Skocz do zawartości

A- A A+
A A A A
Zdjęcie

Teorie spiskowe, historia wyklęta - wątek zbiorczy


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
24 odpowiedzi w tym temacie

#1 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 18 lipiec 2014 - 11:01

Jan Antony Vincent-Rostowski (Jacek Rostowski) (ur. 30 kwietnia 1951 w Londynie) wnuk Jakuba Rothfelda-Rostowskiego (syna Mojżesza Rotfelda i Lei z domu Broder) w momencie otrzymania teki ministra finansów nie miał obywatelstwa polskiego i był obywatelem brytyjskim! Wyszło to przypadkiem, gdy się okazało, że nie posiada on ani numeru PESEL, ani NIP-u. Nasuwa się pytanie - jeżeli Polskim Ministrem może być osoba posiadająca inne obywatelstwo , to czyje interesy on reprezentuje? Posiada mnóstwo mieszkań na wynajem, ale próżno szukać tam jakiegoś polskiego adresu, jakby szykował się z góry do desantu, Taki pojawiam się i znikam. Rostowski ponadto będąc po „uszy zadłużonym” w niepolskich instytucjach finansowych znajduje się stale w „konflikcie interesów”!

 

 

http://www.youtube.c...h?v=-GIzyJ8Jouc


  • 1

#2 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 20 lipiec 2014 - 10:35

Z akt STASI

SZYFROGRAM AMBASADORA NRD W WARSZAWIE DO KIEROWNICTWA NRD Z 2 GRUDNIA 1981 ROKU

Tow. Ciosek, minister ds. współpracy ze związkami zawodowymi, oświadczył w rozmowie z 1 grudnia [1981 roku]:

„Nie wierzyłem własnym uszom. Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja pomiędzy „Solidarnością” w obecnej formie a socjalizmem realnym już niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieuchronna. Wybory do rad narodowych muszą zostać przesunięte. Aparat „Solidarności” musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji „Solidarność” mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty związek zawodowy bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego oblicza i bez ambicji sięgnięcia po władzę. Być może – kontynuował Geremek – tak umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane. Po konfrontacji nowa władza państwowa mogłaby w innej sytuacji politycznej kontynuować pewne procesy demokratyzacyjne.”

Prawdziwie groźni dla reżimu opozycjoniści zostali w liczbie około miliona wyekspediowani za granicę z biletem w jedną stronę lub zlikwidowali ich nieznani do dziś sprawcy.

W ten sposób wyczyszczono teren, aby już bez demokratycznych pierduł jakiś władz i członków Solidarności, Michnik, Kuroń, Geremek i reszta mogli świecić niezmąconym blaskiem.


  • 0

#3 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 21 lipiec 2014 - 12:42

Profesor Jan Barcz, bliski współpracownik szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego, według zachowanych dokumentów Służby Bezpieczeństwa w 1982 roku został zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Jaksa”. Materiały wskazują, że współpraca „Jaksy” trwała do 1990 roku. 

16 września 2009 r. „Gazeta Polska” opublikowała tekst, w którym wspomina się o fakcie rejestracji Jana Barcza jako kontaktu operacyjnego ps. „Jaksa” wywiadu komunistycznego PRL. Na podstawie tego artykułu senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk zwróciła się 21 września br. do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z prośbą o wyjaśnienia tej sprawy. Jan Barcz był do momentu publikacji przewodniczącym Doradczego Komitetu Prawnego przy Ministrze Spraw Zagranicznych. 

W odpowiedzi Radosław Sikorski pisze 8 października: 

„Po opublikowaniu ww. artykułu w "Gazecie Polskiej", prof. J. Barcz poinformował mnie o fakcie współpracy z organami wywiadu PRL w charakterze ekspercko-analitycznym. Prof. Barcz oświadczył, że dotyczyła ona stosunków polsko-niemieckich, a zwłaszcza skomplikowanych materii prawnych”. 

Jak wynika z tego pisma, Jan Barcz przyznał się do współpracy z SB, twierdzi jednak – według słów Radosława Sikorskiego – że miała ona „charakter ekspercko-analityczny”. 

Z dostępnych dokumentów wynika, że w trakcie współpracy „Jaksa” wykazywał się własną inicjatywą, rozpracowywał pojedyncze osoby będące w kręgu zainteresowań organów, a nawet brał udział w skomplikowanych operacjach, pisał charakterystyki na swoich niemieckich kolegów i przyjaciół; z niektórymi z nich współpracuje do dziś. 

Minister spraw zagranicznych RP Radosław Sikorski we wspomnianym liście do senator Arciszewskiej-Mielewczyk z 8 października br. napisał, że dokonania Jana Barcza „stanowią jednocześnie wystarczającą legitymację moralną dla pracy na rzecz interesu publicznego Rzeczypospolitej Polskiej”. 

Kariera w stanie wojennym 

Z dokumentów wynika, że Jan Barcz od wczesnych lat był aktywnym członkiem PZPR – udzielał się jako partyjny lektor. Według materiałów MSW Jan Barcz jako kontakt operacyjny SB (Departament I – wywiad PRL) został zarejestrowany w pierwszych miesiącach stanu wojennego – ostatnie zachowane meldunki pochodzą z roku 1990. 

Z zachowanych w IPN akt wynika, że Barcz został zwerbowany w lutym 1982 r. przez porucznika SB Zenona Giemzę, inspektora Wydziału I Departamentu I MSW. Giemza umówił się telefonicznie z Barczem na 8 lutego w kawiarni „MDM”, podając się za pracownika Biura Paszportowego. W trakcie spotkania porucznik nawiązał z Barczem rozmowę na temat polityki zagranicznej RFN i działalności niektórych placówek naukowych. W swoim raporcie z tej rozmowy – w zamierzeniu sondażowej – funkcjonariusz SB pisał: 

„Wobec korzystnie rozwijającej się dla mnie sytuacji, pozytywnego stosunku do mojej osoby oraz szczerych, wyczerpujących wypowiedzi – postanowiłem wysunąć propozycję współpracy. Została ona bez najmniejszych wahań, oporów przyjęta. Nie zauważyłem przy tym zmian w zachowaniu i wypowiedziach mojego interlokutora. Stwierdził przy podpisywaniu zobowiązania [...], "Państwo pomagało mi przez kilka lat, kształcąc mnie – teraz najwyższa pora abym pomagał Państwu". Na wszystkie moje propozycje dotyczące przyszłej współpracy odpowiadał bez wahania zwrotem "nie widzę przeszkód". [...] Celem bliższego rozpoznania możliwości wywiadowczych poleciłem "Jaksie" przygotować na 10 II bm. wykaz znanych mu obywateli RFN. Przy przekazywaniu tej listy dnia 10 lutego powiedział mi, że w trakcie dalszej współpracy będzie ją uzupełniał. Osoby podkreślone na liście są bardzo dobrze mu znane. Ustaliłem podczas przeglądania listy, że 15 II br. otrzymam dwie charakterystyki ob. RFN /Bingena i Schmidtendorfa/ – figurantów naszych spraw oraz wykaz osób, obywateli PRL zajmujących się problematyką niemiecką i znających "Jaksę". 

Wykaz osób, które „Jaksa” mógłby rozpracować, jest imponujący. Lista „niemiecka”, jaką przedłożył 10 lutego por. SB Giemzie, zawiera 44 nazwiska, a „polska”, przedłożona przez niego 15 i 18 lutego, liczyła 48 pozycji. Podczas tych spotkań przekazał swoją pierwszą charakterystykę, mianowicie dr. Dietera Bingena, który był wtedy pracownikiem Institut für Ostwissenschaftliche und Internationale Studien. Dzisiaj prof. Bingen jest dyrektorem Niemieckiego Instytutu Polskiego w Darmstadt (Deutsches Polen Institut). Giemza pisał 23 lutego w swoim raporcie: 

„Załączony materiał w postaci: 
– wykazu osób zajmujących się problematyką niemiecką i znających "Jaksę", 
– charakterystyka D. Bingena, 
– charakterystyka T. Schellinga, 
otrzymałem na spotkaniu dnia 15. II. 1982 r. (w kawiarni "Na Rozdrożu") i 18. II. 1982 r. (w pokoju hotelu "Forum". W czasie rozmowy "Jaksa" poprosił mnie o zapoznanie się ze sporządzoną przez niego charakterystyką i udzielenie mu dalszych wskazówek dot. dalszego, dokładniejszego ukierunkowania we współpracy z naszą służbą. Przepraszał jednocześnie za ogólnikowość pierwszej charakterystyki (D. Bingen) – tłumaczył to brakiem doświadczenia w sporządzaniu tego rodzaju informacji. W związku z powyższym udzieliłem mu instruktażu połączonego z jednoczesnym pisaniem uzupełnienia (D. Bingena) – w załączeniu. [...]”. 

„Jaksa” raportował także na temat swoich polskich kolegów: 


„Poruszając temat niewłaściwego zachowania się niektórych naszych obywateli za granicą – wspominał o prof. Markiewiczu. Zdaniem jego, naukowiec ten nie tylko kompromituje się swoim zachowaniem jako naukowiec, ale również wyrządza duże szkody Polsce poprzez niekorzystne stawianie pewnych kwestii spornych w relacji Polska–RFN. Obiecał sporządzić o nim informację pisemną i dostarczyć ją na spotkanie w pierwszej połowie marca. [...]”. 

„Jaksa” starał się także nawiązać bardziej koleżeńskie relacje ze swoim oficerem prowadzącym, który relacjonował: „Pod koniec spotkania (przy pożegnaniu) zaproponował mi "przejście na ty". Bardzo mu przeszkadza w rozmowie "forma Pana" – tym bardziej iż jestem prawie jego rówieśnikiem. […] Na powyższe wyraziłem zgodę i podałem imię "Zenon”. 

Zenon podsumował: „1. osobą D. Bingena jest zainteresowany tow. Palewski, 2. T. Schelling jest figurantem SMW "Graf", 3. W czasie spotkania "Jaksa" zachowywał się bardzo swobodnie. Przejawia dużą chęć do współpracy z naszą służbą, 4. W trakcie następnych spotkań egzekwować następne charakterystyki obywateli RFN, wykorzystując przy tym znajomości "Jaksy" z figurantami naszych spraw do realizacji naszych przedsięwzięć”. 

Ponadto por. Giemza uzupełnił: „listę osób zajmujących się problematyką niemiecką sporządził "Jaksa" na wyraźne moje polecenie. […] W przyszłości zamierzam wykorzystać ją m.in. do kontroli naszych współpracowników oraz rozszerzenia bazy werbunkowej obywateli naszego kraju. Zlecone zadanie (jedno z pierwszych) wykonał on bez najmniejszego sprzeciwu”. 

W kolejnych miesiącach „Jaksa” dostarczał własnoręcznie sporządzone charakterystyki swoich niemieckich przyjaciół i kolegów, które były wykorzystane operacyjnie przez SB. Np. 18 czerwca por. Giemza pisał: „Spotkanie [16. VI.] wywołał "Jaksa". W czasie rozmowy poinformował mnie o pobycie w Polsce Th. Schellinga (figurant SMW "Dorn") i przekazał wcześniej (z własnej inicjatywy) sporządzoną o tym notatkę. Zaznaczył przy tym, że jeżeli będzie potrzeba jej uzupełnienia to gotów jest to zrobić. [...] w czasie rozmowy »Jaksa« wspomniał, że T. Schelling chciałby bardzo przyjechać do niego prywatnie na urlop w miesiącu lipcu lub sierpniu br. Chęć wyjazdu wynika z dużej sympatii Th. Schellinga do "Jaksy". Uważam, że znajomość w/w można wykorzystać dla potrzeb naszej służby. Z uwagi na możliwość awansu Th. SCH [elling] może być ciekawym źródłem informacji”. 

Thilo Schelling jest dzisiaj zastępcą sekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki Meklemburgii-Pomorza Przedniego. 

Operacja „Tyberiusz” 

Z dokumentów SB wynika, że 5 października 1982 r. por. SB M. Buławko spotyka się z „Jaksą” w lokalu kontaktowym „Dach”. Tematem rozmowy jest niemiecki doktorant, który był z nim zaprzyjaźniony. SB zaczęła się nim interesować i zamierzała przeprowadzić operację, mającą na celu zwerbowanie go szantażem. „Jaksa” poznał „Tyberiusza” – taki pseudonim nadała mu SB – podczas konferencji w Bielefeld za pośrednictwem prof. Helmuta Riddera. Nawiązali stały kontakt korespondencyjny, a podczas pobytu „Tyberiusza” w Polsce jesienią 1980 r. spotykają się wielokrotnie. „Tyberiusz” był kilkakrotnie gościem „Jaksy” i nocował u niego w mieszkaniu. Z czasem kontakt ten przemienił się w relacje przyjacielskie. 

Jak pisał funkcjonariusz, "Jaksa" w rozmowie ze mną zaoferował swoją pomoc w operacyjnym rozpracowaniu "T". Podkreślił, że może nawet zorganizować spotkanie z "Tyberiuszem" i wprowadzić do sprawy pracownika kadrowego wywiadu”. 

„Jaksa” z własnej inicjatywy zawiózł nawet „Tyberiusza” w swoje rodzinne strony (woj. lubelskie), po czym wszystko opisał. 

Nie wiemy, jak zakończyła się sprawa „Tyberiusza”; akta jej dotyczące nie zostały włączone do teczek Barcza. 

Innymi tematami raportów „Jaksy” były informacje dotyczące „aktualnej sytuacji w jego środowisku tzn. pracowników naukowych IPS przy M [inisterstwie] S [prawiedliwości], Uniwersytetu Warszawskiego i luźnych kontaktów wśród byłych członków i aktywistów "Solidarności”. 

Służby wspierają karierę zawodową „Jaksy” 

W aktach zachowały się liczne pokwitowania za przyjęte kwoty, osobiście podpisane przez Jana Barcza. Służba Bezpieczeństwa interesowała się także jego karierą, o czym świadczy np. pismo z 7 lutego 1984 r. Naczelnik Wydziału I Departamentu I MSW płk. SB F. Kołecki pisze do naczelnika Wydziału X tego samego Departamentu: „Jesteśmy zainteresowani w zatrudnieniu go w Polskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych”. 

Natomiast 22 stycznia 1986 r. naczelnik Wydziału I Departamentu I MSW, major SB J. Szustakiewicz pisał do swojego przełożonego: „Departament IV MSZ wyraża b. duże zainteresowanie zatrudnieniem "Jaksy" u siebie. Byłoby to również duże wzmocnienie dla naszej służby. Proponuję aktywnie poprzeć jego kandydaturę”. Dwa lata później, 29 stycznia 1988 r., starszy inspektor Wydziału I Departamentu I MSW kpt. SB Marek Winnicki sporządził raport ze spotkania z KO. „Karoo”, który wtedy pracował na kierowniczym stanowisku w MSZ. Obaj panowie rozmawiali między innymi o „Jaksie”. Winnicki zapisał: 

„Ponadto "Karoo" stwierdził, że u Dyrektora Dep. IV, Fekecza była niedawno dyskusja nt. obsady personalnej zespołu d/s RFN i Berlina Zachodniego. Ze swojej strony zaproponował, ażeby spróbować ściągnąć KO "Jaksa". Pomysł podchwycił Jędras, stwierdzając, że sprawę jego ew. przejścia od strony formalnej bierze na siebie. KO "Tarecki" ma rozeznać sytuację w kadrach MSZ. "Karoo" miał natomiast zorientować się co do ew. zgody "J". Po rozmowie na ten temat z "Jaksą" "K" stwierdził, że byłby on skłonny przejść do MSZ, le od połowy roku [...]."J" miał w zasadzie dwie wątpliwości: pierwsza dot. spraw finansowych. W MSZ jego zarobki byłyby znacznie niższe i w związku z tym musiałby w miarę precyzyjnie znać termin swojego ew. wyjazdu na placówkę. Druga wątpliwość dot. jego pracy naukowej, z której musiałby, przynajmniej na pewien czas, zrezygnować. "Karoo" uważa jednak, że jest on już przez niego prawie całkowicie przekonany do zmiany pracy”. 

Pracę w MSZ Jan Barcz rozpoczął 1 marca 1989 r. Według zachowanych dokumentów 2 marca „Jaksa” spotyka się z prowadzącym go funkcjonariuszem SB o pseudonimie „Bern”, który parę dni później raportował: 

„Od 1 marca 1989 r. "Jaksa" przeszedł do pracy w Dep. IV MSZ. Na razie zapoznaje się z materiałami i dokumentami i nie zna jeszcze ostatecznego zakresu swoich obowiązków. Jest jednak pewne, że będzie zajmował się m.in. zachodnioniemieckimi stowarzyszeniami i towarzystwami. "Jaksa" dostarczył mi notatkę na temat posiedzenia grupy inicjatywnej, która ma powołać do życia Towarzystwo PRL–RFN. Kolejne posiedzenie tego gremium zaplanowano na 8 marca br. [1989] w celu omówienia projektu statutu Towarzystwa. Dalsze plany przewidują jeszcze jedno posiedzenie oraz wystąpienie z wnioskiem o rejestrację, co ma odbyć się jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi. [...] Uzgodniliśmy z "Jaksą", że zostanę zaproszony na to zebranie, co umożliwi mi zaangażowanie się w prace Towarzystwa. [...] Chciałby, żeby było ono [Towarzystwo] aktywne i dobrze wypełniało swoje zadanie, o których mówi w dostarczonej notatce. Stąd niepokoją go niektórzy ludzie, którzy znaleźli się w grupie inicjatywnej i w tymczasowych władzach i mający szansę pozostania na czele Towarzystwa. Chodzi przede wszystkim o prof. Markiewicza [...]. Nie można było jednak temu zapobiec, gdyż kandydatury te zostały narzucone z góry, przez Wydział Zagraniczny KC”. 

Przytoczony powyżej dokument pokazuje, że to Wydział Zagraniczny KC PZPR był organem decydującym o doborze ekspertów zajmujących się stosunkami polsko-niemieckimi w okresie PRL. Z kolei funkcjonariusze SB wywiadu PRL poprzez swoich tajnych współpracowników i etatowych funkcjonariuszy nadzorowali i monitorowali wszelkie działania w resorcie spraw zagranicznych. Część osób, które figurują w dokumentach służb specjalnych PRL jako tajni współpracownicy, zrobiło błyskotliwe kariery. 

Już w III RP Barcz został członkiem polskiej delegacji na konferencję „2 + 4” oraz delegacji negocjującej traktaty polsko-niemieckie z lat 1990–1992. W 1992 r. wyjechał na placówkę dyplomatyczną jako radca minister pełnomocny w Ambasadzie RP w Wiedniu. Jego przełożonym był Władysław Bartoszewski, już wtedy człowiek legenda, wielce zasłużony dla Polski, ale jednocześnie postrzegany jako całkowite przeciwieństwo „Jaksy”, jego postawy i drogi życiowej. 

W 1995 r. Jan Barcz został ambasadorem RP w Wiedniu. Do Polski wrócił na stałe w 2000 r., na stanowisko dyrektora Departamentu Unii Europejskiej w MSZ, niedługo później został dyrektorem Gabinetu Politycznego Ministra Spraw Zagranicznych Władysława Bartoszewskiego. Aktualnie syn Jana Barcza jest doradcą Władysława Bartoszewskiego. 

Z dokumentów SB wynika, że „Jaksa” po podjęciu pracy w MSZ nadal utrzymywał kontakty z służbami specjalnymi PRL. 

Latem 1989 r. setki obywateli NRD, którzy formalnie przyjechali do Polski w celach turystycznych, schroniło się na terenie ambasady RFN w Warszawie. Do Polski przyjechała wówczas delegacja rządowa RFN z Hansem-Dietrichem Genscherem na czele, ówczesnym ministrem spraw zagranicznych. „Jaksa”, który brał udział w tych negocjacjach, skrupulatnie i na bieżąco meldował swoim mocodawcom z SB o ich przebiegu. Przekazywał SB również inne dokumenty będące w kręgu zainteresowań służb specjalnych PRL, jak np. korespondencję biskupa Alfreda Nossola w sprawie mniejszości niemieckiej i wiele innych dokumentów. 


  • 0

#4 marder

marder

    evil admin

  • Administrator
  • 3583 postów
  • Skąd:/home/marder

Napisano 21 lipiec 2014 - 17:11

Połączyłem Twoje posty o podobnej tematyce w jeden wspólny wątek. Proszę abyś kolejne swoje posty o tej tematyce umieszczał własnie tutaj.

Dzięki temu ci których to interesuje, nie będą musieli szukać nowych rewelacji po całym dziale "Wolna dyskusja" a ci których to nie obchodzi nie będą się irytować że co rusz natykają się na kolejnego domorosłego lustratora.

 

Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)


  • 5

Nierozwiązywalność jest zawsze stanem przejściowym. 

 

Ziewanie, to cichy krzyk o kawę.


#5 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 23 lipiec 2014 - 13:24


Część I.

cz. II

cz. III

Jesienią 2009 roku Sąd Arbitrażowy w Moskwie nakazał Gazpromowi zapłacenie spółce EuRoPol Gaz(współkontrolowanej wówczas przez polski rząd) kwoty 1,2 mld zł, która wynikała z nieregulowanych od 2006 roku przez rosyjski koncern rachunków za transfer gazu przez terytorium Polski na zachód Europy.

Dlaczego Sąd Arbitrażowy w Moskwie musiał wydać taki wyrok? W 2006 roku zarząd Gazpromu nagle ogłosił, iż opłaty za tranzyt rosyjskiego gazu przez Polskę są zbyt wysokie. Rosjanie zakwestionowali polskie przepisy, które wymagają, aby w taryfach za transport gazu uwzględnić niewielką dopłatę zależną od wartości majątku firmy (im większy majątek Gazpromu, tym więcej musiał płacić za transfer gazu przez Polskę). Leszek Szymowski - autor artykułu, z którego czerpię informację (tutaj) - sugerował wręcz, że nagła decyzja zarządu Gazpromu mogła mieć związek ze sprawą likwidacji przez rząd PiS Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI), które miały być "nieformalną rezydenturą rosyjskich służb specjalnych w Polsce". Oczywiście Sąd Arbitrażowy w takich okolicznościach nie mógł postąpić inaczej i przyznał rację polskiej spółce.

Pod koniec października 2009 r. polski rząd rozpoczął z Rosjanami negocjacje na temat warunków nowej umowy gazowej, która regulowałaby zasady dostarczania do Polski błękitnego paliwa na kolejne lata. Gazprom postawił warunek: zawrzemy z wami nową umowę, ale wy umorzycie nam 1,2 mld zł długu. Zarówno premier Donald Tusk, jak i ówczesny minister skarbu Aleksander Grad wyrazili aprobatę dla tego pomysłu. Zupełnie odmiennego zdania był prezes EuRoPol Gazu S.A. - Michał Kwiatkowski, który miał powiedzieć, że dopóki pełni funkcję prezesa, nie podpisze dokumentu anulującego dług Gazpromu. Jego stanowisko poparł Jerzy Tabaka - członek zarządu spółki. Kwiatkowski wysłał nawet do ministra Grada list, w którym stwierdził, że umorzenie długu będzie stanowić złamanie polskiego prawa. Grad na list nie odpisał. 11 grudnia 2009 r. przeciwko podpisaniu nowej umowy gazowej na rosyjskich warunkach przewidujących umorzenie 1,2 mld zł długu, opowiedział się ówczesny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło. 14 grudnia 2009 r. Kancelaria Prezydenta oficjalnie poinformowała, że jest przeciwna nowej umowie gazowej z Rosją.

20 stycznia 2010 r. doszło do nagłego zwrotu akcji. Tego dnia odbyło się posiedzenie Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu. Efekty tego posiedzenia były takie, że najwięksi przeciwnicy umorzenia długu Gazpromu - prezes Michał Kwiatkowski oraz członek zarządu Jerzy Tabaka, zostali zawieszeni w pełnieniu obowiązków. P.o. prezesa został... Aleksandr Miedwiediew - wiceprezes Gazpromu i prezes spółki Gazprom-Export. Konflikt interesów wydawał się być oczywisty - Miedwiediew, będąc wiceprezesem całego Gazpromu oraz prezesem Gazprom-Export (spółka córka zajmująca się eksportowaniem rosyjskiego gazu), miał decydować o umorzeniu 1,2 mld zł wierzytelności EuRoPol Gazu w stosunku do Gazpromu.

Kancelaria prezydenta Kaczyńskiego, komentując roszady personalne w EuRoPol Gazie, poinformowała, że jeśli dojdzie do umorzenia 1,2 mld zł długu Gazpromowi, zawiadomi prokuraturę oraz zwróci się do Sejmu z wnioskiem o powołanie komisji śledczej. Obóz prezydencki stał się zatem główną przeszkodą na drodze do anulowania długów Gazpromu.

25 stycznia 2010 r. rząd Donalda Tuska poinformował publicznie, że - jako przedstawiciel Skarbu Państwa (będącego współwłaścicielem EuRoPol Gazu) - zgadza się na umorzenie Gazpromowi długu w wysokości 1,2 mld zł. 27 stycznia potwierdził to wspólny komunikat Gazpromu, PGNiG oraz EuRoPol Gazu. Problem w tym, że statut EuRoPol Gazu wymagał do umorzenia długu zgody całego zarządu, a nie tylko p.o. prezesa, którym od kilku dni był Aleksandr Miedwiediew. Tymczasem wszyscy pozostali członkowie zarządu podzielali stanowisko odsuniętego Michała Kwiatkowskiego i sprzeciwili się rezygnacji z 1,2 mld złotych. Aby "zaradzić" temu problemowi 16 marca zorganizowano posiedzenie Rady Nadzorczej EuRoPol Gazu, na którym dokonano istotnych zmian statutowych spółki. Uchwalono m. in., że we wszystkich sprawach (w tym także w kwestii umarzania zadłużenia) zarząd EuRoPol Gazu musi podejmować decyzje jednogłośnie, jednakże w razie rozbieżności w jakiejkolwiek sprawie, spór miała rozstrzygać rada nadzorcza. Gdyby radzie nadzorczej nie udało się rozwiązać sporu, należało zwołać walne zgromadzenie akcjonariuszy, czyli Gazpromu oraz kontrolowanego przez Skarb Państwa i podległego jego decyzjom - PGNiG. Ponadto obie spółki będące właścicielem EuRoPol Gazu (Gazprom i PGNiG) miały wskazać równą liczbę członków zarządu. Tydzień później zebrało się walne zgromadzenie akcjonariuszy EuRoPol Gazu, aby zatwierdzić zmiany statutu. Z uwagi jednak na fakt, że nie zostało jeszcze podpisane polsko-rosyjskie międzyrządowe porozumienie o dostawach gazu i zasadach działania EuRoPol Gazu, ogłoszono przerwę w obradach walnego zgromadzenia akcjonariuszy do 20 kwietnia. Warto zauważyć, że w tym okresie doradcy Lecha Kaczyńskiego sugerowali w mediach, że prezydent będzie wnioskował o powołanie komisji śledczej, jeżeli rząd dotrzyma słowa i 1,2 mld zł zostanie Gazpromowi umorzone.

10 kwietnia 2010 r. prezydent Lech Kaczyński wsiadł na pokład rządowego Tu154M lecącego do Smoleńska... O godz. 8:41 zginął wraz z innymi przeciwnikami umowy gazowej z Rosją.

18 kwietnia odbył się w Krakowie uroczysty pogrzeb pary prezydenckiej. Na pogrzeb przyjechał prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Zgodnie z informacjami dostępnymi <<tutaj>> wraz z prezydentem Rosji do Polski przyjechali także prezes i wiceprezes Gazpromu - Aleksiej Miller oraz Aleksandr Miedwiediew. Dwa dni później odbyło się ponownie Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy EuRoPol Gazu, w trakcie którego wybrano nowego prezesa zarządu. Został nim Mirosław Dobrut. Równocześnie ze stanowiska prezesa formalnie odwołano Michała Kwiatkowskiego, a ze stanowiska wiceprezesa - Jerzego Tabakę, którzy nie chcieli umarzać długów Gazpromowi. 21 kwietnia rząd Donalda Tuska ogłosił, że nowa umowa gazowa z Rosją(uwzględniająca umorzenie 1,2 mld zł długu Gazpromu) zostanie podpisana na początku maja. Tak się jednak nie stało. Do gry wkroczyła Bruksela, która widząc co się dzieje wymusiła na Polsce przeprowadzenie ponownych negocjacji z Rosjanami w sprawie umowy gazowej, tym razem z udziałem przedstawiciela Unii Europejskiej. Ostatecznie umowę podpisano 29 października 2010 r. Jej treści nie podano do publicznej wiadomości. Wiadomo jedynie, że Gazprom będzie dostarczać do Polski gaz do 2037 r.(dzięki Unii Europejskiej skrócono ten okres). Pewne jest także to, że Polska zrezygnowała z 1,2 miliarda zł, które miał zapłacić Gazprom.

Źródło informacji i cytatów:
Artykuł Leszka Szymowskiego (Gazeta Finansowa) pt.: "Wielki brat rzucił nas na kolana!" opublikowany 19 marca 2011 na portalu Interia.pl
  • 0

#6 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 08 wrzesień 2014 - 10:55

https://www.youtube....PGrphFXk#t=1097


(1) "Wyeliminowanie narodowej produkcji w Polsce, głównie przemysłu ciężkiego, maszynowego, górniczego, kolejowego czy okrętowego, zepchnęło Polskę do grona niedorozwiniętych technologicznie krajów obrzeża starych krajów unijnych. Pozbawiona zdolności eksportowych Polska stała się łakomym kąskiem rynkowym wspólnotowej konkurencji, która otwierając Polsce drogę do Unii narzuciła jej dalsze ograniczanie zdolności wytwórczych i zwiększanie uzależniającego ją importu techniczno-technologicznego, permanentnie zadłużającego ją za granicą, które obecnie wynosi 16,4 mld dolarów amerykańskich. Taka sytuacja i to w sercu kontynentu europejskiego, pozwoliła natomiast obcym firmom, głównie europejskim i północnoamerykańskim na natychmiastową ekspansję lokalizacyjną. Rozpoczął się wyścig po zdobycie uzbrojonej infrastruktury przemysłowej na własność i to w głównych ośrodkach przemysłowych i wielkomiejskich na obszarze całej Polski. W ten sposób nowe 87 obce firmy utrwaliły swoją długoterminową ekspansję i rażąco wysoką dewizowo zależność eksploatacyjną Polski, ograniczając nasz strukturalny rozwój w oderwaniu od położenia, zasobności surowcowej i kapitału ludzkiego kwalifikowanej kadry robotniczej i inżynieryjnej, która poszła w zupełną rozsypkę lub na wcześniejsze emerytury" - pisze dr Ryszard ślązak w artykule pt. "Powikłana prywatyzacja" zamieszczonym w nr 1(10)/2009 dwumiesięcznika "Realia".
Ponieważ po zlikwidowaniu przemysłu stoczniowego przez rząd Donalda Tuska Polska stała się krajem bez własnej ekonomiki, warto przyjrzeć się jak w ciągu 20 lat kolejne ekipy "prawicowe" i "lewicowe" dokonywały eutanazji gospodarki narodowej, będącej dziełem dwóch pokoleń Polaków. Ten przegląd zawdzięczamy uprzejmości dra ślązaka, który zezwolił nam na wykorzystanie materiałów zamieszczonych w ww. pracy, za co autor i redakcja składają serdeczne podziękowania Panu Doktorowi.
Sterowany bałagan
Na przełomie lat 1989/90 ówczesne władze rozpoczęły przygotowania do przemian własnościowych w naszym kraju. Jednym z motywów tych posunięć był jeden z niepisanych punktów układu "okrągłego stołu", polegający na oddaniu władzy politycznej "Solidarności" w zamian za uwłaszczenie nomenklatury partyjnej. Pierwszy krok stanowiło usamodzielnienie przedsiębiorstw państwowych, co oznaczało zdjęcie gwarancji władz, natomiast państwo przejęło długi zagraniczne tych zakładów. (Wówczas tylko państwo, a nie podmioty gospodarcze było zadłużone względem zagranicy.) W tym okresie pojawiły się trzy rodzaje własności: samodzielne przedsiębiorstwa używające jeszcze przymiotnika "państwowy", własność Skarbu Państwa i własność prywatna. Przywrócono funkcjonowanie przedwojennego Kodeksu handlowego (nota bene nigdy nie został on formalnie uchylony), który zezwalał na powstawanie nowych podmiotów gospodarczych różnego rodzaju. Na początku lat 90. wyodrębniono czwarty rodzaj własności - własność komunalną.
Za tymi gwałtownymi zmianami nie nadążało jednak ustawodawstwo gospodarcze - w praktyce obowiązywało równolegle nowe i stare prawo. Zasypywany pytaniami Sąd Najwyższy podjął uchwałę z dnia 12 grudnia 1989 roku nr III CRN 401/89 (nie publikowaną!), w której uzasadniał, że majątek państwowych zakładów jest ich własnością i nie stanowi własności Skarbu Państwa. Tym samym zakłady państwowe zostały uwłaszczone majątkiem od stycznia 1989 roku. Oznaczało to, że mogą one tworzyć spółki z innymi podmiotami gospodarczymi - głównie akcyjne i z ograniczoną odpowiedzialnością, bez uzyskiwania zgody branżowych ministrów. Na podstawie nowych regulacji prawnych w latach1989 - 1990 zakłady stały się właścicielami gruntów i innych nieruchomości dotąd przez niezarządzanymi w imieniu państwa. W 1993 roku Sąd Najwyższy inną uchwałą (tym razem opublikowaną) potwierdził rozróżnienie własności formułując termin "Skarbu Państwa".
Tak szybki proces przekształceń własnościowych stał się przyczyną majątkowego ataku na zadłużone zakłady ze strony różnych sił krajowych i zagranicznych oraz bankowych kredytodawców. Banki obejmując czy przejmując akcje lub udziały w nowych spółkach szybko zaczęły je rozparcelowywać, dzielić, likwidować i zbywać ich majątek o równowartości należności kredytowych czy akcji bądź udziałów. Częściowo również z winy banków nastąpił lawinowy proces upadłości, bankructw, likwidacji, sprzedaży i różnorodnych spekulacji majątkiem wypracowanym przez Naród w latach 1945 - 1989. Miało miejsce rażące marnotrawstwo majątku narodowego, na przy zezwoleniu władz państwowych wszystkich szczebli. Co gorsza, już na początku realizowania doktryny prywatyzacyjnej odrzucono zasadę zachowania w rękach państwa pewnej liczby przedsiębiorstw o znaczeniu strategicznym.
Opisany tu bałagan wynikał nie tylko z braku doświadczenia czy też niechlujstwa. Przy braku jasnego, czytelnego prawa, nieprecyzyjnych zasadach wyceny (o czym poniżej), braku określenia, co powinno pozostać w ręku państwa lub pod jego kontrolą, można było za bezcen - ale za to za łapówki - wyprzedać zagranicznemu kapitałowi cały majątek narodowy.
Wycena według uznania
W pierwszych latach 90. zastanawiano się nad metodą wyceny podmiotów państwowych oraz nad tym, co ma być i komu sprzedane. W rezultacie mienie państwowe podzielono na trzy grupy:
a) niebędące przedmiotem obrotu, zawsze pozostające jako własność państwa, np. złoża kopalin czy dobra kultury;
B) dobra nieprzeznaczone do obrotu, nabyte lub wytworzone za środki publiczne przez jednostki państwowe;
c) mienie stanowiące obecnie lub w przyszłości przedmiot obrotu, a przeznaczone do prywatyzacji
Według tej metodologii mienie zaliczone do grupy "a" określano tylko rzeczowo, w ujęciu opisowym lub rodzajowo-opisowym, ale wyceny dokonywano jak dla mienia będącego w stanie naturalnym, dóbr kultury, zasobów dokumentacyjnych czy archiwaliów. Majątek z grupy "b", ujmowano wartościowo, stosując wartość szacunkową, głównie w odniesieniu do gruntów. Natomiast mienie z grupy "c", ujmowano wartościowo na podstawie przepisów o rachunkowości oraz odnoszących się do jednostek państwowych. Te pośpiesznie przyjęte zasady wyceny sprawiły, że nadano im szczegółowy charakter i przyjęto odmienne wymogi.
Tak sformułowane zasady powodowały nieadekwatność przyjmowanych kwot wyceny do rzeczywistej wartości mienia oraz niemożność stosowania jednego miernika wartości. Majątek państwowy wyceniano poprzez szacunek ekspercki, szacunek własny Ministerstwa Skarbu Państwa, poprzez operat szacunkowy, w oparciu o informacje przekazywane przez starostów, a także wyceniano według wartości wynikającej z protokołów przekazania zakładu pracy nowemu użytkownikowi - właścicielowi.
Stosunkowo największa uznaniowość występowała przy wycenie gruntów państwowych, będących obiektem szczególnego zainteresowania rolników - z jednej strony a wszelkiej maści spekulantów krajowych i zagranicznych - z drugiej. Pamiętajmy, że w roku 1987 grunty Skarbu Państwa obejmowały 42% terytorium kraju, co stanowiło niemal 13 mln hektarów. Gminy i różne osoby prawne zajmowały tylko 6% obszaru państwa, a osoby fizyczne miały prawo własności do 52% powierzchni kraju. Wartość tych gruntów ujmowano tylko wtedy, gdy nieruchomość była znana. W zasobach Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa w 1997 roku znajdowało się 2.435.214 hektarów o uznaniowo określonej wartości 6 021 160 110 zł. Po 2004 roku grunty wyceniano bardziej precyzyjnie.
Ile mieliśmy
W 1997 roku. działało 415 jednoosobowych spółek Skarbu Państwa o wartości nominalnej akcji 26.494.319.033 zł. Z liczby tej 39, o wartości akcyjnej 110.684.200 zł, było w stanie likwidacji. Natomiast spółek z częściowym udziałem Skarbu Państwa istniało 1.347, o wartości udziałów państwa wynoszącej 8.983.367.950, w tym 33 spółki o wartości 74.567.470 zł znajdowały się w stanie likwidacji. Wszystkie spółki z całkowitym i częściowym udziałem Skarbu Państwa, podlegały nadzorowi Ministra Skarbu Państwa. Do organów zarządzających tych spółek partie polityczne desygnowały swoich delegatów, co nadzwyczaj sprzyjało ich prywatyzacji.
Jeszcze w 1997 r. przedsiębiorstwa państwowe i banki państwowe, dla których organem założycielskim i zarządzającym byli minister skarbu i wojewodowie, posiadały fundusze własne o łącznej, szacunkowej wartości 42.099.088 tys. zł, która w czasie działalności gospodarczej powinna wzrastać, a nie maleć, bo stanowi to przecież cel ich działalności.
Poza tym majątkiem Skarbu Państwa, Minister SP wniósł część majątku narodowego do 38 różnego rodzaju fundacji o łącznej wartości 17,098.mln zł. Majątek ten w wielu przypadkach został dziwnie "uwłaszczony" i nadal po cichu się rozpływa. Z czego wynika konieczność rzetelnej ewidencji majątków wszelkich fundacji, którym rząd powierzył mienie narodowe do czasowego gospodarowania. Minister powinien każdego roku składać dokładne sprawozdanie z gospodarowania tym majątkiem przez fundacje. Ponadto do wiadomości publicznej powinien podawać wykaz fundacji z wyszczególnieniem, jakim majątkiem narodowym dysponują i jak go użytkują. A są to grunty, budynki, pałace, nawet te znacjonalizowane, a niezwrócone ich prawowitym właścicielom, budynki wybudowane po wojnie. Majątek ten nie powinien pozostawać bez nadzoru państwa, mimo iż umknął z dotychczasowej publicznie dostępnej ewidencji.
Po 10 latach, w 2007 roku. Skarb Państwa dysponował akcjami i udziałami w 1.344 spółkach, z których 982 prowadziło działalność gospodarczą, a wartość akcji i udziałów w tych spółkach wynosiła 198 mld złotych. Z tych 1.344 spółek tylko 410 było jednoosobowymi spółkami Skarbu Państwa z kapitałem o wartości 80 mld złotych. Na giełdzie papierów wartościowych notowano tylko 40 spółek dysponujących akcjami o wartości 73 mld zł. Najdroższe były spółki energetyczne wycenione na ok. 56 mld złotych, których wartość znacznie wzrosła. Za nimi znajdowały się spółki kolejowe o wartości 12 mld złotych. Do nieodpłatnego nabycia akcji w spółkach w samym tylko 2007 roku uprawnionych było 1,64 mln pracowników różnych zakładów, a także rolników, którzy łącznie otrzymali nieodpłatnie 950 mln akcji. W całym dotychczasowym procesie prywatyzacyjnym nieodpłatnie akcje uzyskało około 4 mln pracowników.
CDN Zbigniew Lipiński
Nr 12 (22.03.2009)

Zapis rabowania Polski (2)
Kontynuujemy zapis eutanazji gospodarki narodowej pod hasłem "prywatyzacji" przeprowadzanej od tzw. przełomu, czego symbolicznym zakończeniem stała się likwidacja przemysłu stoczniowego na przełomie ubiegłego i bieżącego roku. Przypominam, że w artykule tym korzystam z danych zawartych w artykule dra Ryszarda ślązaka "Powikłana prywatyzacja" zamieszczonym w nr 1/10 2009 dwumiesięcznika "Realia", na co zezwolił Autor.
Po cichu a potem jawnie
"Prywatyzacja stała się doktryną i programem gospodarczym niemal wszystkich rządów po roku 1989 (...) stała się integralną częścią programu działalności gospodarczej, którego założenia opracowywał rząd, a Sejm zatwierdzał i rozliczał go z tej realizacji" - pisze dr ślązak w ww. pracy. Pierwsza prywatyzacja odbywała się po cichu, niejawnie, począwszy od 1988 r. i obejmowała ona głównie nomenklaturę partyjno-rządowo-esbecką. Ta prywatyzacja nie podlegała ewidencji, choć objęła ona majątek wartości 200 mln zł.
Tę jawną rozpoczęto w 1990 r. Istniało wtedy 8.453 zarejestrowanych przedsiębiorstw państwowych, z czego w okresie 1990 - 2000 "sprywatyzowano" 5.216, co stanowi 62% stanu wyjściowego. W 2002 r. działalność gospodarczą prowadziło 1.386 państwowych zakładów, z których w roku 2006 pozostało czynnych tylko 551, 94 likwidowano, a 188 znajdowało się w stanie upadłości (vide - tabela 1). Zasadniczy cel prywatyzacji stanowiło unicestwienie najpierw wielkich przedsiębiorstw państwowych, określanych pogardliwie "molochami". Tak naprawdę chodziło o sprzedaż uzbrojonych terenów, głównie miejskich, zabudowań i wyposażenia technicznego. W ten sposób firmy zagraniczne, przy pomocy polskich kondotierów, wyparły raz na zawsze polskie przedsiębiorstwa z ich zagranicznych rynków zbytu.
Jednocześnie likwidowano centrale handlu zagranicznego, głównie eksportowe, co niemal całkowicie i nagle załamało polski eksport wyrobów przemysłowych i eksport budownictwa. Ten ostatni rozwijany był na podstawie długoterminowych umów państwowych, przyczyniając się do wzrostu polskiego eksportu w ramach nowej polityki gospodarczo-modernizacyjnej Edwarda Gierka. Polityka "prywatyzacji" doprowadziła polskie centrale eksportowe do paraliżu ekonomicznego, a następnie do ich rozpadu i likwidacji. Na proces prywatyzacji nie miały one wpływu, ponieważ o losie przedsiębiorstw państwowych decydowały ówczesne, z zasady niestabilne politycznie, nowe władze. W rezultacie nastąpiło zwiększanie importu inwestycyjnego i importu ogółem, w dużej części zbędnego, czy wręcz śmietnikowego. Poprzedniej struktury eksportowej nigdy już nie odbudowaliśmy, a i dziś w programach rządowych ten problem nie istnieje.
Jeszcze do początku lat 90 Polska eksportowała kompletne obiekty przemysłowe, różnorodne usługi (także medyczne) na Bliski i Daleki Wschód, do Azji, Europy, Związku Sowieckiego. Budowaliśmy drogi, mosty, zakłady przemysłowe pod klucz, kopalnie, huty, elektrownie, całe osiedla mieszkaniowe od zaprojektowania do ich kompleksowego, ostatecznego wykonania, szpitale, w których w ramach kontraktów usługowych były zatrudnione całe nasze zespoły medyczne. Roczne wpływy z tego eksportu sięgały ponad 6 mld USD. Tylko z samego eksportu różnorodnych usług, nasze wpływy w końcu lat 70. i w latach osiemdziesiątych wynosiły rocznie ponad 2 mld USD. Wyspecjalizowane polskie firmy renowacyjne (odbudowy i konserwacji zabytków) realizowały w różnych krajach europejskich i pozaeuropejskich tego rodzaju usługi, co poza zarobkiem i dopływem wymienialnej waluty dla nich i dla kraju, dawało polskiej kadrze technicznej i artystycznej uznanie i zawodową sławę zagranicą, z czego korzystamy do dziś.
Tzw. prywatyzację motywowano rzekomo większą efektywnością ekonomiczną tego sektora. Tłumaczono, że nawet przedsiębiorstwa państwowe przekształcone w spółki prawa handlowego osiągają lepsze wyniki w porównaniu z czysto państwowymi. Aby nadać szczególną wagę tej wyprzedaży, ukuto termin "inwestora strategicznego", z reguły zagranicznego. Wyprzedaż miała się stać jednym z decydujących czynników wzrostu gospodarczego, szybkiego wzrostu eksportu i spadku importu. Minione 20-lecie dowiodło czegoś wręcz przeciwnego: eksport rósł bardzo powoli (była to tendencja stała), czemu towarzyszył lawinowy wzrost importu uzupełniającego, co uzależnia produkcję realizowaną przez nowego właściciela od dostaw zagranicznych. Import półfabrykatów i innych elementów, które mogą być produkowane w Polsce, ma stałą tendencję wzrostu. Ponadto w Polsce zagraniczni właściciele z reguły zmieniali asortyment produkcji i wytwarzają części, elementy i półfabrykaty a nie produkt finalny. W przypadku tego ostatniego nie oznakowują, że towar został wytworzony w Polsce. Taki stan rzeczy zwiększa pośrednio obciążenie dewizowe państwa, bo tylko państwo dysponuje dewizami i to państwo, kosztem własnego budżetu, zapewnia obce dewizy na regulacje zobowiązań płatniczych wobec zagranicy.
Pętla Balcerowicza
Nowo mianowany minister finansów, a jednocześnie wicepremier - Leszek Balcerowicz (funkcje te pełnił w latach 1989-1991, a następnie za rządów AWS/UW w okresie1987-2000), od razu wprowadził restrykcyjną politykę finansową służącą podbiciu ekonomicznemu Polski przez Zachód. Paradoksalnie, jego polityce sprzyjały odziedziczone po poprzednim systemie - centralny model zarządzania oraz powszechna własność państwowa. Ponadto do państwa nadal należały wszystkie banki, a NBP nadal nosił charakter nie banku centralnego, ale monobanku: udzielał kredytów, obsługiwał finansowo podmioty gospodarcze, dysponował rozbudowaną siatkę filii. Nadal więc polityka kredytowa i stopy procentowe zależały od decyzji Ministra Finansów.
Na początku 1989 roku średnia stopa procentowa dla kredytów inwestycyjnych wahała się w granicach 4 -7 procent, a kredytów obrotowych 7-10 proc. Od początku 1990 r. Balcerowicz podniósł drastycznie wszystkie stopy procentowe, w tym stopy odsetek od zaległości podatkowych oraz odsetki cywilnoprawne, czyli tzw. ustawowe, stosowane w relacjach podmiot - obywatel. Stopy kredytowe wzrosły w roku 1990 do ponad 72 proc., a stopa redyskontowa nawet do106 proc. rocznie
Odsetki ustawowe wzrosły do 92 proc. średniorocznie, odsetki od zaległości podatkowych nawet do 212 proc. średniorocznie, a czasowo aż do 720 proc. Horrendalnemu podniesieniu stóp, co stanowiło bandytyzm ekonomiczny, towarzyszył bandytyzm prawny, bowiem nowo wprowadzone stopy procentowe obejmowały nie tylko nowe umowy kredytowe, ale również wszystkie kredyty udzielone uprzednio. Czyli, już w trakcie trwania umowy, kredytobiorcom narzucono nowe warunki kredytowe w czterech tytułach odsetkowych, po to, aby nie mogli prowadzić działalności gospodarczej. Zostali oni z góry skazani na straty. Wszystkie przecież rodzaje kosztów były uprzednio kalkulowane w oparciu o stopy z umów zawartych przed rokiem 1990. Nagły wzrost stóp procentowych prowadził nieuchronnie do szybkiej upadłości i likwidacji przedsiębiorstw państwowych z powodu niewypłacalności, niewypłacalność do ich upadku, a to z kolei dawało asumpt do ich pośpiesznej, przymusowej prywatyzacji pod pozorem braku zyskowności. Metody te przypominają niszczenie własności prywatnej domiarami w czasach stalinowskich. Zadłużone w ten sposób podmioty gospodarcze nie mogły spłacić nie tylko kapitału uzyskanego z kredytu, ale i ponad dziesięciokrotnie wyższych odsetek, tym bardziej, że władze i banki przyjęły zasadę, że wszelkie spłaty dłużnika (kredytobiorcy) najpierw są zaliczane na spłatę odsetek, a dopiero reszta na spłatę kapitału kredytowego.
Balcerowicz stworzył sytuację wieczystego zadłużenia i niemożności spłaty kredytów kiedykolwiek, co przyśpieszało nagonkę prywatyzacyjną zarówno ze strony władz, jak i różnych kombinatorów krajowych i zagranicznych. Stosunkowo często przyjmowano kwotę zadłużenia przedsiębiorstwa za cenę jego sprzedaży. Wycena przedsiębiorstwa zazwyczaj miała charakter uznaniowy. Z zasady kwestionowano wartość ewidencyjną majątku trwałego twierdząc, że majątek ten został już zamortyzowany, jest mało wartościowy produkcyjnie, a to rażąco zaniżało wartość podmiotu gospodarczego. Ponadto do wyceny z reguły nie zaliczano wartości gruntu, na którym znajdował się zakład. Przejęć za należności kredytowe i odsetkowe dokonywały także banki. Uzyskały one zamianę swoich należności kredytowych na udziały czy na akcje u tych kredytobiorców. W sztucznie zawyżonej części odsetkowej uzyskiwały one korzyści finansowe czy majątkowe niemal za darmo.
Podsumujmy. Wskutek wstrząsowej polityki finansowej nastąpiła niemal powszechna niewypłacalność różnorodnych podmiotów gospodarczych, ogromne zatory płatnicze i zastosowana przez władze blokada kredytowa wobec przedsiębiorstw państwowych.
W takich to warunkach ekonomicznych następował aktywny politycznie proces przekształceń prywatyzacyjnych. Sztucznie zawyżone zobowiązania bezpośrednio wpływały na uzyskiwaną cenę zbycia, czy ceny udziałów bądź akcji podlegających sprzedaży. Innymi słowy, chodziło o wyprzedaż polskich zakładów jak najszybciej i jak najtaniej. CDN
Zbigniew Lipiński
Nr 13 (29.03.2009) nowa.myslpolska.pl

Zapis rabowania Polski (3)
Poniżej przedostatni odcinek relacji z niszczenia gospodarki polskiej przez ekipy rządzące Polską od 1989 r. W artykule tym korzystam z danych zawartych w artykule dra Ryszarda ślązaka "Powikłana prywatyzacja" zamieszczonym w nr 1/10 2009 dwumiesięcznika "Realia", na co zezwolił naszej redakcji Autor.
Apogeum wyprzedaży
31.10.1997 r. rządy w Polsce objęła koalicja AWS-UW. Na czele gabinetu stanął Jerzy Buzek (AWS), ale kluczowe resorty gospodarcze (i nie tylko) objęli bądź funkcjonariusze UW, bądź ludzie z AWS, których poglądy na gospodarkę (a raczej wykańczanie polskiej gospodarki) mieli tożsame z partią Bronisława Geremka. Tak więc wicepremierem i jednocześnie ministrem finansów został Leszek Balcerowicz - w gabinecie Tadeusza Mazowieckiego pogromca przedsiębiorstw państwowych. Urząd ten pełnił do czerwca 2001 r., kiedy to UW - ku rozpaczy Mariana Krzaklewskiego - opuściła koalicję. Był on faktycznym dyktatorem gospodarki. W procederze wyprzedaży majątku narodowego zaciekle pomagał mu minister skarbu państwa - Emil Wąsacz (AWS), zdymisjonowany dopiero 16.08.2000 r., na cztery miesiące zastąpiony przez Andrzeja Chronowskiego, a od 28.02.2001 r. funkcję tę objęła Aldona Kamela-Sowińska. Zapewniała ona publicznie, że do końca kadencji rządu nie pozostanie w Polsce ani jeden zakład państwowy. Wprawdzie zapowiedzi nie spełniła, ale starała się bardzo usilnie. W każdym razie rządy Buzka stanowią apogeum wyprzedaży (z reguły za bezcen) majątku narodowego, zaś rok 2000 jej szczyt.
W roku 1999 majątek Skarbu Państwa (w tym państwowe zasoby własności rolnej) wyceniono na 159 mld zł (ok. 41 mld USD). Wartość samych przedsiębiorstw i banków państwowych i jednoosobowych spółek Skarbu Państwa oraz udziałów i akcji państwa w różnych podmiotach gospodarczych wynosiła ok. 137 mld zł (ok. 35 mld USD). Przyjęto wtedy (teoretycznie), że część majątku państwowego służąca zadaniom publicznym nie będzie prywatyzowana. Jego wartość oszacowano na ok. 21 mld złotych.
Tylko w roku 2000 "sprywatyzowano" poprzez sprzedaż: Polski Koncern Naftowy S.A, Telekomunikację Polską S.A, Bank Handlowy w Warszawie S.A, Bank PBK S.A., Bank Pekao S.A, Orbis S.A. Nadto rozpoczęto przygotowania do prywatyzacji głównych sektorów gospodarki: energetyki, hutnictwa, cukrownictwa, górnictwa węgla kamiennego, a nawet przemysłu obronnego. Forsowano też przyśpieszenie prywatyzacji bezpośredniej, czyli sprzedaży całkowitej. W tym samym roku rozpoczęto sprzedaż 9 spółek w ramach prywatyzacji pośredniej, tzw. kapitałowej, czyli udziałów i akcji w spółkach Skarbu Państwa wcześniej powstałych w ramach komercjalizacji. W grupie tych 9 spółek były: Zespól Elektrociepłowni Wrocławskich Kongeneracja S.A, Elektrociepłownie Warszawskie S.A, Polskie Linie Lotnicze LOT SA, Elektrociepłownia im. T Kościuszki S.A, Zakłady Farmaceutyczne Polfarma S.A, Szczecińskie Zakłady Nawozów Fosforowych "Superfosfat" S.A, Kieleckie Zakłady Przemysłu Wapienniczego S.A, Zakłady Gipsowe Dolina Nidy oraz Opoczno S.A. W 3 innych spółkach nastąpiła warunkowa sprzedaż akcji tj. w Elektrociepłowni Wybrzeże S.A, w Górnośląskim Zakładzie Energetycznym S.A i w śląskiej Spółce Cukrowej S.A.
Minister Skarbu sprzedawał też udziały i akcje 24 spółek Skarbu Państwa oraz rozpoczął sprzedaż akcji i udziałów w 80 nowych spółkach, w 32 wznowił sprzedaż akcji i udziałów, jak również wznowił procesy upadłościowe. W roku 2000 całkowicie sprywatyzowano 35 spółek i w 12 rozpoczęto sprzedaż. Z niepełnych danych wynika, że podczas 20 lat prywatyzacji wpływy finansowe wyniosły zaledwie 94,54 mld zł, w tym ze sprzedaży banków 22,52 mld zł. Ryszard ślązak pisze: "W żadnych materiałach sejmowych nie można było znaleźć danych o wpływach dewizowych z tej prywatyzacji, o dokonanych wpłatach dewizowych z zagranicy za nabywany zakład czy za nabywane akcje lub udziały. Nie ma też wykazu sprywatyzowanych czy przekształconych w spółki zakładów, komu zostały sprzedane, jakie uzyskano za nie należności, czy były wpłaty dewizowe za ich nabycie przesyłane z zagranicy oraz jakie poniesiono koszty w trakcie sprzedaży czy przekształcania danego zakładu".
Ziemia i grunty pod młotek
Na początku przekształceń własnościowych w rękach państwa znajdowało się 3.352.631 ha ziemi, z czego większość przeznaczono do sprzedaży, względnie do dzierżawy - często nawet na okres ponad 20 lat. Dotąd sprzedano 1,8 mln ha gruntów. W 2003 r. na podstawie 150 tys. umów wydzierżawiono 2,4 mln ha gruntów, tj. około 70 proc. ówczesnego zasobu, a obecnie wydzierżawionych jest 1,8 mln ha W zasobach państwowych pozostało jeszcze 1,1 mln ha. Obecnie porządkuje się ewidencję gruntów znajdujących się w dyspozycji wojewodów i starostów gospodarujących gruntami Skarbu Państwa. Inne grunty, jako samorządowe, pozostają w dyspozycji wójta, starosty i marszałka województwa.
Grunty i ziemia niedzierżawiona i niesprzedana oraz położona wewnątrz aglomeracji miejskich, czy w nieistniejących już okręgach przemysłowych, stanowi przedmiot usilnych zabiegów spekulantów, głównie zagranicznych, w celu ich odrolnienia. Odrolnienie ma objąć grunty bez względu na klasę ziemi, choć powinno obejmować tylko grunty klasy V i VI, jako niemal nieużytki rolne. Dr ślązak zauważa: "Powtarza się sytuacja z okresu panowania ziemskiej doktryny przeniesionej ze Związku Sowieckiego, że ziemia nie była czynnikiem ekonomicznym, nie miała w ogóle ceny. Według tej zasady rozwój przestrzenny Warszawy pchano na żyzne tereny rolnicze Służewca i Ursynowa, zamiast na piaski Młocin czy w kierunku Otwockim". Brak ustalenia ceny gruntów w okresie intensywnej prywatyzacji od początku lat dziewięćdziesiątych spowodował, że wielu prywatnych nabywców zakładów państwowych, natychmiast dzieliło je na mniejsze działki i wnosiło aportem po parokrotnie wyższej cenie do innych nowo powstałych podmiotów, czy nawet zbywało. Usługi doradcze, opiniodawcze dokonywały firmy czy nowo tworzone obce spółki, które kapitał zdobywały dopiero realizując zamówienia na tzw. doradztwo. Zyski pochodzące z tych zamówień transferowano, po zamianie krajowych środków płatniczych na waluty obce zagranicę.
Wzrost zainteresowania wszelkiego rodzaju gruntami wystąpił głównie w okresie przygotowawczym do naszego członkostwa w Unii Europejskiej. Rozparcelowywano grunty kółek rolniczych oraz państwowych gospodarstw rolnych po ich likwidacji. Z drugiej strony - reprywatyzację i zwrot ziemi przedwojennym właścicielom przewlekano w nieskończoność, aby nie reaktywować historycznej warstwy ziemian.
Narodziny nowej oligarchii
Tzw. prywatyzacja służyła dwóm grupom beneficjantów. Pierwszą stanowiły firmy i koncerny zagraniczne, które nabywały nie tylko poszczególne zakłady, ale całe branże i rynki zbytu po cenach śmiesznie niskich. Przejmowały one polskie podmioty gospodarcze, a następnie likwidowały, bądź uruchamiały produkcję półfabrykatów, stanowiących uzupełnienie produkcji zakładów umieszczonych w krajach macierzystych. O kulisach tej prywatyzacji oraz branych przy tej okazji łapówkach znakomicie pisał kilka lat temu prof. Kazimierz Poznański w dwóch książkach - "Wielki przekręt" i "Obłęd reform".
Druga grupa, to rodzime "elity" polityczne, które podjęły samouwłaszczenie, zapominając o obowiązku wyrównania krzywd pokoleniu, które odbudowywało Polskę ze zniszczeń wojennych i zostało pozbawione jakiejkolwiek własności. A jest to pokolenie odchodzące.
Dr ślązak tak komentuje ten proces: "Naiwna, liberalna wiara w samoregulującą się gospodarkę rynkową i preferencje wobec cudzoziemszczyzny sprawiły, że majątek narodowy przechodził w obce ręce, a nie w ręce własnych pracowitych obywateli, zwłaszcza indywidualnych rolników, którzy powinni nabyć na paroletnich warunkach kredytowych większość gruntów rolnych, jakimi państwo dysponowało od momentu przemian. Łatwość nabywania od państwa ziemi rolnej nawet na długoletnie dzierżawy czy też gruntów po zakładowych, spowodowała szybkie własnościowe rozwarstwienie się społeczeństwa, co sprzyjało powstawaniu nowej klasy posiadaczy i nowych już regionalnych struktur oligarchicznych, nawet oligarchii rolnej. Aktywność w pozyskiwaniu ziemi od państwa przejawiały głównie te siły, które dysponowały wiedzą i przygotowywały się pod przyszłe uzyskiwanie korzyści z unijno-narodowych dopłat okresu członkowskiego. Te przyszłe zapoczątkowane w roku 2004 narodowo-unijne dopłaty powierzchniowe do gruntów rolnych, utrwaliły podział struktury w rolnictwie, na większościową liczebnie drobnicę gospodarstw do 20 ha stanowiącą około 76 proc. ogółu gospodarstw rolnych i drugą część oligarchiczną od 300 ha aż do 12.400 ha stanowiącą około 20 proc. obszaru rolnego".
Nowi władcy Państwa Polskiego nie zapomnieli również o pomocy dla nabywców naszego majątku narodowego w sektorach pozarolniczych. Przejawiała się ona w zwolnieniach podatkowych sięgających nawet 10 lat. Była to innego rodzaju dotacja i to dla firm cudzoziemskich. Inną formą dotacji były kredyty preferencyjne oraz pomoc uzyskiwana z funduszy przedakcesyjnych rozdzielanych przez państwo. Trzeba też pamiętać o dopłatach powierzchniowych dla rolnictwa, już w niemałym stopniu opanowanym przez zagranicznych właścicieli. Wreszcie - po aneksji Polski do UE - obcy kapitał w rolnictwie czy w innych dziedzinach gospodarki korzysta z najprzeróżniejszych funduszy unijnych, skorzystanie z których jest uwarunkowane udziałem budżetu państwa w granicach 25 - 50 proc.
Zbigniew Lipiński
Nr 14 (5.04.2009)

Zapis rabowania Polski (4)
"Tubylcy" w odstawce

Prywatyzację w Polsce przeprowadzały z reguły firmy zagraniczne. Pełniły one dwojakie funkcje: po pierwsze - przystosowywały one zakłady do przejęcia przez nowego właściciela, po drugie - choć nie zawsze - wyszukiwały kupca zwanego mylnie inwestorem. Dr Ryszard ślązak pisze: "Miały one niczym nieskrępowany dostęp do organów władzy, która wprost szczyciła się otwartością na współpracę z zagranicą, choć w rażącej różnicy poziomowej, bo nie na równorzędnym poziomie państwowym". Firmy polskie były dyskryminowane w tym procederze. Nie brały w "doradzaniu" ani nasze uczelnie ekonomiczne, ani wybitni polscy ekonomiści. Nie dopuszczono też ani polskich (jeszcze) banków, ani instytutów branżowych (potem rozpędzonych). Na "doradców" zagranicznych, niekiedy zwykłych hochsztaplerów, nie szczędzono środków. Często honorarium otrzymywały one, głównie banki, w walutach wymienialnych, aby wykonawcy tych usług nie ponosili kosztów różnic kursowych i prowizji bankowych przy zamianie w polskich bankach złotych na walutę obcą. Troska to zgoła wzruszająca. Niejednokrotnie tak uzyskane należności "doradcy" przeznaczali na zakup polskich przedsiębiorstw lub udziałów lub akcji w nich (sic!). Największe prowizje otrzymywały banki zagraniczne za "sukces przy prywatyzacji", za znalezienie kupca (z zasady ze swojego kraju) i za przeprowadzenie jego sprzedaży. Od niektórych wynagrodzeń strona polska płaciła jeszcze podatek VAT i inne pochodne im koszty, niezaliczone bezpośrednio w koszt obsługi tych umów.
"Zagraniczny, więc lepszy" - takie hasło przyświecało sprzedawcom naszego majątku, a właściwie sprzedawczykom.
Kto się obłowił?

Przyjrzyjmy się ile w niektórych latach zarobiły zagraniczne firmy doradcze.
Wydatki na nich w 1993 r. stanowiły kwotę ponad 37 mln zł. Wówczas sprzedawano 184 przedsiębiorstw. W 100 przypadkach brali udział "doradcy" zagraniczni, w większości obce banki. Oto lista tych, którzy w owym roku najbardziej się obłowili. Habros Bank zajął się sprzedażą 5 państwowych zakładów papierniczych, za co policzył sobie i wziął 4,4 mln zł. Bain and Compagnie "obrabiał" przedsiębiorstwa z branży telekomunikacyjnej za 7,3 mln zł. Price Waterhause pobrał 1,9 mln zł, White and Case - 110 tys. zł, Samuel Montagu - 1,586 mln zł, Creditanstalt Investment - 4,5 mln zł. Zakłady "Stomil" prywatyzowało Societe General za 890 tys. zł. Inni doradcy policzyli sobie następująco: Nicom Consulting - 200 tys., zł, NM Rothschild - 270 tys. zł, Winson and Elkins -150 tys. zł, Dickions Wright - 300 tys. zł, BAA - 143 tys. zł, KPMG - 400 tys. zł, Artur Andersen - 1,214 mln zł, Deloitte and Touche - 100 tys. zł, Kleinwort Benson Limited - 260 tys. zł, International Finance Corporation - 1,1 mln zł, York Trust 160 tys. zł, ING Bank 90 tys. zł. Ci i inni "doradcy" kosztowali budżet państwa (czyli nas wszystkich) 26 mln zł, co stanowiło 69 proc. kosztów obsługi wyprzedaży majątku narodowego w 1993 r. W 1994 r. koszty te opiewały na 22,893 mln zł, z czego firmom obcym, przeważnie bankom, zapłaciliśmy 16,8 mln zł, czyli 73,5 proc. tej kwoty. "Krajowcy" uzyskali 5,2 mln zł, tzn. 22,7 proc. Zapłacony z budżetu państwa od niektórych transakcji z firmami zagranicznymi podatek VAT wypełnia różnicę. Price Waterhause zajął się hutami szkła Jarosław i Kunice za 1,5 mln zł. Bain and Company "prywatyzował" fabryki baterii, w tym znaną Centra Poznań, za 380 tys. zł. Dams and Moore za "zajęcie się" celulozowniami i zakładami papierniczymi uzyskał 350 tys. zł. Rothschild doradzał, jak "spylić" Orbis za 250 tys. zł. Morgan Grenfell za "prywatyzację" fabryk tytoniowych wziął 150 tys. zł. International Financial Corporation zarobił 1,7 mln zł, W następnym, 1995 r., koszty obsługi "prywatyzacji" 121 zakładów państwowych wyniosły 34,8 mln zł, z czego firmy zagraniczne wzięły 21,094 mln zł, czyli 69,7 proc. Były to z reguły zachodnie banki, które obsługiwały 36 największych państwowych zakładów. W większości przypadków podatek VAT zapłaciła za nich strona polska. A oto czołówka najdroższych z roku 1995. International Finance Corporation za "prywatyzację" Cementowni Ożarów otrzymał 2,516 mln zł, a za KOW Kujawy 2,282.mln zł, razem - prawie 4,8 mln zł. Morgan Grenfell zajmujący się państwowymi fabrykami papierosów policzył sobie łącznie 11,132 mln zł. Były to zakłady w Augustowie, Radomiu, Łodzi, Krakowie, Poznaniu. Business Analysis and Advisers (BAA) za wynegocjowanie wartości spółki oraz zobowiązań inwestycyjnych dostała 270 tys. zł, a firma Schoder za pomoc przy "prywatyzacji" zakładów papierniczych otrzymała prowizję za "sukces prywatyzacyjny" w kwocie 418.018 zł. Central Europe Trust za doradztwo przy prywatyzacji zakładów Hanka w Siemianowicach śląskich zarobiła 235.820 zł.
W 1996 r. "prywatyzacja" kosztowała Polaków 39,446 mln zł. Rozdzielono ją na kapitałową (koszt - 36,25 mln zł) i przetargową (koszt - 3,196 mln zł). "Prywatyzacji" kapitałowej podlegało 67 zakładów, a przetargowej - 51. Przy pozbywaniu się 20 największych zakładów drogą kapitałową i 10 ważniejszych zakładów drogą przetargową "doradzały" firmy zagraniczne, głównie banki. W pierwszym przypadku kosztowało to polskiego podatnika 28,58 mln zł, a w drugim - 2,901 mln zł. Na cudzoziemskie doradztwo wydaliśmy wtedy 31,481 mln zł, czyli 80 proc. "prywatyzacyjnych" kosztów.
A komu wówczas zapłaciliśmy najwięcej? Morgan Grenfell and Cooperation Ltd doradzał przy zbyciu 6 największych zakładów tytoniowych: w Augustowie, w Radomiu (2 zakłady), Krakowie, Lublinie i Poznaniu, za co otrzymał 22,936 mln zł. Prócz tego zapłaciliśmy za niego VAT - 633 tys. zł. Hambros Bank za przetarg na Zakłady Przemysłu Celulozowego Kwidzyń dostał 4,535 mln zł. Z tytułu "sukcesu za prywatyzację" Browarów w Tychach Finkorp pobrał prowizję 1,993 mln zł, a Zakładów Kęty firma Evip - 698 tys. zł. Pro-Invest otrzymał prowizję za sprzedaż akcji spółki FAEL w kwocie 1,191 mln zł. Z kolei firma BAA otrzymała premię 190 tys. zł za "prywatyzację" Browarów Piast we Wrocławiu. W roku 1997 "prywatyzacja" kosztowała nas 65,726 mln zł, z czego udział obcych doradców wyniósł 69 proc. Rok 2000 stanowi szczyt ilościowego udziału obcych spółek doradczych lub firm lub ich spółek-córek funkcjonujących w naszym kraju. Usługi tych firm były średnio czterokrotnie droższe niż podmiotów polskich o tym samym profilu. Najwięcej kosztowała nas "prywatyzacja" polskich banków. Za PKO S.A. Credit Suisse First Boston sp. z o.o. wzięła 4,6 mln zł, a Nikom Konsulting Ltd pobrał 6,625 mln zł za Bank Zachodni S.A. W wysokości honorarium "przebił" wszystkich ABN Amro Bank Polska, który za "prywatyzację" PZU S.A. policzył sobie12 mln złotych. TDI -Towarzystwo Doradztwa Inwestycyjnego za "prywatyzację" Towarzystwa Ubezpieczeń i Reasekuracji Warta S.A. wzięło 1,4 mln złotych. Tylko za doradztwo przy zawieraniu umowy kupna-sprzedaży akcji Wytwórni Wyrobów Tytoniowych S.A w Poznaniu Deutsche Morgan Grenfeel zapłacono 720 tys. zł. Innym wypłacono: Central Europe Trust Polska sp. z o.o. -1,3 mln zł, spółce Doradztwo Gospodarcze DGA -1.830 tys. zł. White and Case za doradztwo przy odszkodowaniach otrzymało 980 tys. zł. Firmy polskie za analogiczne usługi brały w tym samym roku średnio 52,5 tys. zł.
"Wolny najmita"
Przedstawiony powyżej zapis wyprzedaży majątku narodowego Polaków, choć niepełny, jest obrazem wstrząsającym. Na oczach całego narodu ekipy zwące się raz lewicowymi, raz prawicowymi wyprzedały dorobek wielu pokoleń Polaków. Chciałoby się napisać, że dokonano "wyprzedaży bezmyślnej". Takie określenie stanowiłoby jednak kłamstwo. Konsekwencja i determinacja w oddawaniu naszego majątku obcym świadczą o czymś wręcz przeciwnym. Była to od początku do końca operacja przemyślana i rozłożona na etapy. Kraj, który nie posiada we własnych rękach kluczowych, strategicznych gałęzi gospodarki jest skazany na niebyt polityczny, a jego niepodległość staje się fikcją. Rządzący Polską kondotierzy zagranicznych koncernów i agenci obcych wywiadów poszli dalej: nie tylko pozbawili nas branż strategicznych, ale również innych gałęzi gospodarki. A co zakrawa już na cynizm, za tzw. prywatyzację na rzecz obcych Polacy musieli zapłacić z własnych kieszeni. Nawet przy tym podłym, zdradzieckim procederze, dawano zarobić różnej maści doradcom zagranicznym, odsuwając polskie firmy doradcze. Początkowo była to wyprzedaż chaotyczna. Potem przybrała charakter planowy, systemowy i w ciągu 20 lat średniej wielkości, zasobny, uprzemysłowiony kraj położony w centrum Europy został prawie całkowicie pozbawiony własnej gospodarki. Piszę "prawie", ponieważ do "ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej" pozostała jeszcze wyprzedaż ostatniego dobra narodowego - ziemi. Ten "problem" już rozwiązuje. Doprowadzenie do nieopłacalności produkcji rolnej, cicha wyprzedaż ziemi pozostającej w rękach agencji państwowych, dopuszczenie do nieuczciwej konkurencji na rynku żywnościowym (produkty wytwarzane przez zachodnie, wysoko dotowane rolnictwo), wywłaszczanie przez "polskie" sądy obywateli polskich z ich własności na rzecz Niemców - to pierwsze jaskółki oddania ziemi obcym. (Nota bene - co robi w tej sprawie PSL?) Część Polaków posiada jeszcze nieruchomości. Tę sprawę załatwi podatek katastralny, do wprowadzenia którego od kilku lat przymierzają się rządzący. Natomiast na Ziemiach Odzyskanych przejmą je Niemcy, co już się dzieje, a spotęguje między innymi dzięki przygotowywanej w Sejmie ustawie o obywatelstwie polskim oraz dalszej inkorporacji prawa Unii Europejskiej do naszego prawodawstwa. Polak zostanie "wolnym najmitą", szukającym pracy i chleba zagranicą, gdzie będzie wykonywał prace, których zachodni bezrobotni wykonywać nie chcą. Ten proces już się rozpoczął, a niedługo stanie się zjawiskiem jeszcze bardziej powszechnym.
Koniec
Zbigniew Lipiński
Nr 15-16 (12-19.04.2009)
"Myśl Polska"

  • 0

#7 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 15 wrzesień 2014 - 06:46

Polska neokolonią – rozmowa z profesorem Witoldem Kieżunem

 

– Głosi Pan pogląd, że Polska podlega rekolonizacji. Na czym to polega, kto realizuje tę koncepcję i jakie będą jej skutki?

– Problem rekolonizacji znam o tyle dobrze, że przez 10 lat prowadziłem jeden z największych programów ONZ modernizacji krajów Afryki Centralnej. I miałem możliwość zorientowania się, jak wygląda polityka wielkiego kapitału w stosunku do dawnych krajów kolonialnych. Kiedy stawały się wolne, z reguły odzyskiwały dostęp do źródeł surowców, a także przedsiębiorstw znajdujących się wcześniej w rękach kolonizatorów. W II połowie lat 80. rozpoczęła się olbrzymia rekolonizacja. Kapitał międzynarodowy „oświadczył” mieszkańcom Afryki: macie niepodległość, swoje państwa, natomiast my wykupimy wasze przedsiębiorstwa, głównie zajmujące się eksploatacją złóż minerałów, ale także uprawą kawy, herbaty czy egzotycznych owoców. Wy będziecie prowadzić małe i średnie firmy, pracować na roli i oczywiście kupować nasze towary, bo sami, niewiele produkując, zostaniecie zmuszeni do importu.
Na przełomie lat 70. i 80. rozpoczyna się rewolucja informatyczna. Pojawia się możliwość tworzenia potężnych imperiów gospodarczych, które zyskują szansę oddziaływania na cały świat. To stworzyło kapitalną okazję do rekolonizacji. Jedna grupa kapitałowa mogła przejąć np. kopalnie w Kongo, Rwandzie i Ugandzie. Przerażająca korupcja w Afryce ułatwiała niezwykle tani zakup. Ta akcja, akceptowana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, niesłychanie się rozwinęła.

– Skutki polityki wielkiego kapitału widział Pan w Rwandzie.

– Znam podłoże konfliktu rwandyjskiego. W moim projekcie pracowało 56 osób, w tym 45 Murzynów, z których tylko dwóch przeżyło. Resztę zamordowano. Cały konflikt był olbrzymią akcją kapitału amerykańskiego. Kiedy na początku lat 60. Rwanda i Burundi odzyskały niepodległość, władzę opanowali Tutsi. Później w Rwandzie doszło do rewolucji i władzę przejęli Hutu, a większość Tutsi uciekła do Ugandy. Reprezentowali wyższy poziom niż ludność miejscowa, opanowali więc władzę w wojsku. I wtedy doszło do porozumienia z amerykańskim kapitałem zbrojeniowym – dacie nam na kredyt broń, a my uderzymy na Rwandę, potem przez Burundi dojdziemy do Zairu, który jest najbogatszym krajem zasobnym w minerały, diamenty i uran. Zair był wtedy opanowany przez kapitał belgijski i francuski, a chciał tam wejść kapitał amerykański. Wszystko rozgrywało się na moich oczach. Amerykanie przekazali sprzęt do Ugandy i ta rozpoczęła wojnę. Rwanda miała gorsze uzbrojenie, radzieckie. Ewakuowano mnie w momencie, kiedy mój zastępca został zamordowany, a armia ugandyjska była 20 km od stolicy Rwandy. Hutu, w odwecie zaczęli mordować miejscowych Tutsi. Tutsi z Ugandy zdobyli Rwandę, przeszli pokojowo przez Burundi – cały czas opanowane przez Tutsi – i ruszyli na Zair. W tym kraju wymordowano 500–600 tys. ludzi i region został opanowany przez kapitał amerykański i brytyjski. Dziś kontroluje on całą Afrykę centralną.

– W jaki sposób przeniesiono pomysł na rekolonizację Afryki tak, by objęła naszą część Europy?

– Sytuacja Afryki była interesująca ze względu na surowce, ale przedstawiciele kapitału światowego zdawali sobie sprawę, że tam robotnik, a nawet inżynier jest słabo wykwalifikowany. Kocham Murzynów, są sympatyczni, mili, ale mają jedną wadę – brakuje im zmysłu do systematycznej pracy. Kultura afrykańska zrodziła się nie z pracy, a z zabawy. W Burundi są np. lasy bananów, z których można zrobić zupę, piwo czy chleb. Jeszcze w latach 30. po ulicach Bużumbury biegały daniele, wystarczyło z łuku strzelić, nie trzeba było pracować. Mieszkańcy wyżywali się w zabawie i to zostało do dziś. Uroczystości zaręczyn i ślubu trwają wiele dni.
Tymczasem Polska dysponowała kadrą wykwalifikowanych inżynierów i robotników. Wedle źródeł amerykańskich, w 1980 roku znajdowała się na 12. miejscu, jeśli chodzi o wielkość produkcji. Pojawia się więc kolejna fantastyczna okazja dla światowego kapitału zdobycia atrakcyjnego rynku. I rusza George Soros. To jeden z 10 najbogatszych ludzi na świecie, dorobił się na spekulacjach giełdowych.
Polska jest otwartym krajem, w którym znaczna część młodszej kadry przywódczej przebywała w USA na stypendiach. Jest wielu Cimoszewiczów, Kwaśniewskich, Rosatich, Balcerowiczów. Leszek Balcerowicz uzyskał tytuł MBA na Saint John’s University. Decyzja – zaczynamy w Polsce. Wielki reprezentant światowego kapitału George Soros przyjeżdża w maju ’88. Spotyka się z Rakowskim i Jaruzelskim. Natychmiast tworzy za miliony Fundację Batorego, stawiając jako cele: otwarte społeczeństwo i otwarty rynek. Niedługo później NBP tworzy 9 banków komercyjnych z partyjnym kierownictwem. Zaczyna się I etap tworzenia tzw. przedsiębiorstw nomenklaturowych. Soros opracowuje program w oparciu o tzw. konsensus waszyngtoński. Zakłada on otwarcie granic, możliwość dużego importu i jak najdalej idącą prywatyzację. Bazuje na koncepcji neoliberalizmu Miltona Friedmana, absolutyzującą wolny rynek, w której państwo nie ma nic do gadania. Soros sprowadza Sachsa, który jest finansowany przez Fundację Batorego.

– Sachs spotyka się ze strategami Solidarności.

– W maju ’89 roku idzie do Geremka. Potem wspólnie z Liptonem, który pracuje w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, a jednocześnie w redakcji „Gazety Wyborczej” jadą do Kuronia. Kuroń mówi: „W porządku, zrozumiałem. Zrobimy to. Napiszcie plan”. Sachs obiecuje przesłać zapisy pomysłów w ciągu dwóch tygodni. Kuroń oponuje: „Nie! Potrzebujemy planu teraz”. Jadą do „Gazety Wyborczej”, gdzie jest komputer i do rana Lipton z Sachsem opracowują program. Biegną do Michnika, który wyznaje: „Nie jestem ekonomistą. Nie rozumiem tych rzeczy”. Ale decyduje się napisać artykuł: „Wasz prezydent, nasz premier” i zobowiązać rząd do realizacji programu. Nie odkrywam przed czytelnikami niczego nowego, wszystko znajdą w książce Jeffreya Sachsa „Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia”. Wracając do tematu: wtedy Sachs spotyka się z OKP w sejmie…

– Większość posłów też nie ma wiedzy ekonomicznej…

– Aleksander Małachowski przyznał później – byliśmy jak barany. Powstaje pytanie: kto ma realizować tę koncepcję? Jako pierwszy brany jest pod uwagę Trzeciakowski, który odmawia. Nie zgadzają się także Jóźwiak i Szymański. Wtedy Stefan Bratkowski stawia moją kandydaturę. Ja jestem w Burundi, gdzie nie ma ambasady, dlatego dzwoni ambasador z Kenii, ale nie umie sprecyzować, o jaką propozycję chodzi. Brakowało mi roku do zakończenia 10-letniego programu, stąd odmawiam. Wtedy Kuczyński ni stąd, ni zowąd łapie Balcerowicza. Co ciekawe, Balcerowicz robi doktorat w ’75 roku, a w ’89 nie ma jeszcze habilitacji. Kiedy pracowałem w Wydziale Zarządzania UW to nasi adiunkci musieli w ciągu pięciu lat zrobić habilitację. W przeciwnym razie byli zwalniani. Sprawa druga – Balcerowicz nie brał udziału w pracach „okrągłego stołu”. Po trzecie – nigdy w życiu niczym nie kierował. Dobór więc bardzo dyskusyjny. W tym czasie OKP tworzy komisję do stworzenia programu gospodarczego pod przewodnictwem prof. Janusza Beksiaka. I wtedy Mazowiecki stawia sprawę na ostrzu noża – albo oni, albo my. Zostaje Balcerowicz.

– Dlaczego inni nie chcieli jej realizować?

– Bo poza zdławieniem inflacji, skutkowała zniszczeniem państwowych przedsiębiorstw, likwidacją pegeerów, masowym bezrobociem, a jednocześnie zalewem importu – importowaliśmy wówczas nawet spinki do włosów i makulaturę. Przyjeżdżam wtedy do Polski i widzę mleko francuskie na półkach. Kuzynka mówi mi, że jest propaganda, by nie kupować polskiego mleka, bo rzekomo butelki myje się proszkiem IXI. Pytam o „Mazowszankę”, którą zawsze lubiłem. Okazuje się, że nie ma. Można za to nabyć niemieckie wody mineralne. Chcę kupić krem do golenia Polleny. A trzeba pamiętać, że Szwedzi specjalnie przyjeżdżali do Polski po wódkę i polskie kosmetyki. Polleny też nie ma, jest Colgate. W końcu ekspedientka znajduje Pollenę w magazynie. Widzę, że jest trzy razy tańsza. Kobieta tłumaczy, że bardziej opłaca jej się sprzedawać droższy towar, więc polskiego nie wystawia. Krótko mówiąc, rozpoczyna się świadoma likwidacja konkurencji. Siemens kupuje polski ZWUT, który dysponuje wówczas monopolem na telefony w Związku Radzieckim. Niemcy dają pracownikom dziewięciomiesięczną odprawę. Wszyscy są zadowoleni. Po czym burzą budynek, całą aparaturę przenoszą do Niemiec i przejmują wszystkie relacje z Rosją. Likwiduje się „Kasprzaka”, produkcję układów scalonych, diod, tranzystorów, a nawet naszego wynalazku, niebieskiego lasera. Wykupuje się polskie cementownie, cukrownie, zakłady przemysłu bawełnianego, świetną wytwórnię papieru w Kwidzyniu. A my uzyskane pieniądze przejadamy.

– Największy skandal to jednak sprawa Narodowych Funduszy Inwestycyjnych.

– Kupiłem wtedy świadectwo NFI za 20 zł, wychodzę z banku i zatrzymuje mnie mężczyzna, oferując za nie 140 zł. Okazało się, że posiadacz 35 proc. akcji miał prawo do podejmowania decyzji sprzedaży. NFI tworzyło ponad 500 najlepszych przedsiębiorstw. Wszystkie upadły albo zostały za grosze sprzedane. I potem te świadectwa były po 5 zł. Toczyły się procesy, m.in. Janusza Lewandowskiego, zakończony w zeszłym roku uniewinnieniem. Wszyscy porobili kariery, a Balcerowicz dostał Order Orła Białego i był kandydatem do Nagrody Nobla. To nie do wiary!

– Polska oddała banki, a sektor energetyczny przejmują firmy narodowe innych państw, np. szwedzki Vatenfall.

– Wcześniej TP SA przejął państwowy France Telecom. Podobnie działo się w Afryce. Wszystkie towary eksportowane z Europy albo Ameryki były bez porównania droższe. Kupiłem w Afryce volkswagena za 15 tys. dolarów, przyjechałem do Berlina, patrzę – kosztuje tylko 8 tys. Teraz także ceny artykułów przemysłowych są w Polsce dużo wyższe, zaś płace nieporównywalnie niższe. Na tym polega interes firm zagranicznych. Gdyby płace, żądaniem związków zawodowych, doprowadzono do poziomu wynagrodzeń za granicą, to koncerny przeniosłyby się do Rumunii, Bułgarii, na Białoruś, do Chin, a nawet do Afryki. Przecież Ford zlikwidował fabrykę pod Warszawą i otworzył ją w St. Petersburgu.

– Czy podobnie rekolonizowano inne kraje, które wychodziły z komunizmu?

– Tak, tę koncepcję zrealizowano w całej Europie Środkowej.

– Jak ocenia Pan aktualną sytuację Polski?

– Jest tragiczna. Suma długu państwa i długu prywatnego przekracza poziom dochodu narodowego. A dług rośnie, bo całe te 20 lat mamy ujemny bilans w handlu zagranicznym. Żyjemy wedle filozofii sformułowanej przez premiera Tuska – „tu i teraz”. Nie ma żadnego planu strategicznego.

– Czy limity emisji CO2 to pomysł na doprowadzenie do upadku polskiego przemysłu?

– Pakiet klimatyczny jest korzystny dla zachodu Europy, który kombinuje, by eksploatować kraje Europy Środkowej. To mają być neokolonie. Temu służy likwidacja polskich banków, ciężkiego przemysłu i handlu. To są ostatnie lata polskiego handlu. Tylko w tym roku Carrefour i Biedronka zamierzają otworzyć paręset nowych placówek.

– Czyli Polacy nie mają być właścicielami dużych firm?

– Taki jest cel. Polsce grozi poważny kryzys finansowy. Zagrożony jest system ubezpieczeń społecznych. Jak można było stworzyć OFE – kilkanaście zagranicznych firm, które biorą po 7,5 proc. prowizji? Należało powołać jedno polskie towarzystwo emerytalne, które tworzy fundusz inwestujący tylko w budowę wieżowców, duże przedsiębiorstwa i na tym zarabia. Tak jak ONZ, którego fundusz emerytalny jest właścicielem wieżowców w Nowym Jorku, których wartość idzie co roku w górę. Ale zagranicznym firmom ubezpieczeniowym dawać takie zarobki?!

– Dlaczego Niemcy zdecydowali się otworzyć swój rynek pracy?

– Jest zapotrzebowanie na konkretne zawody, m.in. informatyków, lekarzy oraz osoby do opieki nad ludźmi starszymi. Zarazem Niemcy prowadzą konsekwentną politykę. W latach 70. wyemigrowało paręset tysięcy Polaków, którzy mieli rodziny w Niemczech. Oni się zgermanizowali. Także część mieszkańców Dolnego Śląska ma już obywatelstwo niemieckie i praktycznie tylko wakacje spędza w Polsce, a pracuje w Niemczech. Zakładamy, że po 1 maja wyjedzie kolejne 400 tys. Polaków.

– Za granicą pracuje już 1,5 mln Polaków. Jakie będą konsekwencje masowej emigracji zarobkowej?

– Tragiczne. Zabraknie nam specjalistów i robotników wykwalifikowanych, a to ograniczy możliwości rozwoju. Najzdolniejsi wyjeżdżają i tylko niewielki procent z nich wróci. W tej chwili przysyłają jeszcze pieniądze do Polski, ale to się skończy, kiedy ściągną rodziny. A przecież wymieramy jako naród, bo statystyczna Polka rodzi 1,23 dziecka. W rekordowym tempie rośnie mocarstwowość i rola Niemiec, które już są 4. potęgą świata i ściągają najlepszych specjalistów, również z Polski.
Program Solidarności sformułowany na I zjeździe w Oliwie to była koncepcja samorządności – tworzenia samorządów przedsiębiorstw i samorządów zawodowych. Po ’89 roku udało się utworzyć 1500 spółek pracowniczych, które dziś świetnie prosperują. Ale na poziomie państwa projekt „S” odrzucono.


  • 0

#8 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 18 wrzesień 2014 - 18:17


  • 0

#9 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 19 wrzesień 2014 - 16:13

http://www.youtube.c...h?v=42-8ma6BxvI


  • 0

#10 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 21 wrzesień 2014 - 11:30


  • 0

#11 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 30 wrzesień 2014 - 07:42

Postać amerykańskiego generała Pattona zawsze była dość kontrowersyjna. Jeśli wierzyć historykowi Robertowi Wilcoxowi, równie kontrowersyjne są okoliczności jego śmierci. George Patton padł rzekomo ofiarą spisku, zorganizowanego przez amerykańskich agentów, a „dokończonego” przez sowiecki wywiad...
Przez wiele lat Wilcox analizował wszystkie dostępne materiały, by dociec, jak doszło w 1945 roku do wypadku samochodowego, w wyniku którego zginął najpopularniejszy amerykański generał z okresu II wojny światowej. Wnioski historyka, zawarte w książce pt. Target Patton, są bulwersujące.
Zdaniem Wilcoxa, Patton został zamordowany przez sowiecki wywiad za cichą zgodą dowództwa amerykańskiej armii. 21 grudnia 1945 r., na drodze w pobliżu niemieckiego miasta Mannheim doszło do czołowego zderzenia samochodu generała z ciężarówką wojskową. Oba pojazdy w chwili zderzenia jechały z prędkością ok. 35 km/h. Nikt w wyniku tego wypadku nie doznał poważniejszych obrażeń z wyjątkiem Pattona, który doznał złamania podstawy czaszki i zmarł 12 dni później w szpitalu. Oficjalną przyczyną śmierci był skrzep krwi.
Patton za życia budził skrajne uczucia zarówno u swoich podwładnych, jak i u przełożonych. Wśród swoich żołnierzy znany był jako „Old blood and guts” (czyli „stara krew i flaki”). Był to znakomity kawalerzysta i szermierz, który namiętnie grywał w polo. Opowiadał o swoich bardzo realistycznych wizjach wcześniejszych wcieleń. Wierzył w reinkarnację i uważał się m.in. za wcielenie kartagińskiego żołnierza, rzymskiego legionisty, napoleońskiego generała i wielu innych postaci. Powszechnie znany był również z tego, że serdecznie nienawidził Stalina, komunizmu i sowieckich dowódców, z czym się specjalnie nie krył nawet w czasie bezpośrednich spotkań ze stalinowskimi generałami.
W czasie amerykańskich przygotowań do II wojny światowej zorganizował Desert Training Center w Kalifornii i wziął udział w manewrach w Luizjanie w 1941. W 1942 roku brał udział w inwazji aliantów na północne Maroko, a później wyróżnił się w czasie walk o Sycylię. Jego niewątpliwe sukcesy wojskowe przyćmiło kilka kontrowersyjnych wypadków. Doszło między innymi do tzw. „masakry w Biscari”, w której grupa amerykańskich żołnierzy zabiła ok. 70 włoskich i niemieckich jeńców. Żołnierze tłumaczyli potem, że zostali do tego zainspirowani przez agresywne przemówienia Pattona. Z politycznego punktu widzenia znacznie poważniejszym zdarzeniem był tzw. incydent ze spoliczkowaniem. 3 sierpnia Patton w czasie wizytacji szpitala spoliczkował i wyzwał żołnierza, który przebywał tam bez żadnych oczywistych oznak ran fizycznych, gdyż cierpiał tylko na silną nerwicę. Podobny przypadek zdarzył się ponownie 10 sierpnia w innym szpitalu. Po ujawnieniu całej sprawy w mediach, Eisenhower odebrał Pattonowi dowództwo 7. Armii.
Pod koniec wojny, w lutym 1945 roku, armia Pattona posuwała się szybko do przodu i miała realne szanse na wyzwolenie Pragi. Jednak generał dostał wyraźne polecenie od zwierzchników, by zatrzymać dalszy pochód swoich wojsk w głąb Niemiec.
Jak twierdzi Wilcox, po zakończeniu wojny Patton, który został wojskowym gubernatorem Bawarii, zaczął grozić, że poda się do dymisji i publicznie potępi Dwighta Eisenhowera za to, że ów zawarł rzekomo tajne porozumienie z dowództwem sowieckim. Porozumienie to miało zakładać, że wojska amerykańskie poniechają „wyścigu do Berlina” i pozwolą Sowietom na zajęcie Europy Wschodniej oraz zdobycie niemieckiej stolicy. Zdaniem Pattona, w wyniku tych potajemnych układów zupełnie niepotrzebnie zginęło prawie 20 tysięcy amerykańskich żołnierzy.
Na publiczne ujawnienie tych faktów Eisenhower nie mógł w żaden sposób pozwolić, tym bardziej że miał ambicje prezydenckie. Ponadto Patton twierdził, że konieczna jest natychmiastowa wojna ze stalinowską Rosją, co wielu jego kolegów uważało za szaleńczy pomysł.
W związku z tym generał „Wild Bill” Donovan, szef Biura Służb Strategicznych, późniejszej CIA, wynajął płatnego mordercę, Douglasa Bazatę, któremu polecił zabicie Pattona. Bazata miał zaaranżować niegroźny wypadek, po którym zadał generałowi poważne rany. Gdy zaś stan zdrowia Pattona zaczął się w szpitalu poprawiać, strona amerykańska pozwoliła agentom sowieckim na otrucie pacjenta. Bazata dziś już nie żyje, ale w 1999 roku rozmawiał z Wilcoxem i przyznał, że zderzenie samochodów było celowe, a nie przypadkowe.
Po śmierci Pattona nie dokonano sekcji zwłok. Szokujące tezy Wilcoxa oparte są na zeznaniach Bazaty i zachowanych dokumentach.
Andrzej Malak


Kilka cytatów z Pattona, które może go przybliżą jako człowieka”
„Dzisiaj otrzymaliśmy zlecenia… w których kazano nam dać Żydom specjalne zakwaterowanie. Jeśli dla Żydów, dlaczego dla katolików, mormonów, etc?… Wysyłamy również do Francji kilkaset tysięcy jeńców wojennych, którzy mają byc używani w ramach pracy niewolniczej. Zabawne, że walczyliśmy w czasie Rewolucji w obronie praw człowieka i w czasie wojny domowej w celu zniesienia niewolnictwa, a teraz wróciliśmy po łąmania obydwu zasad. ”
„Berlin dał mi bluesa. Zniszczyliśmy, co było dobrą rasą, a teraz zastąpimy ją rasą mongolskich dzikusów. A cała Europa będzie komunistyczna . Mówi się, że przez pierwszy tydzień po tym, jak zdobyli Berlin, wszystkie kobiety, które biegły zostały zastrzelone, a które nie – zostały zgwałcone. Mogłem zając to miasto, gdyby mi na to pozwolono. ”


Przez wszystkie lata PRL, oddziały AL czczono i wychwalano. Tymczasem, zdegenerowani bandyci dopuszczali się haniebnych czynów na swoich rodakach. Jak powiedział Piotr Gontarczyk w jednym z wywiadów: „Dorobek tej organizacji w walce z Niemcami to mniej więcej w 90% powojenna mistyfikacja. Z drugiej strony formacja ta ma na sumieniu mordy i pacyfikacje polskich wsi wspierających AK lub NSZ, oraz liczne mordy na Żydach.” Oddziały AL, złożone z przedwojennych kryminalistów, drobnych złodziejaszków i Rosjan stały się postrachem polskich wsi…

Poprzedniczka AL – Gwardia Ludowa, powstała w marcu 1942 roku. Początkowo nie łączono jej z komunistyczną Polską Partą Robotniczą, określając ją jako inicjatywę zwolenników czynnej walki z okupantem. Sztab, w głównej mierze tworzyli polscy skoczkowie zrzuceni przez Związek Radziecki, oraz sprowadzeni z Francji członkowie Brygad Międzynarodowych („Dąbrowszczaków”).

Pierwszą z grup GL, współtworzył Bolesław Mołojec, jeden z najważniejszych komunistów, wchodził on w skład trójki kierowniczej PPR. Pierwszym „sukcesem” owej grupy, stało się sterroryzowanie leśniczego, członka ZWZ-AK, oraz zabranie mu dubeltówki i pięć tysięcy złotych. Dwa dni później, napastników spotkała zasłużona kara. Komuniści natknęli się na oddział żandarmów, w trakcie walki, oddział rozpierzchł się, tracąc trzech zabitych.

Oddział Augusta Langego „Grubego Stacha” powstał w tym samym czasie co grupa Mołojca. Jedyną „akcją” jaką wykonano w takim składzie, był atak na pocztę w Janowcu. W trakcie próby wejścia do zamkniętego budynku, do napastników otworzono ogień. Dzielni partyzanci uciekli, pozostawiając w krzakach swego rannego dowódcę. Ci z oddziału, którzy nadal przejawiali chęć do pozostania w lesie, zasilili oddział Ludwika Kwiatka „Edka”. Wraz z nowym dowódcą dokonali napadu na majątek książąt Druckich – Lubeckich, organizując w środku suto zakrapianą zabawę. W trakcie zabawy, „Edek” wraz ze swoim zastępcą wyruszył skradzionym autem na przejażdżkę. Napotykając patrol zaalarmowanej żandarmerii zostali zastrzeleni.

„Oddziały” Gwardii Ludowej, powstały także w Lubelszczyźnie. Jednym z nich dowodził Wacław Marszałek „Myśliwy”. Oto wspomnienia jednego z jego partyzantów Jana Wziętka „Murzyna”:

[...] Na wiosce Owczarnia pow. Puławy do gospodarza po pijanemu wnosili nieuzasadnione pretensje, którego w tym czasie zastrzelili. Rodzinategoż gospodarza zorganizowała mu pogrzeb. Marszałek wraz ze swymi ludźmi spotkał kondukt pogrzebowy na drodze, który rozpędzieli, trumnę ze zwłokami rozbili i tak pozostawili. We wsi Grabówka pow. Kraśnik zgwałcili 3 kobiety [...].

Oddział Grzegorza Korczyńskiego „Grzegorza”, również wsławił się udanymi „akcjami”. Ukrywających się po lasach, bądź u chłopów Żydów, okradał i mordował. W wyniku tej akcji, w okolicach wsi Grabówka. Oddział Korczyńskiego zamordował około 100 Żydów.

Już w 1942 roku, mimo słabości partyzantki komunistycznej, dochodziło do ataków na żołnierzy AK i NSZ. Jedna z takich akcji nazwana „czyszczeniem terenu z faszystowskich band” zakończyła się zamordowaniem właściciela oraz 11 pracowników fabryki noży w Drzewicach. Mimo wszędobylskiej poprawności politycznej, zaryzykuję: banda GL dowodzona przez Żydówkę, złożona była w głównej mierzy z dobrze uzbrojonych ludzi wyznania mojżeszowego.

Wielkim „sukcesem” okazać się miało zdobycie przez ok. 150 partyzantów GL wsi Łomazy. Zwycięstwo miał być tak wielkie, że depesza o nim, została wysłana aż na samą „górę” PPR. Zupełnie inaczej, akcję tę widział wywiad AK. W swym raporcie napisano:

[...]ograbili kilka sklepów, restaurację, zdemolowano mleczarnię, z której zabrali ok. 25 kg. masła, zdemolowali posterunek Polskiej Policji [...], zniszczyli aparaty telefoniczne na poczcie, posterunku policji i w urzędzie gminnym. Zrabowane przedmioty zabrali na 5 furmanek.

W 1943 roku, powstał oddział „im. Pułaskiego” pod dowództwem jednego z najsławniejszych partyzantów GL – Stanisława Gacia „Kubusia”. W historiografii PRL, grupa ta dokonać miała około 200 akcji uwieńczonych sukcesem. W rzeczywistości, Gacia skupiał się na tzw. akcjach antyobszarniczych i antykułakowych, mówiąc inaczej, rabował Polaków. Doszło do sytuacji, gdy ludność, tworzyła samoobronę dla ochrony swych dóbr, a nawet współpracowała z żandarmerią niemiecką, w celu wyłapania złodziei z pod szyldu Gwardii Ludowej. Należy tu wspomnieć, że tego typu akcje akceptowane były przez kierownictwo PPR, z bardzo prostego powodu – partyzanci oddawali część zrabowanego mienia kierownictwu.

Rok 1943, to coraz większa liczebności oddziałów GL, ale i coraz większa ich demoralizacji. Jeden z meldunków mówił: Powszechne pijaństwo (musieliśmy czekać 2 dni aż sztab wytrzeźwieje i będzie zdolny do obrad). Coraz częściej atakowano placówki AK i NSZ. W tego typu akcjach wsławił się Antoni Paleń „Jastrząb”. Każdy atak rabunkowy kończył się morderstwem kilku działaczy narodowych lub żołnierzy Armii Krajowej. W jednej ze wsi zatrzymano grupę ochotników do oddziału NSZ, oto jak relacjonował to jeden z działaczy BCh: chłopców zaczęli zabijać rąbiąc siekierami, niektórzy rzucili się do ucieczki [...] Po upływie czasu dowiedzieliśmy się, że 5 zostało pochowanych w jednym dole, po zwłoki przyjechały matki, mężczyźni obawiali się, że zostaną zamordowani. Kobietom nie dano łopat, rękami odgrzebywałyziemi[...].

Inny z oddziałów Gwardii Ludowej, operujący na terenie Okręgu Siedlce AK, nawiązał kontakt z dowódcą tejże placówki. Po spotkaniu, z miejsca zastrzelono komendanta. W odwecie, cała grupa została zlikwidowana. Wojna domowa na ziemiach polskich rozpoczynała się na dobre.

Na Kielecczyźnie działała grupa „im. Ziemi Kieleckiej”, której przewodził Ignacy Rosenfarb vel Ignacy Robb „Narbut”. Grupa jego „wsławiła” się użyciem „ludzkiej tarczy” złożonej z Polaków, w celu zdobycia posterunku policji.

Równie „ciekawa” akcja miała miejsce w Żarnowcu. Oddział Tadeusza Grochola „Białego Tadka” zawiadomił posterunek policji w Żarnowcu, że w trakcie jarmarku, wszyscy mają złożyć broń. Jak nie trudno się domyślić, policjanci sprowadzili posiłki. Rozpoczęła się walka, w wyniku, której żandarmi wybrali spośród ludności zebranej na jarmarku 70 osób i wszystkich rozstrzelali. Tego typu nieprzemyślanych akcji, było znacznie więcej.

Lata 1944 – 1945 to już jawna wojna domowa między podziemiem niepodległościowym, a Armią Ludową. Partyzantka komunistyczna nadal dopuszczała się głupich akcji. Miejscowość Zakrzówek została napadnięta trzykrotnie w jednym miesiącu. Partyzanci zniszczyli zarząd gminy, co spowodowało iżNiemcy nałożyli na mieszkańców kontrybucję w celu pokrycia szkód. W trakcie kolejnego napadu, porwano lekarza i farmaceutę, ludzie musieli ich wykupić za 100 tyś. złotych. W tego typu akcjach zabłysnął oddział pod dowództwem Bolesława Kaźmiraka vel Kowalskiego „Cienia”. Do bandytów z Armii Ludowej zaapelował ksiądz Skibiński. Nawoływał by nawrócili się ze złej drogi i wstąpili do prawdziwej partyzantki. W odpowiedzi został porwany i zamordowany w lesie nieopodal. Partyzanci „Cienia” nie cofali się przed niczym, m. in. zatłukli krzesłami dwóch członków AK w majątku Józwów.

Warto przytoczyć tu historię napadu na dom rodziny Kobylarzy, by zobrazować, jak działała propaganda komunistyczna. Oddział Władysława Skrzypka „Grzybowskiego” napadł na wspomniany dom, celem zamordowania żołnierza NSZ Leona Kobylarza. Nie zastając go w domu, zastrzelono jego brata. Przy wyjściu, 16 letni Wojciech Kobylarz, najmłodszy z braci, wyjął schowaną broń i zastrzelił dowódcę AL-owskiej bandy. Oto co napisano w rozkazie Obwodu Lubelskiego AL: Za zbrodnie popełnione przez zbirów faszystowskich we wsi Potok, winno wyciągnąć najsroższe konsekwencje do kary śmierci wszystkich winowajców tej zbrodni, pośrednich i bezpośrednich. Komuniści bardzo szybko wrócili się zemścić. Bito i mordowano mieszkańców wsi, jednej z kobiet połamano ręce.

Podsumowując, dzieje Gwardii Ludowej i jej następczyni, to historia ludzi szukających tanich zdobyczy, możliwości „wyżycia się” niekoniecznie na okupancie. Omawiane tu sytuacje, jasno wskazują na kierunek w jakim szła działalność Armii Ludowej. Gdyby nie bierna postawa dowództwa Armii Krajowej w początkach istnienia komunistycznych oddziałów, z łatwością można by zlikwidować całe podziemie „radykalnie lewicowe”. Niestety, jedynie NSZ walczyło przeciwko czerwonej zarazie, traktując ją jak drugiego okupanta. W zwalczani bandytyzmy powstałego, już po 1944 roku w skutek coraz częstszych zrzutów spadochroniarzy radzieckich, wsławiła się Brygada Świętokrzyska, która na swym terenie, praktycznie zlikwidowała AL, oraz jej komórki wywiadowcze.

Warto przeczytać:

1. P. Gontarczyk, Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy 1941 – 1944, Warszawa 2003 (z tej pozycji pochodzą wszystkie cytaty zamieszczone w tekście).

2.Polska Partia Robotnicza, Gwardia Ludowa/Armia Ludowa na ziemiach polskich 1942 – 1944, red. K. Kaczmarski, M. Krzysztofiński, Rzeszów 2013.

Po wojnie zbrodnie dokonane przez GL/AL przypisano NSZ-owcom i AK-owcom.

















http://www.youtube.com/watch?v=9RC1Mepk_Sw

[Generał Clark opowiada o swojej wizycie w Pentagonie kilka dni po 9/11. Jeden z generałów powiedział mu: „Idziemy na wojnę z Irakiem. Nie, nie wiem, dlaczego. Podejrzewam, że nie wiedzą, co innego mogliby robić. Nie, nie mają żadnych nowych informacji o powiązaniach Saddama z Al-Kaidą. Po prostu podjęli taką decyzję. Podejrzewam, że nie wiemy, co zrobić w sprawie terrorystów, ale mamy dobrą armię i możemy obalać rządy. Jak masz pod ręką tylko młotek, to wszystko dla ciebie wygląda jak gwóźdź”. Clark wrócił spotkać się z generałem po kilku tygodniach, w tym czasie USA bombardowały już Afganistan. Clark zapytał, czy plan jest wciąż aktualny. Generał odpowiedział: „Gorzej. Właśnie dostałem notatkę od Sekretarza Obrony. Zamierzamy podbić siedem państw w ciągu pięciu lat. Najpierw Irak, potem Syria, Liban, Libia, Somalia, Sudan i na koniec Iran. Prawda o Bliskim Wschodzie jest taka, że gdyby nie byłoby tam ropy, byłby jak Afryka”.]

Użytkownik marder edytował ten post 05 październik 2014 - 14:15
Połączono posty.

  • 0

#12 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 10 październik 2014 - 18:43

https://www.youtube....h?v=zBFQb_p5t9k


  • 0

#13 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 25 listopad 2014 - 16:55

https://www.youtube....h?v=o9erNgm6lj8

 

Takie jest prawo tamtych obszarów że kiedy Polska jest wolna to i inne ludy tam zyjace są wolne, a kiedy Polska traci wolnosc to i one wszystkie idą w jażmo niewoli


Użytkownik zdzisek edytował ten post 25 listopad 2014 - 17:04

  • 0

#14 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 27 listopad 2014 - 12:50

Interesujący jest wywiad, który został udzielony przez Mela Gibsona w 1995 r. dla Playboya:
(D)ziennkiarz: Co sądzisz o Clintonie?
(M)el Gibson: - Oportunistyczny pionek. Ktoś mu mówi, co ma robić.
D: - Kto?
M: - Ten kto naprawdę ma władzę, nigdy nie stoi w pierwszej linii. (…) Jeśli chcesz znać moje zdanie, Clinton został przeznaczony na prezydenta trzydzieści lat temu.

D: - Miał wtedy osiemnaście lat. Naprawdę w to wierzysz?
M: - Tak. Był stypendystą Rhodes'a, prawda? Tak samo jak Bob Hawke. A wiesz, co to jest stypendium Rhodesa? Cecil Rhodes ustanowił je w Rodezji dla młodych mężczyzn i kobiet, którzy chcą walczyć o nowy porządek świata. Miałeś o tym pojęcie? W kwestiach George'a Busha? CIA? W rzeczywistości to Marksizm, tylko po prostu nie obnosi się tym. Karol wiedział co robi, tylko posunął się za daleko w mówieniu o tym, czym to tak naprawdę jest. Lepiej zdobądź władzę nie przyznając się do tego. Zrób to potajemnie. Stypendyści Rhodes'a będą politykami na całym świecie.


  • 0

#15 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 03 grudzień 2014 - 12:17

https://www.youtube....h?v=7-JprdRkr5I


  • 0

#16 PIMOT

PIMOT

    Narrator

  • Użytkownik
  • PipPipPipPipPipPipPipPip
  • 1842 postów

Napisano 03 grudzień 2014 - 21:30

Film jest pozbawiony obiektywizmu. Z życiorysu Warszyca,i jemu podobnych, należy rozdzielić okres walki 39-45 od póżniejszego który z bohaterstwem nic nie ma wspólnego. Po skończonej wojnie,żolnierz składa broń,a nie prowadzi ''swoja wojnę przeciw nowej wladzy. Bandy leśne,zwane przez obecna władze ''żołnierzami wyklętymi'',zamordowały 5 tysięcy cywili,w tym 187 dzieci. 


  • 0

Ludzie buduja za duzo murow a za malo mostow

 

Issac Newton


#17 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 04 grudzień 2014 - 15:03

Łukasz Ciepliński do Żony i Syna zza krat

Grypsy:

Andrzejku! W trakcie okupacji niemieckiej dowodziłem inspektoratem rzeszowskim. Podlegało mi około 20 000 ludzi. Wielu z nich zginęło w walce o Polskę i o duszę Narodu Polskiego, wielu jest mordowanych obecnie. W pracy i walce widziałem tak wielkie umiłowanie Ojczyzny, bohaterstwo i bezgraniczne poświęcenie i oddanie Sprawie, że ze wzruszeniem myślę o nich i Bogu dziękuję, że pozwolił dowodzić mi synami bohaterskiej ziemi Rzeszowskiej. Chciałem opisać ich sylwetki i czyny, by nie poszły w zapomnienie i przekazać je historii. Ponieważ nie będę już mógł tego zrobić, na Ciebie spada ten obowiązek.

 

„Kochaj Polskę i miej Jej dobro na uwadze zawsze. Ona musi zająć w świecie właściwe miejsce i uzyskać dobrobyt oraz szczęście wszystkich obywateli. […] Musisz kształcić swój umysł, zdobyć szerokie wiadomości. Ucz się pilnie. Wyjedź na studia zagranicę /Ameryka, Anglia Holandia lub Belgia/. Staraj się tam zapoznać z bieżącymi problemami życia naukowego, gospodarczego, społecznego, kulturalnego i politycznego. Pamiętaj że musisz wrócić do kraju z wiadomościami pozytywnymi i gruntownymi. Co szlachetne i wielkie – przyjmuj, co płytkie i nikczemne – odrzucaj.” [7 I 1951]

 

„Odbiorą mi tylko życie. A to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą. Jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że Idea chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. To moja wiara i moje wielkie szczęście. Gdybyś odnalazł moją mogiłę, to na niej możesz te słowa napisać. Żegnaj mój ukochany. Całuję i do serca tulę. Błogosławię i Królowej Polski oddaję. Ojciec.” [20 I 1951]

 

Grypsy Łukasza Cieplińskiego wynosił z celi współwięzień skazany na dożywocie. Były przechowywane w Anglii i dopiero w 2005 r. wróciły do Polski. Materiały pochodzą ze strony:pomnikcieplinskiego.pl Data wykonania wyroku śmierci na Łukaszu Cieplińskim w dniu 1 marca 1951 r. została uznana za datę obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.


  • 0

#18 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 07 grudzień 2014 - 13:12

Kilka Sposobów na Manipulację Społeczenstwem

 

1 .Odwróć uwagę

2. Stwórz problemy, po czym zaproponuj rozwiązanie

3. Stopniuj zmiany

4. Odwlekaj zmiany

5. Mów do społeczeństwa, jak do małego dziecka

6. Skup się na emocjach, nie na refleksji

7. Utrzymaj społeczeństwo w ignorancji i przeciętności

8. Utwierdź społeczeństwo w przekonaniu, że dobrze jest być przeciętnym

9. Zamień bunt na poczucie winy

10. Poznaj ludzi lepiej, niż oni samych siebie

 

za: „Les 10 Stratégies de Manipulation de Noam Chomsky”


  • 0

#19 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 06 kwiecień 2015 - 09:59

szejk wyjaśnia sprawy Ukrainy

 


  • 0

#20 zdzisek

zdzisek

    Mruk

  • Użytkownik
  • PipPipPipPip
  • 59 postów

Napisano 04 maj 2015 - 08:29

"o wiele mniejsze macie Wyyy" 00:19 ? Wyyy? tzn Kto?

 

http://dziendobry.tv...6437.html#forum


  • 0


Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych