Moje wakacyjne miejsce
#1
Napisano 10 sierpień 2003 - 20:01
#2
Napisano 11 sierpień 2003 - 07:19
Muszę przyznać że bardzo poetycko to opisałaś, Podoba mi się to.
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.
#3
Napisano 11 sierpień 2003 - 19:42
Ale Ciebie Skangurku też witam po wakacyjnej przerwie :-D miło, że jesteś :-D
#4
Napisano 12 sierpień 2003 - 20:06
#5
Napisano 12 sierpień 2003 - 21:26
#6
Napisano 13 sierpień 2003 - 19:39
Podobno w miejscach o wielowiekowej tradycji człowiek czuje się maleńki. Może dotyczy to Egiptu z jego kilkoma tysiącami lat, ale nie tamtych miejsc. Francja z jej tchnieniem wieków pozwala zachować dystans, porywa, ale... leżąc pod karłowatym dębem na spalonej trawie nie czujesz jej zapachu. Nawet Nigel Kennedy nie brzmi inaczej.
#7
Napisano 23 wrzesień 2003 - 22:25
#8
Napisano 27 wrzesień 2003 - 14:29
#9
Napisano 30 wrzesień 2003 - 11:39
A wszystko zaczęło się z górą 20 lat temu, gdy jako mała dziewczynka, która panicznie bała się ciemności i nie lubiła chodzić wcześnie spać, usłyszałam opowieść o mieście, gdzie słońce nigdy nie zachodzi. Wydawało się to nierealne, ale niezwykle fascynujące. Stopniowo odkrywałam, że białe noce istnieją, że można je podziwiać latem za kołem podbiegunowym. W końcu wyszło na jaw, że najpiękniejsze bywają w Petersburgu nad brzegami Newy. A gdy do tych rojeń wplotła mi się twórczość Puszkina, Dostojewskiego.. balet i Ermitaż, wiedziałam, że kiedyś tam dotrę.
W końcu nadarzyła się okazja do wyjazdu. Radości nie było końca. Już pierwszego wieczoru pobiegłyśmy w koleżanką na spacer nad Newę. Musiałam naocznie przekonać się, że rzeczywiście w tych dniach słońce nie opuszcza nieba. Niby wiedza zdobyta na lekcjach geografii wszystko wyjaśniała, ale jakoś wyobraźnia miała wyraźne kłopoty, aby pojąć takie zjawisko. To, co tej nocy zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze marzenia. To obłędna uczucie, gdy siedzisz na ławeczce i czekasz na zmierzch, a tu nic takiego nie następuje. 23.00 jasno... 24 dalej jasno. 1-sza w nocy cały czas dzień. Dopiero o 1.45 robi się szarawo... Ale nie wszędzie. Na północy wydaje się, że podziwiamy zachód słońca, niebo przybiera pomarańczowo złoto czerwoną barwę. W mózgu rodzi się złośliwa myśl, a jednak zachodzi... Ale to trwa tylko chwilkę... Stopniowo z prawej strony mocne barwy zachodu zaczynają blednąć i pastelowieć. Coś jakby zachód słońca, które nie znikło całkiem za horyzontem, przeradzał się we wschód. Tak spokojnie, delikatnie, bez patosu i nocnej czerni. Kolory robią się delikatne i rozświetlone... z takiej kilku sekundowej drzemki budzi się dzień... I całe to widowisko rozgrywa się tylko z jednej strony nieba. Druga w tym czasie jest szarawo fioletowa... o 2.15 znów wraca jasność...
Tamtego lata jeszcze kilka razy nocą chodziłyśmy nad Newę, siadałyśmy na nabrzeżu i podziwiały niebo nad Wyspą Wasilewską i twierdzą Piotra I oraz promienie zachodząco budzącego się słońca odbijające się w oknach Pałacu Zimowego. Stopniowo jednak zachód słońca wydłużał się, a wschód oddalał od zachodu. Znów pojawiła się noc... z każdą dobą dłuższa i głębsza... Do czasu, gdy w grudniu prawie całkowicie zagości na niebie... Ja zaś zaczęłam marzyć o zorzy polarnej...
Ps. Blue, przepraszam... Obiecałam Ci te ten tekst dawno temu, ale jakoś nie miałam weny, aby go napisać....
Pozdrawiam
Liwia
#10
Napisano 30 wrzesień 2003 - 11:51
Równocześnie jest tam jednak mnóstwo rzeczy, które potrafią człowieka zauroczyć.
Petersburg jest ślicznie położony nad zatoką fińską. Przepływa przez niego kilka malowniczych rzek i rzeczułek. W dodatku, aby osuszyć błota, na których Piotr I umyślił wybudować miasto, stworzono kilkanaście kanałów, które efektownie zabudowywano. Teraz jest tu cały szlak wodno - komunikacyjny, którym można pływać i zwiedzać miasto. Nie na darmo kiedyś nazywano miasto Wenecją Północy, z tą tylko różnicą, że tu nie czuć zapachu wody. A jakie bogactwo mostków, różne kształty, kolory i ornamenty. Tylko się zakochać i iść na spacer ich szlakiem. I to najlepiej czerwcową nocą...
Tu jest wspaniale jeszcze z jednego powodu... Teatry!!! One są fascynujące. Zafundowałyśmy sobie maraton kulturalny, 7 przestawień pod rząd. Opera, teatr, koncert, balet, teatr, balet, koncert. Najpierw z przedstawienia teatralnego wyszłam "z miną szczęśliwego wariata" bo udało mi się posłuchać śpiewającego, niestety nie Piosenkę Muszkieterów, Michaiła Bojarskiego. Potem powalił mnie facet grający główną rolę w sztuce Las, niestety nie udało nam się kupić programu do przedstawienia, więc nawet nie wiem, do kogo wzdychałam. Już dawno nie widziałam aktorstwa na takim poziomie. To jeszcze bardziej ugruntowało moją miłość do rosyjskiego teatru.
Mistrzostwo przedstawień muzycznych też nie podlega dyskusji. A już balet Don Kichot powalił mnie na łopatki. Szczególnie drugi akt, przedstawiający bohatera w królestwie Sabinek pozostawił niezapomniane wrażenie. Tancerki prezentowały układy, które w jakiś dziwny sposób wydawały mi się znajome. Wrażenie to potęgowały jeszcze kolory ich sukienek - pastelowy róż, błękit, krem, żółć. Im mocniej wpatrywałam się w scenę, tym bardziej byłam pewna, już gdzieś to widziałam. W pewnym momencie na środku parkietu pojawiła się drobna dzieweczka w błękitnej, prawie białej kreacji i zakręciła piruecik. W tej chwili wszystko stało się jasne. Cały akt sprawiał wrażenie zmieniających się obrazów Degas'a. Malarstwo na scenie... Cudowne!!!! Dobrze, że było to nasze ostatnie przedstawienie tamtego sezonu, po czymś takim przez długi czas już nic nie byłoby w stanie zachwycić mnie.
Petersburg to także kościoły i pałace. Te pierwsze w większości są tak łacińskie, że czasami miałam wątpliwości, czy to jest rzeczywiście cerkiew, a nie jakiś kościół w Paryżu, czy Bolonii. Jedynie Spas na Krowi wyglądała po rosyjsku, a była tak śliczna, że aż nierealna. Cudo!!! Trochę bajeczna, a może bajkowa? Niczym zamek kniazia z rosyjskich kreskówek.
Przepychu zamków i pałaców chyba nie potrafię opisać... Peterhof, który jakiś Angol nazywał Peterhall; Pawłowsk, Carskie Sioło... Bogactwo takie, że dech zapiera. Złota ilości niezmierzone, czasami, zwłaszcza w Carskim Siole, czułam się jak w pałacu króla Midasa. Bramy, stiuki, ściany, sufity, kopuły. Wszystko złote... Ma się wrażenie, że za chwilę cała ta potęga zwali się człowiekowi na głowę. Marmuru różnych rodzajów i kolorów tony... Aż dziw, że tego wszystkiego nie wciągnie ziemia w tak podmokłym, bagnistym gruncie. Turkusy sprowadzane z Afganistanu, malachity z Gruzji, diamenty, szafiry i szmaragdy nie wiem skąd, ale są i to sporo. Nawet żyrandole zamiast z kryształu robiono tu z ametystu. A wszystko sztuczne, zimne i bardzo napuszone. Jedynie pałacyk Josupowa sympatyczny, urządzony niezwykle gustownie i ze smakiem, wzbudzał chęć zamieszkania w nim, choćby na kilka dni. I żal tylko, że tam właśnie zabito Rasputina. To skutecznie powstrzymywało przed snuciem nierealnych marzeń. No i oczywiście Pałac Zimowy, w którym teraz mieści się główny gmach Ermitażu. Wnętrza rewelacyjne, a zbiory rewelacyjne. Żal, że nie było czasu, aby je dokładnie obejrzeć.
Na koniec muszę przyznać, że miasto jest pełne kontrastów: nędza i bogactwo, brzydota i przepych, brud starych i piękno odnowionych uliczek. Wszystko to robi oszałamiające wrażenie.
Wracając do Polski, w pociągu czytałam legendy o Petersburgu i tam znalazłam anegdotę. Caryca Katarzyna, gdy ukończyła swój pałac w Carskim Siole, dumna ze swego dzieła chciała go wszystkim pokazać. Zaprosiła przebywających aktualnie w mieście posłów, dostojników państwowych, dwór i osobiście ich oprowadzała. Wszyscy zachwycali się pięknem miejsca i dzieła władczyni i chwalili jej smak - czytaj brak gustu. Tylko jeden poseł francuski nic nie mówił, a nawet robił dziwne miny. Po kilku godzinach takich oględzin, Katarzyna nie wytrzymała i sama zapytała go, jak mu się podoba. Ten, jak to Francuz, wykpił się komplementem, odpowiedział:
- Wszystko jest cudowne, tylko brakuje mi tutaj jednej rzeczy.
- Czego?
- Gdzie jest futerał, w którym można byłoby ukryć to cudo?
Petersburg jest właśnie takim jajkiem Faberge'ego, zapakowanym w stary, znoszony skórzany futerał, który ktoś zostawił na wysypisku śmieci. Ale ani brzydota futerału, ani zapach miejsca w którym go zostawiono nie odstraszają zapaleńców, chętnych do podziwiania jego zawartości... Ja też każdej wiosny marzę, aby wrócić tam na przełomie czerwca i lipca jeszcze choć raz w życiu....
Pozdrawiam
Liwia
#11
Napisano 30 wrzesień 2003 - 18:22
Powiem w jednym zdanieu. No może w dwóch
W 1976 roku tam byłem ( chć zimową porą ) i "Stolicznoją" piłem.
Widziałem prawie tyle co TY, ale tak pięknie i w tak interesujący, czarujący sposób, nie byłbym wstanie tego opisać.
No, dziewczyno, powiem że marnujesz telent :-D
Obie z niebieską potraficie malować obrazy słowami
Dla świata jesteś nikim,
ale dla kogoś możesz być całym światem.
#12
Napisano 01 październik 2003 - 15:58
Obie z niebieską potraficie malować obrazy słowami
Dołączam się do słów napisanych przez Skangur......nie potrafiłabym lepiej tego określić.
Dzięki Waszym opisom czułam, jak razem z Wami przebywam w tych miejscach.....aż dech zapiera w piersiach.
Chciałabym napisać wiecej o moich wrażeniach po Waszej lekturze, ale zachwyt i uczucie chodzącej gęsiej skórki po całym ciele, odebrał mi mowę :oops: a z głowy wypadł cały zasób polskiego słownictwa.
Pozdrawiam obie wspaniałe Panie pisarki.
Czekam na dalsze opowieści...
#13
Napisano 08 grudzień 2003 - 18:59
#14
Napisano 24 wrzesień 2004 - 21:28
Pełna
*zegarów odmierzających czas inaczej dla zabieganych mieszkańców, a inaczej ... wolno i romantycznie dla zauroczonych turystów...
* sympatycznych maleńkich, jakby mieli w nich zamieszkać krasnale, domków, w których kobiety z wypiekami na twarzach wybierają sobie jakieś jubilerskie cudeńka...
* uroczych zaułków, w których zagnieździły sie maleńkie kawierenki...
* gotyckich kościołów, których piękno poraża odwiedzającego
Wnętrze katedry św. Wita
* z niezapomnianym mostem Karola...
* i dzielnicą żydowską z... już sama nie wiem, ile synagog sie tam mieściło i starym cmentarzem, na którym znajduje sie grobowiec wielkiego rabina Liwa ben Becalel (zwanego rabbim Löw zmarłego w 1609 roku, według legendy stworzył on i ożywił Golema). Legenda głosi także, że modlitwy zostawione, na płycie tego grobowca i przyduszone małym kamyczkiem, zawsze zostają wysłuchane.
Pozdrawiam
Liwia
#15
Napisano 24 wrzesień 2004 - 22:26
Moze wieksze niz praska starowka.
#16
Napisano 24 wrzesień 2004 - 22:32
#17
Napisano 24 wrzesień 2004 - 22:46
Pozdrawiam
Liwia
#18
Napisano 24 wrzesień 2004 - 22:53
Z Hradczan możemy się udać na częśc zwaną Mala Strana. Sa tu okazałe ambasady, cudowne ogrody - a propos tych ogrodów, jak się idzie ulicą wcale ich nie widać. Mieszczą się wewnątrz okazałych dziedzińców i sa to prawdziwe cuda! Z tej części można się jeszcze pzremieścić na niewielką wysepkę nazywaną Praską Wenecją!
Następnie Mostem Karola możemy się skierować na Stare Miasto z ratuszem i tym zegarem, który Ela wkleiła na zdjęciu (który skąłda się z ruchomych fugurek), oraz ogromną rzeźbą przedstawiającą Husa.
Następnie mamy Nowe Miasto, które nota bene tez jest stare! Chodząc po nim można podziwiać masę urokliwych kamieniczek. Można też się zadziwić, bo w pewnym momencie na końcu takiej uliczki wyrasta romańska rotunda (której nie ma w żadnych przewodnikach polskich). Zarówno Nowe i jak i Stare Miasto jest jednak przede wszystkim barokowe, pojezuickie. Z Klementinum, w którym mieści się biblioteka z czeskimi skarbami książkowymi (jest co pooglądać!).
Stąd możemy się udać na Josefov, czyli dawną dzielnicę żydowską. Też warto pooglądać, gdyż jest tu gotycka synagoga, najstarsza w Europie srodkowej. Podobnie jak żydowski cmentarz. Synagog jest tu bodajże pięć. Najpiękniejsza nazywa się synagogą spanielską (czyli hiszpańską) i jest zdobiona motywami arabskimi (sic!). Jedyny mankament tej części to fakt, że bilety sa tu okrutnie drogie. No ale nie wypada się w tym przypadku dziwić. Jeszcze a propos zabytków żydowskich w Czechach - jest ich tu wyjątkowo dużo, bo chociaż hitlerowcy wszędzie niszczyli skrupulatnie wszelkie śladu jude tu pozostawili. A nawet wzbogacili to co było, zwożąc pamiątki żydowskie z całej okupowanej Europy. Miało tu bowiem powstać coś w rodzaju rezerwatu kultury żydowskiej.
Ale to jeszcze nie wszystko jeśli chodzi o starą Pragę. Jest jeszcze Vyszehrad - z romańską rotunda i tzw. łażniami Libuszy. Libusza jest legendarną założycielką Pragi. Wg Kosmasa stała na tej skale i wieściła, że widzi miasto ogromne, sławą gwiazdy przewyższające. No i nie tylko stała... Inna legenda mówi, że z tejże skały zrzucała swoich kochanków. Jak jej się znudzili...
No i to by było w skrócie o Pradze. Może jeszcze kiedyś cos napiszę, bo to jedno z moich ulubionych miast.
#19
Napisano 25 wrzesień 2004 - 11:31
#20
Napisano 01 październik 2004 - 22:56
1 dzien z wycieczki 12 do Nicei, w której brałam udział 2 lat temu:
Wtorek 21 sierpnia 2002r
Noc w autokarze nie należy do najprzyjemniejszych, i tym razem tak było :cry: obudziłam się o 7 rano cała obolała. Dopiero ok. 10 byliśmy we Francji, widoki były przepiekne. i wynagradziły nam niewygody podrózy 8) 8) . Wydawało mi się ze obudziłam się w jakims cudownym miejscu. :-P :-P Miasteczka przez które przejezdzalismy były połozone na skałach, woku których znajdowala niesamowita, zielen pomimo upalu, wygladala swieżo a wstd niej cudowne ogrody, z tysiacami kwiatów, i ptaków. Na dole rozposcierało się bezkresne, mieniace się róznymi odcieniami błekitu Morze Sródziemne, po prostu dech zapierał ten piekny widok.
