Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Jaką książkę obecnie czytacie i jaką polecacie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
599 odpowiedzi w tym temacie

#421 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 12 czerwiec 2020 - 13:59

20166915d2.jpg 

W drugiej połowie lat pięćdziesiątych Polska utrzymywała 64-tysięczny korpus Armii Czerwonej (40 tysięcy żołnierzy wojsk lądowych, 17 tysięcy wojsk lotniczych oraz 7 tysięcy marynarzy). Zajmowali 70 tysięcy hektarów, 2,5 miliona metrów kwadratowych powierzchni koszarowej, nie płacili ani grosza za użytkowane grunty i tylko symboliczne kwoty za żywność. To był właściwie eksterytorialny obszar. Dowództwa okręgów wojskowych, na terenie których stacjonowały sowieckie wojska, nie miały żadnego wglądu do ich garnizonów. Gdy przedstawiciel MON przyjechał do Legnicy, ich dowódca – było to już po podpisaniu umowy regulującej status Armii Czerwonej w Polsce – oznajmił, że dokument mało go obchodzi. „Bez statusu też wszystko było w porządku” – oświadczył. Radzieccy wojskowi i politycy hołdowali myśleniu, że „my was wyzwoliliśmy, a wy teraz przedstawiacie nam jakieś rachunki”

[...]

„Niełatwo było zapewne temu mało komunikatywnemu, zamkniętemu w sobie człowiekowi, niezbyt jeszcze pewnie czującemu się na obcym mu

politycznym gruncie, pełnemu kompleksów, udręczonemu nieustanną samokontrolą i w dodatku nie pijącemu alkoholu, dostosowywać się do
obcych mu duchowo i kulturowo osobników, udawać jednego z nich z tego tylko powodu, że od nich zależało więcej niż od innych – napisał generał
Tadeusz Pióro. – Ale wtedy, w owym gronie, w atmosferze intymności, niewątpliwie omawiano kwestie personalne wojska, padały nazwiska,
nadawano bieg sprawom”. Mimo swojej abstynencji, mimo niezwykłej „sztywności”, wreszcie mimo diametralnie innego pochodzenia, Moczar
i Korczyński długo windowali Jaruzelskiego. Generał zawdzięczał im najpierw awans na szefa Głównego Zarządu Politycznego i powrót z prowincjonalnego Szczecina do Warszawy, a później objęcie MON-u.

[...]

. Popularny sowiecki  dowcip z tego okresu głosił, że „bezrobocia nie ma, ale nikt nie pracuje. Nikt nie pracuje, ale produkcja wzrasta. Produkcja wzrasta, ale w sklepach pustki. W sklepach pustki, ale nikt nie umiera z głodu. Nikt nie umiera z głodu, ale wszyscy są niezadowoleni. Wszyscy są niezadowoleni, ale wszyscy głosują za”. To dobrze oddawało rzeczywistość ostatnich lat breżniewowszczyzny.
 


Użytkownik Al_Bundy edytował ten post 14 czerwiec 2020 - 09:52

  • 0
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#422 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 12 czerwiec 2020 - 18:26

Przeczytałam niechcący, mimo chodem, ale się uśmiałam :hehe: :hehe: :hehe: . Mimo upływu lat "Lesio" Joanny Chmielewskiej bawi niezmiennie, przy okazji pokazuje zmagania z peerelowską codziennością.

Polecam jako odstresowacz na naszą rzeczywistość. 

 

352x500.jpg


  • 1

#423 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 16 czerwiec 2020 - 09:27

352x500.jpg

Nariadczyk i komendant są panami życia i śmierci, oni rozdzielają funkcje. Cała tłuszcza obozowa wie o tym i ilczy, co bowiem może zrobić? Powiedzieć obozowej wolnej władzy? Ależ władza wie o tym doskonale i nic ją nie obchodzi, że jeden ma więcej, a drugi mniej, za skargę zaś jedna jest tylko kara: śmierć. Ten, kto donosi, umrze niechybnie, jeżeli nie w tym, to w innym obozie. Wywołać bunt? Bunt mający na celu sprawiedliwość byłby poczytany przez oficerów MWD za akt polityczny skierowany nie przeciwko uzurpacjom przywilejów przez klikę więźniów, lecz przeciwko samemu MWD, wojskowej administracji. Ci zresztą, co zostali pomówieni o nadużycia, są prawą ręką tejże administracji, cieszą się jej zaufaniem, próba więc podważenia ich autorytetu może skończyć się dla buntowników co najmniej karcerem, jeżeli nie czymś
gorszym. Są jeszcze karne obozy, specjalne więzienia lub po prostu ciężkie ogólne prace. Tak, powtórzyć jeszcze raz trzeba, władza zawsze ma rację

[...]

 Wódki nie pije się tak zwyczajnie. Picie to cały ceremoniał. Ustawiamy się czwórkami, pierwsza czwórka podchodzi do lady, wysupłuje wspólne pieniądze na litr. Maruśka, sprzedawczyni, stawia cztery szklanki, zręcznym ruchem wybija korek i nalewa szybko do szklanek po brzegi. Pustą butelkę wrzuca do skrzyni, z tekturowego pudła wyjmuje kawałki solonego śledzia i kładzie na wyciągnięte ręce. Wypijamy do dna, szybko, bo inni z tyłu czekają, zagryzamy śledziem, wychodzimy i ustawiamy się na końcu kolejki. Maruśka spłukuje szklanki zimną wodą i otwiera nowy litr, dla następnej czwórki. Te same szklanki, te same śledzie. Kolejka posuwa się szybko i już jesteśmy drugi raz przy ladzie. Ten sam ceremoniał. Nie trzeba nic mówić, wszystko wiadomo. Ci z tyłu żartują, sypią anegdoty. Ci z przodu zbyt są zajęci, by tracić czas na zbytnie słowa. Pół litra już za każdym z nas. Stoimy po następną ćwiartkę. Ktoś ze słabą głową odpadł, leży w śniegu, więc ten z tyłu, co jeszcze może pić, zajmuje wolne miejsce. Wszyscy się przesuwamy, zmieniamy towarzyszy, ale porządek zostaje ten sam. Po następnej kolejce jeszcze więcej „trupów”, w końcu zostają najmocniejsi. Tragiczna chwila, gdy tylko dwóch trzyma się na nogach. Maruśka nie chce otwierać butelki. Trzeba wysupłać pieniądze na cały litr. Rzadko jednak dochodzi do tego momentu. Ktoś dał jużznać babom, że odchodzi pijanka. Przybiegają po mężów z wrzaskiem, ruganiami. Niektórych siłą odciągają sprzed sklepu. Innych muszą cucić śniegiem, taszczyć niemal na plecach do domu. Choć mróz nieduży, gdyby kto został na noc, zamarzłby na pewno.

 


Użytkownik Al_Bundy edytował ten post 17 czerwiec 2020 - 16:41

  • 0
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#424 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 18 czerwiec 2020 - 10:03

Ta powieść zostanie na długo we mnie, w mojej pamięci. "Sieć Alice" Kate Quinn to świetnie skonstruowana i napisana powieść o kobietach, które nie potrafiły być bierne zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej wojny światowej. Szpiegowały na rzecz Wielkiej Brytanii, płacąc za to najwyższą cenę. Im jestem bliżej końca, tym czuję większy żal i smutek, że niebawem pożegnam bohaterki tej naprawdę dobrej powieści. Ale za to z przyjemnością napiszę recenzję na naszego bloga.

 

791464-352x500.jpg


  • 1

#425 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 21 czerwiec 2020 - 12:58

Tę książkę niedawno polecał Al_Bundy, a na moim czytniku przeleżała już dość długo aż wreszcie przyszła jej pora. "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak, to opowieść o dziewczynach i kobietach, pracujących w polskich mieszczańskich domach pod koniec XIX wieku aż do wybuchu drugiej wojny. Ich los nie był do pozazdroszczenia.

 

A mnie nasuwa się przypuszczenie, że pisząc kryminały o profesorowej Szczupaczyńskiej, autorka, Maryla Szymyczkowa, chyba musiała czytać książkę Joanny Kuciel-Frydryszak, tak świetnie i prawdziwie oddane są relacje między panią mieszczańskiego domu, a jej służącą.

 

c7288-sluzace-do-wszystkiego_200.jpg


  • 0

#426 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 21 czerwiec 2020 - 21:37

Mentalność rosyjskiego kupca nosiła wyraźne znamiona lewantyńskie. Niewiele miała z etyki kapitalistycznej, która ceni uczciwość, obrotność i oszczędność. Kupującego i sprzedającego uważano za rywali, starających się wzajemnie przechytrzyć; każda transakcja była pojedynkiem, z którego obie strony starały się wyjść zwycięsko. Rosyjscy kupcy słynęli z nieuczciwości. Piszą o niej wiele nie tylko zachodni podróżnicy, których można by podejrzewać o tendencyjność, ale również rodzimi autorzy, między innymi Iwan Pososzkow, żarliwy patriota i pierwszy ekonomista rosyjski. Przestroga: Caveat emptor – „Niech kupujący ma się na baczności” – miała w państwie moskiewskim postać: „Po to jest szczupak w morzu, aby karaś nie drzemał”; powiedzenie było tak znane, że cytowali je nawet cudzoziemcy. Jeszcze pod koniec XIX wieku Mackenzie Wallace uważał rosyjskich kupców, drobnych i wielkich, za w gruncie rzeczy wydrwigroszy.

