Krzyslbl, streszczając pierwszą część Twojego posta (post #24): bardziej wolisz państwową iluzję dobrze działającej służby zdrowia, niż Twoim zdaniem "niehumanitarną" służbę zdrowia prywatną.
A tymczasem ludzie cierpią i nawet umierają w długich kolejkach. Służbę zdrowia można porównać z motoryzacją. Teraz w motoryzacji jest tak: masz kilkudziesięciu ubezpieczycieli, którzy oferują zróżnicowane ubezpieczenia (obowiązkowe OC, fakultatywne autocasco, micasco, assistance, NW), płacisz to co musisz (OC) i dodatkowo to co chcesz (autocasco, micasco, assistance, NW). Jak masz rozwalony samochód to go sobie naprawiasz w prywatnym warsztacie za pieniądze z ubezpieczenia. Mechanik traktuje Cię dobrze, bo działa w warunkach rynkowych.
W naszej służbie zdrowia jest niby podobnie, ale są istotne różnice: jest jeden ubezpieczyciel, kolejki do "naprawy" utraconego zdrowia są wielomiesięczne, leczenie jest najczęściej złe, jesteś skazany na państwowe molochy, chamstwo, niekompetencję, łapówkarstwo itp.
W państwowych placówkach pieniądze wyciekają z systemu, na państwowym sprzęcie żerują co cwańsi lekarze. 56 000 000 zł, co roku jest nieefektywnie wydawane. Jak zachorujesz to sięgasz do kieszeni i płacisz za prywatne wizyty u ordynatora, za przesunięcie w kolejce, za uprzejmość pielęgniarki i za wiele innych rzeczy. Kto chorował - ten wie
W latach 50 XX wieku komuniści chcieli reprywatyzować restauracje. Wszystkie wtedy były państwowe i działały fatalnie. Podniosły się wtedy głosy w prasie, że to nierozsądne, że prywatny restaurator będzie wszystkich oszukiwał na porcjach i będzie robił jeszcze inne wałki, że państwowe restauracje są idealnym rozwiązaniem
To można dzisiaj odnieść do przeciwników prywatyzacji np. szpitali.
Co do drugiej części Twojego posta. W jednym się zgadzamy. Oboje nie jesteśmy zachwyceni rządami PO-PSL. Niestety, jako społeczeństwo nie jesteśmy na tyle dojrzali i kompetentni politycznie, żeby wybrać do władzy sprawnych administratorów z wizją. Pewna barwna postać z obrzeża sceny politycznej (poseł I kadencji, kandydat na prezydenta RP chyba we wszystkich wyborach w ciągu ostatnich 20 lat), powiedział: "demokracja to taki system, gdzie dwóch meneli spod budki z piwem przegłosuje profesora uniwersytetu".
W mojej ocenie ma tu idealnie zastosowanie zasada Pareto (80/20) - w Polsce 80% ludzi jest przygłupich, o polityce nie ma bladego pojęcia i chce tylko żreć. Jest też 20 % takich, którzy teoretycznie są w stanie wybrać władzę dobrze. Co robi cyniczny kandydat na władzę? Otóż zawsze robi dwie rzeczy:
- zachęca do jak najliczniejszego udziału w wyborach (im większa frekwencja, tym mniejszy odsetek ludzi kumatych wśród wyborców)
- obiecuje, że zeżremy od razu większość z tego co mamy
Przedstawiciele ww 80% zawsze wygrywają i następuje opcja: "żremy wszystko co mamy", gdyby wygrało inteligentne 20% to by było: "teraz zeżremy trochę, zainwestujemy i będziemy za chwile mieli żarcia po pachy". Marzę o tym, żeby następne wybory odbyły się z frekwencją 20%, a każdy głosujący wyborca znałby program gospodarczy partii na którą głosuje...