Ostatnio dość dużo ankieterów "atakuje" mnie i moich znajomych w domu i w pracy prośbą o wypełnienie lub udział w ankiecie. Poniższy tekst dedykuję wszystkim ankieterom,"badaczom" :-)
Ankieter,w pracy ;-)
Tekst nie jest mojego autorstwa, jest chyba nawet starszy ode mnie ;-) Pochodzi z repertuaru radiowego kabaretu „60 minut na godzinę”.
Krzysztof Jaroszyński
„Ankieta”
Przyszedł do mnie ankieter. Niestety, wpuściłem go, a dokładniej to on sam wyrwał łańcuch. Otworzył poplamioną margaryną aktówkę.
- Magister Nowak?
- Nowak – odpowiedziałem zgodnie z prawdą – Ale nie magister.
Twarz mu jakby nieco stężała.
- To co pan robi zawodowo... pozornie?
- Jestem mistrzem na wydziale.
Wypogodniał.
- No i bardzo pięknie. Mistrz to jest po łacinie „magister”. Magister Nowak – zanotował wkładem do długopisu.
- To pana mieszkanie? Ile ma metrów?
- No, jak u wszystkich... ze dwadzieścia.
Popatrzył na mnie uważnie.
- Pan chyba żartuje. A wysokie?
- Około dwóch i pół metra.
- Acha, to jest... zaraz... pięćdziesiąt metrów sześciennych – pochylił się nad papierami – „Mieszkanie pięćdziesiąt metrów” – napisał.
- Ale sześciennych...
- Tutaj nie ma rubryki „jakich”, tylko jest „ile”. Winda jest?
- Nie działa.
- Ale jest?
- No... jest.
- „Winda znajduje się” – nagryzmolił – Kaloryfery grzeją?
- Latem grzeją. Natomiast zimą – przeciwnie, w kożuchach musimy chodzić. Dosłownie lodówka...
Wstrzymał mnie.
- Zaraz zanotuję. „Lodówka... jest”. Dzieci pan jakieś ma?
- Tak. Jedno.
- Jedno mi nie konweniuje. Może bliźniaki?
- Kiedy mówię panu, że jedno.
- Może to syjamskie, a pan się nie spostrzegł?
- Syjamskiego mamy kota.
- Aha, świetnie, to ja podciągnę razem. „Dwoje” – napisał na dole i obrócił kartkę. – Ile pan zarabia?
- Trzy tysiące. Żona nie pracuje.
- Taaaak. A rok temu?
- Ja też trzy. A żona sprzątała w kinie. Dwa.
- Zaraz, niech skalkuluję. To rok temu miał pan trzy plus dwa na dwie osoby, to jest po dwa i pół, a teraz ma pan trzy na siebie. To jest wzrost o pięćset. – Natychmiast to zanotował – Aha, byłbym zapomniał. Jak tu z kanalizacją?
- No, wie pan, prawdę mówiąc...
- A po co prawdę? – przerwał – Ja nie jestem spowiednik, ja jestem ankieter.
- Mimo to powiem. Musimy schodzić na dół, na podwórko do pompy. Nabieramy w wiadra, wnosimy do domu, wlewamy do wanny, wanna jest przeżarta, to wszystko wycieka, tak że wieczorem musimy z powrotem nosić...
- Chwileczkę. Pan wnosi, ona ścieka, pan wnosi, ona... i tak w kółko? Tak?
- No...
- Wobec tego to jest woda bieżąca. No, i w ten sposób udało mi się jakoś zmieścić pana w średniej – podsumował, zamykając z trzaskiem aktówkę. – Kochany, ile ja się muszę namordować, żeby taką średnią od ludzi wyciągnąć. Wypracowałem już sobie swoje sposobiki. Na przykład, gdy trafię dwie rodziny, co mi nie wchodzą do średniej, to je sumuję ze sobą. Potem, żeby się ilość ankiet zgadzała, do modelowych zachodzę po dwa razy. Na koniec zostawiam sobie przyjemność i jedną ankietę wypełniam tak, jak jest. Czasem nawet coś zagęszczę. To moja własna ankieta.
SOCJOSZPIEG
Jestem socjologiem. Szpiegiem w służbie Nauki.
P.S.
Tekst z 2007 jednak wciąż aktualny