[...]2.jpg

Moskwianie nierzadko kupowali na kredyt od cudzoziemców jakiś towar, a potem sprzedawali go im z upustem.
Zwyczaj ten dziwił cudzoziemców, ale wynikał z dotkliwego braku gotówki. Rosjanie brali pożyczki pod zastaw towarów od klasztorów lub bogatych osób i używali ich do szybkich spekulacji. Po zgarnięciu zysku towar stawał się niepotrzebny, toteż można się go było pozbyć nawet ze stratą. Jeszcze w XIX wieku opowiadano, że kupcy żydowscy sprzedają zboże w Odessie po niższej cenie, niż je kupili, a mimo to wychodzą na swoje.

[...]

Kupiec rosyjski nie miał pojęcia o całym rozbudowanym systemie handlu, dzięki któremu powstało bogactwo Europy Zachodniej. Był przeważnie niepiśmienny, choć mógł przeprowadzać milionowe transakcje; a nawet jeśli umiał pisać i czytać, najczęściej nie potrafił prowadzić ksiąg, wolał polegać na własnej pamięci. Brak ksiąg handlowych był ważną przyczyną niepowodzeń handlowych w Rosji i bardzo utrudniał rozwój firm. Wiele kwitnących przedsiębiorstw upadło po śmierci założyciela, ponieważ spadkobiercy nie potrafili kontynuować jego działalności gospodarczej bez ksiąg rachunkowych.
Kapitału wysokiego ryzyka, sprężyny rozwoju kapitalizmu, prawie nie było, a to, co było, pochodziło od skarbu państwa i zagranicznych inwestorów. Jeszcze na początku XX wieku rosyjska klasa średnia uważała inwestorów za najniższy gatunek przedsiębiorców, stawiając ich znacznie niżej od fabrykantów i kupców
.


Użytkownik Al_Bundy edytował ten post 21 czerwiec 2020 - 21:39

  • 0
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#427 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 24 czerwiec 2020 - 12:21

Seksualne niewolnice: tysiące Koreanek, które podczas II wojny światowej były więzione i wykorzystywane przez Japończyków. O tym ważnym, acz wstydliwym dla obu narodów temacie, opowiada powieść Williama Andrews'a "Córki smoka".

 

623182-352x500.jpg


  • 0

#428 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 30 czerwiec 2020 - 10:29

Przyjęło się uważać, że dwudziestolecie międzywojenne to taka sielankowo-romantyczna epoka. Jednak prawda jest przerażająca o czym przekonuje lektura książki Kamila Janickiego "Epoka milczenia. Przedwojenna Polska, o której wstydzimy się mówić".

 

656703-352x500.jpg


  • 1

#429 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 03 lipiec 2020 - 13:44

WASILIJ%2BAKSIONOW%2B%25281%2529.png

Nie przypadkiem organizowano haniebne wojsko, do którego dobierano żołnierzy z nazwiskiem na „ski”. I dalej: lipiec czterdziestego czwartego, manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, na czele z tym Osóbką-Morawskim. Główny cel - przeciwstawienie mitycznych polskich sił zbrojnych rządowi Mikołajczyka w Londynie. A tymczasem komunistyczne oddziały Armii Ludowej liczą najwyżej pięćset osób, a Armia Krajowa pod dowództwem generała Bora-Komorowskiego - co najmniej trzysta pięćdziesiąt tysięcy bagnetów. W Warszawie tylko pułkownik  Monter wystawił do udziału w powstaniu czterdzieści tysięcy żołnierzy! Jasne jak słońce: postanowiono zlikwidować rzeczywisty ruch i zastąpić go fałszywym, komunistycznym. Moskiewskie radio „Tadeusz Kościuszko” wzywa warszawiaków do udziału w powstaniu: „Zbliża się czas wyzwolenia! Do broni, Polacy! Nie traćcie czasu!” W sierpniu wybucha powstanie, a nasze siły stoją na wschodnim brzegu Wisły i przyglądają się spokojnie jak do miasta wkracza dywizja „Hermann Góering”, a za nią specjalne jednostki,  składające się prawie wyłącznie z kryminalistów, brygady Dirlewangera i Kamińskiego. Przyglądamy się, jak potężne moździerze planowo burzą miasto, tankietki „Goliat” rozrzucają barykady, jak trwa likwidacja cywilnej ludności, patrzymy na gwałty i grabieże...
 