Po 11 dojechalismy do malenkiej miejscowosc Eze. Znajdowała się tam jedna z wytworni perfum „Fragonard”. Całej naszej wycieczce rozdano specjalne kody dzieki którym moglismy zwiedzic ta fabryke perfum :shock1: Pokazano nam z czego i jak robi się poszczegolne rodzaje wod toaletowych mydelek szamponów było to bardzo interesujace. Po pokazie można było zakupic rozne rzeczy. Mój brat kupił dla swojej dziewczyny 5 miniatuerowych rodzajow perfum, za 21 ero, czyli ok. 100 zł ( w tamtym rozliczniku), ja również kupilam te perfumy :-D . Nastepnie poszlismy zwiedzac miasteczko, które było połozone na wzgórzu. Szlismy cały czas w góre po kamienistych drogach, 8) zadziwiło mnie to ze w skałach były wyzłobione normalne mieszkania, których zyli mieszkancy Eze. Na samym wzgórzu miasteczka znajdował się zabytkowy drewnianuy Kosciół z XIVwieku. Po straszliwym upale który był, chłod w Kosciele był orzezwieniem dla nas. 8) Naokoło starówki miasta rozciagały się przesliczne ogrody pelne kwiatow, całe miasto otaczal mór z którego było widac morze. (ok) Az zal było opuszczac to miejsce. Schodzac już do autokaru odkrylismy niesamowita fontanne z której tryskała prawdziwa woda rózana. Każdy z nas obmył się nia troszczeczke i pózniej cały autobus niesamowicie pachniał . Ok. 14 byliśmy w Nicei najpierw pojachalismy do hotelu Dante a nastepnie do Lokarno, nasze miejsce zamieszkania przez 9 dni . Z zewnatrz hotel bardzo ładny ale pokoje były takie sobie jak na 3 gwiazdki niezbyt nam się podobał ale tam mielismy jedynie nocowac, no i najwazniejsze ze była klima :twisted: mieszkalismy na 3 pietrze w pokoju 26 a dziewczyny w 30, znowu nie obok siebie.Ok. 17 poszlismy wszyscy razem zwiedzac Niceę. Jest to miasto typowo turystyczne, niemniej jednak podzielone na 2 strefy. Na poczatku naszego wyjazdu pilotka prosiła by nie wychodzic poza strefe turystyczna bo może być niebezpiecznie. Nicea ma najdłuzsza promenade w Europie liczy sobie 8 km. Najpierw wybtralismy się na plaze jest kamienista i trzeba uwazac jak się chodzi nie jest to łatwe i przyjemne. :? :? Nastepnie zdecydowalismy się pójsc Promenada De Aglze do portu jachtowego ok. 3 km. Znowu wydawało mi się ze jestem w innym swiecie. Wszedzie pełno ludzi usmiechnietych twarzy, róznorodnosc niespotykana gdzie indziej. Po jednej stronie hotele najrozniejsze od wspanialych i pieknych po skromniutkie ale tez majace swój urok :-P . Po drugiej stronie morze i nieustajacy jego szum to jest cudowne ze mogę znalezc się w takim miejscu pomyslalam sobie, i cale zmeczenie od razu mi przeszło. W koncu dotarlismy do portu jachtowego, robił niesamowite wrazenie. Stały tam najrozniesze jachty i jachciki wszystkie bardzo piekne, i pod róznymi flagami, az się chciało ruszyc w jakas podroz 8) , a na pomoscie niezle hustalo co nam sprawilo niezla frajde . Wrocilismy ta sama droga, ok. 20. Nastepnie poszlismy z calym naszym dobytkiem na kolacje do dziewczyn one miały wiekszy pokój i stół. (BB) Już na luzie zaczelismy wspominac nasza podroz, ( smiac, grajac w kosci, byłam szczesliwa ze namówiłam ich na ta wycieczke i jednoczesnie ciekawa wszystkich atrakcji które nas czekały :oops: :oops:. zakończylismy nasze spotkanie grubo po 24 a ja nawet nie wiem kiedy zasnełam taka byłam padnieta (E)
Kochani mam nadzieje ze Was nie zanudziłam jak to było ciekawe mogę dopisac ciag dalszy Pozdrawiam
Kati
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych