W moim przypadku wygląda to tak:
Męża poznałam jak moja choroba ustąpiła, oczywiście wspomniałam że się leczę i jak to wyglądało. Obecnie jesteśmy 7 lat po ślubie i ostatnio zaczynam mieć problemy ze zdrowiem. Zły zapis EEG, zmęczenie, stres i brak snu. Do tego doszedł gruczolak i inne problemy..
Mój maż nie potrafi zrozumieć, że np. brak snu może powodować utraty świadomości czy wyłączenia, a przez to jest mi bardzo ciężko w pracy. Nie mogę się skoncentrować, zapominam, jestem zmęczona.
A, przecież nie powiem szefowi: Szanowny prezesie, nie zrobiłam sprawozdania, bo nie mogłam się skupić! Albo, że bolała mnie głowa..
Cóż próbowałam rozmawiać z mężem ale rozmowa skończyła się kłótnią, że znalazłam sobie wymówkę, żeby nie wstawać do dzieci.
Znając siebie nawet gdyby mąż wyraził ochotę do np. w przenoszeniu dziecka z łóżka do łóżka, albo wstawał z trzylatkiem do ubikacji w środku nocy to na dłuższą metę nie dałoby mi to spokojnie spać. Nie dlatego, że maż gorzej to zrobi ode mnie, ale źle bym się czuła smacznie sobie śpiąc kiedy moje dziecko w nocy płacze..
Czasem brakuje mi zrozumienia.. Brakuje mi słów: "Śpij, ja sprawdzę czy jest przykryta".. Nie oczekuję od męża żeby wyręczał mnie z wszystkiego. Myślę, że wystarczyłoby dobre słowo czy gest z jego strony.
"Secundas res splendidiores facit amicitia et adversa partiens communicansque leviores(...)"