Użytkownik Al_Bundy edytował ten post 03 lipiec 2020 - 13:48

  • 1
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#430 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 05 lipiec 2020 - 15:06

Ogue%25C5%2584%2Bprzy%2Bdrodze.jpgNauczyciel Łukasz Winnicki, rodem z kieleckiego, osiadł na Podolu w okresie międzywojennym i ożenił się z tamtejszą krasawicą, młodą Ukrainką o imieniu Aleksandra, z ukraińskiej wsi Tuzubińce. Urodził im się syn Wiktor, który – według tamtejszych zwyczajów – powinien być Polakiem. Na kresach wschodnich było bowiem tak, że w mieszanych rodzinach polsko-ukraińskich córki dziedziczyły narodowość i religię po matce, a synowie po ojcu. Jednak Wiktor nie chce być Polakiem, pociąga go bowiem ukraińskie dziedzictwo. Bywa często w Tuzubińcach, gdzie nasiąka ukraińską kulturą i mentalnością, zwłaszcza czuje się związany z bratem matki, wujem Fiedką, który jest wyznawcą ideologii banderowskiej i należy do UPA. Na początku powieści Wiktor ma zaledwie 16 lat, ale już dokonał wyboru narodowego i religijnego. W niedzielę woli iść z matką do cerkwi niż z ojcem do kościoła.

                                                                               

                                                                                                        ***

...w polskich książkach bohaterowie nigdy nie chodzą za stodołę za małą lub większą potrzebą, zawsze mają pusty pęcherz i czyste jelita, nie czkają, nie miewają zgagi po przepiciu. A jeśli koniecznie muszą umrzeć, to zawsze umierają malowniczo i z niezbędnym romantycznym gestem.
Preferowane są dwa warianty zejścia polskiego bohatera z tego świata: albo na polu bitwy, oczywiście po pokonaniu wroga, albo z artystycznej gruźlicy, koniecznie w paryskiej mansardzie, z kieliszkiem szampana dobrego rocznika i najlepszej marki. No, Polak, jak już musi, może umrzeć ostatecznie jeszcze nostalgicznie, z tęsknoty za płaczą‐cymi wierzbami i mazurkami Chopina.


  • 0
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#431 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 08 lipiec 2020 - 09:38

Historia to nie tylko wielka polityka, bitwy, wojny czy spektakularne romanse. Historia to także kultura spożywania posiłków i ich przygotowywania. Ten aspekt dziejów ludzkości opisuje Wika Filipowicz w książce pt. "Przy stole z królem. Jak ucztowano na królewskim dworze. Od Jagiełły do Elżbiety II".

 

809683-352x500.jpg


  • 1

#432 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 12 lipiec 2020 - 10:07

large_pollack_cesarzAmeryki.jpg

Aby łatwiej było podporządkować sobie naiwnych emigrantów i móc stłumić w zarodku wszelki opór, Herz i jego wspólnicy urządzają swą agencję na parterze hotelu De Zator na wzór urzędowej kancelarii. W pomieszczeniu, gdzie przyjmuje się petentów, drewniana bariera odgradza urzędujących za nią agentów od zmuszanych do karnego stania w kolejce przyjezdnych. Na ścianie naprzeciw wejścia wisi duży portret cesarza, obok blaszany szyld z dwugłowym orłem, a na pozostałych ścianach widoki statków, wielkich miast oraz inne amerykańskie krajobrazy. Kiedy emigranci zostają już zapędzeni do biura, na posterunku przed drzwiami staje strażnik i pilnuje, żeby żaden z przyjezdnych się stąd nie wydostał i nikt niepowołany nie był świadkiem scen, które rozgrywają się w kancelarii. Najpierw wszyscy muszą pokazać dokumenty, bilety i pieniądze, które starym zwyczajem pochowali w szwach płaszczy i marynarek, za cholewami, w paskach i czapkach. Teraz mają je wyjąć, agenci znają każdą kryjówkę. Jeśli komuś nie wierzą, że wszystko wyciągnął, poddają go dokładnej kontroli osobistej. Dokumenty i bilety zatrzymują.
W ten sposób zyskują nad wyjeżdżającymi całkowitą władzę. Dopiero kiedy agenci zatrzymają także pieniądze, podają cenę biletów, kolejowego do Hamburga i drugiego, na statek do Ameryki. Cena waha się w zależności od tego, ile kto ma pieniędzy: im więcej, tym droższy jest bilet.

[...]

Sprzedając bilety, agenci chętnie posługują się osobliwym „telegrafem”. Jest to zwykły blaszany budzik, którym operuje Abraham Landerer, zwany przez swych kompanów „dyrektorem statku”. „Dyrektor” nakręca budzik i pozwala mu dzwonić, bo w ten sposób rzekomo nawiązuje „telegraficzne połączenie” z Hamburgiem albo z Ameryką. Najpierw dowiaduje się o wolne miejsce na statku. Potem znowu nakręca budzik i przyjmuje odpowiedź. Za każdy tego rodzaju „telegram” każdy emigrant musi wyłożyć cztery do sześciu guldenów. Wreszcie za pomocą budzika wysyła się pytanie do Ameryki, czy znajdzie się tam jakiś kawałek ziemi dla tego lub innego emigranta. Na koniec przychodzi pora, żeby do gry włączyć także „cesarza Ameryki”, którego, również z pomocą blaszanego budzika, należy spytać, czy będzie tak łaskawy i zechce przyjąć do swego cesarstwa nowego poddanego.
Dzięki przenikliwemu dzwonkowi zegara można zapędzić w kozi róg nawet najbardziej krnąbrnych chłopów: Landerer grozi im, że zatelegrafuje po żandarmów, by zabrali awanturników. Na ogół wystarcza, żeby budzik tylko zadzwonił. Mykołaj Malyniak, rusiński chłop małorolny z okolic Grybowa w Beskidach, opowiada przed sądem, że nigdy przedtem nie widział takiego urządzenia, dlatego dał się nabrać na szwindel z budzikiem. W wielu galicyjskich wsiach nikt nie ma zegarka, chłopi orientują się, jaka jest pora dnia, na podstawie położenia

słońca, gwiazd, piania koguta.

[...]

Niechciani cudzoziemcy. Daje się im to we znaki. Miejscowi zwą ich bohunks albo hunkies (kompilacja bohemian i hungarian) – to deprecjonujące slangowe określenia, które stosuje się hurtem do Rusinów, Słowaków, Polaków, Czechów i Węgrów, jednym słowem do wszystkich, którzy pochodzą z Europy Wschodniej i oprócz chęci do ciężkiej pracy nie mają niczego więcej


Użytkownik Al_Bundy edytował ten post 12 lipiec 2020 - 10:33

  • 0
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#433 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 14 lipiec 2020 - 11:06

A ja sobie czytam o dwóch naszych sąsiadach.

Rosja. Sięgając po reportaże pisane o tym państwie, można z góry założyć, że będzie ciężko, ostro i po mordzie na odlew. Tak też jest w wydanym całkiem niedawno reportażu Pawła Semmlera "Rosja we krwi. Terroryzm dwóch dekad".

 

815308-352x500.jpg

 

Inny gatunkowo jest kultowy już zbiór reportaży Mariusza Szczygła "Gottland", który zaczęłam czytać. Pragmatyzm Czechów mi imponuje i chciałabym abyśmy, my Polacy, choć troszkę go przejęli :) .

 

584301-352x500.jpg


  • 2

#434 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 28 lipiec 2020 - 13:55

"Pani Einstein" Marie Benedict. Podobno za każdym geniuszem stoi kobieta. Nie inaczej było w przypadku Alberta Einsteina. Milava Marić, wyjątkowa kobieta o nieprzeciętnym umyśle, pochodząca z dzisiejszej Serbii, która na przełomie XIX i XX wieku była częścią Austro-Węgier. Ponad sto lat temu studiowanie kobiet na wyższych uczelniach nie było oczywiste. Ale Milava była zdolna, pracowita i miała wsparcie kochającego ojca. Dziewczyna postawiła na karierę naukową, bo przecież niepełnosprawna kobieta, jaką była, nie miała szansy na wyjście za mąż...

 

551496-352x500.jpg


  • 2

#435 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 13 sierpień 2020 - 15:11

Wybieram książki różne gatunkowo, bo nie ma nic gorszego niż monotonia, w każdej dziedzinie  :).

Przeczytałam "Dwunastu cezarów" Michaela Granta. Autor przedstawił przejście od republiki do cesarstwo, które było jednym z punktów zwrotnych w historii starożytnego Rzymu. Książka zawiera krótkie biogramy pierwszych dwunastu cezarów. Autor nie tylko pokazuje ich na tle wydarzeń historycznych, które często sami inicjowali, ale również pokazuje ich jako zwykłych ludzi.

 

352x500.jpg 

 

Teraz przenosimy się do Kanady. Kraju, który wydaje się być otwarty na różnorodność kulturową i liberalny. Jednak jeszcze do niedawna tak nie było. "27 śmierci Toby'ego Obeda" Joanny Gierak-Onoszko, to reportaż o tym, jak jeszcze w drugiej połowie XX w. biali mieszkańcy Kanady, a więc przyjezdni, niszczyli rodziny rdzennych mieszkańców. Bez powodu zabierano dzieci, by umieścić je w placówkach szkolno-wychowawczych, które raczej były obozami koncentracyjnymi. Najmłodsi cierpieli nie tylko głód. Były bite, poniżane i wykorzystywane seksualnie. Mocny dokument. Jestem w trakcie lektury.

 

Joanna-Gierak-Onoszko-27-%C5%9Bmierci-To


  • 0

#436 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 15 sierpień 2020 - 16:54

chlebowski-c-pozdrowcie-gory-swietokrzys 

Godziny płynęły za godzinami, dla nich odmierzane tylko zmianami wart. I gdy w drzwiach ukazał się kolejny wracający ze służby chłopak, natychmiast zjawiała się w sali właścicielka majątku, leciwa już pani baronowa, i bacznie lustrując delikwenta przez lorgnon, zapytywała:
– A buty wytarł dobrze? Nie zabrudzi mi posadzek?
Tarli więc podeszwami, a raczej dziurami, po wycieraczkach, aby nie nanieść błota na woskowane posadzki. Baronowa jednak miała widać chęć na pogawędkę, gdyż zaglądała tu również między zmianami wart, lustrując ich dokładnie i zadając pytania:
– Dlaczego nie włożył świeżej koszuli?
– Dlaczego jest tak długo nie strzyżony?
Zaciskali chłopcy zęby, bo zbyt ważną pełnili tu funkcję, aby mogli dać upust temu, co wzbierało w nich od wielu godzin.
Przyszedł jednak czas wieczornego posiłku i baronostwo, nie chcąc przerywać narady wojskowej, zasiedli do stołu wraz z żołnierzami drużyny ochronnej. Pani z niesmakiem patrzyła na nieudolne ruchy chłopców, którzy może odwykli, a może nie umieli sprawnie operować nożem i widelcem.
Upatrzyła sobie jednego, bardziej od innych wprawnego w operowaniu sztućcami, i odezwała się:
– Słyszałam, że mają trudności z przezimowaniem w lesie. Jeżeli mu to odpowiada, mogę dać schronienie do wiosny. Właśnie odszedł podręczny lokaja i potrzebuję kogoś nie całkiem prymitywnego na to miejsce.
Porwał się chłopak zza stołu i zasyczał przez zęby:
– Co…? Mnie…? Żołnierza od „Ponurego”…? Lokajem…?
Złapał za krawędź ciężkiego, dębowego stołu, mocował się z nim chwilę, nie dawał rady, ale wnet koledzy pojęli jego intencje, podparli ramionami i za chwilę cała zastawa, obrusy, lichtarze, szkło runęło z wielkim trzaskiem na podłogę.
Histeryczny krzyk baronowej zagłuszyła kanonada z pistoletów, a biały pył z ozdobnych sufitowych stiuków rozbitych kulami wypełnił całą salę.
W rozwartych drzwiach stanął „Ponury” z pistoletem w dłoni, a za nim grono oficerów. Chłopcy
zastygli w postawie na baczność, tylko jeszcze któryś jadąc na podkówkach po woskowanej podłodze klapnął bezwładnie o ścianę.
– Komendancie… to skandal… taki wstyd… tak się łobuzy odwdzięczają baronostwu za gościnę…
trzeba karać… – rzucał roztrzęsionymi ustami zdenerwowany adiutant.
– Zamknij pysk! – uciszył go „Ponury” niezbyt kulturalnym rozkazem. – Co się tu dzieje? Opowiadać po kolei.
Z pasją w głosie mówili o wycieranych butach, o wytykaniu, że nie strzyżeni, że nie mają czystych koszul, że nie umieją operować nożem i widelcem; wytrzymywali to wszystko, ale gdy przyszła propozycja lokajowania, nie dało rady.
– Posprzątajcie to wszystko i żeby mi był spokój do końca – polecił „Ponury” przez zaciśnięte zęby.
Gdy zbierali rozbite skorupy, przez uspokojone nieco głowy przelatywały myśli-pytania: co to będzie? Może wyrzucenie z lasu, może wielodniowe karniaki, a może nawet „czapa”…
„Ponury” nie wrócił do tej sprawy nigdy. Tuż przed odjazdem z majątku rozmawiał tylko kilka minut z panem baronem i na skutek tej rozmowy pan baron w imieniu własnym i żony serdecznie przepraszał szykujących się do odejścia chłopców.


Użytkownik Al_Bundy edytował ten post 15 sierpień 2020 - 16:55

  • 0
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#437 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 22 sierpień 2020 - 14:49

9788373925021.jpg

Niektóre domysły Rawlinsona co do osoby rosyjskiego oficera były trafne, większość jednak chybiona. Nie był on muzułmaninem ani Rosjaninem, ani nawet adiutantem gubernatora z granicznej placówki rosyjskiej w Orenburgu, a jego rodowe nazwisko nie brzmiało Wikowicz ani Bikawicz. Był to polski szlachcic wyznania rzymskokatolickiego, urodzony w Wilnie (obecnej stolicy Litwy) jako Jan Prosper Witkiewicz.
Jeszcze jako uczeń gimnazjum w Krożach został współzałożycielem tajnego stowarzyszenia Czarnych Braci – podziemnej organizacji „rewolucyjnonarodowej” utworzonej przez grupę polskich i litewskich uczniów pragnących walczyć z rosyjską okupacją swojego kraju. W roku 1823 Bracia napisali do dyrektora i nauczycieli gimnazjum antyrosyjskie listy i zaczęli rozlepiać na ważnych gmachach publicznych w mieście rewolucyjne hasła oraz wiersze.
Witkiewicza wraz z pięcioma innymi przywódcami aresztowano i poddano przesłuchaniom. Szóstego lutego 1824 roku w celu wykorzenienia wszelkich iepodległościowych zapędów wśród polskich uczniów trzech Braci skazano na śmierć, a trzech ukarano chłostą i zesłaniem na step. Witkiewicz niedługo przedtem skończył szesnaście lat.

Dzięki wstawiennictwu namiestnika Polski, wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza, kary śmierci zamieniono na dożywocie i ciężkie roboty w twierdzy bobrujskiej, gdzie jeden z chłopców w końcu oszalał i umarł w więzieniu.
Witkiewicza i dwóch innych pozbawiono tytułów szlacheckich, po czym wysłano do trzech różnych twierdz na kazachskim stepie jako szeregowców bez prawa do awansu. Na dziesięć lat zabroniono im wszelkich kontaktów z rodzinami, zakuto ich w kajdany i pognano etapem na południe
[15].
Natychmiast po przybyciu na step Jan zaczął myśleć o ucieczce. Wspólnie z jednym z Czarnych Braci, Alojzym Pieślakiem, wytyczył sobie szlak na południe do Indii przez Hindukusz. Plan wyszedł jednak na jaw, a spiskowców surowo ukarano
[16]. W ciągu kilku następnych lat Pieślak o mało się nie zastrzelił, a inny polski wygnaniec rzeczywiście palnął sobie w głowę. Ale Witkiewicz pogodził się z losem i postanowił jak najlepiej wykorzystać sytuację.
Nauczył się kazachskiego i dżagatajskiego dialektu tureckiego, a także pozwolił zmienić sobie imię. Nazywał się odtąd Iwan Wiktorowicz Witkiewicz.

 


  • 1
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#438 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 22 sierpień 2020 - 18:50

"Doktor Bogumił" jest pierwszym tomem cyklu "Uczniowie Hipokratesa" Ałbeny Grabowskiej. Na początku warstwa fabularna wydawała mi się konwencjonalna i tym samym łatwa do przewidzenia. Jednak wątki ciekawie się rozwijają, a ponadto dostajemy garść wiedzy o uczonych medykach, którzy z trudem i mozołem, popełniając mnóstwo błędów i za nic mając podstawowe zasady higieny, jednak przyczyniali się do rozwoju medycyny. Powieść daje nam też wgląd w aspekty społeczne pierwszej połowy XIX wieku, gdzie kobieta była raczej dodatkiem do mężczyzny niż niezależną jednostką. Była przedmiotem, nie podmiotem. Jestem ciekawa kolejnych tomów cyklu.

 

9788366500631.jpg


  • 1

#439 Al_Bundy

Al_Bundy

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 599 postów

Napisano 29 sierpień 2020 - 15:09

Libido-dominandi.jpg

„The Birth Control Review” przejął tezy, a nawet terminologię eugeniki i uczynił z niej podstawę dla głoszonego przez pismo programu wprowadzenia kontroli urodzeń. Mówiła o „narodzie czystej  krwi” i postulowała także, aby „większą liczbę dzieci płodzili pełnowartościowi, mniejszą zaś niepełnowartościowi” ludzie, ci ostatni definiowani byli na podstawie kryteriów rasowych. Zaliczała do nich „Żydów, Słowian”, katolików i czarnych.
Była także entuzjastyczną zwolenniczką eugenicznej polityki Hitlera; udostępniła łamy „The Birth Control Review” Ernstowi Rudinowi z hitlerowskiego Instytutu Antropologii, Dziedziczności Ludzkiej i Eugeniki im. cesarza Wilhelma.

[...]
Najskuteczniejsze instrumenty obniżenia przyrostu naturalnego - zamożność, modernizacja, feminizm, oświata etc. - w krajach biednych nie mają zastosowania. Gdyby kraje uprzemysłowione chciały rzeczywiście uczciwie wspomagać rozwój państw biednych, mogłyby doprowadzić w nich do zmniejszenia liczby urodzeń, ale ponieważ celem kontroli urodzeń było pozbawienie tych krajów ekonomicznej i politycznej dźwigni rozwoju, jaką był i jest dla nich wysoki przyrost naturalny, kampania na rzecz antykoncepcji całkowicie spaliła tam na panewce. Mieszkańcy biednych afrykańskich krajów po prostu nie mieli niczego do stracenia, gdyż w ich sytuacji jedynym rzeczywistym majątkiem były dzieci i one też stanowiły ich jedyną gwarancję pomocy na stare lata. W rezultacie, jedynym osiągnięciem orędowników wprowadzania tam kontroli urodzeń był, jak napisał jeden z nich, „swąd palonej gumy”. Nie mogli się również pochwalić tym, że zasiane przez nich ziarno zaczęło kiełkować w Afryce, gdyż fundacje nie potrafiły znaleźć żadnego sposobu ani metody perswazji, mogącej skłonić Afrykańczyków do rezygnowania z posiadania dzieci, które nadal były przez nich postrzegane jako dobrodziejstwo.
Bank Światowy oczywiście wmuszał tym krajom stosowne pożyczki, ale ponieważ nie skutkowały one podniesieniem tam stopy życiowej do odpowiedniego poziomu, ona także na nic się zdały.

[...]

Kiedy jakiś kraj osiąga pewien poziom dobrobytu lub modernizacji (albo jedno i drugie), małżeństwa decydują się na posiadanie mniejszej liczby dzieci, ponieważ potomstwo jest dla nich obciążeniem ekonomicznym. W kręgach specjalistów zajmujących się kontrolowaniem przyrostu naturalnego zjawisko to nosi nazwę "transformacji demograficznej". Kiedy dokonuje się ono w jakimś państwie, ograniczenie liczebności rodziny pojawia się niejako automatycznie; zanim jednak do tego dojdzie, czyli inaczej mówiąc, zanim dany kraj osiągnie wspomniany poziom zamożności, żadne ilości prezerwatyw ani pigułek nie zmniejszą przyrostu naturalnego - i tak właśnie dzieje się teraz w Afryce, ku zmartwieniu i zakłopotaniu demografów obawiających się konsekwencji wysokiego afrykańskiego wskaźnika urodzeń.


Użytkownik kuba edytował ten post 30 sierpień 2020 - 11:12
poprawiono formatowanie tekstu i literówki

  • 0
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód,
By się związać w pokręconych sektę.
Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi!
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy!
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy,
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!

#440 Monia74

Monia74

    Narrator

  • Moderator
  • 1457 postów

Napisano 02 wrzesień 2020 - 11:41

Nie miały lekko. Zarówno w ostatnich latach zaborów, jaki w pierwszych latach niepodległej II Rzeczypospolitej. "Posełki. Osiem pierwszych kobiet" Olgi Wiechnik, opowiada o nieprzeciętnych kobietach, które całe życie w ten, czy inny sposób poświęciły pracy społecznej. Wywodziły się z różnych środowisk, ich drogi życiowe i "zawodowe" biegły różnymi torami, by spotkać się sejmie I kadencji. Ciekawie napisana książka, która powinna być lekturą obowiązkową każdej współczesnej kobiety i mężczyzny oczywiście też :-)

 

701708-352x500.jpg


  • 1


Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych