A może tak coś o teatrze....
#1
Napisano 01 marzec 2004 - 21:36
Moja fascynacja teatrem zaczęła się dość dawno. Nie pamiętam, czy było coś przedtem, ale momentem przełomowym okazało się przedstawienie "Dziadów" A. Mickiewicza w jakimś warszawskim teatrze. Byłam wtedy małą, przestraszoną dziewczynką chodzącą do ostatniej klasy podstawówki. Siedziałam w pierwszym rzędzie tuż przed samą sceną i każda cząstką swojego ciała chłonęłam te nowe doznania. Aktorzy, scena, gra świateł, zmieniający się wystrój pomieszczeń, muzyka... i słowa... Oczarowanie. A potem była "Wielka Improwizacja" i Konrad z wielką siłą ciskający płaszcz, który niczym czarna wrona leci przed siebie, a potem pada na ludzi siedzących pod sceną. Do dziś pamiętam, jak siedziałam zahipnotyzowana, bojąca się ruszyć i zastanawiająca się, co zrobić z tymi zwojami materiału. Potem był już tylko nocny powrót do domu, wśród marzeń o sztuce, która pozwala przeżyć wiele przygód, każdej nocy wcielać się w inna postać, a potem bezpiecznie wrócić do domu. Przez jedna drobna chwilkę marzyło mi się nawet kółko teatralne, ale nie wyszło. Zostałam więc tylko widzem, który czeka z niecierpliwością na każde przedstawienie, uczestniczy w nim i obserwuje, jak widownia uczestniczy w tworzeniu spektaklu. Pamiętam przedstawienie gdzieś w Warszawie, gdy jeden z aktorów musiał zejść ze sceny nie wygłosiwszy swojej kwestii, bo z cała widownia szumiała: Piątek z Pankracym.... Innym razem jakaś kobieta dostała spazmów, gdy z bocznych drzwi wybiegł jeden z aktorów i krzycząc: Wojna!!!, wbiegł na scenę. Jan Kobuszewski zaś pewnie przez kilka miesięcy pamiętał dziewczynę w 7 rzędzie w "Kwadracie", która po jego monologu śmiała się tak bardzo, że dostała ataku kaszlu na 5 długich minut. Było wiele takich przedstawień, które z różnych powodów utkwiły w mojej pamięci, ale wszystkie sprawiały, że z wielka radością, gdy tylko nadarzała się okazja następnym razem, biegłam do kolejnego teatru. Czasami przyczyniała się do tego konkretna sztuka, czasami jakiś aktor, innym razem potrzeba rozrywki i wzruszeń. I nie były mnie w stanie powstrzymać przed tym nawet mało przyjemne wspomnienia. A takie też były... Ot, choćby teatr Witkacego w Zakopanem, gdzie widzowie siedzieli na podłodze lub przemieszczali się za aktorami, którzy każdą scenę odgrywali w innej części teatru, kropiąc przy tym publiczność wodą i posypując mąką. W ten sposób żywot straciła moja czarna aksamitna spódnica, która po 2 godzinach obcowania ze sztuka współczesna była cała oblepiona ciastem na pierogi. Ale warto było...
Polecam wszystkim od czasu do czasu taki sposób oderwania się od codzienności...
I pozdrawiam serdecznie
Liwia
#2
Napisano 01 marzec 2004 - 23:38
Youth's like diamonds in the sun
And diamonds are forever
#3
Napisano 06 marzec 2004 - 13:22
#4
Napisano 07 marzec 2004 - 00:21
Youth's like diamonds in the sun
And diamonds are forever
#5
Napisano 07 marzec 2004 - 08:20
#6
Napisano 08 marzec 2004 - 00:02
Youth's like diamonds in the sun
And diamonds are forever
#7
Napisano 08 marzec 2004 - 01:01
A jak na razie to ... ehhhh szkoda słów :!: :!: :!:
Pozdrawiam :oops:
Tylko to co nieważne jak krowa się wlecze,
najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje :-D :-D
#8
Napisano 08 marzec 2004 - 01:07
Youth's like diamonds in the sun
And diamonds are forever
#9
Napisano 08 marzec 2004 - 08:50
#10
Napisano 08 marzec 2004 - 18:34
Pozdrawiam
Liwia
#11
Napisano 09 listopad 2004 - 10:52
Najprawdopodobjiej ok. 13 grudnia w Warszawie na gościnnych występach wystawiony zostanie spektakl "Raskolnikow" Szczęsnego Wrońskiego z Markiem Kalitą w roli glównej. I to pewnie do południa, bo gościnnie. To dobra wiadomość dla ludzi spoza Warszawy - będzie jeszcze czym wrócić do domu, bo nie skończy się późno.
Jeszcze nie wiadomo, w jakim teatrze, ale dam znać, jak się coś wyklaruje. Może by tak Ochota? To sympatyczny teatr z sympatyczną obsługą, jak się już zdążyliśmy przekonać na warszawskim zlociku...
Tu można poczytać o stowarzyszeniu Dialog, które spektakl organizuje http://www.pro.art.pl/dialog/
A tu o spektaklach http://www.pro.art.p...akle/index.html
#12
Napisano 04 wrzesień 2007 - 11:43
#13 Gość_klara_*
Napisano 02 grudzień 2009 - 15:28
http://www.teatrwiel...o_orzechow.html
a teraz dość przyjemności czas na pracę pozdrawiam
#14
Napisano 03 grudzień 2009 - 23:53
Najlepszy balet - to balet mongolskiA może coś tak o balecie 17 grudnia 2009 'Dziadek do orzechów'
http://www.teatrwiel...o_orzechow.html
a teraz dość przyjemności czas na pracę pozdrawiam
#15
Napisano 03 grudzień 2009 - 23:58
Z dziką rozkoszą, gdyby bilety były choć o połowę tańsze... :(A może coś tak o balecie 17 grudnia 2009 'Dziadek do orzechów'
http://www.teatrwiel...o_orzechow.html
a teraz dość przyjemności czas na pracę pozdrawiam
Pozdrawiam
Liwia
#16
Napisano 04 grudzień 2009 - 22:12
Liwia - ten bilet o ile zauwazylem kosztuje stówe Co to jest stówa w zamian za obcowanie ze sztuką przez duze S ?Z dziką rozkoszą, gdyby bilety były choć o połowę tańsze... :(A może coś tak o balecie 17 grudnia 2009 'Dziadek do orzechów'
http://www.teatrwiel...o_orzechow.html
a teraz dość przyjemności czas na pracę pozdrawiam
Pozdrawiam
Liwia
Oczywiscie za ta stówe mozna zrobic wiele innych rzeczy
Nie lubie teatru , opery i tak dalej ...
#17 Gość_klara_*
Napisano 04 grudzień 2009 - 22:25
#18
Napisano 04 grudzień 2009 - 22:29
Balet mongolski a la Kiepscy niczym nie różni sie od baletów za 100 zł No oprócz ceny i ideologii
#19 Gość_klara_*
Napisano 05 grudzień 2009 - 12:08
#20
Napisano 09 grudzień 2009 - 17:59
tydzień temu w czwartek bardzo chciałam iść na Jesienina. Lena Olenko, która tam gra, robi zazwyczaj taki monodramy słowno-muzyczne... fajne, choć czasem wyciągające duszę z ciała, jak to przy cygańsko-rosyjskich romansach. Miałyśmy z koleżanką iść na wejściówki. Zawsze to taniej. I biletów już nie było... Gdy stałyśmy w ogonku, podszedł jakiś gość z pytaniem, kto chce dwa bilety na dzisiejszy spektakl, w cenie wejściówek. Napaliłyśmy się. Zapłaciłyśmy mu i Ewa bilety schowała do torebki. Gdy nadeszła nasza godzina, okazało się, że bilety to my i mamy, ale na Trash story czyli sztuka (nie)pamięci [W Ateneum zazwyczaj równolegle są przedstawienia na małej i dużej scenie].... W sumie to dobrze się stało. Sama w życiu nie poszłabym na to przedstawienie, bałabym się, że jest zbyt dołujące, a nikogo nie chciałam namawiać, bo wszyscy zdecydowanie wolą komedie.
Sztuka jest niezwykła i bardzo dobrze zagrana. Opowiada historię... zawahałam się, chyba jednak pewnego miejsca. Jeśli to możliwe, miejsca przeklętego, na swój sposób... a może przeklętych czasów i zjawisk. Na scenie równolegle wszystko dzieje się w 2 płaszczyznach. Jest współczesna rodzina w swoim domu, w jakiejś miejscowości na Ziemiach Odzyskanych. Jej losy są bardzo zagmatwane. W domu jest matka (Maria Pakulnis), jej syn i żona drugiego syna, który nie wiadomo, gdzie jest, ojciec - a mąż tej matki jest w USA, niby zarabia, ale wyjechał, bo nie był w stanie znieść zachowania żony po zniknięciu ich zaginionego syna. Równocześnie po domu snuje się jak duch i nawiedza ich sny, opowiadając swoją historię, mała dziewczynka, Niemka, której rodzina do 1945 roku mieszkała w tym domu. Wszystko zaczyna się od tego, że matka opowiada historię swoich rodziców, którzy po wojnie dostali ten dom - ojciec przed wojną był lekarzem, a po wojnie uprawiał ziemię i próbował hodować świnie, choć mu to nie wychodziło. Jego żona miała do niego żal, że zrezygnował z życia w mieście, zawodu, badań naukowych, że się tak upodlił na śmiech ludzki. Swoją gorycz przelała na córkę, która nigdy nie lubiła wsi i tego domu, traktowała to miejsce jak zesłanie Duch małej dziewczynki opowiada historię przedwojennych zabaw na wsi, ale także sytuację, gdy ojciec pewnego dnia przyjechał w mundurze, a jej brat zaczął się bawić pistoletem i strzelać do gołębi. Potem akcja się zagęszcza. Matka (Pakulnis) dostaje jakimś cudem listy pisane z Oświęcimia przez jej ojca do matki. Okazuje się, że Niemcy trzymali go tam w szpitalu i zmuszali do robienie doświadczeń naukowych na cygańskich dzieciach. Duch malej dziewczynki z listów swojego ojca do matki dowiaduje się o okropnościach frontu wschodniego i zaczyna rozumieć, dlaczego wszystkie mieszkające w okolicy Niemki, w chwili, gdy zbliżał się front wschodni do ich wioski, popełniły zbiorowe morderstwo na własnych dzieciach, a potem samobójstwo... Ich ciała podczas prac polowych znajdowano wokół stodoły lata całe... Na domiar wszystkiego ta młoda żona znajduje, wyrzucone przez rzekę ciało swojego męża, który zaginął kilka lat temu, może popełnił samobójstwo, nie chcąc wracać na misję stabilizacyjną... A wszystko w jednym domu, który z pokolenia na pokolenie przekazuje swoim mieszkańcom opowieść o grozie wojny i rzuca piętno na mieszkańców...
W sumie jest to naprawdę świetne przedstawienie i dobrze się stało, że te bilety nam się pomieszały...
Pozdrawiam serdecznie,
Liwia
Użytkownicy przeglądający ten temat: 0
0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych