Nie tak. Albo nie do końca tak. Sądziłem, że to już zostało wyjaśnione/napisane przeze mnie wcześniej.
Przecież nikt nie będzie nawet myśleć o tym, że możliwość doboru i dostosowania systemu do własnych wymagań i potrzeb będzie wadą - to sytuacja pożądana i wręcz idealna. Ale to jedna strona medalu, bo z drugiej - moim zdaniem oczywiście - ta różnorodność (pomijając raczej znikomy udział w rynku) może być problemem dla producentów sprzętu i nawet ogólnie oprogramowania.
I nie jest aż tak wesoło, jak pisze
marder z testowaniem i szukaniem dystro dla siebie. Bo ile można przetestować i na ile testowania wystarczy cierpliwości oraz... czasu? Tydzień, aby ocenić dystro? Dla początkującego czy zaawansowanego?
Debiana i Gentoo u siebie nie miałem z tych najbardziej popularnych. Pozostałe wybierałem, najpierw czytając o nich. Siłą rzeczy były to te "główne" dystra. Niestety albo nie współgrały dobrze z moim standardowym raczej sprzętem: grafa ATI (wiem, nie lubią się z Lin), karta TV, później urządzenie wielofunkcyjne, o firmowym oprogramowaniu do tel. komórkowych czy sprzętu foto/video już nie wspomnę. Żadne wymyślne sprzęty, a ich prawidłowa współpraca z OS to chyba podstawa (przynajmniej dla mnie). Jeśli już się pogodziłem z ograniczeniami sprzętowymi (ratował Win), to okazywało się, że po aktualizacji mi się Lin sypał. I się zastanawiam (-łem), gdzie ta jego osławiona stabilność? U siebie jej na pewno nie widziałem. Nie ta dystrybucja czy co? Za to XP instalowałem jedynie po całkowitej wymianie sprzętu. Raz na kilka lat. I raz po zmianie dysku na większy klonowanie i dalej wszystko działało.
Stwierdziłem w końcu, że chyba mam wyjątkowego pecha do Lin. I jeszcze jedną osobę (zawodowy informatyk/programista) spotkałem, która też miała aż tak wręcz niewiarygodnego pecha (bo chyba wymyka mi się to spoza logicznego wytłumaczenia) z Linuksami. Jakbym słyszał o swoich "przeżyciach", gdy przedstawiał swoje "przygody".
A 7 na razie (raptem piąty miesiąc dopiero) jakoś działa, ale... mimo wszystko ciągle liczę, że w końcu pojawi się jakieś dystro, które nie okaże się dla mnie "pechowe". Może kolejne podejście w końcu okaże się bardziej trafione? Gdybym stał z boku i słyszał o tym, w jak dziwnych czy wręcz dziwacznych okolicznościach Lin kończył u mnie żywot, chyba bym nie uwierzył, że to w ogóle możliwe...
Echhh... Rozpisuję się, bo... bo też Linuksy to całkiem spory kawałek mojego komputerowego "życia". Bardzo byłem uparty, aby "coś" mieć, ale Linux jeszcze bardziej, aby u mnie nie być. Na razie Linux ze mną wygrywa
Co niekoniecznie mnie cieszy...