Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Nieopłacalne korzyści

Mitiam

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
6 odpowiedzi w tym temacie

#1 Maurycy

Maurycy

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 107 postów
  • Skąd:BYDGOSZCZ

Napisano 17 maj 2015 - 09:46

Tekst poświęcony jest poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak wiele czasu i energii trwonimy na plotki, pomówienia i oszczerstwa, a tak mało przeznaczamy na korzystanie z życia i jego darów? Dlaczego nie pamiętamy dobrych chwil, tylko wolimy się umartwiać? Dlaczego chcemy być utytłani w jałowych medytacjach o rozlanym mleku i spędzać dni na daremnym żałowaniu róż?

 

Poświęcony też jest - ZJAWISKU, manierze, tendencji, skłonności do bezinteresownego opluwania innych. Niepohamowanej zawiści ujawniającej się głównie wtedy, gdy na tym samym polu jedną osobę zauważono, doceniono i nagrodzono, druga natomiast odnosi porażkę, w związku z czym czuje się pokrzywdzona i niesprawiedliwie oceniona.

 

*

 

Dożywotnio chory, gdy otwiera oczy i wstaje z łóżka lewą nogą, uświadamia sobie z przerażeniem, gdzie jest, kim jest i co go czeka. Ogarnia go wtedy rezygnacja; oblepia mu zreumatyzowany świat niczym wilgotna ściera. Wszystko dla niego jest spocone, przesłonięte mgłą, czarne jak myśli, ociężałe i niepokojące. Zwyczajny śmiech, prosta radość, okazuje się nietaktem, czymś, co mu nie przystoi, bo jego próby oderwania się od codziennej udręki, są przez zdrowych kibiców tragedii traktowane jako grzech, barbarzyństwo, karygodne odstępstwo od TRADYCJI, bo do jego powinności należy cierpienie.

 

Nasz przeklęty obyczaj  tolerowania ciężko chorych nakazuje, by znosić obecność tych tylko, którzy posłusznie jęczą na temat tego, jak im źle, niełatwo, nie tak, jak trzeba, natomiast tych, co się nie poddają, nie chcą należeć do zbioru ludzi pogrążonych w boleści, obyczaj ów gnębi, wyszydza, ośmiesza, sprowadza do  parteru.

 

Zostaliśmy nauczeni defetyzmu. Do perfekcji opanowaliśmy wygodną sztukę ucieczek, chowania głowy w piach. Obezwładnia nas, paraliżuje świadomość bezsensu podejmowania walki. Przekonanie, że niczego robić nie warto, bo nie ma z kim, że to daremny trud.

 

*

 

Znalazłem notatki sprzed paru lat, z czasów, gdy spotkałem Basię w trakcie częstego buszowania po sieci. Znałem ją tylko z Internetu, z okresu, gdy wpisywała się pod moimi tekstami w Onecie. Szybko nawiązaliśmy wirtualny kontakt i ani się obejrzeliśmy, jak połączyły nas wspólne zainteresowania, podobne pasje, ten sam sposób reakcji na zło. Wymienialiśmy się listami, byliśmy częstymi gośćmi na prowadzonych blogach i dzięki temu dorobiliśmy się wspólnych znajomych, a z czasem przyjaciół, ponieważ ona przyciągnęła swoich, a ja swoich. Razem stanowiliśmy cybernetyczną rodzinę, lecz dopiero później zorientowałem się, że jej spoiwem była Basia.

 

Kiedy zamilkła, dotychczasowe powiązania uległy rozluźnieniu, a większość istniejących blogów poznikała w oceanach cyberprzestrzeni. Urwały się kontakty i dawne przyjaźnie. Linki do nich i adresy skrzynek pocztowych do ich autorów przestały istnieć. A przecież były to postaci i miejsca niepowtarzalne. Tu przyszła mi do głowy myśl: czy i nasz tygodnik czeka ten sam los? Mimo, że bez pomocy z zewnątrz istniejemy przeszło pięć lat i publikujemy dzisiaj dwustu pięćdziesiąty numer?

 

Z różnych przyczyn wywiewa nas w inne strony. Niekiedy z racji zmiany zainteresowań, często z powodu zniesmaczenia hucpiarskimi komentarzami, czasem przyczyną upadku jest brak finansowego wsparcia, jak dzieje się to z likwidowanym Wydawnictwem PIW, z unicestwionym „Ossolineum”,  „Migotaniami” balansującymi na krawędzi plajty, z tyloma zasłużonymi ośrodkami polonijnymi; próżno wracamy do dawniejszych miejsc.

 

*

Bardzo lubiłem i nadal, mimo upływu lat, lubię być u niej. Kiedy jest mi źle i czuję się podle, wracam do tamtych miejsc. Mówię teraz o Basi, autorce prowadzącej blog POKONAĆ RAKA, zaszczutej, nieprzeciętnie mądrej, znanej jako Miriam, o kobiecie niezłomnego charakteru, która ośmieliła się iść pod prąd, wbrew utartym przekonaniom, która miała w sobie tyle tupetu i bezczelności, by w konkursie na najlepszy w 2005 roku zająć pierwsze miejsce.

 

Sukces był to bezsprzeczny i  na dodatek wzmocniony opisywaniem  ponurego tematu w sposób niekonwencjonalny, bo radosny: z biglem i bez mentorskiej maniery spoglądania na świat przez pogrzebowe okulary. Przyznanie tej nagrody ożywiło jednak nie tylko jej zwolenników, ale i rozzuchwaliło skwaszonych gamoni, ludzi nastawionych do niej wrogo, wyzutych z samokrytycyzmu, sądzących, że to oni zasłużyli na wyróżnienie.

 

*
Tytuł bloga sygnalizował obecność dwóch spraw. Pierwsza, to nowotwór, druga zawierała się w słowie o aktywnej walce z chorobą i powrocie do zdrowia. Poświęcony afirmacji życia, mówił o tego życia UMIŁOWANIU. A skoro tak, przesycony był szczęściem.

 

Dominowała w nim wesołość, gdyż przeciwstawiając się smutkom, przygnębieniom, histerycznej teatralizacji rozpaczy, stworzyła blog przytulny; oazę przemyśleń. Ocieplany pokrewnymi sercami przychodzących tam ludzi połączonych pasją sprzeciwu wobec patologii, zjednoczonych przyjaźnią, ciekawością wspólnego bycia razem, wzajemnym podróżowaniem, zwiedzaniem, odkrywaniem nieznanych miejsc, zapomnianych cudów przyrody...

 

Uczyniła z niego terapeutyczne miejsce spotkań dla wrażliwych. Znalazła niezawodną, SKUTECZNĄ receptę na ilustrowanie swojego stosunku do raka, do bólu poprzez pokonywanie go i cieszenie się życiem: własny przykład. Postępowała na przekór diagnozie, często wbrew sobie, siłą gasnącej woli, borykając się pomiędzy trudnościami egzystencji, wśród konieczności pokazywania innym ludziom, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że w nieszczęściu nie jest się samemu.

 

Nie uprawiała drętwego moralizatorstwa, pseudonaukowego bełkotu na abstrakcyjny, zasłyszany temat. Wystrzegała się ględzenia, czy emocjonalnego uzurpatorstwa: pokazywała w praktyce, dlaczego warto żyć. Dlaczego warto żyć wbrew stereotypowym przekonaniom, że chory nie ma prawa do chwil szczęścia, że powinien być nieustannie zalany łzami.

 

Człowiek skazany na nieuleczalną chorobę broni się przed spisaniem na straty, przed bezmyślnym okrucieństwem ludzi zdrowych, usiłuje pokazać, że z chorobą należy walczyć, nie poddawać się jej presjom; nie ulegać jej.

 

Lecz niekiedy Miriam przechodziła chwile załamania i w takich momentach rozmowa z nią była poważna. Zwierzała się, że jest bardzo osłabiona, chyba już nie wytrzyma następnej chemii i podda się, co w jej ustach brzmiało strasznie. Wtedy w naszą minorową atmosferę intymnych zwierzeń wdzierał się szczebiocik chamidła. Nawet chamidło to nie wiedziało, w czym rzecz i na jaki temat toczy się rozmowa, tylko od razu wcinało się w środek dyskusji i subtelnie obwieszczało:  „fajnego masz blogaska, więc wpadnij do mnie i też mi zostaw komcia”. I polecało jakąś stronę porno. Albo twierdziło, że jest symulantką, udaje, a na zakończenie wyskakiwało z życzeniami: obyś zdechła.

*

 

Znam zgrzybiałych trzydziestoletnich cymbałów i znam dziewięćdziesięciolatka publikującego ważne rozprawy filozoficzne. Biologia zagrywa z nami po macoszemu: jeden ma  wiotki rozumek na temblaku, a drugi - co się zowie.

 

W  pożegnalnym poście pisze, dlaczego dawanie osobistego przykładu jest takie ważne. Dlaczego poprzez mówienie o sobie jest prawdziwsze od teoretyzowania o cierpieniu. Dlaczego swój blog traktowała jak ożywczą i orzeźwiającą kąpiel w ciszy.

 

Ps.

 

przytaczam post z blogu Miriam z 4 października 2007:

 

„TAKA POLSKA TRADYCJA.

 

PRAWIE 4 LATA TEMU ZACZĘŁAM PISAĆ TEN BLOG DLA TYCH, ZWŁASZCZA W POLSCE, KTÓRYCH LOS DOTKNĄŁ TAK JAK MNIE.
ŻYJĄC W MENTALNIE TROCHĘ BARDZIEJ CYWILIZOWANYM KRAJU, UCZYŁAM SIĘ, JAK ŻYĆ Z RAKIEM, JAK NIE POPADAĆ W DEPRESJĘ, JAK ROZMAWIAĆ O TYM Z INNYMI, MÓWIĆ O SWOICH SŁABOŚCIACH, NIE CHOWAĆ SIĘ W KĄCIE Z ZASMARKANYM NOSEM.
PISAŁAM, ŻARTOWAŁAM, POKAZYWAŁAM, SKOCZYŁAM ZE SPADOCHRONEM TUŻ PO CHEMII, ŻEBY ROZWESELIĆ WSZYSTKICH TYCH, O KTÓRYCH POLSKA "TRADYCJA" MÓWIŁA: ACH TO RAK, TO JUŻ KONIEC.
TO NIE KONIEC, TO NIE JEST PRAWDA !!!!
MOŻESZ JECHAĆ NA WYCIECZKĘ, POJECHAĆ W GÓRY, SPEŁNIĆ SWOJE MARZENIA !! NIE SŁUCHAJ POCHYLONYCH NAD TOBĄ ZAMARŁYCH ZE STRACHU TWARZY. ŻYJ, JAK TYLKO MOŻESZ , ŻYJ NAJLEPIEJ, ZACHWYCAJ SIĘ KAŻDYM PROMYCZKIEM, KAŻDYM LISTKIEM, BO SĄ WIELE PIEKNIEJSZE, NIŻ DURNE PROGRAMY W TW, PRZED KTÓRYMI LEŻYSZ I PŁACZESZ, ŻE UMIERASZ !!!
O, POLSKA NIENAWIŚCI !
DALAŚ SIĘ WZNIEŚĆ TAK WYSOKO. KRÓLUJESZ WSZĘDZIE. NIE MA JUŻ NASZEGO KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO BEZ NIENAWIŚCI. NIE MA SĄSIADÓW POPIJAJĄCYCH RAZEM KAWĘ, NIE MA PRZYJAŹNIĄCYCH SIĘ DZIECI MIĘDZY BLOKAMI NA TRZEPAKACH. NIE MA UKOCHANYCH NAUCZYCIELI. JEST NIENAWIŚĆ I UDOWADNIANIE TEJ NIENAWIŚCI.
TAK TEŻ JEST NA BLOGACH. NIE MA DAWNYCH PRZYJAŹNI I WSPÓLNYCH PODRÓŻY. NIE MA WSPÓLNYCH DUSKUSJI NA TEMAT FILMU. WSZĘDZIE SĄ PODPISUJĄCY SIĘ OBŚLIZGŁYM NICKIEM ANONIMOWI SZUBRAWCY, MAJĄCY NAJWIĘKSZĄ WIEDZĘ NA KAŻDY TEMAT. NAJLEPIEJ ZNAJĄ SIĘ NA WSZYSTKIM, NAJLEPIEJ OŚMIESZAJĄ, NAJLEPIEJ WYGWIZDUJĄ, NAJLEPIEJ ZŁORZECZĄ. ROZWALAJĄ KAŻDĄ PRZYJAŹŃ, ROZDEPTUJĄ KAŻDE ZDANIE. TUPIĄ NOGAMI ALBO PLUJĄ NA WSZYSTKO UDAJĄC WIELKICH PANÓW Z CYGARAMI KUBAŃSKIMI W WYDĘTYCH POGARDLIWIE OBŚLINIONYCH WARGACH. POTEM SPOKOJNIE KŁADĄ SIĘ SPAĆ MRUCZĄC Z ZADOWOLENIA, ŻE TEN, KTÓREMU DOWALIŁ, JUTRO JUŻ NA PEWNO ZAMKNIE TEGO SWOJEGO BLOGA. JUŻ ZA DŁUGO SIĘ TAM WYMĄDRZA.
I TAK POZAMYKAŁY SIĘ BLOGI, NAJCIEKAWSZE, MĄDRE, CZYTANE PASJAMI. ODESZŁY LAWENDY, KRASNALE, YAVY I AMELIE, WIELE WIELE,ODESZŁO DOBRYCH BLOGÓW. i ODEJDZIE JESZCZE WIELE. BO ONET RZUCIL PERŁY PRZED WIEPRZE, A NAD WIEPRZAMI NIE ZAPANOWAŁ.
ZOSTAŃCIE W POKOJU I POZWÓLCIE MI W POKOJU ODEJŚĆ.
CHCIAŁABYM PRZED ŚMIERCIĄ JESZCZE DUŻO SIĘ UŚMIECHAĆ.
DZIĘKUJĘ PRAWDZIWYM PRZYJACIOŁOM.
BASIA”

 

 

Ps.2

 

Basia już nie przeczyta swojej księgi gości, już nie zobaczy, ilu tu nas przychodzi mimo upływu lat. Można powiedzieć, że jest w pewnym sensie uwolniona z lektury matołkowatych komentarzy.  Ale tak sobie myślę, że głupcy komentujący jej teksty wyrządzają krzywdę niej jej, lecz innym ludziom; niszcząc wiarę w istnienie wrażliwości przekraczającej granice ich prymitywizmu, burzą zaufanie do czegokolwiek i. I z tego powodu nie da rady normalnie żyć w ich popapranym świecie. W cynicznym świecie bezustannych podejrzeń, gmerania w cudzych intencjach i dopatrywania się w nich ukrytych i wrednych podtekstów.

Do dziś martwi mnie niefrasobliwy egoizm; mamy szpetną tendencję do wulgaryzowania szlachetnych zjawisk. Ludzie z mentalnością pluskwy są wśród nas, lecz pocieszeniem jest fakt, że w porównaniu z ilością ludzi  wytrząśniętych z  tej subtelności,  jest ich garstka. Czego to dowodzi? Tego mianowicie, że mądrość, dojrzałość, wszystkie te nasze pozytywne cechy, nie zależą od wieku; obok samolubstwa, pośród narcystycznego sposobu na łatwą wegetację, znaleźć można bezinteresowność, wyobraźnię, wrażliwość, jakąś empatię i próby zrozumienia drugiego człowieka. To krzepi, napawa optymizmem, sprawia, że z większą ufnością patrzę w przyszłość i to nazywam NIEOPŁACALNĄ KORZYŚCIĄ mojego istnienia.

 

JEJ BLOG: http://miria.blog.onet.pl


Użytkownik Maurycy edytował ten post 17 maj 2015 - 09:48

  • 2
Jedyna wolność, którą teraz mamy, nazywa się wolnością od rozumu.

#2 zielonooka30

zielonooka30

    Milczek

  • Użytkownik
  • PipPipPip
  • 48 postów

Napisano 17 maj 2015 - 11:09

 Maorycy-nie umiałabym tego lepiej ująć, to o czym piszesz powyżej, o czym napisała Basia, to jest to, co mnie ewidentnie boli.

Cóż zrobić z tym?- Świat nosi i nosić będzie frustratów, którzy za wszelką cenę chcą wsadzić kij w mrowisko. Mają zapewne tak nudne życie, że dowalanie komuś sprawia im dziwaczną uciechę.

Podziwiam ludzi, którzy mimo trudności dostrzegają pozytywy życia, są odważni i nieugięci, a w chwilach zwątpienia, gdy niebo wali im się na głowę, mówią otwarcie "pomóż mi, nie daję rady".


  • 1

Oceniaj mnie, niech jad strumieniami leje się :)


#3 Marcella13

Marcella13

    Podpowiadacz

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPip
  • 270 postów

Napisano 17 maj 2015 - 11:24

Swietne...zawsze cudownie mi się czyta Maurycego...


  • 0

#4 Gość_kuba_*

Gość_kuba_*
  • Gość

Napisano 17 maj 2015 - 11:50

Celne i do refleksji... chociaż tylko na moment przyjdzie otrzeźwienie, po czym wszystko i tak wróci do stanu sprzed...


  • 0

#5 kaska_zaborze

kaska_zaborze

    Narrator

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPipPip
  • 1414 postów
  • Skąd:z wnętrza.

Napisano 17 maj 2015 - 14:30

 

Zwyczajny śmiech, prosta radość, okazuje się nietaktem, czymś, co mu nie przystoi, bo jego próby oderwania się od codziennej udręki, są przez zdrowych kibiców tragedii traktowane jako grzech, barbarzyństwo, karygodne odstępstwo od TRADYCJI, bo do jego powinności należy cierpienie.

Właśnie, TRADYCJA nie zdawałam sobie sprawy jak dużo ludzi tkwi w tej złej tradycji powinności w cierpieniu.

 

Nasz przeklęty obyczaj  tolerowania ciężko chorych nakazuje, by znosić obecność tych tylko, którzy posłusznie jęczą na temat tego, jak im źle, niełatwo, nie tak, jak trzeba, natomiast tych, co się nie poddają, nie chcą należeć do zbioru ludzi pogrążonych w boleści, obyczaj ów gnębi, wyszydza, ośmiesza, sprowadza do  parteru.

Bardzo prawdziwe słowa i niestety zyje w poczuciu,że to sie nigdy nie zmieni.

 

Zostaliśmy nauczeni defetyzmu. Do perfekcji opanowaliśmy wygodną sztukę ucieczek, chowania głowy w piach. Obezwładnia nas, paraliżuje świadomość bezsensu podejmowania walki. Przekonanie, że niczego robić nie warto, bo nie ma z kim, że to daremny trud.

Bo defetyzm jest niejako najłatwiejszy-i tak sie nie uda,a trud musi miec definicje wtedy daremny nie będzie.
 
Czy to co napisałeś w pierwszej części postu dotyczy tylko chorych na nowotwór?... (pytanie retoryczne). Twoje słowa są bardzo uniwersalne pokazujące innym jak nie dopuszczać by dusza była chora bo tu o nią chodzi lecz nie o nowotwór.
 
Oby jak najrzadziej Twoje słowa "weszły do użycia" bo obawiam się że TRADYCJE najtrudniej wyeliminować...


Użytkownik kaska_zaborze edytował ten post 17 maj 2015 - 14:45

  • 0
Wciąż ma się mało lat a już się tyle przeżyło.Powoli dogasa blask tych co już nie wrócą dni.
Piotr Bukartyk.

#6 Kicia

Kicia

    Narrator

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPipPip
  • 2065 postów
  • Skąd:Warszawa-Targówek

Napisano 18 maj 2015 - 21:56

Bardzo ciekawy tekst. - Jesteś felietonistą, Maurycy? http://www.pisarze.p...e-korzysci.html


  • 0
Bądź jak ptak, który, gdy siada na gałęzi zbyt kruchej, czuje, jak spada, lecz śpiewa dalej, bo wie, że ma skrzydła.
Victor Hugo

#7 Valeska

Valeska

    Sufler

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPip
  • 376 postów

Napisano 19 maj 2015 - 00:12

Nasz przeklęty obyczaj tolerowania ciężko chorych nakazuje, by znosić obecność tych tylko, którzy posłusznie jęczą na temat tego, jak im źle, niełatwo, nie tak, jak trzeba, natomiast tych, co się nie poddają, nie chcą należeć do zbioru ludzi pogrążonych w boleści, obyczaj ów gnębi, wyszydza, ośmiesza, sprowadza do parteru.

 

Niestety ja również dałam się do tego parteru sprowadzić dawno temu, ponieważ uświadomiłam sobie że robiąc różne szalone rzeczy po prostu się ośmieszam. Nie mówili mi tego wprost, ale dawali do zrozumienia że niepełnosprawny powienien mieć wiecej pokory, bo to co przystoi zdrowemu w wykonaniu chorego może wyglądać żałośnie. Nie tak łatwo się tej pokory od razu nauczyć, szczególnie gdy nie jest ona wpisana w charakter (chociaż niepełnosprawność podobno jej uczy). Zauważyłam jednak, że gdy już minął okres wewnętrznego buntu i zrozumiałam że bliżej mi do niepełnosprawnych niż do zdrowych to taką właśnie postawę przyjęłam osoby pogrążonej we własnych smutkach lecz umiejącej bronić swoich przekonań, które sprowadzają się głównie do tego, że wszystko co spotkało mnie złego to wina choroby, np. gdybym była zdrowa byłabym na szczycie, ale że jestem chora więc jestem na dnie...itp. Zastanawia mnie również ile jest w tym naszej winy, a ile jak słusznie zauważył autor wątku winy społeczeństwa, które właśnie takimi chce nas widzieć...


  • 1


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych