Czy wy mieszkacie sami, jesteście samodzielni? Czy po prostu wegetujecie i czekacie na śmierć? Czy jak mieszkacie i jak sobie radzicie?
Czy nikt tutaj nie zrozumiał pytania autora? Szkoda, że każdy skupił się wyłącznie na wódce i seksie z prostytutką :/ Przykłady są skrajne, ale podejrzewam , że to celowy zabieg, aby PODKREŚLIĆ brak prywatności i intymności w domu z rodzicami za ścianą...
Gdyby ktoś napisał, że praganie miłości, ślubu, dzieci i domu z ogródkiem to zapewne byłoby to mniej oburzające? A dlaczego nie można mieć innych potrzeb? Czy każdy musi być być mężem stanu albo matką teresą...?
właśnie...ogólnie przyjęło się szczególnie w rodzinach że niepełnosprawnemu wystarczy pełna miska i ciepły kąt a gdy on też (podobnie jak pozostałe zdrowe rodzeństwo) chce kogoś mieć, zalegalizować związek...itp. to rodziców ogarnia panika, bo przecież do tej pory ich dziecko ładnie jadło, dobrze spało a nagle pojawił się ktoś kto zburzył porządek całej rodziny.
Jestem osobą, która pracuje. Jestem grafikiem i nie narzekam na zarobki. Teoretycznie stać mnie na wyprowadzkę. Wymagam jednak pomocy w sensie ubioru, kąpania i ewentualnego gotowania (chociaż istnieją knajpy na tel). Mieszkam z rodzicami. Zapewne wiele rzeczy umiem lub umiałabym więcej ogarnąć w codziennym życiu, ale wtedy pojawia się panika albo nadopiekuńczość POMOGĘ & ZROBIĘ SZYBCIEJ, no od czego mam matkę ?!
Sorry, zwyczajnie nie mam ochoty spowiadać się rodzicom (nawet nie muszę nic mówić, bo z nimi mieszkam f***k!) ile razy sięgam po kieliszek, ilu mam facetów? a z iloma poszłam do łóżka? Nie wyobrażam sobie spontanicznego seksu, kiedy za ścianą mam matkę. Co jej powiem? Mamo, nie wchodź? OK, nawet jeśli mam stałego partnera, rodzice nie muszą się zgadzać, żeby został na noc. W życiu czasem nie wychodzi. I co? Kolejny facet? Kolejne noce?
Mówicie są hotele. Mieszkam w małej miejscowości. Osoby niepełnosprawne się tu wyróżniają. Poza tym naprawdę nie mam ochoty czuć się jak dziw..a, niby dlaczego? Obcy ludzie mają mnie oceniać? Mogę iść do faceta - jeśli jest z mojej miejscowości. Jeśli nie, mogę pojechać na max. 1 noc do kogoś. Nie więcej, bo nawet z czyjąś pomocą... nikt nie ma dostosowanego mieszkania.
Najlepszym rozwiązaniem jest asystent. Samodzielne mieszkanie, własne sprawy. Pomoc w konkretnych czynnościach. Czy znacie jednak niepełnosprawnych, którzy są w stanie zapłacić czynsz, rachunki, przeżyć (jedzenie, ubrania) i jeszcze wynająć asystenta? Wątpię...jeśli ktos nie ma bogatych rodziców. Mogę pracować więcej, zarabiać więcej ! ale nie mam wówczas czasu na "życie". BŁĘDNE KOŁO.
Dziwi mnie bardzo Wasza ocena tutaj. O to przykład, że niepełnosprawność fizyczna to pikuś, przy niepełnosprawności umysłu. Twoje myślenie jest tak płytkie, że aż brak słów.
Ludzie, w tym wózkowicze mają często większe problemy. To o czym piszesz to tak naprawdę problemy szukane na siłę.
O co chodzi? Nigdy nie pijecie? Zostawiacie cnotę dla ślubnego? że tacy moralni jesteście? Tak, ludzie mają gorsze problemy. Wiem o tym doskonale, ale jaki to ma stosunek do mnie? Mam być nieszczęśliwa, bo inni są nieszczęśliwi ?
Dla mnie moje życie to problem. Nie mam na myśli nawet wózka, to tylko "mebel", ale wszystkie konsekwencje jakie się z tym wiążą czyt. niesamodzielność. Osiągnęłam w moim życiu "wszystko" do czego dąży normalna osobą. Wykształcenie. Praca. Zarobki. Stać mnie na wakacje, lepsze ciuchy, drogi zegarek... bo nie mam innych celów. To smutne, że nikt tego nie rozumie. I smutne, że każdy najłatwiej potrafi powiedzieć "jaka jestem płytka", bo:
skoro Ty sam swój los ograniczasz do chlania i bzykania wszystkiego,
Użytkownik zulugula edytował ten post 30 październik 2015 - 14:24