz tej zdrowej Kasi nie ma. Odeszła. Narodziło się nowe dziecko - które rzuca mały mroczny cień.
Jako, że Bóg mi pomógł, jestem mu za to wdzięczna.
PS. Co to za cień?
Nie mam porażonej mowy, twarzy, rąk. Wyglądam jakbym uległa wypadkowi samochodowemu.
Mam gdzieś samotność. Słucham metalu i rocka gotyckiego, ale jestem wierzącą osobą.
Oprócz tego bywam radosna. Nie mogę słuchać tej muzyki cały czas.
Stopniowo obawy moich rodziców, co do mojego stanu uspokajały się. Jakie ładne, porażone dziecko. Tylko nogi.
To był tylko 1 wylew. Jako wcześniak byłam po prostu rozwinięta i nie mam tej cholernej astmy.
Czytałam historię Justyny, która chodziła o chodziku i uległa wypadkowi samochodowemu i leży w męczarniach
I can't wait.
Justyno
Dlaczego to się dzieje?
Jaka będzie moja droga życia?
Użytkownik kuba edytował ten post 25 kwiecień 2016 - 19:35
Poprawa stylu wypowiedzi